Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Topaz


"Ludzie rzadko zdają sobie sprawę, że kiedy ich usta kłamią, ich oczy cały czas mówią prawdę." — Tahereh Mafi, Julia. — "Trzy tajemnice"

Bogactwo, zaszczyt, chwała. To coś, czego każdy z nas oczekiwał. Wartości, jakich większość pragnęła, a mniejszość posiadała. Szlachta dysponująca tym wszystkim, bardzo często szczyciła się swoimi skarbami, przyodziewając się w różnego rodzaju ozdobne ciuszki, falbany czy garsonki. Obnosili się z tym, potem dziwiąc się, że ta większość, która nie posiada tego samego co oni, planuje ich śmierć na przeróżne sposoby, tylko po to, by w łatwy sposób pozyskać ich skarby.

W miejscu, gdzie promienie słońca jednak ani razu nie dotarły do wilgotnej ziemi, a szlachciców było tyle ile złodziei, którzy zdobyli obywatelstwa oraz wydostali się na powierzchnię, życie polegało właśnie na tym — na kradzieżach oraz morderstwach, które nie gwarantowały im niczego innego, jak tylko dotrwania jutra.

Ten dzień zapowiadał się tak jak zwykle. Kolejna robota, którą przydzieliła im ta silna i wymagająca kobieta. Lars był zestresowany. Kiedy Alex pewnego wieczora, kilka dni temu, a zresztą nawet nie miał pojęcia kiedy dokładnie to było, gdyż czas ostatnio prześlizgiwał mu się przez palce, jak woda — poinformował go o tym wyjściu w pewnego rodzaju, anormalny sposób.

Gdy wymknął się do baru, by zwinąć kilka fantów dla wsparcia przyjaciół, białowłosy zamiast w jakiś sposób zajść go od tyłu, kokieteryjnie zagadać, poflirtować z nim — jak to miał w zwyczaju — po prostu w odmienny sposób do niego podszedł. Był również ubrany bardziej przeciętnie, posiadając jednak obecną w jego komplecie charakterystyczną obrożę, której prawie nigdy nie ściągał.

Alex był Alex'em, ale jednocześnie w tamtym momencie, całkowicie się tak nie zachowywał. Zwykle uśmiechnięta twarz, była przy nim lekko zaróżowiona i pozytywna. Rozświetlać wydawała się Larsowi mrok Podziemia w podobnym stopniu jak Levi, gdy chwalił go za porządne wypucowanie podłogi w mieszkaniu.

Tamtego wieczora, kiedy tak do niego przyszedł i niby przypadkiem się na niego natknął, był naprawdę zaskoczony jego zachowaniem. To miała być odmienna misja, gdzie nie mogli dopuścić do morderstwa głównego celu. Rozkaz z góry wydawał się nareszcie czegoś wymagać, aczkolwiek nie mówił jednoznacznie co to ma być.

Dość znaczący szlachcic, którego Lily imienia postanowiła im nie zdradzać, miał znaleźć się w Podziemiach z nieznanego im powodu, tylko po to by przekazać komuś zawartość tajemniczej paczki, którą oni jako wewnętrzni, mieli za zadanie zdobyć. Otoczenie choć było podobne do typowego z burdeli w Podziemiach, miało jednak stać się dla nich o wiele bardziej niebezpieczne. Alex poinformował go bowiem, że w pogoni za ową paczką posłani zostaną nie tylko oni, ale również złodzieje, pochodzący z innych gangów.

Nie znali ich tożsamości, sami ponadto mieli zamiar ukrywać swoją, a paczka o nieznanej zawartości, miała być ich wstępem do innego postrzegania życia, które do kolorowych nigdy też wcale nie należało. Do ostatniej chwili, kiedy Lars wymykał się z domu, kiedy żegnał się nostalgicznym spojrzeniem z Levi'em, Farlan'em oraz Isabel i dołączał do przygotowanego już Alexa, miał jakieś złe przeczucie, że to, co wydarzy się w gospodzie, do której posyła ich ta wpływowa kobieta, zmieni u nich wszystko.

A jako że musiał pilnować się czasu, sprawdzał go wręcz machinalnie, gdyż w Podziemiach nigdy nie mógł być pewny, kiedy akurat na powierzchni wstaje się dzień. Spoglądał po kilka razy na przenośny zegarek, jak również czy spakował broń, zabrał odpowiednie ubrania oraz czy wszystko, aby na pewno zapamiętał. Nie miał również pojęcia, czym się do końca tak stresuje, jednak to dziwne uczucie było dla niego na tyle męczące, by po raz pierwszy od kiedy w ogóle zaczął pracę dla Lily, wyszedł ze swojego miejsca zamieszkania szybciej, niż miał to w planach.

Przechodząc wraz z Alex'em przez próg wskazanego przez ich szefową, bogatszego lokalu nie miał bowiem pojęcia, że przez przypadek wpadnie na osobę, której twarz będzie mu się przypominać do końca życia, choć jej imię nie zagości w jego pamięci już tak długo.

W środku gospody wrzało od bogatszych osobistości. Większość była ubrana w garnitury, piękne, bufiaste suknie o różnych kolorach, które przy świetle rzucanym jedynie przez naftowe lampy oraz świece mieniły się w oczach. Lars również nie odstawał co prawda zaraz od tych wszystkich osób. Miał na sobie czarny, choć momentami podchodzący pod szary zestaw spodni oraz wyjątkowo gustowną marynarkę w tych samych odcieniach.  Na pierwszy rzut oka, kiedy przymierzał ją jeszcze w domu, uważał, by w żaden sposób nie dopuścić do jej wygniecenia, albo co gorzej — poplamienia.

Wydawała mu się być w końcu tak droga, że jakiś z jego organów czy chociażby kawałek mięsa w tym miejscu mógłby posłużyć za walutę w celu jej kupna. Nie mógł pozwolić sobie na jej zbezczeszczenie, ponieważ nie było go po prostu na to stać. Pierwszym co jednak zwróciło większość jego uwagi, stał się duszący zapach. Przyzwyczaił się normalnie do woni różnego rodzaju alkoholi, papierosów, a nawet narkotyków, nigdy jednak nie stykając się bezpośrednio z mgiełkami różnego rodzaju, czy wodami kolońskimi. Nie było się zresztą co się ku temu dziwić, gdyż skoro ludziom momentami ledwo starczało na podstawowe wydatki, to dlaczego mieliby marnować swój dorobek, na coś tak błahego? Tutaj nie mieli prysznica, wody, wanny, więc nawet do głowy nie przyszłaby im myśl o wodach zapachowych.

Lars odkaszlnął nieznacznie, starając się nie skupiać na sobie większej uwagi i za skinieniem głowy przyjaciela, ruszył przed siebie, jednocześnie stale obserwując otoczenie. Nie raz przedzierał się przez tłum tańczących bogaczy, ledwo powstrzymując się przed kradzieżą czegoś bardziej wartościowego. Gdzieś po drodze zgubił też Alexa, czym nie mógł się teraz wyraźnie przejmować. Z tego co przekazał mu białowłosy, mogli być obserwowani, a on nie zamierzał być powodem, dla którego coś po raz pierwszy mogło im się nie udać. Lars nie mógł dopuścić do zagrożenia, w którym bezpośrednio narażani byliby jego przyjaciele.

Mieli spotkać się z białowłosym przy jednym ze stolików, by na spokojnie odnaleźć cel, jednak przy tej ilości gości, było to naprawdę czymś graniczącym z cudem. Miał problem, by dotrzeć w ogóle do miejsca spotkania, a co dopiero by zauważyć kogoś podejrzanego, postawnego oraz z dość pokaźną paczką. To było niemożliwe.

— Przepraszam. — wymamrotał pośpiesznie, gdy kolejny raz kogoś potrącił, próbując dopatrzeć się, stolika z numerkiem jedenaście.

Tym razem jednak, zamiast przemknąć obok napotkanej osoby i całkowicie się nią nie przejmując, zatrzymał się, gdyż owa nieznajoma pociągnęła go za rękaw, niemal zmuszając do udziału w dziwnego rodzaju potupajce. Kobieta była niewiele niższa od niego i co z uznaniem musiał przyznać — dość ładna. Nie odbiegała co prawda wyglądem od typowego kanonu piękna napotykanego w Podziemnych burdelach, jednak miała w sobie coś, co sprawiło, że blondyn postanowił chwilę dłużej się przy niej zatrzymać.

— Nic się nie stało. — uśmiechnęła się w jego kierunku, lekko marszcząc brwi, których ledwo mógł się dopatrzeć, gdyż sporą część czoła przysłaniała lekko pokręcona grzywka.

Burgundowa suknia przylegała mocno do jej ciała, wyróżniając się spośród tych, należących do innych szlachcianek, a sama brunetka nie wyglądała raczej jakoś staro, toteż Lars mógł dać jej na oko około szesnastu, może siedemnastu lat. Jej wzrost skłaniał go jednak ku zdaniu, że może być nawet w wieku Isabelle, co wcale nie pomagało mu w racjonalnej ocenie. Nie był też zbyt mądry i szybko porzucił swój tok myślenia, po prostu skupiając się na rytmicznym poruszaniu do muzyki wygrywanej przez kilku skromnych muzyków, jacy pozwolili sobie wydać oszczędności na jakiekolwiek instrumenty w tym miejscu.

— Nie widziałam cię tu wcześniej. — zagadnęła nieznajoma, marszcząc lekko swój nos pokryty piegami.

Lars miał wrażenie, że świdrowała go oczami, przenikając do głębi jego duszy, a przyjemny w odbiorze błękit, niebezpiecznie przekonywał go do niej, przez co zyskiwał mimo wszystko, nikłą dozę zaufania w stosunku do niej. Włosy miała poskręcane, połowicznie związane spinką, by nie pchały się do oczu, natomiast na szyję założony został złoty wisiorek w kształcie serca, który z niewiadomego powodu przykuł jego uwagę.

— Nie bywam tutaj zbyt często. — odpowiedział wymijająco, próbując mimowolnie uciec od mieszania się w dłuższą rozmowę.

Zacisnął mocniej dłoń na biodrze kobiety, gdy ta zdecydowała się zrobić skromny obrót, tylko po to, by jeszcze bardziej się do niego zbliżyć. Mógł poczuć zapach jej różanych perfum oraz dostrzec drobny pieprzyk zaraz poniżej obojczyka, który w dziwny powód przyśpieszył bicie jego serca. Lars nie miał pojęcia co się z nim działo, gdyż początkowa bliskość ze strony męskiej części jego klientów, nie onieśmielała go taki w sposób jak ta kobiety, choć ta nawet nie musiała się zbytnio o to starać. Subtelne ruchy i gesty, choć nie były na pierwszy rzut oka zauważalne, stawały się jednak dla mózgu pewnego rodzaju sygnałem pobocznym, który był odbierany, aczkolwiek nie przechodził przez strefę zastanowienia, będąc przy tym całkowicie pomijanym, a to czyniło go też przy tym wyjątkowo niebezpiecznym.

— Ja również. — zachichotała ciszej, przykładając drobną dłoń do swoich ust.  — Może się napijemy? — zaproponowała, muskając przypadkiem jego dłoń.

Wzrok skierowała w stronę stojącego dalej baru, przy którym już od kilku dobrych godzin kelner uwijał się z zamówieniami. Wyglądało na to, że tego wieczoru w tym miejscu zostało zorganizowane wydarzenie, które było dla niego zaskakujące i wyczerpujące. Nikt jednak nie zdołałaby się na dobre do czegoś podobnego w samych Podziemiach przyzwyczaić. Miejsce samo w sobie było anomalią i lokalem, któremu mogłaby pozazdrościć nie jedna gospoda na powierzchni.  Przed Larsem postawiony został jednak dylemat.

Z jednej strony obiecał spotkać się z Alex'em, a z drugiej bardziej chciał poznać intrygującą kobietę, która na niego wpadła. Rozprawiał się nad tym, co powinien zrobić, jednocześnie wysnuwając wynikające z tego konsekwencje, jednak nim zdążył dojść do jakiegokolwiek bardziej spójnego meritum, czy jak zwykły człowiek zdecydować o swojej przyszłości, brunetka niespodziewanie pociągnęła go za nadgarstek, decydując pośpiesznie za niego.

— Dwa kufle piwa, proszę. — nakazała głośniej, zwracając się w stronę kelnera.  Rozsiadła się wygodnie na stojących przy blacie krzesłach, które z jakiegoś powodu wciąż pozostawały puste, po czym zgarnęła włosy za ucho, dyskretnie się uśmiechając, tak jakby wyczulony na robocie Lars miał tego nie zauważyć. Zachowywała się strasznie ostentacyjnie.

— No więc, jak mam się do ciebie zwracać? — zaczęła, w momencie, gdy pewnego rodzaju niezręczna cisza, nawiązała się pomiędzy nimi, utrudniając dalsze poznanie się.

Jej podkreślone w lekki sposób wargi wciąż unosiły się pokrzepiająco, wprawiając w zakłopotanie, obserwującego ją blondyna. Choć nie zachowywała się nachalnie, ani też dość ekstrawertyczne, a wręcz biła od niej pewna doza tajemniczości, można było wyczuć, że to jej zainteresowanie jest aż przesadnie podejrzane. Na te kilka chwil jednak Larsowi kompletnie wypadło z głowy, że cel nie jest poszukiwany tylko przez nich, ale również przez innych złodziei i jeżeli się nie pośpieszą, to ktoś może im zgarnąć paczkę sprzed nosa, nawet gdy oni się w tym nie zorientują.

— Jestem Leo. — przedstawił się swoim drugim imieniem, którego używał w celach podszywania się pod kogoś.

Ten pseudonim, który mu nadano, idealnie wydawał się do niego pasować, a samo zgranie z dość bladą twarzą oraz blond kosmykami tylko to potwierdzało. Leo, wywodziło się w końcu od słowa „lew", co miało dodawać mu odwagi oraz szacunku. I choć mógł powiedzieć, że czuje się tym wszystkim przytłoczony, to właśnie ta przykrywka ubezpieczała go, chroniąc przed większym złem Podziemia.

— Jestem Nathalie. — nieznajoma odwdzięczyła mu się tym samym, z każdą sekundą sprawiając, że zaczynał zastanawiać się, czy aby na pewno skądś jej nie zna.

— Szukasz tu czegoś specjalnego, Leo? — upiła łyk trunku, który dosłownie przed sekundą podstawił pod jej dłoń kelner.

Lars z pełną uwagą obserwował, jak zanurza powoli usta w gorzkiej cieczy, by zaraz potem lekko je przygryźć. To prawda, że mogła być młoda, ale przy tym kreowała się na nadzwyczaj dojrzałą, nie tylko spożywając piwo w takim wieku, ale również w tak awangardowy sposób się ubierając. Blondyn nie mógł sobie nawet wyobrazić, jak jego przyjaciółka — Isabelle — mogłaby wyczyniać coś podobnego, choć bez wątpienia młodą Magnolię bardzo ciągnęło do różnego rodzaju broni oraz akcji, które czasem musieli wraz z Levi'em oraz Farlan'em przeprowadzać.

— Niczego szczególnego. — próbował ją zbyć, jednak ta wyraźnie nie ustępowała.

— Na pewno? Nie wyglądasz na kogoś, kto w takim miejscu jak to, nie szuka niczego. — skomentowała dosadnie jego odpowiedź, z chłodnym wydźwiękiem w głosie.

— No wiesz... — zaciął się, zastanawiając się, co mógłby w tej sytuacji powiedzieć.

Nie pamiętał już, kiedy na akcji zdarzało mu się być tak niepewnym oraz zagubionym, a w jego umyśle narastała potrzeba posiadania przy sobie Alexa, który przecież też zawsze jakoś lepiej radził sobie w rozmowach z kimkolwiek. Niemal automatycznie też zaczął szukać go wzrokiem, próbując dostrzec wśród tłumu wyróżniającą się białą czuprynę, która z całą pewnością nie należała do przeciętnych.

— Może zdradzę ci powód... — zawahał się, przełykając ślinę — jeżeli ty zdradzisz mi swój. — dokończył, czując na twarzy błękitne tęczówki kobiety, które ani na chwilę nie straciły czujności.

Brunetka dość wyraźnie mierzyła go wzrokiem, co z jakiegoś powodu jeszcze bardziej go zaniepokoiło. Uniosła brew, całkiem tak jakby się tego nie spodziewała, po czym w specyficzny sposób prychnęła pod nosem.

— No nie wiem... — zastanawiała się na głos, kokieteryjnie kręcąc lok na swoim palcu.

Jej usta naturalnie ułożyły się w bardziej zauważalny dziubek, a policzki nadęły się, uwydatniając dość okrągłą twarz. Wyglądała w tym momencie jak niezadowolone dziecko, które nie otrzymało czegoś od bogatej matki. Lars musiał jej to przyznać — była urocza, jednak w tym momencie nie mógł dać się zwieść jej delikatnej urodzie.

Nim jednak sam zdążył napocząć jakiś temat, cokolwiek wyciągnąć od tajemniczej towarzyszki, która na ten czas podała mu jedynie swoje imię, ta przerwała mu, wskazując instynktownie dłonią — o dziwo — w kierunku stolika, przy którym miał spotkać się z Alex'em. Momentalnie pierś blondyna napełniła się ulgą, gdy dostrzegł białe włosy i znajomy zarys sylwetki, a spięte dotąd mięśnie mogły się nareszcie rozluźnić.

— Może przyłączymy się do mojej siostry? — zapytała Nathalie, spoglądając na zajmującą miejsce obok Alexa, kobietę.

Lars bardziej skupił na niej swój wzrok, próbując rozpoznać coś poza blond kosmykami i wchodzącą w ciemniejsze odcienie zieleni suknię, jednak z tej odległości nie udało mu się dojrzeć jej twarzy. Propozycja, jaką rzuciła w jego stronę brunetka, rozwiązywać wydawała się jednak większość problemów, jakie sam sobie poniekąd stworzył.

Nie oponował więc długo, a tylko skinął głową w geście uznania, chwytając w dłoń, zamówiony wcześniej trunek, z którego jeszcze nie zdążył pociągnąć nawet najmniejszego łyka. Nieznajoma również poparła jego tok myślenia i czyniąc dokładnie tak samo, zaczęła kierować się do stolika z numerem jedenaście, gdzie ich cała przygoda miała się dopiero rozpocząć. Lars bardziej skupił na niej swój wzrok, próbując rozpoznać coś poza blond kosmykami i wchodzącą w ciemniejsze odcienie zieleni suknię, jednak z tej odległości nie udało mu się dojrzeć jej twarzy. Propozycja, jaką rzuciła w jego stronę brunetka, rozwiązywać wydawała się jednak większość problemów, jakie sam sobie poniekąd stworzył.

Nie oponował więc długo, a tylko skinął głową w geście uznania, chwytając w dłoń, zamówiony wcześniej trunek, z którego jeszcze nie zdążył pociągnąć nawet najmniejszego łyka. Nieznajoma również poparła jego tok myślenia i czyniąc dokładnie tak samo, zaczęła kierować się do stolika z numerem jedenaście, gdzie ich cała przygoda miała się dopiero rozpocząć.

— Leo! — ożywił się Alex, dostrzegając zmierzającego w jego kierunku Larsa.

Jego bladą zwykle twarz pokryły rumieńce, a usta uniosły się w serdecznym uśmiechu. Wyglądało na to, że obecność towarzysza przy boku była wspierająca nie tylko dla jednego z nich. Stan w jakim był, zmienił się jednak natychmiast w momencie, gdy dostrzegł brunetkę zmierzającą obok lekko zakłopotanego blondyna. Z ich perspektywy wyglądało to źle, gdyż bez informacji o lokalizacji celu oraz obecności dwóch kobiet przy ich boku, nie mogli zdziałać nic, co przyśpieszyłoby koniec ich akcji.

— Alex. — odparł mniej entuzjastycznie Lars, przysiadając przy białowłosym.

Niemal od razu zderzył się z wyniosłym spojrzeniem brązowych tęczówek, które kryły się pod dłuższymi od przeciętnych rzęsami. Jej pewność siebie wydawała się zniknąć jednak jeszcze szybciej niż pozytywizm mężczyzny, gdy Nathalie z niewinnym uśmiechem, nakazała się kobiecie przesunąć.

— Może mnie przedstawisz? — zaproponował, czując jakiegoś dziwnego rodzaju chłód bijący od nieznajomej.

Wydawało mu się, że skądś ją już kojarzył, a to uczucie było dla niego na tyle niepokojące, że mimowolnie szturchnął swojego towarzysza, w specyficzny sposób przekazując mu swoje podejrzenia. Jeżeli kiedykolwiek reagował tak w towarzystwie, Alex musiał się zorientować o co dokładnie chodzi, a to już niestety zajmowało o wiele więcej czasu i kończyło się zwykle niefortunnie. Głuchy stukot kufli piwa stawianych na drewnianym stole tylko na chwilę przerwał jednostajność, grającej w tle muzyki, a panująca dotąd i tak już niezręczna atmosfera wydawała się tylko pogłębiać.

— Odetto, poznaj Leonarda. — Alex posłał kobiecie lekki uśmiech, wskazując na blondyna w subtelny sposób.

— Miło mi. — zgodnie z panującą wśród szlachty etykietą, wstał, by z wyczuwalną niechęcią ująć dłoń blondynki i musnąć ustami materiał jej białych rękawiczek.

— Mi również. — skomentowała to, całkowicie niepasującym do niej głosem, który choć kobiecy, nie był wcale na tyle idealny, by spełnić wymagania opinii.

Gdy tylko jednak Lars na nowo rozsiadł się obok towarzysza, mógł sobie pozwolić na bardziej szczegółowe przyjrzenie się kobiecie. Dzięki obecnemu na blacie świecznikowi, klimatyczne światło oświetlało jej jasną cerę, która niewiele odbiegała wyglądem od tej należącej do niego. Ciemne tęczówki o kolorze brązu wciąż spoglądały na niego podejrzliwie, a pomalowane na krwisty odcień usta naturalnie układały się w całkowitym braku wyrazu.

— Dużym zbiegiem okoliczności Leonardzie jest to, że w tym tak tłocznym miejscu, wpadłeś akurat na moją siostrę. — stwierdziła, kątem oka spoglądając na Nathalie.

Brunetka była jednak nadzwyczaj spokojna i od jakiegoś czasu w ciszy popijała złoty trunek, jedynie jako słuchacz, uczestnicząc w całej konwersacji. Alex również dziwnie umilkł, próbując odnaleźć się w tej kłopotliwej sytuacji, co poskutkowało rozciągającą się w czasie ciszą, która tylko bardziej zirytowała blondynkę, jaka do cierpliwych nigdy też nie należała. Mogła wierzyć nieskończoną ilość razy, że ludzie, milcząc, po prostu nie chcą z nią rozmawiać, jednak to, co reprezentowała sobą teraz dwójka mężczyzn o wyjątkowo kobiecej urodzie, nie świadczyło wciąż o braku zainteresowania, a prędzej o rozmyślaniu. To właśnie planując w głowie zawiłe scenariusze, musiało się przy tym doskonale z nich wyplątywać, by wydawać się autentycznym.

Zadanie, jakie przydzielił im Bowman, było proste i jasne, jednak właśnie przez występowanie takich nieprzewidzianych sytuacji jak ta, wszystko się komplikowało. Wcześniejsze ustalenia lubiły sypać się na głowę, a najmniejsze odbiegnięcie od planu mogło skończyć się wyłapaniem kłamstwa albo jeszcze gorzej — niepowodzeniem.

Za każdym razem, gdy wraz z Niną wracały z idealnie dopracowanych zleceń, kiedy przynosiły ze sobą wszelkie fanty, jakie udało im się zgarnąć — choć przez chwilę mogły się poczuć, tak jakby były normalne. Starszy z Bowman'ów nie był w końcu bez uczuć, a gdy sytuacja tego wymagała, potrafił docenić ich starania.

Każde wyjście na misję oznaczało też wyjście z ich kryjówki i pewnego rodzaju uspołecznienie się, ucieczkę na moment z miejsca zbiorowych gwałtów, morderstw oraz osobniczych tragedii. Im więc skuteczniejsze były, tym częściej opuszczały kryjówkę i tym częściej mogły uwolnić się od panującej tam atmosfery. Wszystko zamykało się w nieprzerwanym cyklu, który, podczas gdy jeden element ulegał zmianie, całkowicie rozlatywał się, nie potrafiąc już wrócić do poprzedniego stanu.

Kiedy kilka razy w przeszłości zawiodły swoich właścicieli, przepuszczając okazję, czy doprowadzając do czegoś innego, co potem negatywnie mogło się odbić na ich interesach, po prostu obrywały. Całe wcześniejsze zaufanie, które posiadły, musiało zostać wykształcone od nowa, co zajmowało jednak o wiele więcej czasu niż jego zburzenie, jednak to nie ono było ich największym problemem. Olivia nie chciała nawet sobie przypominać, co czekałoby je po powrocie bez paczki, jeżeli zawiodłyby właśnie teraz. Ledwo powstrzymała się od wzdrygnięcia w towarzystwie obcych im mężczyzn.

— Czasami przeznaczenie wybiera za nas. — nerwowo zaśmiał się blondyn, kolejny raz przyciskając kufel piwa do ust, by zaraz potem niemal do połowy go opróżnić.

Alex natomiast tylko prychnął, będąc oburzonym zachowaniem towarzysza, który chyba zapomniał, co oboje tutaj robią. Sam dyskretnie rozglądał się po pomieszczeniu, by w przypływie szczęścia trafić na cel, jednak miał za złe Larsowi, że nie potrafi nawet odpowiednio się maskować i zachowuje się tak, jakby nigdy wcześniej nie wykonywał żadnego zadania, potrzebującego odgrywania roli. Nie zachowywał się, jak na Leo przystało, ale przy nieznanej mu kobiecie stawał się na nowo bezużytecznym Larsem, który, choć miał naprawdę duże serce, nie dysponował niestety tak dużą inteligencją.

Sam już czasami nie wiedział, czy woli jego łagodną, czy morderczą wersję, która pojawia się dość rzadko. Wszystko zależało od tego, kiedy postanowi się pojawić, a dotąd żaden z nich nie miał pojęcia, co ją aktywuje i to było najgorsze. Ponieważ mogło być tak, że białowłosy zmagał się z nią przez całą misję albo ogarniał dupę jedynie nudnego Larsa nieprzydatnego do bardziej złożonych kłamstw.

— Prawda. — przyznała Nina, która odezwała się pierwszy raz od dłuższego czasu, odstawiając puste od trunku szkło na blat. Blondynka skomentowała to jednak jedynie prychnięciem.

— Mogłabyś sobie darować. — odpowiedziała oburzona, sama nie wiedząc, z jakiego powodu jest dzisiaj tak bardzo zdenerwowana.

Jako pierwsza zajęła jedyny pusty stolik w pomieszczeniu, licząc na to, że Nina po przeszpiegach wśród tłumu zaraz do niej dołączy. Miała jedynie obrabować paru bogatszych szlachciców dla ich własnych potrzeb, prócz zebrania informacji o ich lokalizacji, jednak wyjątkowo długo jej nie było. To właśnie podczas tej chwili zdążył się do niej dosiąść białowłosy nieznajomy, który pokrzyżował większość jej szyków, nawet nie racząc jej rozmową. Patrzył na siebie jedynie tymi swoimi czarującymi oczami i badał twarz, co niezwykle mocno ją irytowało. Przedstawienia się w końcu nie można było uznać za rzeczywistą konwersację.

— Dobrze się panowie bawią? — zapytała brunetka, słodko się uśmiechając.

Alex uniósł brew ku górze, również próbując wdzięcznie zareagować na jej pytanie, co było niezwykle trudne, gdyż za nic nie mógł zaakceptować faktu, że spotkane kobiety są w jakimkolwiek stopniu spokrewnione. Różniły się zbyt bardzo fizycznie, by to było realnie możliwe i o ile wypowiadały się o sobie jak o siostrach, tak całkowicie inne rysy twarzy, kolory włosów, oczu, a nawet skóry doskonale je zdradzały. Jeżeli więc były w jakikolwiek sposób spokrewnione, to było to dzięki zasłudze jednego odmiennego rodzica.

— Dzięki panienkom jak najbardziej. — potwierdził Lars, dość wesołym tonem, który wywołany był nie tyle, co alkoholem, ale realną sympatią do jednej z kobiet.

— Mam nadzieję, że panie również. — dodał Alex z lekkim przekąsem, sięgając do kieszeni marynarki po cygaro.

Co prawda normalnie nie palił, ze względu na to, że po prostu nie było go na to stać, jednak ta misja rangą przewyższała wszystkie inne i posiadając coś tak wartościowego w tym miejscu, pokazywał, że nie jest byle kim. Przysunął sobie stojącą na blacie popielniczkę i podpalił stopę od knotu palącej się na skraju świecy. Następnie dłużej się zaciągnął, wypuszczając z ust dym o charakterystycznej woni.

— Po co te formalności. — machnęła na to dłonią Nina, poprawiając kręcące się na końcach włosy.

— Mogą się do nas panowie zwracać po imieniu. Nieprawdaż, Odetto? — zagadnęła do blondynki, wdzięcznie mrugając rzęsami, jakby jej uroczy wygląd wpłynąć miał na jej osąd.

Olivia jednak tylko męczeńsko westchnęła, jeszcze raz mierząc Alexa oraz Larsa przeszywającym spojrzeniem, które niejednego bandytę na przesłuchaniach zmusiłoby do gadania. Kobieta miała nad wyraz przenikliwy wzrok, co w żadnym stopniu nie pomagało mężczyznom w grze na zwłokę. Oboje jednak znacząco przytaknęli na propozycję Kastner, co tylko dodatkowo ją ucieszyło. Może i formalności wiele ułatwiały, aczkolwiek dla nich stanowiły męczący fakt, który nie przynosił żadnych korzyści. W swojej robocie i tak musiały mieć dobrą pamięć oraz wyczucie, co sprawnie ćwiczyły właśnie w takich przypadkach jak ten.

— A zatem w jakim celu dwójka tak uroczych młodych dam znalazła się w Podziemiu? — zagadnął Alex, strzepując popiół do przysuniętego wcześniej szkła.

Robił to wyjątkowo wdzięcznie, jakby to była jego codzienność, a wyjątkowo zgrabne dłonie na dłuższą chwilę przykuły uwagę podejrzliwych brązowych tęczówek. Ich czwórka nie była pierwszymi lepszymi złodziejaszkami z ulicy, którzy daliby się tak łatwo na wszystkim złapać. Ich szefami były dwie większe szychy w Podziemiu, które rządziły tym wszystkim i nie akceptowały słów sprzeciwu. Pech chciał, że na siebie wpadli, a teraz musieli zgrywać kogoś, kim wcale nie byli, co stawało się jeszcze bardziej pojętym kłamstwem.

— Poszukujemy narzeczonych. — odpowiedziała mu wprost Olivia, podobnie jak wcześniej brunetka, poprawiając swoje odpowiednio zakręcone włosy, by w większym stopniu przypominały te jej towarzyszki.

Lars jednak jedynie szybciej zamrugał, niemal nie krztusząc się własną śliną. Blondyn nigdy nie spodziewałby się, że ktoś w tym celu, a w dodatku pochodzący ze szlachty może się tutaj zapuszczać. Ktoś taki jak one powinien poszukać sobie lepszych partii na powierzchni, a nie mieszać się w tutejsze interesy. Co prawda nie znał kobiet, jednak wiedział, że nie warto poświęcać swojego obywatelstwa dla bogactwa, czy miłości. Podziemia były miejscem, do którego nikt nie powinien zapuszczać się z własnej woli, a ci, którzy to robili, powinni być nazywani głupcami, chcącymi stracić swoje życia.

Lars tym bardziej przejął się tym faktem, biorąc pod wzgląd młodszą z nich, która tak bardzo przypominała mu jego przyjaciółkę. Podobnie uśmiechająca się twarz, piegi oraz blada cera, a także ta tajemniczość, która kryła się w jej spojrzeniu. Mógł definitywnie powiedzieć, że z jakiegoś powodu go do niej ciągnęło, jednak za nic nie mógł określić, z jakiego i to stawało się dla niego męczące.

— Moje drogie! — podniósł głos Alex, ekscytując się tą informacją, co przy jego dotychczasowym podejściu wyglądało co najmniej dziwnie.

Do końca dopalił już swoje cygaro, całkowicie gasząc je w popielniczce i z lekkością, chwycił Odette za dłoń. Jej jedwabista rękawiczka była zadziwiająco delikatna w dotyku, jednak gromiące go za ten czyn spojrzenie, natychmiast nakazywało mu się odsunąć, póki jeszcze blondynka miała na tyle cierpliwości, by białowłosego nie uderzyć. Wiedziała, że musi grać swoją rolę i za wszelką cenę z niej nie wychodzić, jednak niechęć do tego człowieka, który ewidentnie miał coś za uszami, nie dawała jej w pełni się do niego przekonywać. Troszczyła się o Ninę jak o własną siostrę, a intuicja kazała jej się trzymać od nich z daleka.

Nim jednak Alex dokończył swoją myśl, przeciętne oko Larsa o szarej barwie zdołało dostrzec wśród wciąż tańczącej szlachty coś, na co niemal nie podskoczył. Zagryzł nerwowo policzek od środka, spoglądając raz to na towarzystwo przy stoliku, a raz na balustradę znajdującą się nad salą. Była ona drogą prowadzącą bezpośrednio do pomieszczeń mieszkalnych, w których zatrzymywali się bogatsi w celu odpoczynku. Blondyn automatycznie mocniej kopnął Alexa w nogę, w jakiś sposób próbując zwrócić jego uwagę. Miał nadzieję, że białowłosy będzie ogarnięty i da radę namierzyć cel, skoro nawet on go zauważył — o dziwo — wcale się nie pomylił.

— Jesteśmy wolni więc...— wymamrotał, puszczając dłoń Olivii.

Niestety jego rozkojarzenie w pewnym stopniu doprowadziło potem do kilku nieprzewidywalnych sytuacji, jakie strąciły ich na dużo trudniejszy tor poradzenia sobie z wymagającym zadaniem. Brązowe tęczówki w końcu uciekły w tym samym kierunku, w którym spojrzał i w dosłownie kilka sekund wszyscy, poszukujący paczki obecni w gospodzie namierzyli ją, czując narastające w sercu uczucie napędzane adrenaliną.

— Idziemy przypudrować nosek. — oznajmiła nagle Olivia, decydując się podjąć natychmiastowe działanie.

Chwyciła Ninę pod ramię i przepraszająco uśmiechając się w kierunku Larsa, wręcz odciągnęła ją od stolika, ciągnąc ją w stronę schodów, prowadzących na drugie piętro. Nie zważała już na towarzystwo, czy wrażenie, a dostrzeżenie przez nią celu, sprawiło, że nie potrafiła przestać o nim myśleć. Planowała skończyć to szybko i bez potrzeby mieszania w to osób trzecich, których nie miały prawa zagadywać. Jedynym ich zadaniem było utrzymanie wiarygodności, by wtopić się w tło i dotrzeć do określonego miejsca, a teraz, gdy zdawały sobie sprawę, gdzie udał się dzierżący paczkę mężczyzna, mogły nareszcie przejść do konkretów.

— Nareszcie się od nich uwolniłyśmy. — mamrotała pod nosem, przedzierając się przez bawiącą się grupę ludzi.

— Nie byli tacy źli. — postawiła się jej Kastner, dobrze jednak wiedząc, że jej słowa będą dla blondynki jak powietrze, niemające większej wagi.

Gdy już ta raz wyrobiła sobie jakąś opinię o kimś, trudno było cokolwiek zmienić. Miała w tym również swoją rację, gdyż ludzie rzadko kiedy się zmieniali, a co za tym szło, wiedziała czego, może się po nich spodziewać. Olivia nie wierzyła w coś takiego jak dobroć serca z pierwszej ręki, nie kiedy po raz pierwszy się na niej zawiodła.

Kiedy trafiła do Podziemi nie dość, że i tak była już w gorszym stanie niż inne porwane dzieci, to jeszcze jedna z najbliższych osób zdradziła ją kilka lat potem, opuszczając na własne życzenie. Nie mogła sobie tego wybaczyć, więc po prostu nie ufała ponownie. I choć wciąż posiadała nadzieję, że kiedyś uda jej się wrócić do tego, co posiadała — do skromnej sukienki, wspólnego pokoju w sierocińcu oraz do Samanthy i Aurelii — nie potrafiła być już w tym wszystkim tak naiwna, jak dawniej. Teraz gdy przy jej boku była Nina, czuła, że musi ją chronić i sprawić, by chociaż ona wygrzebała się z miejsca, gdzie nikt nie powinien się urodzić. To stało się jej priorytetem i zdania nie zmieniła, aż do swojego końca.

— Z twarzy może i nie, ale charakter to dno. — zwieńczyła swoją opinię o Leo oraz Alexandrze w jednym zdaniu, nie pozostawiając w nim ani krzty szansy na to, że kiedyś może zmienić swoje zdanie.

— Nie możesz stwierdzić tego po wymianie z nimi zaledwie kilku zdań. — upierała się Kastner, przygryzając wargę, gdy tymczasowa Odetta zaczęła się z nią wspinać po schodach.

Suknie przez swoją długość sprawiały, że ciężko im było się poruszać, a każdy krok przyczyniał się do ryzyka upadku, dlatego, choć na chwilę kobiety zmuszone były porzucić wymianę zdań i skupić się na odpowiednim stawianiu stóp. Zajęły się sobą tak bardzo, że nie zauważyły zmierzających zaraz za nimi mężczyzn, którzy tylko czekali, aż te bardziej się oddalą, by za nimi podążyć. Lars i Alex nie byli głupi i choć nie połączyli jeszcze do końca wątków z kobietami, to również tak jak i one, zamierzali znaleźć się jak najbliżej swojego celu.

— Jest. — stwierdziła brunetka, dostrzegając paczkę w dalszej odległości.

Mężczyzna, który ją dzierżył, nie wydawał się jednak kimś jej godnym. Po opisie tego, co może być środku, mógł dzierżyć co najmniej klejnoty koronne, jednak z zewnątrz opatrzony był wyglądem poczciwego, aczkolwiek postawnego dziadka, który zapracował sobie za życia na odpowiednią, aczkolwiek nieadekwatną dla swojego wieku pozycję. Najbardziej szokujące było jednak to, że kierował się do pokoi kawalerskich, przy których po obu stronach framugi czekały przynajmniej dwie służące, wykorzystywane do wiadomych celów. Kto by pomyślał, że człowiek bardziej niż w kwiecie wieku będzie jeszcze korzystał z ich usług.

— Cholera... — wymamrotała Olivia, kalkulując, że nie zdążą do niego dotrzeć, nim ten zniknie za drzwiami, wraz ze stojącymi obok nich kobietami, co niestety tylko dodatkowo je sfrustrowało.

Larsowi i Alex'owi również nie uszło to uwadze, a fakt, że ich cel gustował w żeńskiej części ludzkiej populacji, tylko dodatkowo utrudniała im sprawę. Nie mogli bowiem zdziałać nic, co pozwoliłoby im się dostać do mężczyzny bez krzty podejrzeń, a to rzucało na ich misje złe światło.

Problemem ponadto było miejsce, gdyż owe drzwi znajdowały się w najbardziej widocznym miejscu gospody, gdzie dosłownie każdy mógł zaważyć, kto z danego pokoju wchodzi i wychodzi. Sprawiało to, że równie sprawnie mogli mężczyznę obserwować, jednak utrudniało im to zakradnięcie się do środka.

Założenia były jasne i mogli ich złamać — „zero trupów i zero świadków". Co prawda nie mieli pojęcia, dlaczego tak bardzo zależało na tym Lily, która normalnie nie miała do tego problemów, jednak nie zamierzali nadwyrężać jej cierpliwości. Nikt nie wiedział, jak zachowa się wybuchowa kobieta, kiedy dowie się, że coś pójdzie nie po jej myśli, a oboje mieli zbyt dużo do stracenia.

Zarówno Ninie i Olivii, jak i Larsowi oraz Alex'owi pozostało jedynie oczekiwanie i kontrola sytuacji, a do tego potrzebny był czas oraz dalsze granie swojej roli. Nie mogli pozwolić sobie na błąd, a natykając się na siebie ponownie podczas powrotu, starali się jak najgłębiej zakopać swój prawdziwy charakter, pozostając przy kłamstwach na dłużej.

Po tym, jak ich czwórka lepiej się już poznała, a urok Larsa bardziej urzekł osobę Odetty, niżeli ten Alexa, coś zaczynało się dziać. Ze stolika o numerze jedenaście, wszyscy, posyłając od czasu do czasu ukradkowe spojrzenia na drzwi z czasem, dostrzegli, że do pokoju, w którym znajdował się ich cel, zaczyna przybywać coraz to większa ilość służek. Przeklinali przy tym w duchu fetysze, tego dziadka, który tylko dodatkowo wydawał się utrudniać im zadanie, płacąc za coraz to większą ilość kobiet do wynajęcia.

Oczywiście nie spodziewali się, że będzie łatwo, jednak to już było zbyt dużą przesadą nawet jak na nich. Choć blondynka i brunetka miały ponadprzeciętne umiejętności, a gra psychiczna Alexa nie miała sobie równych, nawet przy współpracy z szaloną stroną Larsa, nie mieli szans, by załatwić tę sprawę bez ofiar i świadków.

***

— Co możemy zrobić? — zapytałam przyjaciółki, gdy po długim wieczorze, nareszcie mogłyśmy pozbyć się wierzchnich nakryć w wynajętym na szybko pokoju.

Burgundową suknię położyłam na krześle, zaraz obok niewielkiego biurka, które wraz z dwoma łóżkami, należało do jedynych mebli w pomieszczeniu. Jak na gospodę przygotowaną specjalnie dla szlachty, było to jednak dość ubogie pomieszczenie, które nie należało zaraz do jakichś obdartych, jednak ze względu na schludność oraz z pewnością wykończenie, nadawało się jak najbardziej.

Olivia wciąż w swojej zielonej sukni przechadzała się jednak po pokoju, raz w jedną, a raz w drugą stronę, intensywnie zastanawiając się, co powinny zrobić dalej. Niby miałyśmy tę przewagę, że byłyśmy kobietami i dostanie się do środka, było tylko powinnością, jednak jak bez oddawania się temu staruchowi miałyśmy przemycić ze sobą na zewnątrz coś, co z pewnością znajdowało się pod jego nadzorem w dość widocznym miejscu. Czy to w ogóle było osiągalne?

— Nie mam pojęcia. — odpowiedziała mi w końcu, przysiadając na materacu.

Twarz ukryła w dłoniach, przecierając twarz, a światło rzucane na nią przez lampę naftową, choć dość słabe, sprawiało, że nawet mimo obecnego stanu, wciąż potrafiła wyglądać atrakcyjnie. Była ode mnie starsza. Podziwiałam ją za każdy poczyniony postęp, którym kształtowała swój umysł i ciało, a momentami potrafiła być dla mnie jak matka, wielokrotnie pocieszając w trudnych momentach.

Nie zmieniało to jednak faktu, że byłyśmy razem dla siebie i kiedy sytuacja komplikowała się na tyle, by doprowadzić jedną z nas do takiego stanu, druga próbowała znaleźć jakieś pozytywy lub chociaż tymczasowo pocieszyć tą pierwszą. Dlatego też widząc, jak Olivia się tym zadręcza, wiele się nie zastanawiając, podeszłam do niej, siadając zaraz obok, tylko po to, by potem ostrożnie ją do siebie przytulić.

— Spokojnie. Na pewno coś wymyślimy. — pocieszałam ją, ciesząc się jej perfumami o zapachu konwalii, które w tak wielkim stopniu przypominały te należące do mojej matki.

— Mamy całą noc oraz sporą część poranka niczym ci ważniacy wstaną na śniadanie. — kontynuowałam, chwytając za jej nadgarstek, by chociaż na chwilę spojrzała mi w oczy.

Jej brązowe tęczówki w odcieniu czekolady były niesamowite. Całkowicie różniły się od piwnych, które dotąd poznałam i choć brak w nich było blasku, jaki widoczny był u ludzi naprawdę szczęśliwych, tak dawał mi on poczucie bezpieczeństwa bardziej niż cokolwiek innego w tym mrocznym miejscu. Dlatego więc gdy zachodziły łzawą powłoką lub traciły blask nadziei, czułam się zobowiązana, by temu zapobiec.

— Miało być inaczej. — zignorowała moja słowa, odtrącając moją dłoń, na co lekko posmutniałam.

Olivia zawsze była dość zamknięta. Odkąd tylko ją poznałam nie potrafiła łatwo otwierać się na ludzi, co sprawiało, że początkowe dotarcie do niej było naprawdę trudne. I choć z jej opowieści wynikało, że wewnętrznie oraz dawniej była całkowicie inna, tak to co reprezentowała sobą w Podziemiu przedstawiać miało jedynie siłę oraz pewność siebie. Nie miałam pojęcia czy to co mi mówiła było prawdą, jednak tylko to też pozwalało mi się trzymać nadziei, że może nam się z tego wszystkiego udać wyrwać. Po dłuższej znajomości bowiem szczerze potrafiła pokazać swoje dobre serce, wraz z kryjącym się w nim pragnieniem wolności.

— Będzie inaczej. — wciąż próbowałam ją zapewnić, jeszcze bliżej się do niej przysuwając.

Jako że w Podziemiach z reguły jest dość chłodno, nie musiałam się dziwić, że lodowata skóra po zetknięciu się z moją o podobnej temperaturze, znacząco spięła. I choć tkwiłyśmy w tym wszystkim razem, ciężko było nam się pogodzić z tym wszystkim.

— Obiecuje, że coś wymyślę. — przyrzekłam, posyłając jej pocieszający uśmiech, który wciąż wydawał się jej nie przekonywać.

Choć byłam od niej młodsza i jeszcze wiele rzeczy nie rozumiałam, zdążyłam już dużo zobaczyć na własne oczy. Miejsce, w którym na co dzień się znajdowałyśmy było na tyle brutalne by przyzwyczaić mnie do pewnych widoków, a śmierć stała się elementem każdego kolejnego poranka, kiedy wyciągali nieprzytomne ciała przez drzwiczki cel, by te nie niosły za sobą ryzyka chorób. Władza nad nami, nad naszymi ciałami, a także w pewnym stopniu nad umysłami wykształciła w nas odpowiednie systemy myślenia i postępowania przez co byliśmy w stanie praktycznie czytać ludzi.

Gdy wpadłam na tego blondyna podczas zwiadu wiedziałam już jednak, że nie jest on byle kim. Choć drobny z postury, o bardziej kobiecej niż męskiej urodzie i dość bogatym odzieniu jak na te szlacheckie, był zdecydowanie zbyt podejrzany. Pasował tutaj jak układanka, która jest idealnym tłem i pewnego rodzaju wypełnieniem zgubionego puzzla. Udawał i zapewne też dawno zorientował się, że i z nami jest coś nie tak. Nasz cel przyciągnął kogoś więcej i zdawałyśmy sobie z tego sprawę, jednak to nie zmieniało naszego postrzegania. Musiałyśmy zdobyć tę paczkę za wszelką cenę.

— A teraz może połóżmy się spać. — zaproponowałam blondynce, widząc jak zmęczona jest.

Nie dziwiłam się jej. Przygotowałyśmy się do tej akcji przez kilka dni mocno oszczędzając sobie na śnie. Przygotowywanie strojów, nauka osobowości oraz kreowanie postaci tylko po to, by teraz być w tym idealnym. To wszystko kosztowało nas wiele wyrzeczeń, które na samym końcu mogły pójść na darmo, tylko ze względu na nieprzewidziane okoliczności. Musiałyśmy nareszcie wypocząć, by jutro dać z siebie wszystko, podczas pozyskiwania informacji.

— Dobrze. — mruknęła sennie, dalej lekko zmartwionym tonem.

Wiedziałam jednak, że nie porzucała tego pomysłu wciąż na wpół senna siedząc oparta o mnie. Do momentu zatracenia świadomości, wydawała się do mnie mamrotać wszelkie okoliczności, które mogą jeszcze nastąpić. Ja natomiast do ostatniej chwili towarzyszyłam jej, nie czując niczego więcej niż troski. Dobrze pamiętałam naszą obietnicę i wspólne marzenie, którym żyłyśmy by jakoś funkcjonować. Nigdy go nie zapomniałam i to właśnie to sprawiało, że wciąż posiadałam motywację, by wrócić.

— Śpij dobrze. — wyszeptałam, odkładając ciało przyjaciółki na materac w momencie, gdy zauważyłam jej całkowity sen.

Mimo, że nie było dość późno, obie czułyśmy się wyczerpane, a grająca muzyka na parterze do samego końca nie ułatwiała nam wypoczynku. Ostatecznie jednak również i mnie udało się zmrużyć oczy na krótki okres czasu, co nie trwało jednak tak długo jakbym tego chciała.

Nad ranem, około drugiej, zsunęłam się bowiem z materaca oblana potem, gdy po raz kolejny od wielu tygodni nawiedził mnie ten sam koszmar. Mimo tego, że tak dużo już minęło od momentu kiedy tu trafiłam, wciąż się obwiniałam i nie potrafiłam zapomnieć, że jestem tutaj na własne życzenie. Gdybym kiedyś nie była na tyle głupia, by odejść i ponieść się dziecięcej naiwności nigdy by mnie to wszystko nie spotkało.

Życie dawało wiele szans i rozwidlało się na ogromną ilość ścieżek, które mogliśmy wybrać. Przy tym jednak skutecznie podsuwało nam kłody pod nogi tak, by jak najbardziej nam ich ilość ograniczyć. Jedną z nich przykryło krzakiem, przed kolejną stworzyło rzekę, nad którą trzeba by zbudować most, by iść dalej. Nic nie odbywało się bez przeszkód, a to, co spotykało nas po drodze, gdy już na nią wkroczyliśmy również, nie było dobre i w każdym momencie mogło nas zepchnąć na podrzędny szlak. Wszystko krnąbrne, chytre i ukryte tylko po to byśmy, popełniając jeden błędny krok, nigdy nie zdołali już wrócić na właściwy tor.

Przecierając spoconą twarz, z której już dawno pozbyłam się denerwującej ilości makijażu, usiadłam na skraju łóżka, wpatrując się pusto w przestrzeń. Naprzeciw mnie leżała Olivia ze spokojnym wyrazem twarzy, przekręcając się w stronę ściany, a ja zamrugałam szybciej, by ma nowo przyzwyczaić swój wzrok do panującej wkoło ciemności.

Choć już dawno powinnam przywyknąć do życia wśród lamp naftowych i ciepłego płomienia świecy, nigdy nie byłam w stanie tego zrobić. Pamiętałam, jak to jest czuć ciepło promieni słonecznych na skórze oraz wdychać świeże powietrze, docierające do nozdrzy wraz z wiatrem. Chłód padającego deszczu na skórze, a także białe płatki śniegu, które zawsze czyniły nas szczęśliwymi podczas najchłodniejszej pory roku. Nie dało się tego wymazać z pamięci, mimo że miało to miejsce tak dawno. Mogę jednak stwierdzić, że wtedy to, czego doświadczałam na co dzień, było jedynie niezmiennym elementem, na który rzadko zwracało się uwagę. Teraz oddałabym wszystko za powrót na powierzchnię, podobnie jak każdy stąd, kto dość miał już okropnych warunków Podziemia, gdzie nawet światło nie dawało już nadziei.

Z westchnięciem wstałam, by niezgrabnie pościelić łóżko, gdyż dobrze zdawałam sobie sprawę, że tej nocy nie będę w stanie już zmrużyć oka. Za każdym razem, gdy oddawałam się marzeniom sennym, dociekało mnie bowiem to samo pragnienie, które na ten moment było całkowicie nieosiągalne. Wciąż byłam tylko dzieckiem, które, choć grało dorosłego, nie wyrosło ze swojego postrzegania rzeczywistości. W tym miejscu trzeba było szybko dorosnąć, jednak serce wydawało się nie mieć tej zdolności, nie akceptując po prostu danego biegu spraw.

Flirtowałam ze starszymi od siebie mężczyznami, sypiałam z nimi z nie swojej woli, nigdy nawet nie doświadczywszy uczucia miłości, o którym wspominała mi Olivia. Starałam się być na wiele spraw jałowa, bo nasycanie ich emocjami po prostu dodatkowo by mnie tylko bolało. Z całych sił starałam się być taka jak ona i dawać z siebie wszystko, przejmując się tylko nią oraz samą sobą. Im więcej jednak ludzi mordowałam, im więcej krwi wylanej dla celu porzucenia tego mrocznego życia pojawiało się w moim życiu, tym moje bariery coraz to bardziej zaczynały pękać. Nie potrafiłam się tak po prostu wyłączyć i bezkarnie krzywdzić innych, tak jak robiła to ona — nie byłam na tyle silna, by to zrobić.

Emocjonalnie więc dusiłam się w osobowościach, które grałam, podświadomie przywiązując się do poszczególnych osób, tylko po to, by wylewać po nich łzy nocami, wtedy gdy nikt nie mógł mnie zobaczyć ani usłyszeć. Tym razem potrzebowałam jednak tylko tego, by na chwilę znów się uwolnić i dać sobie chwilę wytchnienia. Pragnęłam choć raz być sobą w tym mrocznym miejscu, nie robić tego, co robię i cieszyć się, że udało mi się tyle przetrwać. Żyłam ze świadomością, że to wszystko może powracać oraz z pewnością będzie, jednak chciałam też, choć na malutką chwilkę zapomnieć, że ja to ja. Może i jestem tylko głupią nastolatką, która jeszcze nie wie co to dorosłość ani w żadnym stopniu się z tym nie utożsamia, jednak potrzebuje oddechu albo pewnego rodzaju przestoju, podczas którego będę po prostu Niną i nikim więcej.

Wciągnęłam na nogi rajstopy wraz z burgundową suknią, która została nam wydzielona na czas trwania misji, po czym nawet nie kłopocząc się poprawianiem potarganych włosów, czy makijażem, wraz z ukradzioną od pewnego szlachcica fajką wymknęłam się z pokoju, kierując się w stronę strychu.

Miałam dość tego wszystkiego, a bunt, który się we mnie rodził i tak już wielokrotnie przepłaciłam karami nadawanymi mi przez Bowman'a, co było widoczne nie tylko na moim ciele. Czasami zdarzało mi się narażać misje w mniejszym lub większym stopniu, które jednak rzadko kończyły się niepowodzeniem, ze względu na nasze szybkie i skuteczne poprawki. Nie zmieniało to jednak faktu, że to właśnie takie wyjścia jak to, potrafiły mi pomóc psychicznie, bym dalej mogła robić to, co robię. Gdy wracaliśmy do bazy, niemal natychmiast zamykano nas w celi ze względu na zdolności, a tutaj, kiedy nikt kurczowo nie miał nad nami nadzoru, mogłam robić to, co mi się tylko podoba w granicach zdrowego rozsądku.

Na korytarzu oraz schodach panowała cisza. Po wczorajszej uczcie nie było najmniejszego śladu, a cała szlachta albo dawno była już w swoich domostwach, albo smacznie odsypiała w pomieszczeniach sypialnych podobnie jak my. Banda bogaczy, która przybywała w to miejsce, tylko by się zabawić czy dokonać szemranych interesów. Nie mieli pojęcia jak jest tutaj ciężko, dopóki wszystkiego się im nie odebrało, a kiedy już się to zrobiło, to płakali i błagali jak bezdomne psy, które od kilku dni nie miały nic w pysku. Żałosne.

Choć zawsze ciekawiły mnie pobudki drugiego człowieka, jego tok myślenia, czy wydarzenia, które doprowadziły do tego, że jest taki, a nie inny, nigdy jednak nie potrafiłam wierzyć, że ktoś może w podobny sposób interesować się mną. Miałam ludzi za egoistów, którzy nie przejmują się innymi, patrząc wyłącznie na siebie i od momentu, kiedy zabrano mnie od rodziców, te uczucie mnie nie opuszczało. Dopiero kiedy zżyłam się z Olivią, od nowa byłam w stanie odbudować swoją psychikę i nie zwariować w tamtym chorym miejscu.

Gangi miały do siebie to, że przyjmowały w swoje zastępy różnych ludzi, jednak tylko nieliczni z nich okazywali się mieć resztki człowieczeństwa. Miałam cholerne szczęście, trafiając na blondynkę, ale jednocześnie pecha wpadając w oko największego szychy w szlacheckim świecie, który posiadał niezliczoną ilość kontaktów nie tylko Podziemiu, ale i na powierzchni. Egoizm był więc najlepszą opcją nie tylko dla mnie, ale również dla wszystkich innych w podobnej sytuacji.

Zawsze w końcu mogłeś znaleźć się w stanie, gdzie musiałeś dokonać wyboru. Złapano cię i twojego towarzysza oraz poddano ultimatum, w którym ginie albo on, albo ty. Jeżeli przywiążesz się i będziesz chciał być w porządku, to poświęcisz siebie, całkowicie ignorując instynkt samozachowawczy. Jeżeli jednak będziesz egoistą, nie dość, że przeżyjesz, to jeszcze nie będziesz mieć wyrzutów sumienia. Na tym właśnie polegało ryzyko, a także posiadanie serca w tym pieprzonym miejscu.

Z lekkim problemem, wślizgnęłam się na dach przez uchylone już na strychu okno i poprawiając, podwijającą się burgundową suknię, spoczęłam na najbliższym murku, odpalając zabraną ze sobą fajkę. Z komina po chwili ulotnił się charakterystyczny dym, a nozdrza poczuć mogły jego duszącą woń. Nie patyczkując się, wsadziłam ustnik pomiędzy wargi i zaciągnęłam się, czując jak poprzez gardło, aż do płuc dostaje się dym, wywołując specyficzną suchość w gardle. Choć rzadko paliłam, przede wszystkim ze względu na niemożność kupna tytoniu, w momencie, gdy trafiała się podobna okazja jak ta dzisiaj, gdzie można było pozyskać papierosy w tak łatwy sposób — pozwalałam sobie na to.

Nie, żebym za tym przepadała, czy w jakiś sposób aprobowała zajmowanie sobie tym wolnego czasu, jednak z jakiegoś powodu palenie sprawiało, że choć w niewielkim stopniu poczuć mogłam, że się buntuje i że robię to ja, a nie grana przeze mnie postać. Olivia bardzo często karciła mnie, że niszczę siebie, że od tego szybciej się umiera, a takiej osobie jak mnie, czy kobiecie w ogóle nie wypada tego robić. A ja, choć kochałam ją całym sercem, cieszyłam się, że mogę być karcona za coś tak drobnego, nie przysparzając jej pod tym względem żadnych problemów. Coś tak drobnego sprawiało, że czułam się normalnie.

— Nathalie? Nie śpisz? — nagłe pytanie dobiegające zza moich pleców, sprawiło, że niemal nie podskoczyłam, dławiąc się przy tym wciągniętym dymem.

Fajka, którą trzymałam w prawej dłoni prawie mi z niej wypadła, a w kącikach ust pojawiły się ślady łez, wywołane podrażnieniem błony śluzowej w zbyt gwałtowny sposób. Automatycznie przycisnęłam drugą z rąk do ust, próbując sobie poradzić z dręczącym kaszlem, aż w końcu, gdy osobnik, który mnie zaskoczył, spoczął na murku obok mnie, zdołałam się uspokoić.

Z oburzeniem obróciłam się już w jego kierunku, by go skarcić, jednak kiedy tylko moje spojrzenie skrzyżowało się z szarymi i podchodzącymi pod błękit tęczówkami, natychmiast zacisnęłam wargi, powstrzymując się od niepotrzebnego nieporozumienia. Potargane blond kosmyki opadały na jego bladą twarz, częściowo ją przysłaniając, a lekki uśmiech wprawiał mnie w lekkie zakłopotanie.

— Nie mogłam spać. — odpowiedziałam mu cicho, uciekając od niego spojrzeniem, przez poczucie wstydu.

— A ty, Leo? — spytałam, choć tak w zasadzie jego zdanie mało mnie interesowało.

Liczyłam tej nocy na odrobinę samotności, a wychodziło na to, że nawet to nie będzie mi dane. Przez to, że mężczyzna przez zbieg okoliczności pojawił się w tym samym miejscu i czasie, nawet teraz nie mogłam odpocząć od grania swojej roli, która w najmniejszym stopniu nie przypadała mi do gustu. Nathalie miała być rozpieszczoną przez rodziców księżniczką, której nie przypadła do gustu decyzja o planowanym małżeństwie, więc wraz z jej siostrą — Odettą — uciekła z domu, by znaleźć sobie odpowiedniego partnera. Choć jej młodzieńczy bunt, był podobny do tego mojego, to jednak w porównaniu do niego stawał się wyjątkowo płytki, przez co zmuszona byłam we właściwy sposób mówić oraz się zachowywać.

— Też. — mruknął mi w odpowiedzi.

Wciąż jednak czułam, jak patrzy na mnie kątem oka, a dziwnego rodzaju niezręczność pojawia się między nami. Nie miałam co prawda pojęcia, ile mój towarzysz ma lat, nie wiedziałam, czy to, co mówi, jest prawdą, ale zgodnie z zasadami tutaj panującymi, zdawałam sobie sprawę, że nie mogę wierzyć w to, co mówi. W Podziemiu zaufanie było ostatnim, co powinno sklejać znajomości, a liczyły się jedynie interesy oraz wszelkie umowy. Świat, w którym egoizm oraz pieniądze były wszystkim, w końcu bardzo rzadko spotykało się kogoś, komu warto było ufać.

Od spotkania Leonarda miałam jednak wrażenie dziwnego rodzaju sztuczności i to nie było coś, na co miałam realne dowody. Spojrzenia, uśmiechy, gubienie się w tym, co ma powiedzieć czy zrobić, a także zaskoczony i o dziwo wystraszony wzrok. To wszystko sprawiało, że wyglądał mi na kogoś, kto udaje kogoś, kim nie jest. Sama w pierwszych misjach, gdy jeszcze nie wszystko rozumiałam, zachowywałam się w podobny sposób.

Podejrzliwość co do niego nie zatrzymała mnie jednak przed tym, by mimowolnie zacząć się zastanawiać nad jego osobą. Nie wiem, czy analizowałam ludzi z czystej nudy, czy może dlatego, że chciałam skupić się na kimś innym niż tylko na sobie, ale w tamtym momencie, gdy oboje siedzieliśmy na dachu, z jakiegoś powodu zapragnęłam poznać prawdziwego Leo.

Nie tego, który mi się przedstawił i nie tego, którego zaciągnęłam niemal siłą do baru, jednak blondyna, który miał w oczach tę samą pustkę co ja, czy Olivia. Patrząc w lustro, miałam wrażenie, jakbym była jedynie skorupą bez krzty szczęścia, która w momencie trafienia do bazy straciła wszelką radość. Spojrzenie osoby, która została pozbawiona czegoś ważnego w życiu i albo zdawała sobie z tego sprawę, albo jeszcze nie wiedziała o tym, co dokładnie się wydarzyło. Łączyło nas jednak przede wszystkim miejsce, podejście do wszystkiego, co musimy zrobić i w pewnym stopniu wnętrze.

— Powiedz mi Leo, co jest prawdą? — zaczęłam, wciąż decydując się na patrzenie w dal.

Przed nami rozciągała się przykra ciemność, przerywana momentami jedynie światłem ulicznych lamp, zapalonych przez wynajętych do tego pracowników, którzy jako jedyni próbowali połączyć w tym miejscu koniec z końcem w legalny jeszcze sposób. Były jednak one tak nieliczne, że jedynie zarysy budynków wyróżniały się na tle przerażającej oraz chłodnej pustki, w której realnie czaić się mogło cokolwiek.

To w tym miejscu tak w zasadzie było najgorsze. Wychodząc o tej porze, nie miało się gwarancji, że nic ci się nie stanie, nie mogło się liczyć na to, że wróci się całym do bazy, czy siedziby, a przynajmniej nie, jeżeli poruszało się oświetlonymi punktami. To właśnie pod latarnią było tutaj najciemniej, a ci, którzy chcieli mieć choć trochę większe szanse na przetrwanie, musieli wtapiać się w otoczenie, nie zwracając na siebie uwagi.

Jeżeli w Podziemiach zostawałeś pochłonięty przez mrok, może i traciłeś część siebie na poczet przetrwania, ale za to zyskiwałeś pewnego rodzaju nietykalność. Niemożność wytropienia, siła fizyczna, by pokonywać sfery nieosiągalne dla przeciętniaków, a także odrobina zimnej krwi, która pomagała zachować skupienie. Jeśli miałabym opisać jaki obraz człowieka stawiam przed oczami w najbardziej ogólnej formie, byłby to każdy z pustym spojrzeniem, sprytnym umysłem oraz stabilnymi kontaktami, zapewniającymi mu życie.

— Wiem, że nie jesteś ze mną szczery. — dopowiedziałam, gdy blondyn w dalszym ciągu się nie odzywał.

Głowę miał spuszczoną, a ręce zaciskały się na jego lekko wymiętych spodniach. Mojej uwadze nie uciekły także ciche przekleństwa, które mamrotał pod nosem, wyraźnie próbując wymyślić coś na poczekaniu. Ja jednak cicho się tylko zaśmiałam z nonszalancją, wyrzucając wciąż tlącą się jeszcze fajkę za krawędź dachu.

Zdawałam sobie sprawę, że mógł kłamać we wszystkim, co robił, a milczenie oraz jego dziwne zachowanie tylko dodatkowo mi to potwierdzało. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie jeden raz spotkałam na swojej drodze już takich ludzi, będąc przygotowana na obcowanie z gwałcicielem czy morderców, których po prostu nie brakowało. Zresztą w Podziemiu bardziej prawdopodobne było to, że spotkasz właśnie kogoś z nich, niż jakąś normalną osobę.

— Jeżeli cię to pocieszy to ja też, nie jestem. — kontynuowałam jak na razie swój monolog, tym razem próbując uchwycić jego spojrzenie.

Nim jednak cokolwiek zdążyłam zauważyć, chłopak przyparł mnie do murku, przykładając do szyi nóż. Momentalnie serce mi przyśpieszyło, a charakterystyczny pot zaczynał oblewać ciało, gdy chłód metalu dociskany był z odpowiednią siłą do jednej z głównych tętnic, której przecięcie byłoby dla mnie równoznaczne ze śmiercią. Automatycznie również przełknęłam ślinę i wstrzymałam oddech tylko po to, by spotkać się z szarością jego tęczówek. Miał zaciśnięte usta i zdecydowany wyraz twarzy, całkiem tak jakby w jednej chwili całe jego zakłopotanie oraz nieporadność po prostu zniknęły.

— Kim kurwa jesteś?! — zapytał, podnosząc głos.

Jedną z rąk przyciskał mi do szyi nóż, a drugą przytrzymywał ramię przy betonie, bym nie mogła się podnieść. O dziwo, jak na kogoś dość mizernej i kobiecej wręcz postury miał wyjątkowo dużo siły, a jego twarz, choć delikatna potrafiła się wykrzywić w dość groźnym wyrazie. Nie byłam jakoś jednak tym wszystkim przejęta, dobrze zdając sobie sprawę z podobieństwa między nami. Nie naraziłabym się mu, gdybym nie była pewna, że nie będzie w stanie mi nic zrobić.

— Pierwsza zapytałam. — wymamrotałam, starając się mówić wolno i spokojnie, by bardziej nie podjudzać jego emocji. W tej chwili najgorszym, byłaby nagłość w działaniu.

— Chce tylko porozmawiać. — wyjaśniłam, nie przerywając pomiędzy nami kontaktu wzrokowego.

To właśnie dzięki temu niuansowi byłam tak w zasadzie zdolna kontrolować obecną sytuację, a każda chwila zwątpienia, jaką można zauważyć w źrenicach, oznaczałaby dla mnie szansę na kontratak. W tym też momencie ucisk metalu przy mojej skórze wydawał się zelżeć, podobnie jak opór wywierany bezpośrednio na moje ramię.

— Mam dość udawania jak na ten wieczór, więc pozwól, że będziemy po prostu sobą. — zaproponowałam, uśmiechając się lekko, by wzbudzić, choć cząstkę zaufania, którą był w stanie ode mnie przyjąć.

Jako nastolatka ze względu na nasze podobieństwo wiekowe, miałam wtedy nadzieję, że znajdę w Podziemiu kogoś podobnego do mnie, kto będzie umieć zrozumieć mnie w inny sposób niż Olivia lub po prostu najprościej w świecie mnie wysłucha. Nie miałam pojęcia, dlaczego to właśnie wtedy zebrało mi się na rozklejanie się i rozmowę, ale szczerze tego potrzebowałam. Na chwilę przestała mnie interesować misja, bandyci wynajęci przez przeciwny gang, a nawet ta niewygodna, burgundowa suknia. Pragnęłam jedynie rozmawiać, nie martwiąc się o to, co nadejdzie jutro.

— Ja nie mam broni. Nie skrzywdzę cię. — poinformowałam go, unosząc wolne dłonie do góry, na co blondyn tylko krótko obrzucił je wzrokiem.

— Chcę porozmawiać, choć może wydawać się to dziwne, ze względu na to, że to ty pierwszy się przywitałeś. — starałam się naturalnie zaśmiać, co w tej sytuacji było raczej trudne.

Miałam wrażenie, że Leo teraz patrzył na mnie jak na kompletną idiotkę, zaciskając w zdenerwowaniu szczękę, co widoczne było przez napięcie pojawiające się na jego policzkach. Nie mogłam mu się też dziwić, gdyż w innych okolicznościach pewnie zareagowałabym podobnie, bacząc na to, w jakim miejscu się spotkaliśmy. Nie zmieniało to jednak faktu, że już dawno, gdyby blondyn chciał, mógłby mnie zabić, wbijając mi ten nóż, chociażby w plecy, przy samym przyjściu.

Po dłuższej chwili chłopak jednak odpuścił, odsuwając się ode mnie wraz z ostrzem, które jednak wciąż trzymał w dłoni. Siedział w gotowości, akceptując jednocześnie moje zdanie, przez co nie mogłam się nawet zdecydować, czy byłam mu wdzięczna, czy może wręcz przeciwnie. Jeżeli od teraz nie będę baczyć na słowa, może się to dla mnie w różny sposób skończyć. Niebezpiecznie, aczkolwiek bywało gorzej.

— Jak się zorientowałaś? — wymamrotał, patrząc na mnie kątem oka.

Nogi spuścił w podobny sposób do mnie, tak że teraz swobodnie zwisały z krawędzi dachu, a plecy zgarbił, bardziej pochylając się nad nożem. Nie zmieniało to jednak faktu, że wciąż w ten sam sposób mnie intrygował, będąc nie tyle, ile charakterystycznym, ale po prostu tajemniczym.

— Mam w tym doświadczenie. — odparłam z przekonaniem, bawiąc się nerwowo palcami.

— O czym chciałaś porozmawiać? — zapytał, nie wnikając już bardziej w moje pobudki.

Mimo sytuacji sprzed chwili jego słowa wydawały mi się być wyjątkowo delikatne i niepewne, jakby po raz kolejny zmienił do mnie nagle nastawienie. Miałam wrażenie, jakby sam gubił się w swoich osobowościach, podobnie do mnie nie wiedząc, co powinien zrobić albo jak się zachować. Utwierdzało mnie to tylko w tym, że ujawnienie się było tego wszystkiego warte. Nie musiałam mu też zresztą wspominać o wszystkim.

— Zadajesz dużo pytań. — zaśmiałam się, dostrzegając jego dziwną tendencję, świadczącą jedynie o zaciekawieniu. — Ale to dobrze, przynajmniej ciszy nie będzie. — stwierdziłam, zakładając sobie włosy za ucho, które zbyt chaotycznie po nocy plątały mi się wokół twarzy.

Z jakiegoś powodu czułam się w jego towarzystwie wyjątkowo swobodnie, nawet kiedy kątem oka widziałam, jak zaciska dłonie na nożu, zaaprobowany każdym moim gwałtowniejszym ruchem. Bez cienia stresu, oparłam się bardziej na rękach, wypinając przed siebie klatkę piersiową, a głowę uniosłam do góry. Tylko w tej pozycji, choć na chwilę spięte mięśnie mogły pomóc naprostować zgarbione ciało, a tęczówki napotkały przed sobą jedynie widok wilgotnej ściany znajdującej się nad całą przestrzenią miasta. Westchnęłam przeciągle, próbując poczuć jakąkolwiek rześkość w tym miejscu pełnym wszelkiego syfu oraz pleśni.

— Zachowujesz się inaczej niż wczoraj. — stwierdził blondyn, przykuwając moją uwagę.

Wciąż siedział w tej samej pozycji i choć wydawał się wciąż patrzeć w przestrzeń, widocznie zainteresował się moją zmianą pozycji. Ściągnęłam brwi, wykrzywiając przy tym twarz w dość niewyraźnym wyrazie, który miał wskazywać na moją irytację. Zachowywał się momentami jak idiota.

— Bo wcześniej udawałam, tak jak ty, nieprawdaż? — zapytałam retorycznie, z wyraźną nutą zdenerwowania.

Nie kontrolując się przy tym, nadęłam również policzki, powstrzymując się od większej ilości nieprzychylnych słów, które mogłabym posłać w jego kierunku. Zbyt częste dyskusje z Olivią oraz obracanie się w nieciekawym towarzystwie z całą pewnością mi nie służyło. Wciąż szukałam czegoś, dzięki czemu mogłabym się wyrazić, czy dostatecznie określić, a zasłyszane zwroty oraz granie wielu osobowości wcale mi w tym nie pomagało. Łączyłam w sobie wszystko, bardzo często nie potrafiąc odpowiednio zareagować, czy odpowiedzieć, jednak siostra starała się mnie odpowiednio resocjalizować. Tylko dzięki niej nie przesiąkłam do szpiku tym całym gównem, posiadając wciąż nadzieję na odzyskanie dawnych chwil.

— No więc teraz nie krępuj się i bądź sobą. — nakazałam, próbując się wewnętrznie uspokoić, co jednak nie do końca potrafiłam zrobić.

Dzieliła mnie zdecydowanie zbyt mała ilość czasu od wybuchu, bym była w stanie o nim zapomnieć. Od zawsze należałam do osób pamiętliwych, które nie zapominają doznanych krzywd do końca życia. Sprawiałam tym samym wrażenie osoby zawistnej, której zależy jedynie na pozbyciu się czegoś, co zaatakowało ją bardzo dawno temu. Nie kontrolowałam tego i miałam wrażenie, że to jedyne czego jestem co do siebie pewna. Chowałam do ludzi urazę.

— Dlaczego tak nagle całkowicie się odkryłaś? — zapytał, z wyczuwalnym w tonie niedowierzaniem.

Jak na swój wiek zadawał wyjątkowo dużo pytań i choć początkowo wydawał się charakterem dominującym, z jakiegoś niezrozumiałego mi powodu, w moim towarzystwie wyglądał na kogoś całkiem łagodnego. Nawet z ostrzem w dłoni, podwiniętymi rękawami oraz potarganymi kosmykami, nie potrafił sprawić, bym czuła inaczej. Intrygujący typ.

— I kolejne pytanie. — westchnęłam męczeńsko, zdając sobie sprawę, że zapewne po tym wszystkim nie będzie już potrafił przestać pytać.

— Pewnie ciekawi cię również, dlaczego udawałam. — dodałam z tą samą dozą rezygnacji.

Choć od przyjścia nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego dość wartościowego słowa, coś nakazywało mi ciągnąć tę konwersację dalej. Blondyn nie wyglądał mi na towarzyską osobę, choć starał się sprawiać takie wrażenie. Widocznie tak samo jak ja, nie przepadał za ludźmi, których nie cenił, ale gdy już to robił, miał w tym większy cel.

— Tak w zasadzie... — zaczął, chcąc dalej pociągnąć temat, co skłoniło mnie do spięcia się. O nie.

Mogłam zdradzić mu, że nie jestem kimś, za kogo mnie uważał wczoraj, jednak wspominanie o misji w większym stopniu, byłoby samobójczym posunięciem godnym jedynie mojego zwierzchnika. Nie byłam idiotką i nie zamierzałam mówić więcej niż potrzeba, by mógł mnie rozgryźć. Na ten moment miał pojęcie, że nie jestem Nathalie, za którą się podawałam, ale nie mógł poznać Niny oraz konkretnego powodu, dlaczego tu przybyła.

— Nie było kłamstwem, że szukam tu kogoś. — próbowałam zmanipulować jego tok myślenia, wyłaniając na wierzch pewne wątki bezpośrednio mi przystępne.

Czułam przy tym, jak ekscytująca adrenalina, zaczyna rozprzestrzeniać się po moim ciele, a znajome uczucie osaczenia w innym niż dotychczas stopniu dominuje nade mną. Kochałam ryzyko oraz zadzieranie z czymś, z czym nie powinnam, dlatego wielokrotnie zdarzało mi się obrywać. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie chciałam wciągać w moje wychylenia kogokolwiek innego, a szczególnie tych, na których mi zależało. Pewnego rodzaju niestabilność miotała moimi emocjami jak podczas wiecznego okresu, a ja sama ledwo się w tym wszystkim orientowałam, nie wspominając już o innych.

— Ale... — mruknął, jednak znowu nie dopuściłam go do głosu.

— I to powinno ci wystarczyć. — zwieńczyłam swoje słowa, ostrym spojrzeniem w jego kierunku.

— Trafiłam tutaj przez dziecięcą naiwność i szukam sposobu, by się stąd wydostać. — zdecydowałam się na odsłonięcie swojej przeszłości, która wciąż w wielkim stopniu mnie bolała.

Czasami pragnęłam jedynie zapomnieć i nigdy nie pamiętać już tej okropnej decyzji, nad którą wtedy wcale nie rozmyślałam. Całkowicie usunąć z duszy i umysłu swoją naiwność oraz hipokryzję, gdyż to właśnie ona doprowadziła mnie w to miejsce. Musiałam jednak przyznać, że słowa, jakie ze mnie wychodziły oraz emocje, których pozbywałam się, przedstawiając innym to, co mnie spotkało, czyniły mnie zdrową psychicznie. Dzięki temu, że mówiłam o tym nawet całkiem nieznajomym osobom, pozwalało mi na osiąganie chwilowego spokoju. Opinii bliskich w końcu wydajemy się obawiać najbardziej, a przypadkowo napotkana na ulicy osoba, nie zapamięta nawet naszego imienia.

— A ty? Mieszkasz w Podziemiach, prawda? — szybko zmieniłam temat, orientując się, że jak na ten moment jest to niedostatecznie dobry temat, bym mogła go poruszać. Leo w końcu wciąż trzymał w dłoniach nóż, bezceremonialnie się nim bawiąc.

— Ta. — mruknął, nawet nie odwracając się w moim kierunku.

Jego sylwetka wciąż była zgarbiona. Głowę miał spuszczoną, a blond kosmyki przysłaniały większość jego twarzy, utrudniając odczytywanie z niego jakichkolwiek uczuć. Wciąż był dla mnie jak nieodgadniony kamień z matowym spojrzeniem, za którym kryło się coś więcej niż kłamstwa wypowiadane przez jego usta. Pytanie brzmiało tylko, czy dalej będzie kontynuował wymyślanie swoich bajeczek, czy może tak samo, jak ja odważy się zdradzić, choć szczegół ze swojego prywatnego życia. Nawet jeżeliby to jednak zrobił i tak nie posiadałabym żadnego interesu w tym, by cokolwiek komukolwiek zdradzać.

— Urodziłeś się tutaj? — spytałam, nachylając się bardziej do przodu, by choć w niewielkim stopniu móc dostrzec jego mimikę.

— Niestety. — westchnął, podobnie jak ja zakładając włosy za ucho, co poniekąd było mi bardziej na rękę. Teraz widzę przynajmniej jego profil.

— I pewnie bierzesz udział w interesach, by przetrwać. — stwierdziłam, wypowiadając na głos najbardziej prawdopodobny scenariusz, który pasowałby do jego wieku oraz życia.

Też byłam nastolatką, a on mimo sprawiania porównywalnego wrażenia co ja, nie potrafił jednak tak dobrze grać. Zdradzał się młodzieżowym stylem mówienia i poniekąd zachowaniem, co wskazywać mogło na to, że jest niewiele starszy ode mnie. Stawiało go to wciąż w tej samej perspektywie, gdzie jako młodzi w dalszym ciągu popełnialiśmy sporo błędów, za które później musieliśmy płacić.

— Możliwe. — odpowiedział mi niejednoznacznie, na co tylko odruchowo zacisnęłam szczękę. Chyba dobrze się ze mną bawi.

— A masz tutaj kogoś, dla kogo chciałbyś zostać, nawet jeżeli zaproponowaliby ci obywatelstwo? — nie ustępowałam w pytaniach, podsuwając mu raz po raz nowe scenariusze, na które również i ja chciałabym znać odpowiedź.

Kiedyś zastanawiałam się nad tym, co by było, gdyby pewne rzeczy się nie wydarzyły lub wręcz przeciwnie miały miejsce zamiast tych innych. Nie oszukując się, zdarzało mi się to nawet, o wiele za często niż powinno, przez co zazwyczaj chodziłam oderwana od rzeczywistości.

— Teraz to ty zadajesz za dużo pytań. — zirytował się, wypominając mi wcześniejszą nachalność w stosunku do niego. Speszyłam się, orientując się, jak bardzo egoistyczna potrafiłam być w stosunku do innych.

— Wiem, ale chce się dowiedzieć, dlaczego masz to spojrzenie. — przyznałam, nerwowo ściskając dłonie, dotychczas w bezruchu leżące na moich kolanach.

Po raz pierwszy od jego pojawienia się na dachu samoistnie uciekłam wzrokiem w przeciwnym kierunku od niego, próbując poradzić sobie z zakłopotaniem, które wbrew pozorom dość rzadko pojawiało się na mojej twarzy.

Leonard natomiast ściągnął brwi, wyraźnie się nad czymś zastanawiając, tak jakby moje słowa całkiem do niego nie dotarły. Miałam pojęcie, że może mnie nie rozumieć, gdyż dużo osób przeważnie w większości nie ma pojęcia o co, mi chodzi, tylko dlatego, że zwracam uwagę na elementy, na jakie normalnie się nie patrzy. Ludzie należą w końcu do istot z reguły większościowych i ogólnych. Jeżeli czują, że żyją to całym sobą, jeżeli coś widzą, to tylko to, na czym się skupili, a to, co w tle zwykle pozostaje przez nich niezauważone.

— Spojrzenie? To jakiś żart? — spytał z lekkiego rodzaju niedowierzaniem.

Odwrócił się w moją stronę, obrzucając wzrokiem tak przenikliwym, że miałam wrażenie, iż wypala mi dziurę w policzku. Zrobiło mi się również dziwnie zimno, co spowodowane było obecnymi w Podziemiu przeciągami, nawiewającymi wilgotne powietrze do jaskiń oraz skalnych sklepień. Momentami, kiedy dobrze się przysłuchało, można było usłyszeć charakterystyczne świszczenie, wywoływane przemykaniem wiatru pochodzącego z powierzchni pomiędzy skalnymi przesmykami tak ciasnymi, że nie zmieściłaby się przez nie igła do szycia.

— Nie. Całkowita prawda. — odpowiedziałam mu bez krzty ironii.

Nie miałam dzisiaj humoru na żarty, a to o czym rozmawialiśmy z jakiegoś powodu, wydawało mi się być ważne. Miałam dzisiaj ciężki dzień, a on był akurat najbliższą osobą, z którą najłatwiej było mi porozmawiać w obecnej chwili. Olivii nie mogłam również wszystkim obciążać, gdyż miała swoje problemy i zmartwienia, a Leo miał w sobie coś, co sprawiło, że byłam w stanie powierzyć mu większość moich obecnych myśli, które w przyszłości i tak będą miały mniejsze znaczenie, o ile wcale go nie zatracą. Zdecydowałam mu się jednak przedstawić swój tok myślenia.

— Masz to samo spojrzenie co ja, a to znaczy, że musiałeś dużo przejść, nie do końca chcąc zrobić pewne rzeczy. — wytłumaczyłam, jednocześnie szacując prawdopodobny scenariusz.

Jego przygaszone, szare oczy wydawały się na krótką chwilę zalśnić, co tylko potwierdzało moje przypuszczenia, jednak jego lekko uchylone usta, które na moje słowa również lekko zadrżały, sprawiły, że byłam w stanie całkowicie wczuć się w jego perspektywę, choć nie znałam jego historii. Nie mam pojęcia, co mogło go spotkać, aczkolwiek tragedia, która się wydarzyła, przyczyniła się do tego, że mogliśmy tutaj dzisiaj siedzieć i rozmawiać.

Z reguły złe rzeczy stawały na drodze osobom, które posiadały anielskie serca i dusze. Byliśmy zbyt miękcy, zbyt oddani oraz z całą pewnością zbyt naiwni, by stawić czoła zawiści innych. Z czasem uczyliśmy się od nich różnych reakcji obronnych, które pozwalały nam dalej funkcjonować, jednak nigdy nie traciliśmy wewnętrznej wrażliwości, co za każdym razem cholernie nas raniło. Musieliśmy grać silnych i trwać w cieniach tych, którzy już na dobre zakleszczyli się w swoim egoistycznym świecie, nie wpuszczając do niego nikogo poza sobą i własną hipokryzją.

— Mamy za dobre serce, Leonardzie. — westchnęłam, przerywając chwilową ciszę, która zaległa między nami.

Wewnętrznie biłam się ze sobą, powoli odwracając się w jego kierunku, tylko po to, by zobaczyć jego wyjątkowo spokojną twarz. Emocje na twarzy człowieka zwykle zmieniały się nagle i były pewnego rodzaju darem, który potrafił poprawić drugiej osobie humor, wystraszyć go, a także zdenerwować. Stanowiły niesłychany dar, który pomagał przełamywać granice, element, bez którego pewne słowa nigdy nie wyszłyby z czyichś ust.

Były zarówno dobrem, jak i złem, jednak jeżeli czyjaś twarz była ich aż nazbyt pozbawiona stawała się matowym obrazem chłodu, wyobcowania oraz przede wszystkim smutku. To właśnie obojętność stawała się najgorsza i powodowała, że ciężko było cokolwiek z nich wywnioskować. I choć z jednej strony pozwalała grać z takimi osobami w wieczną grę labiryntu myśli, tak stawała się również utrudnieniem niepozwalającym relacji, którą współtworzyliśmy jako ludzie, pójść dalej. Blokada nie do obejścia, która burzona była jedynie przez wyjątki oraz niepowtarzalne w społeczeństwie jednostki.

— Coś w tym jest. — zgodził się ze mną blondyn, smutno się uśmiechając.

Przeciąg wprawiał jego włosy w ruch, a blada cera, choć ledwo widoczna w świetle przyniesionej przez niego lampy naftowej, wydawała się dużo bardziej pozytywna oraz szczera niż w momencie, kiedy zaraz po jego przyjściu ją spostrzegłam. Kiedy patrzyłam na jego kobiecą urodę, ten niewinny, choć z pewnością tajemniczy wyraz twarzy oraz wciąż puste oczy, czułam jak dziwnego rodzaju ciepło, rozlewało się wewnątrz mnie, powodując charakterystyczne mrowienie, rozprzestrzeniające się po kręgosłupie, całkiem tak jakby nagle zrobiło mi się zimno. Nie było to spowodowane jednak chłodem, a kompletnie czymś innym, o czym wtedy nie miałam zielonego pojęcia.

Byłam szczęśliwa, że mimo tego, iż wciąż w rękach trzymał nóż i momentami z obawą spoglądał na gwałtowniejsze ruchy, jakie wykonywałam, mogłam tutaj z nim być, ciesząc się pierwszą od dawna konwersacją, w której nie było ani cna ukrytego motywu skierowanego bezpośrednio do mojej osoby. Po prostu mogłam odpocząć od widoku śmierci, jęków oraz błagań o życie, w towarzystwie osoby, której blond kosmyki przypominały mi święcące na powierzchni promyki słońca, a jakiej oczy przyrównać mogłabym do odcieni deszczowych chmur z przebijającym się zza nich błękitem.

Nie chciałam się jednak skupiać na tym uczuciu, gdyż jako osoba, która bardzo często się przywiązuje, zazwyczaj traciłam kontrolę nad emocjami, a to sprawiało, że nawet po tak krótkiej wymianie zdań, zaczynało mi na nieznajomych zbytnio zależeć. Rozstania wtedy, choć nie powinny, stawały się bolesne, a ja na własne życzenie serwowałam sobie kolejną dawkę bólu. Ile to już razy zmuszona byłam zabić cel, po miłej i interesującej konwersacji z nim, tylko dlatego, że takie zlecenie otrzymałyśmy?

— Gdybym znalazła się w sytuacji, gdzie mam możliwość opuszczenia tego gówna, oddałabym obywatelstwo mojej siostrze. — wyznałam, przełykając ślinę, by zażegnać jakiegoś rodzaju żal, do którego powstania sama się przyczyniłam. Kategorycznie musiałam zmienić temat.

— Wiem, że to idiotyczne, bo najpierw powinno się zadbać o samego siebie, jednak dziwnym trafem wciąż jestem zbyt oddana, by być w stanie to zrobić. — przyznałam, biorąc głębszy wdech, tylko po to, by potem natchnąć się na podążający za moją dłonią wzrok Leo.

Poprawiłam jedynie jedną z falban, zawijającą się w odwrotnym kierunku niż zamierzony, a jednak jego czujne spojrzenie, które ani na moment nie straciło czujności wciąż mnie śledziło. Nie mogłam mu się dziwić — żyliśmy gdzie żyliśmy i każda słabość stanowiłaby pierwszy krok w drodze do grobu. Musieliśmy być czujni, choć akurat blondyna musiałam za to po chwalić, gdyż nie stracił swojego zaparcia ani przez sekundę, podczas naszej wymiany zdań, co musiało być też cholernie męczące.

Jego zachowanie ponownie wprawiło mnie w pewnego rodzaju zamrożenie, które ciężko było mi przełamać. Obserwował mnie w końcu ktoś tak samo czujny, jak ja sama, co sprawiało, że mimowolnie stawałam się w pewnym stopniu podekscytowana. Kto nie chciałby wiedzieć ostatecznie, jak to jest siedzieć naprzeciwko całkiem odmiennego drugiego siebie, który potrafił sprawić, że duszą nie targały już wcześniejsze wątpliwości. Blondyn po prostu był i z uwagą przyjmował moje słowa albo potakując, albo wyciągając własne wnioski, co dostrzec można było jednak już po kolejnej, dłuższej już chwili ciszy pomiędzy nami.

— Mam podobnie. — zgodził się ze mną.

W tym momencie, kiedy to zrobił, stało się coś, czego nigdy bym się po nim nie spodziewała. Prawie niedostrzegalny przeskok emocjonalności w jego mimice, sprawił, że na kilka sekund wstrzymałam oddech, będąc świadkiem drobnej dawki ograniczonego zaufania, które mi posłał. Z lekkim wahaniem również, z powrotem wsunął dotąd usilnie trzymany przez siebie nóż do nogawki swoich dłuższych butów, z których sprawnie poniekąd mógł go poniekąd wyciągnąć. Choć jednak ja wciąż byłam bezbronna, a posiadać mogłam siłę swoich nóg oraz pewność siebie w walce, tak nie koniecznie obawiałam się jego natarcia. Innymi słowy — Leo nie wyglądał na kogoś, kto chciał mnie zaatakować, przynajmniej nie na kogoś bardziej niż wcześniej. Co go do tego skłoniło?

— Mimo że zawsze byłem praktycznie sam, przyczyniłem się do tego, by moi przyjaciele zmuszeni byli, utknąć w tym miejscu na dodatkowe lata. — wyznał, spuszczając wzrok w zakłopotaniu, co wyglądało z mojej perspektywy aż nazbyt atrakcyjnie.

Przygryzłam wargę, przeklinając w duchu, kobiecą urodę blondyna, którą w niektórych momentach przyrównać mogłabym do dziecięcej. Choć mutację głosu przeszedł już z pewnością, jego ciało wydawało się za nią nie nadążać, przez co budził we mnie swoim zachowaniem, nieznane mi wcześniej emocje, których zaczynałam się bać. Nina, ogarnij się, bo jeszcze się przymknie i nici będą z rozmowy.

— Przy jednej z akcji popełniłem błąd, przez co wciąż się obwiniam. — kontynuował, z wyraźnym zakłopotaniem.

Widać było, że cały temat jest dla niego trudny i choć nie miałam pojęcia czy byłam pierwszą osobą, której o tym opowiadał, czułam z jakiegoś powodu podobieństwo do niego. Co prawda zawsze starałam się podczas misji dawać z siebie wszystko, by nie narażać się naszemu zwierzchnikowi, aczkolwiek miałam pojęcie, że w każdym momencie może spotkać coś, czego nie ominiemy, wplątując się tym samym w większe bagno.

Byliśmy w Podziemiu, a tutaj niczego nie można wykluczać jako nierealne. Potrafiłam więc zrozumieć i wczuć się w jego perspektywę, gdyż prawdopodobnie, gdyby coś takiego miało przydarzyć się mnie, kierowałyby mną identyczne wyrzuty sumienia. Dlatego obdarzyłam jego osobę najbardziej współczującym spojrzeniem, na jakie było mnie stać.

— Czasem czuję, że gdybym wciąż był sam, może oni nie musieliby w tym wszystkim siedzieć. — wyjaśnił, ściskając dłoń na materiale swoich problem, czym tylko udowodnił, jak bardzo mu ta myśl ciąży na duszy.

— Nie ma co chłopie, każdemu się zdarza. — odparłam, automatycznie wyciągając ku jego osobie rękę, w ostatniej chwili powstrzymując się od dotknięcia go.

Z niewiadomego rodzaju zakłopotaniem, opuściłam ją, dziękując Bogu, że zdążyłam się opamiętać, nim blondyn zorientował się, że w ogóle chciałam coś takiego zrobić. Przełknęłam ślinę, nieświadomie zaczynając kiwać nogami niczym małe dziecko, beztrosko nudzące się na ławce.

— Patrz, ja też nie wiedziałam, do czego doprowadzi moje odkrycie kart, jednak kiedy już to zrobiłam, nie zamierzam niczego żałować. — próbowałam go pocieszać, w czym jednak nigdy nie byłam dobra. Liczyłam więc, że chociaż w niewielkim stopniu przez nawiązanie do teraźniejszego incydentu, uda mi się mu pomóc.

— Stało się i nie mogę tego cofnąć. Nie będę się więc za to wiecznie obwiniać. — stwierdziłam, imitując w pewnej dozie pewność siebie w moim głosie, który miał wzmocnić również i tą jego. Przyniosło to jednak odwrotny skutek, przez co w zdenerwowaniu, powstrzymałam się od wymownego prychnięcia.

— Zależy mi na nich i nie chce ich z tym zostawiać, dlatego gorszą robotę wziąłem na siebie, żeby ich ochronić. — z każdą chwilą odsłaniał się coraz bardziej, potwierdzając mi tylko to, że wcale się do niego nie pomyliłam.

Kolejny raz miałam całkowitą rację co do ludzi, z jakimi się zetknęłam, a jedno spojrzenie w ich oczy wystarczyło mi, by stwierdzić, czy ten ktoś jest dla mnie groźny, czy może wręcz przeciwnie. I choć z jednej strony, cieszyłam się, że znalazłam w mroku tego miasta, kogoś, kogo przyrównać mogłabym do siebie, jednocześnie smuciłam się, iż nie tylko mnie spotkał zdradziecki los, odbierający wiele szans i psujący z całą pewnością te nadchodzące.

— Chodzi ci o Alexa? — spytałam, próbując domyślić się, kogo mógł mieć na myśli.

To właśnie on jako pierwszy przyszedł mi do głowy, biorąc pod wzgląd to, iż Leo pojawił się w gospodzie właśnie w jego towarzystwie. Wyglądali też, jakby sobie ufali oraz dobrze się dogadywali mimo odmiennych charakterów. Całkiem tak jak ja i Olivia.

— Między innymi. — potwierdził, unosząc wzrok, przez co bezpośrednio zderzył się z moimi błękitnymi tęczówkami.

Smutno się uśmiechał, jakby samo wspomnienie przyjaciół, potrafiło wprawić go w pozytywny nastrój. Było to jednak na tyle urocze, że zapragnęłam wyrazić mój szacunek w stosunku do niego oraz w pewien sposób, zdobytą poprzez zwykłe towarzystwo sympatię.

— Dobry z ciebie chłop w takim razie. — wyznałam, odwzajemniając jego spojrzenie, w którym wydawałam się zobaczyć przeskakującą iskrę.

Dosłownie sekunda, która potrafiła zmienić tok myślenia człowieka na bardziej przystępny, a także sprawić, że na dotychczas bladych policzkach blondyna, pojawił się ledwo zauważalny odcień różu.

— Dlaczego nagle zaczęłaś mówić jak ktoś dorosły? — zapytał, w zakłopotaniu odwracając się w kierunku mroku miasta, przez co znowu mogłam widzieć jedynie jego nikły profil, ukrywający się pod warstwą blond kosmyków.

— Bo za taką wszyscy mnie mają. — odpowiedziałam mu, bez krzty zawahania się niemal natychmiast.

Nie miałam co do tego wątpliwości, gdyż już jako mała dziewczynka, wykorzystywana byłam jak nie jedna pełnoprawna kobieta, przez dużo starszych mężczyzn. Wtedy było im to nawet na rękę, gdyż z każdym kolejnym, upływającym rokiem moja rozrodczość rosła, a to wiązało się z ryzykiem posiadania dzieci, których z całą pewnością nikt w Podziemiu nie chciał. Można było się więc spodziewać, że myślenie naiwnego dziecka zostało we mnie zduszone w ciągu pierwszych kilku nocy oraz misji, jakie mi przydzielono. Dziecko morderca, złodziej oraz przemytnik, które łatwo mogło przemknąć niezauważone przez patrole bez krzty podejrzeń, czy zostawienia jakichkolwiek śladów. Nie chciałam jednak tego rozpamiętywać. W końcu moje piekło wciąż trwało i musiałam skupić się na tym, co teraz, by po prostu nie oszaleć.

— A ty siebie masz? — odważyłam się spytać również jego, utrzymując radosny wydźwięk swoich słów. Leo jednak tylko cicho się zaśmiał, przykładając dłoń do ust.

— Co ty, ja zawsze będę dla siebie dzieckiem. — stwierdził, wciąż prześmiewczo marszcząc brwi i przybierając na twarz jeden z piękniejszych uśmiechów, jakie widziałam u tutejszych ludzi.

— Czasami mam wrażenie, że mam identycznie. — przyznałam poruszona jego otwartością co do mnie.

Wciąż w końcu miałam w sobie tę naiwność, która pozwalała mi się śmiać na dachu z człowiekiem, który kilka dobrych minut z zimną krwią przykładał mi nóż do szyi. Posiadałam nadzieję, że jeszcze wszystko w moim życiu może wrócić do początków, gdzie Podziemie było dla mnie jedynie wyjątkowo mroczną bajką, o której opowiadała mi matka, a promienie słoneczne elementem codzienności, na który niezbyt zwracałam uwagę. Moja wyobraźnia nie przestała również kreować różnego rodzaju niemożliwych do spełnienia scenariuszy, które utożsamiały mnie z kimś pokroju dziecka. Jednak tak czy siak, jako już nastolatka stwierdzić musiałam, że niewiele mi z tego pozostało.

— A ile tak naprawdę masz lat? — spytał nagle, wykazując jasne zainteresowanie moją osobą, na co ja jedynie prychnęłam, nie kryjąc się już ze swoją niechęcią co do udzielenia odpowiedzi.

— Kobiety o wiek się nie pyta. — w subtelny sposób pokazałam mu język, by jednak przy jego uporczywym spojrzeniu, westchnąć męczeńsko. Był uparty.

— Piętnaście. — odpowiedziałam mu, w naburmuszeniu, nadymając policzki.

Potargane włosy wciąż irytująco okalały moją twarz od czasu do czasu, wchodząc mi do oczu, a grzywka powykręcana została we wszystkich kierunkach przez to, że prawdopodobnie nocą intensywnie się poruszałam. Innymi słowy, byłam teraz w swojej najbardziej naturalnej odsłonie, a otwartość, jaką kierowałam w stosunku do Leo, pozwalała mi być dodatkowo sobą. Co z tego, że na co dzień musieliśmy zachowywać się jak dorośli, skoro oboje wciąż byliśmy dziećmi.

— Ja szesnaście. — poinformował mnie zgodnie z zakładanym szacunkiem. Chciał być wobec mnie w porządku.

— O prawie rówieśnik. A nie wyglądasz. — skomentowałam, szczerząc się w jego kierunku, nawiązując do jego kobiecej urody. On jednak tylko milczał, tajemniczo się uśmiechając.

Ponownie obrócił się w kierunku miasta, a pomiędzy nami kolejny raz zapanowała kojąca serca cisza. Oboje musieliśmy się nad wieloma sprawami zastanowić, co nie zmieniało faktu, że o wiele lepiej czuliśmy się w swoim towarzystwie. Po raz pierwszy, od naprawdę dużej ilości misji zlecanych nam przez Bowman'a, miałam szansę pomilczeć wspólnie z kimś. Samo to dawało mi już naprawdę wiele, biorąc pod wzgląd samotność, jaką odczuwałam.

Owszem, Olivia zawsze jak tylko mogła, starała się mnie wspierać, czego jednak nie mogłam od niej wymagać ciągle. Była człowiekiem i potrzebowała snu oraz w przeciwieństwie do mnie nie miewała nocnych koszmarów, piętnowanych wyrzutami do samej siebie. Takie siedzenie z kimś obcym bez zdradzania, wyraźnej przyczyny stawało się jednak dla duszy kojące. Oczywiście o ile ta nieznajoma osoba, dzieliła z nami te same odczucia. Nawet jeżeli mogliśmy być wobec siebie fałszywi, to sama obecność już była w stanie coś dać. Momentalnie też na myśl nasunął mi się pewien temat.

— Słuchaj, a okłamywałeś kiedyś kogoś poza nami? — spytałam, poruszając chyba główny temat, od którego powinnam tak w zasadzie zaczynać, bo to właśnie od kłamstwa się wszystko zaczęło.

Nie czując do siebie nic oraz spodziewając się zacierania prawdy, tak naprawdę nie mieliśmy do siebie urazy, tak jak byłoby to w przypadku dobrych znajomych, którzy nagle dowiedzieli się, że ich wzajemne intencje były nieprawdziwe. Posiadaliśmy jedynie uwagę na to, czy żadne z nas nie odważy się zaatakować, a kiedy i ona zniknęła, po prostu pogrążyliśmy się w rozmowie. Nie było już niczego negatywnego, co zepsułoby nasze i tak płytkie stosunki. Tym różniliśmy się od rodziny i przyjaciół oraz stawaliśmy się oderwaniem od zawiści. To zdecydowanie nam wystarczyło.

— Żeby to tylko raz. — przyznał, w większej części tracąc swój wcześniejszy pozytywizm. Jego głos nie brzmiał już tak radośnie, a na powrót stał się matowy i chłodny.

— Swoich przyjaciół też? — dopytywałam, spotykając się jednak z wymowną ciszą, która tylko potwierdzała moje przypuszczenia. Zacisnęłam usta w wąską linię.

— Spodziewałam się tego. — wymamrotałam, sygnalizując mu, że domyślam się jego odpowiedzi.

W końcu możliwe, że gdyby powiedział im o wszystkim, co robi, mogliby być na tyle zawzięci, by go z tego wyciągnąć, wplątując w to tym samym siebie, czego pewnie by nie chciał. Zawsze istniała taka opcja i osobiście, gdybym należała do grona jego znajomych, pewnie postąpiłabym w taki waśnie sposób. Kłamstwo było więc jedynym, ryzykownym, aczkolwiek możliwym rozwiązaniem, do którego mógł się uciec.

— Robisz to wszystko dla nich, żeby wywiązać się z długu? — naciskałam na niego, czując się poniekąd do tego zobowiązana. To dziwne, że tak mi na tym zależy.

— Tak. — przytaknął mi, na co tylko bardziej zrobiło mi się go żal. Być tak młodym i robić wszystko dla kogoś, kto jest dla ciebie jak rodzina, jest godne oddania duszy diabłu.

— Coś tak właśnie myślałam. — przyznałam, pokonując własną nieśmiałość, by poklepać go po plecach w gestii wsparcia.

Wyszło mi to jednak tak niezdarnie, że wyglądało jak pacnięcia w celu zabicia wyimaginowanych much, które na nim siedziały. Choć ciężko radziłam sobie w kontaktach międzyludzkich, a jeżeli przywiązywałam się do kogoś to na dobre, to z Leo było jakoś inaczej. Całkiem tak jakbyśmy znali się już wcześniej, a nasze zetknięcie się na parkiecie było już od dawna przez kogoś planowane. Nie zamierzałam jednak wprawiać go w zakłopotanie, bardziej niż to było potrzebne, a po raz kolejny przyrównałam go do znajomości, która w przyszłości może mi się jeszcze przydać. I mimo że brzmiało to trochę jak uprzedmiotawianie człowieka, wcale nie czyniło go to rzeczą w moich oczach, a jedynie kolejnym wartościowym członkiem Podziemia, o którym nigdy nie zamierzałam zapomnieć. Miałam też nadzieję, że przynajmniej jego nie będę zmuszona zabijać, a przyjaciele, o których wspominał, wyjdą na prostą, opuszczając mrok tego miejsca.

— To zaskakujące jak podobni jesteśmy. — zaśmiałam się, by rozluźnić wyczuwalne w powietrzu napięcie.

Skoro przez cały ten czas zmuszeni byliśmy kłamać, teraz zamierzałam być z nim w stu procentach szczera. Może właśnie w ten sposób zdoła dojrzeć różnicę, jaka jest obecna przy porozumiewaniu się, gdy człowiek nie musi się kłopotać zmyślaniem dobrej wersji historii, by wszystko odpowiednio mu się zgrywało. Dodanie do tego jeszcze emocji wraz z wiarygodnością powinno poskutkować odczuwalnym wszędzie spokojem ducha, którego będzie się potem za każdym razem pożądać.

— To straszne. — droczył się ze mną, decydując się znowu zwrócić w moim kierunku, przez co mogłam zobaczyć jego rozbawiony wyraz twarzy.

— Przerażające. — zironizowałam, posyłając w jego kierunku odważny uśmiech.

Istotnie zaskakiwało mnie to, jak szybko potrafiliśmy przeskakiwać z tematu na temat, który całkowicie różnił się od siebie wyczuciem. Od głębokich i poruszających serce myśli, aż po prześmiewcze docinki, jakie potrafiły, choć na krótki moment oderwać nas od nostalgii. Doprowadzaliśmy do powstawania cudownego bilansu, podczas którego nie było nam ani zbyt wesoło, ani przykro.

— Dziwny, ale zaskakująco miły z ciebie typ. — pochwaliłam go, spoglądając w jego szare tęczówki, które na całe szczęście nie były już tak bardzo matowe, jak wtedy, gdy się tu pojawił.

— Ta uważaj, bo jeszcze cię polubię. — prychnął, z błąkającym się jednak po policzkach rumieńcem. Oj jak ja dobrze znałam to uczucie.

— Za późno, gdyż już mnie lubisz. — ułożyłam usta w dziubek, ponownie grając z nim w grę słowną, tak jakbyśmy znali się od lat.

— Nie pochlebiaj sobie. — odpowiedział mi, przewracając z dezaprobatą oczami.

Czasami potrzebny był nam po prostu ktoś, by sprawić, że byliśmy w stanie sobie radzić. Stawał się on czynnikiem wewnętrznym, niespodziewanie ratując jakąś część naszej osobowości, która możliwie bez niego mogłaby nie przetrwać. Upodabnialiśmy się do ludzi, którzy nas otaczali, choć z całą pewnością trudno było nam się do tego przyznać i nic czego byśmy sobie nie wmawiali, nie było w stanie tego zmienić. Leo był właśnie tym małym elementem, który odciągnął moje myśli od zadania, które miałam wykonać, a także pomógł zapomnieć o przeszłości.

Spotkanie z nim pozwoliło mi również przekonać się co do tego, że nie wszyscy członkowie płci przeciwnej są tylko ordynarnymi maszynami, potrzebującymi do przetrwania kobiecego ciała. Mogłam wierzyć, że kiedyś spotkam kogoś, z kim będę mogła porozmawiać i poczuć się jak z nim, a także zaznam książkowego przypadku miłości do drugiego człowieka. Teraz jedynie cieszyłam się nadzieją, że tacy ludzie istnieją i niekoniecznie wszyscy mężczyźni muszą być źli. Widocznie to ja miałam do nich wyjątkowego pecha. Leo natomiast w pewnym stopniu przypominał mi mojego ojca, który, choć z wierzchu wydawał się chłodny, miał tak naprawdę ciepłe wnętrze.

Siedzieliśmy jeszcze chwilę w całkowitej ciszy, przy lampie naftowej, która już powoli zaczynała się wypalać, tylko patrząc na rozprzestrzeniający się przed oczami mrok, przecinany jedynie ulicznymi lampami. Pustki na ulicy były nie do opisania, choć oboje wiedzieliśmy, że to, co ważne dzieje się tak w zasadzie w cieniu lub w pomieszczeniach zamkniętych, do których nikt przypadkowy nie ma dostępu. Chłonęliśmy wilgotną woń nawiewaną poprzez przeciągi oraz po prostu czekaliśmy, aż wszelkie emocje wyparują z nas, by znowu udało się na powrót zasnąć zmęczonemu organizmowi.

— Robi się późno, więc chyba powinniśmy wracać. — zagadnął jako pierwszy blondyn, dostrzegając, że lampa niemal już całkiem zdążyła się wypalić.

— Tak, racja. — przytaknęłam mu, zdając sobie sprawę, że po ciemku raczej ciężko byłoby nam się znowu wdrapać do okna i wrócić potem do swoich pomieszczeń sypialnych.

Oboje podnieśliśmy się z murku, uważając by przez przypadek nie spaść z dość sporej wysokości, a następnie wzajemnie pomagając sobie we wdrapywaniu, z powrotem znaleźliśmy się na strychu. W nozdrza od razu rzuciła się znajoma woń pleśni, a stare deski skrzypiały charakterystycznie pod nogami, informując o wszelkich zmianach pozycji u drugiej osoby.

— Uważaj na siebie, bo szlachta z samego rana zaczyna opuszczać gospodę. — zagadał nagle Leo, gdy kierowaliśmy się w stronę wyjścia.

Była to co prawda nowa informacja i zmieniała stosunkowo dużo. Jeżeli bowiem nasz cel należał do szlachty, a było to bardzo prawdopodobne, to zostało nam niewiele czasu, by działać i stawiało nas dosłownie pod ścianą. Wraz z Olivią nie mogłyśmy dopuścić, by paczka opuściła gospodę, gdyż późniejsze dorwanie jej bez zabicia celu, byłoby po prostu niemożliwe. Zacisnęłam szczękę, starając się jednak grać pozory, wdzięcznej za wiadomości, które możliwie nieświadomie mi podał.

— Pewnie, ty również. — odpowiedziałam, pośpiesznie.

Kiedy jednak myślałam, że Leo o nic nie zamierza już spytać, czy czegoś poruszyć, los po raz kolejny wydawał się ze mnie zaśmiać, gdyż o dziwo blondyna naszły wyrzuty sumienia. Na schodach prowadzących już w stronę balustrady, jakie były już swoją drogą o wiele bardziej zadbane od strychu, po prostu się zatrzymał, odwracając w moim kierunku. Musiałam przyznać, że przez początkowe zamyślenie, niemal na niego nie wpadłam, jednak długo ćwiczony refleks pozwolił mi uniknąć zderzenia z jego plecami i tylko oparłam się o ścianę, balansując na nogach.

— Wybacz za tamto. — przeprosił mnie, mając na myśli pewnie wcześniejszy incydent z użyciem noża w samoobronie. Nie miałam mu jednak tego za złe.

— Nic się nie stało, mam wrażanie, że nam obojgu było to potrzebne. — pocieszyłam go, z mniejszą dozą motywacji, posyłając mu drobny uśmiech.

— Zgadzam się. — przyznał, kiwając głową.

Po tej krótkiej wymianie zdań wznowiliśmy jednak marsz, gdyż oboje byliśmy dość zmęczeni, a i godzina nas niestety nie rozpieszczała. Zakładałam, że było coś około drugiej lub trzeciej, a to oznaczało tyle, że pozostało mi najwyżej kilka godzin snu, nim Olivia zdecyduje się mnie wyrwać z łóżka w celu ogarnięcia się i ustalenia, co powinniśmy zrobić dalej. Wiedziałam także, że czas rozstania z Leo zbliża się nieubłaganie, a balustrada pojawiła się przed moimi oczami zbyt szybko. Musiałam mu coś jeszcze powiedzieć, nim na zawsze stracimy ze sobą wszelki kontakt.

— Staraj się być szczery wobec przyjaciół, bo czasem są oni warci więcej niż rodzina. — wypaliłam nagle, zatrzymując się w miejscu.

— Czasami są rodziną. — wymamrotałam, zdając sobie sprawę, że blondyn odwrócił się w moim kierunku, także stając.

— Ja siostrze nie kłamię w ważnych kwestiach, a to właśnie szczerość pozwala na radzenie sobie z problemami. — przyznałam się, zaciskając ręce na i tak już wymiętym materiale, burgundowej sukni.

Z jakiegoś powodu zestresowałam się wtedy, dobrze zdając sobie sprawę z pewnego rodzaju intymności, jaką mieliśmy wtedy na dachu. Tutaj to już nie było to samo, a cała moja pewność w bogato ozdobionym pomieszczeniu wydawała się znikać, robiąc ze mnie wstydliwą amebę. Tutaj potrafiłam już tylko grać, stając się z każdą chwilą coraz to bardziej Nathalie, a prawdziwa Nina znikała pod jej maską, topiąc się w otchłaniach własnej duszy.

— Razem będziecie silniejsi. — poradziłam mu, czując jak na moich policzkach, zaczynają pojawiać się rumieńce. Nigdy więcej, już niczego podobnego nie powiem.

Leo jedynie znacząco mi potaknął, zachowując się jednak tak, jakby niczego nie zamierzał w swoim życiu zmieniać. Jedynie dał mi znać, że wysłuchał to, co miałam mu do powiedzenia i z uniesionymi lekko do góry brwiami, odwrócił się do mnie plecami, na nowo rozpoczynając swój chód.

Nie zamieniliśmy potem ze sobą już ani słowa, aż do czasu, gdy nadszedł czas rozstania się pod jednymi z drzwi. O dziwo, nocowaliśmy zaskakująco blisko siebie i aż dziwne, że wcześniej się na siebie nie natknęliśmy, chociażby kierując się na dach, albo spotykając się spojrzeniami przy obserwacji celu, który wraz z siostrą mieliśmy dorwać.

Kiedy staliśmy przed charakterystycznie pomalowanymi na czerwono drzwiami, po raz ostatni zdecydowaliśmy się jednak do siebie odwrócić. Choć nasza rozmowa była zrządzeniem losu, a zainicjowanie i popchnięcie jej dalej, stało się jedynie moją egoistyczną zachcianką, z jakiegoś powodu ciężko było mi się z nim żegnać. Nie dał mi co prawda dużo, ale pozwolił poczuć obecność oraz pewność, że wszystko będzie dobrze, nieważne jakbym się za to nie zabrała. Pomachałam z wdzięcznym wyrazem warzy w jego kierunku, by ten odpowiedział mi w ten sam sposób.

— Dobrej nocy, Nathalie i dziękuję. — podniósł głos, unosząc do twarzy lampę, przez co wyraźniej mogłam ujrzeć jego wdzięczne rysy twarzy.

Wyglądał w tym momencie naprawdę łagodnie, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że słusznie postąpiłam, decydując się go wysłuchać. W pewnym sensie, choć moje życie rzadko układało się dobrze, poczułam się spełniona, że mogłam spotkać kogoś równie dotkniętego złem, jak ja, o podobnym usposobieniu do niego. Ja musiałam kłamać, by przetrwać, on zapewne tak samo, jednak tego wieczoru łączyła nas pewna doza szczerości, pozwalająca nam być po prostu sobą. Posłałam w jego kierunku ostatni uśmiech, odwracając się w kierunku drzwi, gdzie używając wyciągniętego krótko wcześniej klucza, wślizgnęłam się do pomieszczenia.

— To ja dziękuję. — wymamrotałam, zamykając za sobą drewniane wrota.

Zdawałam sobie również sprawę, że blondyn nie był już mnie w stanie usłyszeć. Tej nocy, gdy kładłam się ponownie spać, po raz pierwszy od dłuższego czasu, nie nawiedziły mnie te straszne koszmary, w których z własnej winy, porzucam wygodne życie na powierzchni, na poczet porwania do Podziemi. Po raz pierwszy od dawna w sennych marzeniach towarzyszyła mi jedynie kojąca duszę, zimna pustka o czarnym odcieniu, pozwalając utulić mój narwany charakter w niezmąconym spokoju oraz ciszy.

***

— Co?! Jak to opuszczają gospodę?! Wiesz, co to znaczy w ogóle?! — poranne krzyki Olivii po oszczędnej ilości snu, z całą pewnością dla Niny nie były czymś kojącym.

Po tym, jak blondynka, bez patyczkowania się, ściągnęła ją z łóżka, nie czekała na nic więcej niż na wyjaśnienia. Doskonale słyszała, jak jej przyjaciółka opuszcza pokój, będąc na wpół żywą. Zawsze w końcu czuwała w razie niebezpieczeństwa i było to pewnego rodzaju przystosowaniem, które pozwalało jej po prostu odpocząć bezpiecznie, gdyż w Podziemiu nawet podczas snu warto było być czujnym. Nie wiadomo, czy ktoś w ramach zemsty nie wykorzystałby łatwej okazji do morderstwa albo czegoś gorszego. Jedynie w bazie mogła dać sobie chwilę wytchnienia, jednak nie zmieniało to, co do niej zdania. Wolałaby już nigdy nie zmrużyć oka, przebywając na powierzchni, niż spać w mroku Podziemi.

— Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?! Teraz nie mamy już czasu! — łapała się za głowę, co chwilę obrzucając wystraszonymi, brązowymi tęczówkami swoją towarzyszkę.

Gdyby szlachcic opuścił gospodę, byłoby bardzo źle, a paczka prawdopodobnie na dobre by im przepadła. Nie mogły dopuścić do tego, żeby ich cel robił to, co mu się żywnie podoba, jednak w tej sytuacji, gdy on już prawdopodobnie wstał, szykując się do wyjścia, one niewiele miały do gadania. Na wszystko było kategorycznie za późno, a wizja pokojowego załatwienia założeń nie wchodziła już w grę.

Role miały pozwolić im zbliżyć się do celu oraz wmieszać w tłum, jednak obecność dwóch kawalerów przy ich stoliku oraz zaprzepaszczenie szansy zamknięcia się z poszukiwanym mężczyzną w jego pokoju samoistnie przepadły. Na ten moment nie pozostawało im więc nic innego, jak realna konfrontacja w odpowiednim dla nich miejscu, w którym nie rzucałyby się w oczy. Były w końcu cichymi bandytkami, które przy morderstwach nie chciały zwracać na siebie zbytniej uwagi. Wykorzystywały siłę swoich nóg do tego, by natychmiastowo znikać z pola zbrodni i niegdyś do niczego więcej. Dlaczego to właśnie im musiało się to wszystko przytrafić?

Olivia jako ta starsza stawała się jednocześnie obciążona wszelką winą, a kary, które wymyślali dla niej Bowman'owie za czasów, gdy jeszcze grzeszyła nieporadnością, były zbyt okrutne, by zamierzała do nich wracać. Chciała ponadto za wszelką cenę chronić Ninę, która podczas tych kilku lat stała się dla niej częścią rodziny, jaką pokochała. Obiecała sobie nie dopuścić do większego nieszczęścia posyłanego w jej kierunku i ograniczyć do minimum wszelkie nieprzyjemności, jakie musiała przeżywać ona sama. Kilka głębszych wdechów przy nerwowym chodzeniu po pomieszczeniu, wraz z przekleństwami, pomogły jej się uspokoić i podjąć odpowiednią decyzję. Jeżeli chcesz przeżyć, to walcz, ponieważ nie podejmując się walki, nigdy nie będziesz pewny, czy mógłbyś wygrać.

— Nie było jakoś do tego okazji! Wybacz! — podniosła głos Nina, kłaniając przed blondynką głowę.

Dobrze zdawała sobie sprawę, że samo wyjście tej nocy z pokoju było nieodpowiedzialne, jednak tylko dzięki jej lekkomyślności w ogóle dowiedziały się o obecnej sytuacji. Co prawda, Kastner nie miała pojęcia czy mogą ufać słowom Leo, jednakże z jakiegoś powodu wcale się nad tym nawet nie zastanawiała. Wzięła po prostu to, co powiedział za niepodważalny fakt, odbierając go jako dobrą osobę, której akurat w tym aspekcie warto będzie zaufać.

— Trzeba było mnie obudzić! Zrobić cokolwiek! — denerwowała się, przesadnie gestykulując.

Widać było, jak się w niej gotowało, a wypieki na bladych zwykle policzkach, wydawały się to potwierdzać. Choć rzadko można było ją zobaczyć w takim stanie, gdyż działała pod wpływem emocji jedynie podczas odejścia od zwykle udanego planu, tym razem jednak wyjątkowo szybko się uspokoiła. Wystarczyło bowiem jedno spojrzenie na zaniepokojoną jej postawą Ninę i jak woda po zmąceniu, chwilę potem wracała do swojej typowej poprzedniej formy.

Musiała się uspokoić, gdyż zabierała tym potrzebny im czas na decyzję i jeżeli by się nie ogarnęła, nikt nie zrobiłby tego za nią. Brunetka wciąż była w końcu niedoświadczona i potrzebowała przewodniczki, która będzie wiedzieć, co mają robić dalej. Miała być dobrym przykładem i nie zamierzała tego zniweczyć, tylko dlatego, że coś po raz pierwszy od dawna nie układało się po jej myśli.

— Mniejsza. — wymamrotała, zaciskając charakterystycznie wargi.

Stępiła całe swoje zdenerwowanie w działanie i nie mówiąc już niczego więcej, skierowała się w stronę swojego łóżka, gdzie z mniejszej z toreb, które zabrała ze sobą z siedziby, wyciągnęła dużo wygodniejsze oraz z pewnością mniej rzucające się w oczy kreacje. Poza tym zapakowane miała również sztylety oraz jedną sztukę broni palnej w razie, gdyby na miejscu zrobiło się bardziej niebezpiecznie, niż zakładała. Czego w końcu by nie powiedziała, to właśnie ich życie było najważniejsze, a nie powodzenie tego głupiego planu. Nie była na tyle szalona, by poświęcić się szaleństwu Bowman'ów, jak nie jedna ich maniaczka. Olivia sprawnie posegregowała materiały, po czym obrzucając Ninę beznamiętnym spojrzeniem, rzuciła w jej ręce poskładany zestaw ubrań.

— Zbieraj się. — nakazała, dostrzegając, że przyjaciółka nie do końca wie, co ma robić.

Kiedy jednak ze strony Niny nie dostrzegła żadnej reakcji, bez krępacji oraz z wyraźnym przeciągłym westchnięciem, zaczęła czym prędzej ściągać z siebie falbaniastą suknię, tylko po to, by włożyć coś dużo lepiej przystosowanego do ich obecnego stanu misji. Przylegające do ciała spodnie, koszula w odcieniu khaki, pasy, do których mogła przymocować sztylety oraz pistolet, a także na koniec większy płaszcz, jaki szczelnie ukryłby przed wścibskim wzrokiem przechodniów broń.

— Co ty robisz? — spytała Kastner, powoli zaczynając rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.

Sama również wstała, zsuwając z siebie burgundowy materiał, tylko po to, by stać przed blondynką w przymałej bieliźnie, na którą ledwo było je stać. Wszystko, co na sobie miała, było w pewnym stopniu zszyte i wyhaftowane, by trzymało się przy gwałtowniejszych ruchach. Nie było, po co więcej, się starać, gdyż Bowman zwyczajnie i tak nie dbał o to, co na sobie miała, a sam nie raz brutalnie pozbywał się z niej ubrań. To nie był jednak czas na wspominanie i sama również — jak towarzyszka — zaczęła się przebierać.

— Przygotowuje się do walki. — odpowiedziała brunetce pokrótce, związując sięgające jej do pasa, blond kosmyki w luźny warkocz.

— Rozumiem. — wydukała w międzyczasie Kastner, wkładając przez głowę swoją kawową koszulkę, którą potem wpuściła do podobnych, choć nieco ciemniejszych spodni.

Od tego momentu ich zadanie miało wejść na wyższy poziom i choć wciąż nie wiedziały czego się spodziewać, mogły jedynie odpowiednio się na to przygotować. Dzięki treningom w bazie oraz przygotowaniu ich do walki poradziły sobie z całym tym animuszem w ciągu kilku minut, stając już w pełni wyposażone przy oknie gospody. W tym wydaniu nie mogły już bowiem pojawić się wśród szlachty na bogato zdobionych salach, gdyż niemal natychmiast zostałyby wykryte. Jedyną drogą okazało się więc jedynie samotne okno, które dzięki swoim umiejętnościom mogły w pełni bezpiecznie wykorzystać.

— Musimy być szybsze od niego. — wyjaśniła Olivia, nawiązując z towarzyszką kontakt wzrokowy.

Kobieta, choć moment temu była wulkanem wyrzucającym z siebie salwy gniewu w tym momencie, gdy już wiedziała co mniej więcej, będą musiały zrobić, uspokoiła się. Całkiem tak jakby ogólny plan sprawiał, że jej strachliwa z natury dusza, pozwalała jej się uspokoić i zapanować nad całą sytuacją.

— Razem jakoś damy radę. — pocieszyła przyjaciółkę, obdarzając ją pocieszającym uśmiechem.

Charakterystyczna szpara w zębach, drobne rumieńce oraz pojawiające się przy tym ledwo widoczne dołki w policzkach, które kontrastowały w akompaniamencie rozsianych po nosie piegów. Olivia odwzajemniła jej miły gest, czując rozlewające się w sercu ciepło, które towarzyszyło jej za każdym razem, gdy Nina okazywała jej, choć namiastkę posiadania rodziny.

— Zawsze. — odparła pewna siebie brunetka, podziwiając jak na twarzy towarzyszki, pojawia się lekki rumień.

Po tym jedna po drugiej, z zachowaną ostrożnością wyskoczyły przez okno, odpychając się od krokwi z taką siłą, by wylądować na sąsiadującym z gospodą budynku. Dźwięk obsuwających się dachówek rozbrzmiał w ich uszach, a parę z nich, które zostały słabo przymocowane do betonu, spadło na ulicę, rozbijając się na wyłożonej przed lokalem kostce. Zmusiło to jednocześnie kobiety do ruszenia dalej oraz oddalenia się od miejsca hałasu, by nie zostać zauważonym.

Choć skakały z jednego dachu na drugi przy lekkiej pomocy nóg, można powiedzieć, że poza zmęczeniem odczuwały jedynie przyjemność z tego płynącą. Lata ćwiczeń, które na to poświęciły, doprowadziły je do niezwykłego poziomu sprawności fizycznej, który teraz stawiał je na wyższej pozycji hierarchii bandytów grasujących w Podziemiu. Były zwinne i nie potrzebowały manewru, by przemieszczać się w szybkim tempie pomiędzy dzielnicami. Nie wymagały również do tego innego rodzaju transporterów takie jak konie czy wozy. Stawały się w ten sposób mobilne, przez co wysyłane były do zadań dużo częściej niż inni wyszkoleni w bazie „zabójcy".

Choć ich zdolność miała liczne ograniczenia oraz konsekwencje, przez moment, chociaż, za pomocą własnych sił były w stanie dryfować w powietrzu, odrywając się na kilka sekund od tego brudnego miejsca. Drobna i ulotna szansa na wolność, na poczucie, że wszystko, co robią tutaj w Podziemiu, ma sens, który pomoże im wydostać się na powierzchnię.

Krok w krok podążały za sobą, bezszelestnie, niezauważone przez nikogo poza sobą. Szybko bijące serca, powiew powietrza oraz cieszenie się chwilą pomiędzy przewrotnymi wydarzeniami. Były w końcu ludźmi i nie opuszczały ich emocje oraz przeczucia. Wzajemnie się wspierały i wiedziały, że mogą na siebie liczyć, a wspólne poczucie jedności, którego doświadczały przy biegu, stawało się dla nich nie do opisania. Ponieważ podczas ucieczki nikt nie mógł się z nimi równać, a ta świadomość dodawała im tylko skrzydeł.

Czas, jaki na tym spędzały, mijał niestety zbyt szybko, a Podziemie również nie było na tyle duże, by mogły skakać tak przez dłuższy czas. Budynki zamieniały się w rudery, po których niebezpiecznie było stąpać, a zagadanie się i uciekanie nie mogło trwać wiecznie. Miały zadanie do wykonania i musiały znaleźć cel szybciej niż wrogowie, którzy zapewne też już go śledzili. Cały zamysł przy tym, by nikogo nie zranić, zanikł również z czasem, gdyż realnie nie dało się spełnić jego założeń. By paczka została przez nie przechwycona, nie obejdzie się bez walki z samym celem, nie wspominając już o innych problemach, a co dopiero o martwienie się o jego dobro.

Wszystko wyjaśniło się jednak dopiero na miejscu przechwytu, kiedy kobiety dostrzegły swój cel wraz z poznanymi w gospodzie kawalerami, którzy rzekomo poszukiwali tamtego wieczoru jedynie towarzystwa. Leo nerwowo przytrzymywał poszukiwanego przez kobiety mężczyznę, a Alex widocznie dokonywał na nim przeszukania, ewidentnie się przy tym irytując.

— No bez jaj. — wymamrotała blondynka dostrzegając znajomo wyglądające sylwetki jako pierwsza.

— Kurwa mać! — przeklęła zaraz potem, gdy przy bliższej odległości, udało jej się je rozpoznać.

Jej wyraz emocji był jednak na tyle mocny, a ich odległość od siebie tak nikła, że Yagami zdołał dostrzec obie kobiety, informując o tym odpowiednio towarzysza. Lars działał natychmiastowo, sięgając do buta po zawsze noszony przy sobie nóż, który niegdyś otrzymał od Ackermana. Po tym przycisnął go mężczyźnie do szyi, w podobny sposób jak zrobił to w przypadku Niny podczas ostatniej nocy i oczekiwał na dalszy rozwój wydarzeń.

Białowłosy natomiast psychicznie nastawił się na konfrontację, przypatrując się w zdumieniu jak Odetta oraz Nathalie z kocią łatwością zeskakują z dachu wprost na bruk. I choć stukot butów, zachowanie postawy oraz cudowne ułożenie sylwetki zrobiły na nim wrażenie, lekko wybijając z pewności siebie, jaką miał dotychczas, nie dał po sobie tego poznać.

— Alex?! Leo?! Co wy... — Nina nie kryła się ze swoim lekko udawanym zdziwieniem, co jednak nie spotkało się z biernością ze strony ich przeciwników. Ponieważ, gdy brunetka wraz z przyjaciółką się do nich zbliżyły, ci zareagowali niemal automatycznie, napinając mięśnie i wysilając swoją czujność.

— Nie podchodźcie! — krzyknął Alex, zatrzymując w ten sposób kobiety.

Wystarczyło również jedno charakterystyczne spojrzenie w kierunku Larsa, by ten wiedział co ma robić i nim się obejrzał, blondyn mocniej przyciskał metal do tętnicy szyjnej celu. Widoczna czerwona kropelka spłynęła przez to od granicy ostrza w dół, wyraźnie odznaczając się na pergaminowej skórze.

— Jeden ruch, a... — Leo próbował wesprzeć towarzysza poprzez groźby, jednak stan w jakim był i panika, którą czuł, po raz kolejny wywołała u niego atak duszności, powodując poniekąd napad kaszlu w jednym z najgorszych momentów.

Ciało przy uciążliwych skurczach przepony całe dygotało, a przyciskana do szyi broń wydawała się jeszcze bardziej na nią naciskać, gdy Lars próbował poradzić sobie z pojawiającym się brakiem tlenu w jego organizmie. Panika pożerała jego ciało zdecydowanie zbyt często, nad czym ubolewał gdy robiło się bardziej niebezpiecznie, a to oznaczało, że jego natura astmatyka objawiała się niemal na każdej misji.

— Czekaj! — krzyk równie przerażonego mężczyzny, który czuł oddech śmierci na karku nie był niczym niespodziewanym.

Cel szamotał się, próbując się wyrwać blondynowi, który jedynie mocniej go trzymał, by nie zawieść w żadnym stopniu, walczącego z niekorzystną sytuacją Alexa. Pech chciał, że ich przeciwniczki były w o wiele lepszej pozycji niż oni, gdyż pozbawieni niemal całkowicie mięśni o atucie dotyczącym jedynie atrakcyjności w porównaniu do nich, szybko przegraliby chociażby w starciu bezpośrednim. Jedynym wyjściem było więc trzymanie ich na dystans oraz granie na czas, które pozwoli im stworzyć sobie dogodne warunki do ucieczki z paczką. Na drugą osobowość Larsa również lepiej było nie liczyć.

— Przymknij się. — uniósł się blondyn, gdy już w miarę udało mu się opanować kaszel.

Ze łzami w oczach obserwował rozwój sytuacji oraz poprawił znacząco swój chwyt na rękojeści, by zmusić przytrzymanego przez siebie mężczyznę do ciszy. Jeżeli ten zacząłby zwracać na siebie większą uwagę, mogliby mieć problemy tylko dlatego, że ktoś ich zauważył. Wszystkim obecnym w końcu śpieszyło się by zakończyć sprawę z wygraną po swojej stronie, jednak niemożność wykonywania jakichkolwiek niebezpieczniejszych zagrywek strasznie ssała.

Zamiast jednak uczynić jakiś krok do przodu, zaradzić sytuacji, czy szybciej ją rozwiązać wzajemnie wpatrywali się w siebie, coraz to bardziej się irytując. Z tego co zdążyła wywnioskować z ich wcześniejszego spotkania blondynka, to właśnie białowłosy był pewnego rodzaju mózgiem oraz kooperatorem postępowania w ich misji. Zaradny, wygadany oraz chłodnie badający sytuację — to on z pewnością byłby dla nich największym problemem. Nie zmieniało to jednak faktu, że Olivia zamierzała czekać z założonymi rękami, aż on coś zrobi. 

— Chyba już obie wiemy, że też byli pod przykrywką. Nie ma co się z nimi cackać. — stwierdziła blondynka, sięgając do przymocowanego przy biodrze paska.

Niewielki uśmiech błąkał jej się na ustach, choć na strunach duszy wciąż grała irytacja. Miała świadomość jakie pociągnie to wszystko za sobą konsekwencje, a jednak nie zaniechała działania, dokładnie i szybko wcelowując ostre zakończenie w odpowiedni punkt. Wystarczyła zaledwie chwila, by śmiercionośny metal został ciśnięty w odsłoniętą szyję ich celu, przecinając ją niemal na wskroś. Jego siła była jednak tak duża, by sztylet zetknął się z ostrzem Larsa, wydając z siebie specyficzny podźwięk.

Czerwona posoka chlusnęła przy dłoni blondyna, a ich cel zaczął osuwać się na ziemię w ostatnich podrygach jeszcze kaszląc i próbując złapać oddech, co niestety na niewiele się zdało. Lars nie miał również na tyle dużo siły, by utrzymać go w pionie. Nieznajomy odszedł więc szybko, choć jego śmierć była naprawdę bolesna oraz z pewnością drastyczna. Nie otrzymał żadnej pomocy.

Wszyscy byli zbyt osłupieni tym co zrobiła kobieta, by w ogóle zauważyć iż przy upadku z dłoni celu wypadło coś czego tak usilnie poszukiwali. Drobna paczka w postaci drewnianego pudełeczka, odpowiednio zabezpieczona i wielkości tak nikłej, że mieściła się bez problemu w dłoni.

Nina przykładała rękę do ust, powstrzymując się od krzyku, a widok który powinien być jej już tak dobrze znajomy, dręczył sumienie, nie pozwalając jej kontrolować wypływających z oczu łez. Nie znała tego człowieka i nie miała pojęcia jaki jest, a jej towarzyszka jednak z tak ogromną łatwością się go pozbyła. O ile to było możliwe Lars dostał jeszcze większej duszności, przez co Alex zmuszony został by do niego podejść i udzielić mu pomocy, a w tym samym czasie Olivia, wykorzystując okazję, sprawnie zwinęła paczkę.

— Olivia, dlaczego? — wymamrotała, próbując zapanować nad swoimi emocjami.

Nie ważne bowiem ile razy widziała jak jej przyjaciółka kogoś morduje, za każdym razem wywoływało w niej to te same emocje jak za pierwszym razem. Nie zamierzała się do tego przyzwyczajać, ani nie miała zamiaru bez przymusu tego robić, gdyż to świadczyłoby w pewnym stopniu o zaniku jej człowieczeństwa. Współczuła ofiarom, że musiały to przechodzić, a siebie wielokrotnie przeklinała w duchu, iż nie jest w stanie zapobiec pewnym sprawą.

— Przecież on nie był niczemu winny. —kontynuowała, obserwując jak bez krzty uczucia blondynka zbliża się do niej, ciągnąc ją za ramię w stronę najbliższej uliczki.

W tle słyszała przekleństwa Alexa oraz świszczący kaszel Leo, który tylko potęgował jej złe samopoczucie. To wszystko tylko potwierdzało to, że nie może tego wszystkiego tak zostawić. Mogła być bowiem pewna, że blondyn nie okłamał jej wtedy na dachu, serwując łatwe do przyswojenia mrzonki. Choć wydawali się być swoimi odbiciami lustrzanymi, wciąż łączyła ich podobna przeszłość oraz identyczne odbicie.

— Chodź i nie odwracaj się. — rozkaz z ust Olivii był bardziej stanowczy niż zazwyczaj, choć serce wciąż nie potrafiło oderwać błękitnych tęczówek od powiększającej się plamy krwi. Ona jednak po raz pierwszy nie zamierzała się go biernie posłuchać.

— Nigdzie nie pójdę! — podniosła głos, wyrywając ramię z jej mocniejszego uścisku.

Powaga oraz samozaparcie wyrywało się z niej tak jak jeszcze nigdy, a wzrok był tak zdecydowany i ostry, że mógłby ciąć skórę. Już wtedy Olivia dostrzegając jej zmianę, dobrze zdawała sobie sprawę, że całe dotychczasowe przekonanie, iż wszystko im się uda, poszło na łeb na szyję.

— Oddajmy im paczkę. — odparła bez krzty zawahania brunetka, zaciskając mocniej wargi, by zmierzyć się z czekoladowymi tęczówkami.

— Co?! Chyba żartujesz, jeżeli... — oburzyła się blondynka, wciąż zaślepiona swoim bezpieczeństwem, które gwarantowane było jedynie przez trzymany w dłoni przedmiot.

— Rozmawiałam z Leo i wydają się mieć naprawdę ważny powód, żeby to wszystko robić. — Nina próbowała wytłumaczyć perspektywę przyjaciółce, jednak jej również uparty typ charakteru, nie zamierzał się poddać w walce o swoje.

— A my to niby nie?! — nalegała, z ironią wyczuwalną w głosie, zaczynając niekontrolowanie wymachiwać dłonią. Nie dość, że całe to zadanie było dla nich męczące oraz problematyczne, to jej towarzyszka jeszcze dodatkowo wszystko utrudniała. W tamtej chwili zastanawiała się także, czy przyjaciółka, która jest jedynym członkiem jej przybranej rodziny, naprawdę jest na tyle głupia, by narażać się na gniew zarówno Chris'a jak i starszego Bowman'a, który znalazł sobie w jej osobie zabawkę. Nie chciała tego dla niej tak samo mocno, jak nie pragnęła kontrolować jej życia. Dlaczego wszystko musiało być tak cholernie trudne?

— My również, ale jakoś sobie poradzimy. W końcu mamy siebie, nieprawdaż? — ciepły ton, który trafiał jednak w delikatny punkt jej duszy nie mógł się równać z niczym innym.

Nina znała zasady i wiedziała na co się pisze, oddając komuś przedmiot po który zostały wypuszczone z siedziby. Brunetka była zawsze dla niej pewnego rodzaju zaskoczeniem i elementem w życiu, który dostrzegał wszystko, czego nie dostrzegała ona. Kastner miała talent do patrzenia wgłąb człowieka, nigdy nie poświęcając jednak czasu sobie, co powoli ją wyniszczało. Olivia wiedziała jednak, że świat na nią zasługuje, a w Podziemiu będzie tylko gnić jak dojrzały owoc, który nigdy nie został zerwany z krzewu. Po dłuższym zastanowieniu oraz zmierzeniu z nią spojrzenia, mogła więc tylko męczeńsko westchnąć, ze smutkiem próbując już jedynie zrozumieć przyjaciółkę.

— Dlaczego oni? — zapytała, marszcząc swoje jasne brwi, które niemal zlewały się z jasnym odcieniem jej skóry.

Brunetka jednak wcale nie zamierzała jej o wszystkim opowiadać, gdyż byłoby za wiele do mówienia w tej krótkiej chwili, gdzie potrzebne było działanie. Jeżeli zaraz stąd wszyscy nie znikną, ktoś będzie mógł je nakryć przy ciele, a nikt z nich nie chciał mieć na głowie dodatkowo zastępu Żandarmerii, który przybyłby zbadać sprawę.

— To będzie uznane za moją winę. Nie przejmuj się. — Nina próbowała uspokoić swoją towarzyszkę, jednym z wielu pocieszających uśmiechów, co jednak w żadnym stopniu nie podziałało.

— Ale... — Olivia próbowała coś powiedzieć, jednak brunetka natychmiast jej przerwała, tym razem sama unosząc dłoń, by chwycić blondynkę za ramię.

— Chce tego. — odparła z całkowitą szczerością, posyłając smutne spojrzenie w kierunku podnoszących się z klęczek mężczyzn.

Alex dopiero przed chwilą dał bowiem radę, zaradzić duszności Leo i wrócić tym samym do pierwotnego celu ich przypadkowego spotkania. Olivia również tak samo jak ona spojrzała na nich oceniająco i z niechęcią musiała przyznać przyjaciółce rację. Tamta dwójka w żadnym stopniu nie wyglądała na kogoś, kto ima się tej roboty z własnej, nieprzymuszonej woli. Oni również zostali do tego wszystkiego zmuszeni, co cholernie bolało. To było jak patrzenie na samą siebie.

— Tch. Dzieciaku, łap. — zwróciła się bezpośrednio do białowłosego, prychając uprzednio.

Choć wciąż nie zgadzała się z wyborem swojej towarzyszki, postanowiła jej ostatecznie na tyle zaufać, by cisnąć drewnianą paczką prosto w Alexa, który z lekką trudnością dał radę ją złapać. Yagami i Lars byli jednak na tyle tym faktem zdziwieni, że przez moment, w całkowitym niemal bezruchu, przypatrywali się przedmiotowi, jedynie szybciej mrugając. Co wydarzyło się, do cholery w ciągu tych kilku sekund?

— Pójdę przodem. Dołącz do mnie. — poinformowała Ninę blondynka, tylko po to by z głośniejszym westchnięciem, wyrwać się spod jej nerwowego uścisku dłoni, odczuwalnego zaraz obok obojczyka.

— W porządku. — potwierdziła jej brunetka, że przyjęła do wiadomości jej informację.

Dopiero też w tamtym momencie, używając na nawo siły nóg, Olivia wybiła się na tyle mocno by być w stanie wspiąć się na dach pobliskiego budynku, a następnie zniknąć za jednym z kominów. Czuła żal i przeklinała w duchu, że tak to się wszystko skończyło, starała się jednak tłumaczyć, że robi dobrze biorąc pod wzgląd zdanie, doświadczonej już towarzyszki. Pchana ciągłą nadzieją Kastner, jednak wciąż pozostawała w jednej pozycji, przypatrując się swoim niedoszłym przeciwnikom.

— Ja również pójdę. Do następnego. — w podobny do Olivii sposób Alex pożegnał się z Leo, znikając w pobliskiej uliczce, a ich dwójka została całkiem sama.

I choć atmosfera ani trochę nie przypominała tej, która panowała tamtej nocy na dachu, dawała już więcej wytchnienia niż stanie w tym miejscu we czwórkę. Teraz Nina mogła mieć nadzieję, że Leo, który ma problemy z oddychaniem, nie porwie się z motyką na słońce, by skończyć to, co nieświadomie zostało przez niego zaczęte. Kolejna bolesna relacja w tym Podziemnym mieście. Niech to szlak trafi!

— Niefortunnie się złożyło. — zaczęła brunetka, ściskając się za wciąż drżące dłonie, które nie potrafiły sobie poradzić z widokiem trupa.

— Masz rację. — przytaknął jej cicho Lars, próbując pochwycić błękitne i lekko zaczerwienione tęczówki.

Dobrze zdawali sobie sprawę, że nie mogą już dłużej poświęcić na rozmowę, a wraz ze zniknięciem drugiego, nigdy już nie ujrzą się w Podziemnym mieście. Byli jak dwa kamienie porwane przez rwący strumyk, które natknęły się na siebie przypadkiem, ostatecznie dobrze się rozumiejąc oraz do siebie pasując. Każdy kamyk jednak pozostawał w miejscu tylko na chwilę, rozpoczynając niemal natychmiast dalszą podróż w wirze wody, który nie wiadomo dokąd miał go zanieść. Ulotna chwilka w nieskończoności, gdzie każdy pomyśli zarówno o sobie jak i o innych. Uczucie nie do podrobienia.

— Wygląda na to, że jest to nasze pożegnanie, Leonardzie. — stwierdziła smutno brunetka, zagryzając wargę, tylko po to by spojrzeć blondynowi prosto w oczy.

W tym momencie nie liczyły się już jego rany, stan zdrowia, czy posklejane od krwi nieboszczyka włosy, ale ulotna chwila, która pozwoli jej to wszystko zapamiętać. Drobny, choć smutny uśmiech błąkał się na jej ustach, a umysł właśnie uświadamiał sobie, że za kilka minut będzie musiała porzucić samą siebie, swoje odbicie lustrzane, ze smutkiem wracając do dzielącej taflę rzeczywistości.

— Naprawdę nazywam się Lars. — wyznał, decydując się zdradzić nieznajomej swoje prawdziwe imię, które stanowiło nijako jedyny element rozpoznawczy jego osoby, jaki mogła poznać.

Poczuł się zobowiązany do tego, poznając tak niezwykle intrygującą osobę, która zaledwie po wymianie z nim kilku zdań, potrafiła zrozumieć go lepiej niż ktokolwiek inny. Miał wrażenie bycia docenionym, a obecna dotąd w piersi duszność, wywoływana głównie przez stres wydawała się przy jej szklącym się teraz spojrzeniu, całkowicie znikać.

— Och, a ja Nina. Nina Kastner. — brunetka nie pozostała wobec niego obojętna z szacunkiem, pozbywając się przed nim jednej z osłon bycia szpiegiem.

Na jej gest nie potrafił się nie uśmiechnąć, a dziwne ciepło zalało serce Larsa, przywołując na myśl wspomnienia związane ze zmarłą matką. Dawno już nie czuł się w ten sposób i choć, pragnął by kobieta została przy jego boku, by poznać ją lepiej, dobrze zdawał sobie sprawę, że nie ma prawa ją o to prosić. Nie mógł wciągać w swoje zaplecze błędów kogoś jeszcze. Brunetka pewnie i bez tego miała trudno. Mógł posyłać w jej kierunku jedynie wdzięczność.

— Nie zapominaj co dla ciebie zrobiłam, Lars. — odparła, podchodząc bliżej niego, będąc przy tym wyjątkowo bladą. Wyglądała prawie jak trup, choć z całą pewnością nim nie była, a Lars bardziej przyrównałby ją do anioła niżeli, stąpającej po ziemi zjawy.

— I nie kłam więcej swoim przyjaciołom. — brunetka nawiązała do ich wcześniejszej konwersacji na dachu, która jednak idealnie zgrywała się pod kątem obecnego zbiegu wydarzeń.

— Jak widzisz, wszystko prędzej czy później wychodzi na jaw. — kontynuowała, wskazując ze smutkiem na truchło bezwładnie leżące pod stopami blondyna.

Błękit w jej tęczówkach wydawał się zmatowieć, a sam Lars był pewien, że nawet przy tak marnej wydolności, będąc w większości ubabranym krwią jest w stanie wyczuć jej różane perfumy. Czy to naprawdę musi być ostatni raz kiedy ją widzi?

— Jedynie okoliczności jesteś w stanie kontrolować i nie dopuścić do najgorszego. — zakończyła swój krótki monolog, smutno unosząc kąciki ust ku górze.

Podeszła do blondyna też na tyle blisko, by mógł ją dotknąć, lecz nawet jeżeli posiadał taką możliwość, nie ośmielił się tego ostatecznie zrobić. Zamierzał być sobą do samego końca, chcąc zapamiętać jak najlepiej tę piękną i tajemniczą osobę, która w ciągu zaledwie jednej nocy całkowicie zmieniła jego spojrzenie na pojedynczą kwestię w jego życiu. Łzy zbierały jej się w oczach, lśniąc jak koraliki różańca w świetle świecy, a jemu samemu chciało się w tym momencie równie mocno płakać.

— Żegnaj, Lars. — wymamrotała, charakterystycznie przykucając, tylko po to by głuche wybicie się z bruku, wyniosło ją wysoko, do góry, sprawiając wrażenie jakby brunetka poniekąd latała.

Wyrzut poniósł ją w kierunku tego samego dachu, na którym znikła wcześniej Olivia, a dźwięk dachówek na nowo rozległ się w okolicy, informując Larsa o odległości na jaką się od niego oddaliła. Zacisnął szczękę widząc jak mu macha, po raz ostatni smutno się uśmiechając, a coś skręciło mu się w żołądku, kiedy stracił ją z wzroku. Przełknął ślinę, pokonując pojawiający się w gardle żal.

— Żegnaj, Nino. — wyszeptał, ściskając w dłoni otrzymany od przyjaciela sztylet.

Ze słowami Kastner w swoim sercu oraz łzami bezwładnie ściekającymi po jego polikach, pojął, że nigdy jej już nie zobaczy. Nie pomylił się.

***

— Dobrze się spisałeś. — pewny siebie ton i wyjątkowo mroczna atmosfera z uznaniem chwaliła Alexa za osiągnięcie zamierzonego celu.

Białowłosy stał w progu, obserwując jak czarnowłosa kobieta zachwyca się widokiem małego, drewnianego pudełeczka, które z wielkim trudem udało mu się do niej przynieść. Oczy się jej błyszczały, a wyniosły uśmiech gościł na pomalowanych, krwistych wargach. Lily już od dawna nie była tak zadowolona rezultatami ich pracy jako agenci.

— Możesz odejść. Wezwę cię w stosownym czasie. — nakazała mu, oczekując aż za Yagamim zamkną się zdobione na złoto drzwi jej gabinetu.

Po tym jak Alex wyszedł wydawała się jednak podekscytować jeszcze bardziej. Z błąkającym się na twarzy uśmiechem, obeszła sprawnie biurko, rozsiadając się w swoim skórzanym fotelu, który zaskrzypiał charakterystycznie. Założyła sobie wygodnie nogę na nogę i westchnęła głośniej, przysuwając jedną ręką w swoją stronę lampę naftową, by lepiej przyjrzeć się przedmiotowi.

— Kto by się spodziewał, że naprawdę tutaj trafi. — mamrotała pod nosem, sprawnie pozbywając się wieczka drewnianego pudełeczka, tylko po to by zderzyć wzrok ze starannie wykonanym pierścionkiem.

W tamtym momencie jej straszny uśmiech wydawał się tylko poszerzyć, a mieniący się piwnym odcieniem kamień, na ślicznie wykonanej, srebrnej podstawie wydawał się rozświetlać ciemności jej pokoju. Tak długo walczyła o niego z Bowman'ami, że zapomniała jaki piękny potrafi być kiedy trzyma się go w dłoni.

— Topaz, kamień władców. — zaśmiała się dumnie, powoli wsuwając go na swój palec.

Przygryzła wargę, przysunęła dłoń do płomienia lampy i zarechotała głośno, nie przejmując się zdaniem pilnujących ją ochroniarzy, którzy zapewne z szokiem przysłuchiwali się jej wybuchowi radości. Rzadko w końcu bywała w dobrym humorze.

— Idealny, dla księżniczki Podziemia. — skomentowała, poszukując w wypolerowanej tafli kamienia, swojego niewyraźnego odbicia.

A mendacium semper evadat.


*A mendacium semper evadat. — (łac. Kłamstwo zawsze wyjdzie na jaw.)


[19515 słów]

Jako ktoś nowy w towarzystwie _Niewolnic_Weny_ pojawiam się w tej książce z pierwszą pracą, która niejako jest dla ciekawskich oraz spostrzegawczych również częścią mojego prywatnego ff "No Emotions". Wyjaśnia ona pewien aspekt, można w niej poznać w pewnym sensie postacie przed ich zmianą charakteru, podejściem do życia oraz zobaczyć jak radzili sobie, będąc jedynie nastolatkami. Ponadto miłośnicy mroku oraz samego Larsa i Alexa również powinni znaleźć tutaj coś dla siebie.

Mam więc nadzieję, że po przeczytaniu tej wersji (o ile będziecie na tyle mili), wpadniecie również do "Skrzydeł do Wolności" na tym profilu, gdzie to Lars jest głównym OC i jego historia podobnie jak w moim przypadku w No Emotions u Niny — jest rozbudowywana fabularnie.

Projekt ten jest na tyle niesamowity, że łączy wiele osób w jednym dziele i każdy, tworząc  coś swojego jest w stanie swoją małą cegiełką, dołożyć się do całości. Cieszę się więc że będę mogła brać w tym udział! <3

Serdecznie zachęcam was więc do zerknięcia do "Skrzydeł do Wolności" i wyrażenia swojej opinii co do nich. Nie bójcie się krytyki! Pragniemy tylko robić wszystko dobrze, a bez was — czytelników — jest to z pewnością trudne.

Dziękuję wytrwałym, którzy dotarli do końca tego tekstu! Jesteście niesamowici! Życzę wam miłego dnia/ nocy! :*

I do napisania!

~Ninka~

Rozdział napisany przez: ninkakawainka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro