Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wcielona Furia - I


Polia

Za każdym razem, kiedy widziałam syna Iris, przechodził mnie dreszcz. Niesamowite, z jaką łatwością wyławiał mnie z tłumu. Tak samo stało się i dzisiaj na weselu. Te złote oczy, które lśniły w ciemności, były niezwykłe, a gdy używał swojego daru, stawały się hipnotyzujące, płonęły wręcz wewnętrznym ogniem. Ale taka była magia. Porywająca.

Siedziałam przy weselnym stole sama. Chyba jedyna w tym gronie nie parałam się magią z bardzo prostej przyczyny: nie posiadałam daru. Urodziłam się zwyczajna, ku całkowitej rozpaczy rodziców. I absolutnie nic nie byli w stanie z tym zrobić, poza tym, że pożegnali swoje marzenia o wielkich mariażach i łączeniach rodów.

Podobała mi się sceneria ogrodowych dekoracji, w których odbywało się przyjęcie weselne w rodzinie królewskiej. Ogromne bursztynowe i srebrne lampiony, rozwieszone między masztami, dawały oświetlenie całej imprezie. Długi prostokątny stół zastawiony dla młodych i rodziny i kilkadziesiąt okrągłych ustawionych z boku, ozdobione śnieżnobiałymi obrusami i błyszczącą zastawą stołową, przyciągały wzrok różnorodnymi kompozycjami kwiatowymi w swoich centrach. Roześmiane głosy ludzi i zapach skoszonej trawy wypełniały powietrze.

Siedziałam wpatrzona w parkiet czując na sobie wzrok Vesy. Uparcie jednak śledziłam wzrokiem jego siostrę bliźniaczkę Adnanę, wirującą na parkiecie. Piękna kobieta z królewskim piętnem na dłoni. Córka mojej przyjaciółki wychodziła za mąż!

– Musisz przestać mnie ignorować! – usłyszałam w swoim uchu szept Vesy.

Niezwykle powoli odwróciłam w jego stronę głowę. Odruchowo oblizałam usta. Nieznaczny ruch palcem i moje krzesło znalazło się tuż obok niego. Leniwym gestem położył dłoń na oparciu, kciukiem przeciągając po szczycie ramienia. Wciągnęłam ze świstem powietrze, czując ten dotyk każdą komórką ciała.

– Dokładnie z tego powodu musisz przestać mnie ignorować.

Spojrzałam na swoje drżące dłonie. Potarłam opuszki palców o siebie. Niemal namacalnie przeskakiwały mi po skórze złote iskry. Wariactwo!

– Popatrz na mnie.

Zamknęłam oczy, zaciskając dłonie w pięści i starając się zignorować, jak ten dzieciak na mnie działał. Tak, dzieciak, bo Vesa Paldanius miał dokładnie trzydzieści dni. I mój idiotyczny mózg nie ogarniał jak dziecko, noworodek, którego widziałam trzydzieści dni temu, teraz był dorosłym mężczyzną. Trzymałam go w ramionach, zachwycając się z jego matką, jaki jest słodki.

Magowie mieli tę właściwość. Rodzili się i dorastali w tempie dzień za rok. Większość z nich zatrzymywała czas inicjacją seksualną. Pierwszy orgazm i zaczynałeś się starzeć, o wiele wolniej śmiertelnicy a praktycznie wcale. Ale w królewskim rodzie przestrzegano surowo trzydziestu dni. Za złamanie zasad groziły kary.

Siostra Vesy przeżyje swój pierwszy raz podczas nocy poślubnej, ale więź, jaka złączyła ją i Anisa narodziła się przy pierwszym dotyku. Adnana miała sześć dni, gdy złapała za rękę przyszłego męża. Na obu dłoniach pojawiła się srebrna winorośl. Przeznaczeniem Adnany nie było zatem rządzić. To Vesa zasiądzie na tronie po ojcu i przejmie pieczęć.

Poza świetlaną przyszłością odziedziczył pamięć zbiorową a jego wiedza i wspomnienia sięgały stuleci wstecz. Przerażająca perspektywa, zwłaszcza dla mnie, mimo że matka opisywała to, jako cudowne uczucie przynależenia, którego nigdy nie doznałam.

– Popatrz na mnie Polia – rozkazał ostrzej.

Przygryzłam wnętrze policzka, przeciwstawiając się jego woli, chociaż czułam, że usiłuje mnie nagiąć. Przyciąganie nasiliło się. Drżałam wewnętrznie i coraz większą trudność sprawiało mi ignorowanie go w naiwnej próbie przeczekania, aż się znudzi. Tańczący na parkiecie zaczynali dyskretnie patrzeć w tę stronę. Użycie takiej energii zawsze przyciągało spojrzenia, nawet tych, którzy nie wierzyli w magię.

– Przestań! – szepnęłam, chcąc go powstrzymać.

– Chciałbym, ale nie mogę.

Poprawił ramię ułożone na oparciu krzesła i pochylił się nieznacznie ku mnie.

– Możesz. Po prostu przestań – poprosiłam stanowczo. – Nie mam w sobie magii i nie będę twoim poligonem doświadczalnym na śmiertelnych.

– Masz.

Jego cichy śmiech rozbrzmiewał w moich uszach jak muzyka. Znów musnął moją skórę kciukiem, tym razem na karku. Wrażenie było upajające, całe ciało przeszył elektryczny prąd. Nie będę w stanie go powstrzymać, kiedy stracę zdolność logicznego myślenia. To zaledwie muśnięcie skóry, a każda komórka ożyła, potęgując efekt.

Przełknęłam ciężko. Nie chciałam zostać zabawką królewskiego potomka. Opierałam się magii, ponieważ sama jej nie posiadałam, ale byłam świadoma, jak wpływa używanie daru na innych. Dzięki temu potrafiłam przy pewnej dozie koncentracji zignorować działanie. Ale teraz stawałam się coraz bardziej podniecona. Ciało wyrwało się, by poczuć kolejny dreszcz, dotyk dłoni, muśnięcie ust.

– Przestań, proszę – spojrzałam mu w oczy z błaganiem.

Złote tęczówki lśniły, ale magia przygasła nieco, tylko dlatego, że położył dłoń na moim karku. Zachłysnęłam się powietrzem, otwierając szeroko oczy. Pożądanie uderzyło euforią do mózgu, wydzierając mi z gardła cichutki jęk. Kąciki jego ust podniósł się nieznacznie do góry, wyrażając to samo co oczy: satysfakcję. Wiedział doskonale, jaką ma siłę oddziaływania.

– Vesa – doszedł nas naglący szept Charlotte. – Co ty robisz?

Nawet nie zauważyłam, że do nas podeszła. Oparła się dłońmi o oparcie krzesła i pochyliła, udając, że bierze udział w rozmowie.

– Oznaczam królową – odparł pewnie.

Te dwa słowa sprawiły, że serce mi zamarło.

– Zwariowałeś! – syknęła. – To tylko cholerny dzieciak służby!

Te słowa sprawiły mi ból, rozchodzący się falą.

– Przepraszam – wyszeptałam, usiłując wstać, ale dłoń na moim karku zacisnęła się lekko, żądając posłuszeństwa.

Owszem może i byłam nikim, słyszałam to już nie raz, ale on nie musiał tego wiedzieć. Łzy zakuły mnie pod powiekami. Zamrugałam wściekle, chcąc je odgonić. Spuściłam głowę, wbijając wzrok we własne dłonie.

– I co z tego? – zapytał zwodniczo spokojnym głosem.

– Nie wiem, kto ją tu zaprosił, ale ewidentnie nie zna swojego miejsca – wycedziła niegrzecznie.

– Ty także! – padły surowe słowa. – Odejdź Charlotte, zanim mnie zdenerwujesz.

– Nie mówisz poważnie! – oburzyła się. – Nasi rodzice mają zamiar podpisać kontrakt.

– Żeby był prawomocny, musisz mieć na nim, krwawą przysięgę, odbicie mojego kciuka we krwi.

– Nie możesz mnie tak traktować – tupnęła nogą, podnosząc nieznacznie głos.

Charlotte wysunęła dłoń, żeby oderwać jego palce od mojego karku, ale nim to nastąpiło, czas się zatrzymał. Ot tak na kliknięcie palców Vesy. Ucichła muzyka a ludzi przestali się poruszać. Byliśmy tu tylko we dwoje. Zamknięci w bańce czasu.

– Popatrz na mnie Polia – poprosił łagodnym, miękkim tonem. – Naprawdę na mnie popatrz.

Chciałam być odporna i w pewnym sensie byłam, ale ten szept sprawił, że traciłam opanowanie. Ciało pragnęło jednego, kiedy rozum przypominał, że nic z tego nie będzie. Powinnam odejść jak najszybciej i nie pozwalać mu upokarzać mnie przed całą społecznością czarnego pałacu. I tak już pozwalał sobie na zbyt wiele, a ludzie widzieli wszystko i w głowach już pewnie przypięli mi łatkę kolejnej śmiertelnej „zabawki".

– Polio...

Drżący oddech mi wyrwał się z piersi, gdy zwróciłam na niego oczy, ulegając ciepłemu szeptowi. Wpatrywałam się w jego demoniczną twarz, a płomień pożądania znów ogarniał pożogą ciało, domagając się więcej. Podniecenie wyostrzyło jego męskie rysy i bliżej mu było teraz do prawdziwej postaci niż do człowieka. A jednak on też mnie pragnął, to właśnie ten blask żarzył się w jego tęczówkach. Nie powinien, a mimo wszystko...

Musiałam zerwać to połączenie, wyswobodzić się z czaru. Spojrzałam na dłonie, dostrzegając między moimi palcami przeskakujące złote iskry. Opuszki mrowiły a rozkoszny dreszcz przetoczył się przez ciało, gdy paznokciami przesunęłam po poduszeczkach kciuka.

On był wszystkim, czym ja nie byłam. Królewska magia... i kopciuszek. Literalnie, dziecko służącej. Przymknęłam oczy, ale to tylko sprawiło, że zalał mi głowę obrazami kobiety seksownie wyginającej się na łóżku, przeżywającej rozkosz. Męskie dłonie trzymały ją pewnie w talii, aż nad piersią pojawił się złoty tatuaż.

– Vesa, musisz przestać – błagałam, wiedząc, że brakuje mi sił, żeby się opierać.

Stopklatka i scena zaczęła się odtwarzać na nowo. Ciało kobiety się wygina a z dłoni mężczyzny spływa złocista plątanina znaków okalająca pieczęć, wnikając w skórę kobiety, stapiając się i tworząc złoty tatuaż.

– Nie chcę. To widzę, za każdym razem gdy na ciebie patrzę – rzucił niskim, seksownym tonem, który postawił mi włoski na karku na baczność.

– Ja nie...

Ujął moją głowę w swoje dłonie, przewiercając spojrzeniem.

– Jak ty nic nie rozumiesz! – powiedział stanowczo. – I jeszcze się opierasz! – dodał z wymówką. – Jesteś tą kobietą! I cokolwiek zrobisz, będziesz nią.

– Ale to Charlotta...

Zachłanne usta opadły na moje, żądając odpowiedzi. Przestałam myśleć a zaczęłam czuć, ciało obudziło się, burząc barierę, jaką stworzyłam przed magią Vesy. Coś dziwnego we mnie wstąpiło, zagłuszając zdrowy rozsądek. Między jego skórą a moją przeskakiwały iskry, potęgując pożądanie. Wtargnął do ust językiem, nagląc do posłuszeństwa i poddania się. Pogłębił pocałunek pieszcząc kark.

Chciałam więcej, o wiele więcej. Wszystkiego, co mógłby mi ofiarować.

– Będziesz moja Polio, jesteś mi przeznaczona.

Wątpliwości zalały mi umysł, walcząc z obezwładniającym, niemal zwierzęcym pożądaniem.

– Musimy przestać.

– Nie – zaprzeczył po raz kolejny.

Wstał, zmuszając mnie do tego samego. Cztery ubrane w habity postacie aniołów wyrosły wokół nas. Każdy z nich skrywał twarz pod kapturem i miał na plecach przytroczony miecz. Widziałam jej już wiele razy, ale zawsze fascynacja podszeptywała mi niezliczone legendy na ich temat. Ci, którzy nie przyjęli cielesnej formy.

Vesa objął mnie ramieniem w pasie, przyciągając bliżej.

– Nie wezmę mojej królowej na stole weselnym siostry.

Odblokował czas, a muzyka uderzyła w nas oboje, tak samo jak gwar rozmów. Rozejrzałam się z paniką, szukając wsparcia i wyjścia z sytuacji, żeby nie robić sceny i nie zakłócać przyjęcia.

To nie może być tak!

– Vesa! – cichy krzyk Charlotte, skończył się równie raptownie jak zaczął.

Iris trzymała na jej ramieniu dłoń, osadzając w miejscu. On natomiast poprowadził nas na parkiet w stronę państwa młodych. Skłoniłam głowę przed Adnaną, nie podnosząc wzroku.

– Już czas – oznajmił im obojgu.

– Podnieś oczy Polia – powiedziała Adnana słodko. – Nie jesteś służącą. – Posłała zimne spojrzenie w stronę, gdzie stała Charlotta. – Jesteś królewską oblubienicą.

– Proszę, nie mów tego – wyszeptałam.

– Nie zmienisz swojego przeznaczenia – dodał Anis.

Nadal uparcie odmawiałam popatrzenia im w oczy. Były tylko dwie osoby, które miały wpływ na Vesę. Rodzice. Odwróciłam się do stojącej na lewo matki.

– Iris, proszę, pomóż mi.

Przyjaciółka spojrzała na mnie swoimi łagodnymi oczami łani i uśmiechnęła się.

– Jesteś w dobrych rękach. Błogosławię ci Polio Green.

– Nie, nie, nie – miotałam się w desperacji. – Morten! – wyszeptałam bezgłośnie, nie mogąc zwrócić się do niego tak swobodnie w obecności tych ludzi.

On nad moją głową wymienił spojrzenia z synem, ale nie wahał się powtórzyć za żoną.

– Błogosławię ci Polio. Ja i cała moja rodzina.

Vesa poprowadził nas do środka zamku a potem plątaniną korytarzy. W eskorcie straży odprowadziliśmy najpierw Anisa i Adnanę. Przed ich sypialnią zostali dwaj strażnicy a kolejni podążyli z nami.

– Vesa...

W odpowiedzi zsunął dłoń na mój pośladek, zaciskając lekko palce. Przygryzłam wargi, żeby nie jęknąć na wydechu. Spazmatycznie złapałam oddech, decydując się milczeć, aż zostaliśmy sami. Ogromne łoże wzbudziło strach, ale tylko dlatego, że nagle przestał mnie dotykać.

– Vesa to nie może się udać. – Cofnęłam się o krok, kiedy zrobił jeden w moją stronę. – To niepotrzebne szaleństwo, zrobisz mi krzywdę.

To nie miało prawa się udać. Żeby zatrzymać czas, musiałby dzielić ze mną łoże w swojej naturalnej postaci. Rozerwałby mnie od środka.

– Przygotuję cię – zapewnił, zaczynając rozpinać guziki koszuli.

– Nie da się – zaprotestowałam, wyłamując palce.

– Polio w mojej głowie są dziesiątki doświadczeń poprzednich pokoleń. Musisz mi zaufać.

Zamknęłam oczy i pozwoliłam opaść głowie w dół, czując się pokonana.

– Widziałam Iris zaraz po...

– Nie popełnię błędu ojca.

On zupełnie nie słuchał tego co mówiłam. Co za uparty facet!

– Nie jesteśmy małżeństwem!

Jego dłonie zastygły tuż przed zrzuceniem z ramion koszuli. Miodowe oczy zapłonęły magią.

– Naprawdę uważasz, że znieważyłbym cię w taki sposób?

Otworzyłam usta, aby wypowiedzieć: tak, ale coś we wzroku Vesy oraz uniesionej brwi kazało mi milczeć i zmienić taktykę.

– To nie byłby pierwszy raz, kiedy ktoś z obdarzonych przewraca się w pościeli ze śmiertelnymi, żeby potem pojąć za żon obdarzoną.

– To nie czternasty wiek Polio. – Złote oczy płonęły, ale złagodniały. Koszula opadła na podłogę. – Tutaj wszystko odbywa się za obopólną zgodą. Owszem, nawet mój ojciec miał kochankę przed matką, ale wybrał kobietę, którą kocha i będzie kochać aż po kres jego dni.

Iris! Przecież ona też nie była wysoko urodzona. Nie zauważyłam, kiedy znalazł się przy mnie, palcem podnosząc brodę do góry, żebyśmy spotkali się wzrokiem.

– Czas możesz zatrzymać tylko z kimś, komu w żyłach płynie magia – wyszeptałam, łapiąc go za nadgarstek. – Proszę, nie rób mi tego.

– Jesteś córką dwojga obdarzonych. W twoich żyłach płynie krew magów i nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo niezwykła jesteś Polio Green.

Jego usta opadły na moje i byłam stracona. Pożądanie buchnęło płomieniem wokół nas, zamykając w kręgu ognia. Gdzieś na skraju świadomości zauważyłam, że to nie powinno mieć miejsca. Krąg połączenia pojawiał się tylko pomiędzy osobami złączonymi na wieczność. Był ewenementem i szeptano o nim po kątach. Morten i Iris byli pierwszą parą od stuleci, która złączyła się w kręgu ognia.

– Przestań myśleć – wyszeptał mi do ucha, całując po szyi.

Wrócił do ust, tym razem żądając, by wpuścić go do środka. Nasze języki splotły się a Vesa pogłębił pocałunek. Nie sposób było oprzeć się namiętności, którą rozpalił. Świadomość każdej komórki rozbudzonej złotymi iskrami, upajała zmysły. Opuszki jego palców gładziły odsłoniętą skórę ramion, powodując niespokojne dreszcze. Szczyty piersi zacisnęły się a one same nabrzmiały w oczekiwaniu na dotyk.

Słodka euforia przyćmiona obawą przed bólem pozwoliła mi cofnąć się o krok i wyzwolić spod czaru namiętności. Uśmiechnął się, wędrując płonącym wzrokiem po moim ciele.

– I ty twierdzisz, że nie masz w sobie magii? Jak inaczej wytłumaczysz fakt, że potrafisz mi się oprzeć?

Wciągnęłam gwałtownie powietrze.

– Użyłeś na mnie czarów? – nie dowierzałam.

– Nie Polio, nie potrzebuję używać daru, żeby wzbudzić w tobie namiętność.

Przełknęłam ciężko.

– To, to... niemożliwe!


Vesa

Polia płonęła pod moimi dłońmi, spalając się ogniem namiętności. Wielbiłem to cudowne ciało całym sobą, wybierając z głowy wszystkie wspomnienia i przywołując sposoby na sprawienie kobiecie rozkoszy w łożu. Dzisiaj miała pierwszy raz zaczerpnąć z doświadczeń poprzednich pokoleń, nim obudzę w niej pradawną magię.

Wiedziałem o istocie, która dojrzewała w ciele kochanki, odkąd zobaczyłem ją pierwszy raz, ale czas już było ją uwolnić. Odrodzona, dokładnie taka będzie, gdy ta noc dobiegnie końca. Magia Polii potrzebowała silnego bodźca, żeby wyłonić się na powierzchnię. Utrata dziewictwa z nieśmiertelnym, królewskim potomkiem w czasie pełni księżyca miała nim być. Okoliczności jedyne w swoim rodzaju.

Przedtem jednak potrzebowałem, żeby stała się moją żoną, żeby oświadczyła, że jest tylko moja. Na zawsze. Mimo że mi samemu niewiele brakowało do utraty kontroli i poddaniu się namiętności, to jednak musiałem wpierw usłyszeć od niej te słowa.

– Powiedz, że jesteś moja! – zażądałem nagląco, odrywając się ustami od gorącego ciała między nogami Polii.

– Jestem twoja Veso Paldanius! – wyjęczała.

Nie potrzebowałem więcej, te słowa zgodnie z pradawnymi zasadami miały tę samą moc, co przysięga małżeńska. Nagiąłem nieco prawo, ale w dobrej wierze.

– Jestem twój Polio Green Paldanius – mruknąłem namiętnie, ostatni raz muskając nabrzmiałą łechtaczkę i posyłając kochankę w stronę tęczy, prosto w oszałamiające ramiona spełnienia.

Ciało Polii zastygło pod moją ręką w spazmie rozkoszy. Wygięła się w łuk, eksponując piersi. Zmieniłem formę w ułamku sekundy, biorąc jej ciało w posiadanie i jednym płynnym ruchem wsunąłem się do środka. Pozwoliłem, aby mój członek niemal rozerwał ją na pół. Ból Polii był teraz moim. Udało się zatrzymać czas, żeby nie wykrwawiła się na śmierć, ale by żywa czerwień krwi zabrudziła prześcieradło. Dokładnie tak, jak powinno być.

Złoty tatuaż pojawił się nad lewą piersią mojej kobiety i błyszczał przyzywając wzrok. Znak, że jesteśmy złączeni a magia będzie ją chronić. Kiedy ustanowię więź między nami, zostanie na skórze na stałe. Teraz była niewielkim oszustem, by utrzymać ją przy życiu.

Tykanie, które słyszałem w głowie od dnia urodzin zatrzymało się. Dłonie drżały mi nieznacznie. Utrzymywanie Polii przy życiu, wyczerpywało mi siły, a jeszcze będę musiał ją uzdrowić. Mimo że Adnana mogłaby to zrobić za mnie, bo posiadała moje talenty jako lustro narodzin, ale nie chciałem, żeby nagość przyszłej królowej była wystawiona na więcej oczu niż to konieczne. I tak mieliśmy szczęście, że prawo się zmieniło, pokładziny jeszcze do czterech pokoleń wstecz, odbywały się przy udziale członków rady.

Odetchnąłem ciężko, wysyłając wiadomość do ojca, że mogą bezpiecznie przekroczyć próg komnaty, nawet jeśli zaklęcie chroniące nadal unosi się w powietrzu. Spodziewałem się jego, matki i co najmniej dwóch członków rady: Esther i pewnie Antonio, ponieważ jest najstarszy. Ich zadaniem było potwierdzić, że czas został zatrzymany dziewiczą krwią Polii.

– Ona powinna być świadoma i odpowiedzieć na pytania.

Spojrzałem na Esther nie okazując żadnych emocji. Stałem wyprostowany z pełną erekcją, zupełnie nie wstydząc się swojego ciała. Na członku nadal znajdowała się krew.

– Będzie, jak tylko skończysz swoje oględziny.

– To wbrew zasadom!

– Zasady zatrzymywania czasu nie ograniczają tego rytuału – odparłem, słysząc w głowie, jak matka prosi, o zachowanie cierpliwości. – Zadaniem rady jest potwierdzenie, że była dziewicą i jej krew zatrzymała czas.

– To, że twojemu pra–pra dziadowi uszło coś płazem, nie znaczy, że obecna rada też się ugnie! To oszustwo! – upierała się.

Zacisnąłem usta w wąską kreskę. Esther nie zostawiła mi wybory, podważając autorytet wypowiedzi. Owszem był inny sposób, żeby dopełnić rytuał u a ja zaplanowałem sobie, że najpierw powiem żonie, gdy będzie świadoma, ale... Przeklęta członkini Rady!

– Deklaruję zatem, że Polia Green Paldanius, została moją żoną, złączona przysięgą po wieczność, zanim utraciła dziewictwo. Oddaliśmy się sobie dobrowolnie.

Zacisnąłem dłoń w pięść i nad lewą piersią Polii pojawiła się złota płonąca sześcioramienna gwiazda. Takie same znajdowały się na wewnętrznych nadgarstkach, niczym królewskie pieczęcie władzy na moich. Winorośl oplotła ją, znacząc drobnymi iskrami skórę. Oboje mieliśmy je w tym samym miejscu.

– To... – zacięła się Esther, wpatrując z niedowierzaniem w tatuaż. – To oszustwo!

– Już drugi raz oskarżasz mojego syna o oszustwo. – Odezwał się ojciec, zwodniczo spokojnym tonem. – Radziłbym uważać na słowa!

– Wszyscy wiemy, że w szale namiętności kobieta jest zdolna obiecać wszystko – odcięła się Esther. – Zwłaszcza taka, którą można omamić magią!

Matka zbladła na te słowa, ale ojciec uspokoił ją w myślach, że to tylko szczekanie nic niewartego psa.

– We krwi mojej żony – podkreśliłem to słowo – płynie magia, taka sama jak w twojej Esther. Jeśli nie wierzysz moim słowom, uczona rozstrzygnie nasz spór ze wszystkimi konsekwencjami.

Rozumiałem Esther, w końcu Charlotta była jej córką, ale zdecydowanie posunęła się za daleko w swojej roli. Gdyby uczona odczytała prawdę i przyznała mi rację, mógłbym wyciągnąć konsekwencje a w najgorszy wypadku pozbawić Esther przywilejów.

– Esther – odezwał się, milczący dotąd Antonio – może jednak zróbmy to, do czego jesteśmy tu wezwani? Nie widzę powodu, by nie ufać jego wysokości a on ręczy za syna i synową. Chyba że masz absolutną pewność, że królewski syn nie wyjawił nam prawdy.

Pięść nieznacznie zaczęła mi drżeć, a matka otworzyła oczy z przerażenia. Kazałem jej milczeć, a ojciec poparł tę decyzję. Przeniosła zaniepokojone spojrzenie na Polię. Stałem, ale robiłem to ostatkiem sił, utrzymując żonę żywą... i przytomną, tyle że zatrzymaną w czasie. Ojciec ustanowił między nami połączenie i dodatkowa dawka sił popłynęła. Odrzuciłem więź z matką, Polia będzie potrzebować uzdrowicielki, ponieważ przez tę starą rurę brakło mi sił. Napędzał mnie teraz gniew, tyle że on nie wesprze mnie w uzdrowieniu. Potrzebowałbym czystego, jasnego umysłu, żeby się skupić, a ból Polii stawał się moim.

Zacisnąłem szczękę, obserwując jak Esther pcha palce w moją kobietę

– Nie jestem w stanie wydać oświadczenia. Jest zbyt uszkodzona, a nie byliśmy obecni na pokładzinach.

Gniew był jak palący kwas.

– Wydasz je! – Rozkazałem mrocznie, przechodząc do swojej nadnaturalnej formy. – Oświadczam ci w tej chwili Esther Skeid, że nigdy nie poślubię twojej córki Charlotty ani nikogo w czyich żyłach płynie krew twojego rodu!

– Vesa! – zgromił mnie ojciec.

– Śmiesz na mnie podnieść rękę? – syknęła Esther.

– Uważam, że Esther nie jest obiektywna! – oznajmiła matka autorytatywnie. – Antonio, proszę, wezwij członkinię rady. Najlepiej uczoną.

Jego oczy zrobiły się okrągłe i niemal wytrzeszczone.

– Czy... czy ty ją odprawiasz lady Paldanius?

– Tak!

Esther wpatrywała się w to z absolutnym szokiem. Drżała jej warga. Jak wieść o tym się rozniesie, stanie się obiektem plotek.

– Vesa – ostrzegł ojciec, a ja posłuchałem go i wróciłem do ludzkiej formy.

Antonio położył rękę na sercu, jego oczy zalśniły bladym błękitem.

– Ja Antonio Marnon oświadczam, że tradycji stało się zadość, a przykazania zostały wypełnione. Nie dopatrzyłem się też żadnego naruszenia prawa przez królewskiego dziedzica i jego oblubienicę. Bądź pobłogosławiony Veso Paldanius i Polio Green Paldanius.

Wszyscy spojrzeliśmy na drugą członkinię rady. Mogła wyjść albo się poddać. Jeśli wyjdzie zabije Polię, nie dam rady utrzymywać jej przy życiu dłużej. Musiałbym złamać prawo i uzdrowić swoją kobietę. Byłbym stracony, ale za cel życiowy obrałbym wybicie rodu Callaro do ostatniego członka, w najbardziej okrutny i bolesny znany mi sposób.

– Ja Esther Callaro – zaczęła i odkaszlnęła – oświadczam, że – westchnęła z niezadowoleniem – tradycji stało się zadość, a przykazania zostały wypełnione. Nie dopatrzyłem się też żadnego naruszenia prawa przez królewskiego dziedzica i jego oblubienicę. Bądź pobłogosławiony Veso Paldanius i Polio Green Paldanius.

Zalała mnie fala ulgi, która przyhamowała nieco mój gniew. Nie okazałem w najmniejszy sposób, jak wpłynęły na mnie te słowa. Łzy spłynęły po policzkach matki.

– Jeśli usłyszę cień podejrzeń lady Esther, będziesz za nie obwiniona. – Nie mogłem sobie darować ostatniego słowa, w starciu z tą starą raszplą!

– Jak śmiesz! – oburzyła się.

– Wystarczy! – Głos ojca mógłby kruszyć skały. – Lady Esther możesz odejść. – Odprawił ją arogancko. – Lordzie Maranon. – Skłonił się przed nim lekko z szacunkiem, którego nie zamierzał okazać matce Charlotty. – Dziękuję za twoją uprzejmą radę i stawiennictwo.

Ledwo drzwi się zamknęły a opadłem na kolana przy głowie Polii. Matka rzuciła się do łoża, natychmiast kładąc dłonie na jej brzuchu, zarzucając wcześniej prześcieradło, żeby okryć nagość.

– Na boga! – jęknęła.

Wszystko zaczynało znajdować się za mgłą. Słyszałem swój oddech i bicie serca Polii. Jest moim wszystkim: nadzieją, gniewem, rozpaczą, miłością. Jedno zrodzone z drugiego – powtarzałem do znudzenia w głowie.

Adnana! Usłyszałem w głowie rozpaczliwy wrzask matki, nim ogarnęła mnie ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro