samotna noc, gwieździsta noc
Słońce chowało się za choryzontem, dając przepiękny widok, zwłaszcza, że kobieta leżała przy jeziorze. Każdy kolor się mienił i odbijał od tafli wody dając jeszcze cudowniejszy widok. Przypominał jej on o czasach dzieciństwa.
Często tu bywała ze swoimi przyjaciółmi. Wręcz kochali to miejsce to wspólnych pikników, biwaków, zabaw i wielu innych. O każdej porze roku było ich tu pełno, praktycznie codziennie bywali tutaj, zwłaszcza gdy wakacje się zaczynały. Jako, że nie całe trzy kilometry dalej mieszkali jej dziadkowie to potrafili obozować tu przez pół wakacji, parę razy nazwet całe, no pogoda sprzyjała.
Pamiętała jak miała dziesięć lat i z nowo poznanymi znajomymi ruszyła na przejażdżkę konno. Teoretycznie nie powinni tego robić ani nie mieli pozwolenia, ale cóż, nuda im doskwierała. Jechali przez las, śpiewając piosenki, ale nie za głośno by zwierząt nie spłoszyć. Ostatecznie znaleźli to miejsce i stało się to ich miejscem na kolejne osiem lat. Pięknych osiem lat gdzie siedziały w tej samej podstawówce, a później liceum. Pięknych osem lat gdzie się przyjaźniły, były nie rozłączne, a chłopaków olewały, bo nie chciały związków. Pięknych osiem lat zwariowanego życia, wpakowywania się w kłopoty, wyciągania z nich i uciekania jak najdalej. Pięknych osiem lat wspólnej nauki, pomocy i wzajemnych korepetycji. Pięknych osiem lat kłótni, sprzeczek, wzlotów i upadków.
Tęskniła za tymi chwilami tak bardzo. Gdzie nie obchodziło ją jak wygląda, gdzie miała się komu wygadać, z kim wygłupiać i uśmiechać. Szczerze mówiąc każda z nich ma już kogoś, jedna nawet dziecko planuje, ale ona? Jest sama. Sama ze sobą. Kłamała, że sobie radzi, okłamała nawet samą siebie, ale gdy tu siedziała, zrozumiała, że tak naprawdę nigdy sobie nie radziła. Przez te dwa lata powolnej rozłąki traciła sens swojego życia. Uzależniła się od nich najbardziej, a kiedy w końcu straciły kontakt bezsensu było próbować go odnowić. Układały sobie życie, jako dorosłe kobiety. Z chłopakami czy bez. Z nowymi przyjaciółmi ze studiów czy pracy. Tylko ona była na tyle słaba, że nie potrafiła wszystkiego ułożyć przez te prawie sześć lat.
Zabrała głęboki wdech trzymając już letnią kawę w ręce. Woda była co prawda zimna, ale nie przeszkadzało jej to w tym żeby nogi były w niej zanurzone od paru godzin rozmyślań i przeglądaniu wspomnień. Delikatnie wyjęła papierosa ze swoich ust i wypuściła dym wraz z westchnieniem. Zaśmiała się cicho i ponowie między wargi wsunęła papierosa.
Nastała już ciemna noc, bez kolorów na jeziorze, a jedynie światło odbijane przez księżyc i światło gwiazd dawało jakąkolwiek widoczność. Nie i bezchmurne i przepiękne.
Po chwili na niebie pojawiła się spadająca gwiazda. Wyciągnęła ręce w jej stronę, a kącik ust podniósł się ku górze.
— Chce wrócić do tamtych starych dobrych dni. Proszę. — powiedziała cicho patrząc za gwiazdą. Gdy zniknęła zamknęła oczy odkładając prawie spalonego papierosa na bok.
Po chwili usłyszała kroki
Krzyki.
Dźwięk stłuczonego szkła.
A po chwili głos, bardzo znajomy.
— Wstawaj już! Nie mamy całego dnia no! Jutro egzaminy! — krzyknęła blondynka tupiąc nogą.
Uchyliła delikatnie usta zastanawiając się co przed chwilą się stało, a kiedy wstała chcąc opowiedzieć swój sen, zapomniała o nim.
Aczkolwiek czy to na pewno był sen? A może życzenia się spełniło? I wróciła na kilka chwil do tych starych dobrych dni.
cóż
dość długie to wyszło
mam nadzieję, że chociaż fajne
Będzie wdzięczna za szczerą opinię ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro