2
POV REBEKA-STRAŻNICZKA NARNI.
Byłam na polowaniu by zdobyć coś do jedzenia. Mieszkam z Truflogonem i Zuchonem w pniu drzewa. Gdy nagle słyszę wołanie na pomoc Nikarabnika, pędem biegnę pomóc mojemu staremu przyjacielowi. No cóż taka rola Strażniczki... Zastałam zdrowego lecz zmęczonego karła walczącego z wielkim, zdziczałym niedźwiedziem.
Padnij!-krzyczę wyjmując kusze. Nikarabnik wykonuje moje polecenie z widoczną ulgą po usłyszeniu mojego głosu. Strzelam napastnikowi prosto między oczy zatrutą strzałką.- Jak zwykle celnie i na czas.- odpowiada przyjaciel z uśmiechem- właśnie się do was wybierałem. Ale pierw muszę iść do jeszcze jednego miejsca. Idę do centaura Gromira.- kiwam głową ze zrozumieniem. W sumie dzięki karłowi mam już tak jak by upolowane jedzenie. Usatysfakcjonowana idę dziarskim krokiem ciągnąć za sobą niedźwiedzia z moim firmowym łobuzerskim uśmiechem. Gdy wchodzę do domu i witam się z Truflogonem ten odwraca się do mnie załamany lecz w oczach kręcą mu się iskierki radości.
I co ja ci mówiłem na temat polowania na niedźwiedzie?!... Wielka sztuka. Znów będzie jedzenia na tydzień...- kręci głową z dezaprobatą. Jednak gdy na mnie spogląda, szybko zaczynam mówić głosem pięciolatki- Ale ten miś zaatakował Nakarabnika. Zastrzeliłam go moją zatrutą strzałką miedzy oczy więc głowa i tak nie będzie do zjedzenia.- i uśmiecham się niewinnie na co borsuk wybucha śmiechem i mamrocze coś w stylu „co ja z tobą mam" więc ja również się zaśmiałam Dopiero spostrzegłam Zuchona przypatrującego się temu wszystkiemu z uśmiechem. Nagle słyszę gdzieś w oddali stukot kopyt, zakładam moją zbroje
Zakładam czarną bandanę która zakrywa mi twarz aż pod oczy, wkładam włosy pod złoty kaptur który mam w bluzie na grubych ramiączkach pod zbroją. Do pasa przypinam kuszę, miecz ze szczero-złotą rączką w czarnej pochwie. Nakładam wysokie czarne buty na koturnie (takie same tylko ze złotymi sznurówkami) do połowy ud
Wkładam do nich moje Kunaje (takie sztylety do rzucania), a na plecy składany czarny łuk ze złotymi zdobieniami oraz czarny kołczan ze złoto-czarnymi strzałami. Tak uzbrojona i ubrana że widać mi tylko moje morskie oczy
Zajęło mi to tylko 2 minuty, mam nie złą wprawę... Wyszłam szybko na dwór i widzę pędzącego na koniu, przystojnego, chłopaka o brązowych włosach, a za nim grupę dziesięciu Telmarskich żołnierzy. Gdy widzę że chłopak spada i podchodzi ledwie żywy pod drzewo wyłaniamy się z cienia drzew i staje przed nim. Bądź co bądź jestem strażniczką... Wyjmuje Kunaje i rzucam w jednego a potem w drugiego, rozkładam łuk i przebijam moją złotą strzałą dwóch stojących w rzędzie tak że starczyła mi jedna strzała. Biorę miecz i zabijam jeszcze sześciu robiąc przy tym uniki, salta, gwiazdy i inne akrobacje. Gdy wszyscy już leżą martwi powoli odwracam się do przerażonego bruneta...
J-jak t...ty too?...-nie dokańcza gdyż Nikarabnik ogłusza go kijem.
*Time Skip*
Po pięciu minutach się budzi gdy akurat jeszcze w stroju „Assassina"siedzę w kuchnio-salonie i rozmawiam z borsukiem o porwaniu Zuchona. Ku*wa nie zauważyłam pewnie jednego i takie są konsekwencje!!! Gdy się odwracam i chce wstać zrobić sobie herbatę ten nowy się chce się na Nikarabnika rzucić z kijem do czyszczenia pieca. Z odruchu wyciągam miecz i ćwiartuję przedmiot na małe kawałki. Kim jesteś rycerzu?- pyta. Śmieje się przyjaźnie i ściągam hełm. Chłopak upuszcza resztkę przedmiotu w jego dłoni i patrzy się na mnie jak na anioła.
Obiecana książka jest. Ale jestem otwarta na pomysły na ciąg dalszy przygód Rebeki. Myślę że to dobry początek 593 słowa. 😇❤️Przepraszam za wszelkie błędy komentarze i gwiazdki mile widziane!! To co?...
Do następnej części👍😍
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro