Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#22 - Część II

- Mam przestać? - kolejne pytanie.

Tym razem wczepiłem dłoń w jego karmelowe, miękkie włosy, swoją stopę lokując na jego lędźwiach. Usłyszałem stłumiony w mej skórze śmiech. Louis wziął to za jednoznaczną odpowiedź. Obydwa ciała trzęsły się w spazmach z powodu naszych śmiechów, łączonych z sapnięciami. Rozerwałem pierwszy guzik jego aksamitnej koszuli, gdy podniósł się, łokcie opierając wzdłuż moich barków.

- Wow, mały, spokojnie. - cały czas śmiał się cicho. Ja go nie słuchałem pragnąc jak najszybciej pozbyć się koszuli chłopaka. Oblizałem usta obserwując coraz bardziej widoczny dla mnie umięśniony tors.

- Czego pragniesz, Harry? - spytał, jakby oprzytomniał, gdy materiał spadł z jego ramion, gniotąc się, gdy wylądował na podłodze. Sięgnął dłonią do moich rurek, gładząc moją wypukłość w dłoni. Zipnąłem na to uczucie, choć chciałem poczuć go bardziej niż przez materiał irytujących spodni

- Nie wiem... - szepnąłem, pod koniec ostatniego słowa też pojękując cicho. - Cokolwiek co ty byś chciał na pewno mi się spodoba...

- Jesteś pewny? - miałem ochotę przewrócić oczami, ale nie ponaglałem go bardzo. Wiedziałem, że by zaczął działać musiał dostać ode mnie pozwolenie.

- Louis, jestem pewny, otrzymujesz właśnie pozwolenie na robienie ze mną tego co tylko chcesz - uśmiechnąłem się.

- Nie chcę robić tego co chcę - pokręcił głową. - Chcę zrobić coś, czego pragniemy oboje. Chcę pokazać ci jaką przyjemność możemy doznać - ucałował moje wargi.

- No to możesz łaskawie przestać gadać i sie telepać z nerwów i pokazać mi? - przewróciłem czule oczami.

- Jesteś strasznym gnojem - zaśmiał się i pociągnął mnie do góry samemu siadając. Przegryzł mocno swoją wargę, ściągając ze mnie t-shirt jednym ruchem w górę. Sięgnął po kieliszek, upijając wino aż do dna. Zachichotałem gdy oblizał wargi, klęcząc przede mną, ponieważ właśnie w takich pozycji odpinał swoje spodnie.

- Szybciej, szybciej... - ponaglałem go, doskonale sie przy tym bawiąc. Czy to możliwe, że już alkohol zdążył zacząć na mnie działać?

- Więc dlaczego nie ściągasz własnych spodni? - zadrwił ze mnie. Zobaczyłem bardzo wyraźny zarys jego penisa wbijającego się w materiał granatowej bielizny. - Zdejmując je ze swojego słodkiego tyłka, misiu.

- Jakiś ty wymagający - zacmokałem, czując gorące rumieńce przez to, że określił mój tyłek seksownym, jak najszybciej ściągając swoje jeansy.

- Jeszcze nie wiesz, jak wymagający potrafię być - uśmiechnął się cynicznie, rzucając swoje spodnie i skarpetki koło łóżka. Wręcz rzucił mnie na nie, kiedy moje spodnie znajdowały się już w połowie moich ud. Usiadł na swoich piętach, patrząc na moje ciało leżące na wznak i chwycił moje spodnie, ściągając je w takim samym tempie, w jakim tworzył ścieżkę pocałunków wzdłuż mojego lewego uda.

Bylem tak zamroczony jego pocałunkami, że nawet nie dostrzegłem, kiedy skarpetki również zniknęły z moich stóp.

- Uh... - położyłem dłonie wzdłuż swoich boków, obserwując jak dobrze Louis wygląda obejmując moje nogi. Zatrzymał się na dłuższą chwilę blisko niego krocza. Zahaczył palcami o koronkę. Miałem na sobie te majtki, które kupił specjalnie dla mnie. Odkąd wiedziałem jak bardzo podoba mu się ta bielizna, coraz częściej nosiłem majtki w tym stylu. Louis doskonale o tym wiedział, ponieważ przecież robił pranie. Wysysał malinkę na moim udzie dłuższą chwilę. - Powiedz mi wcześniej co chcesz zrobić - poprosiłem, czując jego usta na brzuchu.

- Loda - odparł bardzo dobitnie, aczkolwiek tak zwyczajnym tonem, że o mało nie zachłysnąłem się powietrzem. - Czy to ok?

I, dobra. Louis zdecydowanie nie owijał w bawełnę. Złapałem za jego policzek, patrząc mu w oczy z przygryzioną wargą, gdy podciągnął się trochę do góry. - Oczywiście - szepnąłem zadziornie.

Momentalnie jednak mój cwaniacki uśmieszek zszedl twarzy i zastąpił go grymas przyjemności, gdy szatyn pocałował mojego członka przez materiał bielizny.

- Zdejmij ją - pociągnąłem za kosmyk jego włosów. - Wiem, że kochasz te majtki bardziej niż cokolwiek, ale one teraz nie są potrzebne, Tomlinson...

Sapnąłem głośno, gdy chłopak zahaczył zębami o koronkę, w końcu dłonią zdejmując moją bieliznę przy czym patrzył mi się w oczy, specjalnie nie zerkając na dół.

Przygryzłem dolną wargę w przeciwieństwie do niego patrząc przez chwilę na swoją męskość. Powoli Louis przeniósł tam swoją dłoń. Czułem jak jeszcze bardziej się rumienie, a moje serce waliło jak oszalałe. Mój penis w ręce Louisa wydawała się jeszcze bardziej czerwony, jego kontrastował z miodową skórą szatyna. Dopiero po tym jak posunął dłonią zaciśniętą wokół długości, Louis jakby zaczął badać mojego kutasa. - P-podobam ci się? - zapytałem.

- Co to za pytanie? - spojrzał na mnie jak na szaleńca. - Jesteś absolutnie perfekcyjny, słońce... - mruknął, następnie liżąc mojego penisa wzdłuż całej długości na co wydałem z siebie zaskoczony jęk.

Louis wiedział, że to mój pierwszy raz, ale to mu wcale nie dawało pozwolenia na te tortury. Wszystko robił mozolnie, powoli, wręcz flegmatycznie! Miałem wrażenie, że chce mnie zniszczyć. A jednocześnie przeciąganie tego wszystkiego podobało mi się niesłychanie bardzo, tylko chciałem również być aktywny podczas tego, żeby podobało się Louisowi. Nie chciałem tak po prostu tu leżeć.

Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała, kiedy położyłem dłoń na jego ramieniu, drapiąc jego skórę. Wiedziałem jak to lubi.

- Lepiej zasłoń buzię - puścił mi oczko, a gdy tylko ja przewróciłem na niego oczyma i prychnąłem, on nagle objął główkę mojego penisa wargami.

Zagryzłem wargę bardzo mocno, widząc jego zassane policzki. To mi trochę przypomniało o tych momentach, kiedy obserwowałem Louisa podczas procesu palenia papierosów. Teraz jednak jego usta tkwiły owinięte w okół mojego fiuta, to było o wiele lepsze. Pociągnąłem znów za jego włosy, a on mruknął wysyłając wibracje naprzeciw mojego penisa. Jęknąłem, opierając się na łokciach.

- O k-kurwa... - dyszałem ciężko, zaciskając mocno zęby, aby powstrzymywać żałośnie donośne jęki.

- Gdybyśmy tylko byli sami w domu, Harry... - powiedział Louis, liżąc i ssąc moje jądra. Przez chwilę przestał się interesować moim napletkiem i tylko pocierał palce naokoło moszny, podnosząc się trochę, by ściągnąć majtki całkiem z moich nóg.

Pociągnąłem za materiał prześcieradła, obserwując jak po całkowitym rozebraniu mnie, wrócił do pieszczot mojego krocza.

Tym razem nie droczył się ze mną tak okropnie długo. Dwa sunięcia po całej mojej długości były wystarczające, by następnie wziął penisa do ust. Coraz bardziej obniżał głowę. Nie byłem tak duży jak on, mój penis był trochę mniejszy i chudszy, ale wydawał się idealny dla buzi Louisa. Kiedy wziął go do końca nie mogłem się powstrzymać, by został tam jeszcze chwilę, przy jego gardle. Przytrzymałem na moment głowę Louisa w miejscu, a on w tym samym czasie uściskał moje udo. Kiedy pociągnąłem go do góry, spojrzał na mnie lśniącym spojrzeniem. Wytarłem jego usta ze śliny i mojego preejakulatu. Był tak rozkoszny...

- Mogę teraz ja? - zapytałem cicho, zerkając na szatyn bardziej nieśmiało co bylo absurdalne ze wzgledu na to co działo się zaledwie chwilę temu!

- Nie musisz tego teraz robić - pokręcił głową i zaskoczył mnie tym, z jaką łatwością uniósł moją nogę i położył na swoim barku. - Nie przerywaj mi tej przyjemności.

Ścisnął mój piszczel zasysając się na mojej obręczy mięśni. Otworzyłem szeroko oczy i usta, by chwilę później zamknąć moje powieki i odchylił głowę daleko w tył.

- Ja chcę - zapewniłem go szczerze. - Nieważne jak dobrze mi jest teraz, chcę, żeby rownież tobie było dobrze.

- Jest mi tak wspaniale, Harry - mruknął, całując nasadę mojego penisa. - Ale dobrze. Tylko szybko, kurwa. Zrób coś szybko.

- Od razu ostrzegam, że jestem strasznie w tym chujowy, bo ja nawet nie jestem w stanie prawdziwego loda zbyt głęboko włożyć do gardla... - mruknąłem.

- Możesz mi pomóc w inny sposób, Harry. Możemy odczuwać przyjemność równocześnie - powiedział, podpierając się na łokciu i wpił się w moje wargi wygłodniale. Prawie nie nadążałem za jego intensywnie szybkimi pocałunkami, ale dawałem radę. - Chcesz mnie dotykać?

- Ja... - bąknąłem lekko rozkojarzony. - Co masz przez to na myśli? - spytałem mając nadzieję, że nie wyszedłem na zbyt niedoswiadczonego bachora.

- Chcesz mieć mojego penisa w swojej dłoni? - spytał, natychmiast sięgając po moją prawą rękę i zaczął całować jej wewnętrzną część.

- Chcę... - pokiwałem głową, oblizując przy tym usta. - A ty co będziesz w tym czasie robił? - zapytałem niesamowicie ciekawy.

- Podobało ci się, jak wkładałeś sobie paluszki, skarbie? - spytał, wyciskając pocałunek na moim palcu wskazującym. Czułem, że zaraz zacznę się wiercić jeśli nie zrobi nic z moim penisem.

- Bardzo.- stęknąłem. Zacząłem głośno dyszeć, kiedy czułem jak chlopak zaczął dotykać moje udo, coraz niżej zjeżdżając w okolice pośladków.

- Nie zrobię tego bez nawilżenia, skarbie - mruknął, zasysając moje wargi. Ścisnął moje pośladki, podnosząc się z łóżka w akompaniamencie moich marudnych pojękiwań. Podszedł do szafki, zapewne szukając tam lubrykantu. Podniosłem się do siadu, poprawiając włosy, które przylepiły się do mojego czoła. Upiłem łyk szampana, obserwując jak Louis z buteleczką w dłoni pozbywa się własnej bielizny. Odłożyłem kieliszek.

Momentalnie zaschło mi w ustach, kiedy nie potrafiłem oderwać wzroku od przepięknego, imponującego przyrodzenia mego ukochanego. On widząc to, uśmiechnął się jedynie szeroko.

Opuściłem lekko brodę, unosząc wzrok na jego oczy. Starałem się patrzeć na niego seksownie, co na pewno mi wychodziło. Jego penis drgnął nieznacznie, chciałem już widzieć jak wytryska z niego nasienie. Mógłby mnie nim ubrudzić, byłem gotowy na wszystko. Pragnąłem całego Louisa.

Kiedy on położył butelkę obok mnie wdrapując się na łóżko, obróciłem się twarzą do niego. Żeby miał lepszy dostęp do mojej dziurki, ułożyłem swoją długą nogę na jego miednicy. Wiedziałem, że to nie potrwa długo nim oboje pozwolimy sobie osiągnąć szczyt.

- Nie krępuj się, kochanie - uśmiechnął się czule, jeszcze bardziej rozkładając moje nogi, na co uśmiechnąłem się dlikatnie.

Uchwyciłem jego penisa, wywołując tym sapnięcie Louisa. To dało mi więcej pewności siebie, ponieważ to ja sprawiałem mu taką przyjemność. Poruszył miednicą naprzeciw mojej dłoni, wylewając trochę żelu na swe palce.

- Jeśli będzie cię bolało lub zwyczajnie poczujesz się niekomfortowo to od razu mi mów, dobrze? - spojrzał na mnie na tyle uważnie na ile pozwalało jego ciało, kiedy powoli pompowałem jego penisa.

- Wszystko to wiem - oblizałem wargi, które były już niemożliwie mokre, ale mi cały czas wydawało się, że one jak i gardło są suche. Louis tak bardzo się o mnie troszczył, to mnie podniecało jeszcze bardziej. Ucałowałem jego usta tym razem delikatnie, smakując je naprawdę dobrze. Złączyłem ze sobą nasze męskości, w przypływie odwagi masując oba penisy. Louis nawilżał obręcz moich mięśni.

W końcu jego palec wsunął się powolutku w moja dziurkę przez co sapnąłem głośno, odruchowo mocniej ściskając nasze czlonki.

- Uh, Lou... - szepnąłem, kiedy przyłożył swój nos do mojego policzka, wypuszczając ciepłe powietrze prosto w moje ucho. - To takie dobre. Dla ciebie też?

- Idealne, słońce - wydyszal w moją szyję, zginając palec w moim wnętrzu przez co otarl się o bardziej wrażliwsze miejsce.

- U-hm! - pisnąłem, jednak przygryzłem wargę tłumiąc jęk. Chciałem być silniejszy i nie pokazać szatanowi, że właściwie mógłbym dojść od jednego palca. Mój własny penis poszedł w zapomnienie kiedy pocierałem dużą żyłę, ciągnącą się przez długość Louisa.

- Szybciej... - poprosił tuż przy moim uchu zanim przygryzł lubieżnie jego płatek. Posłuchalem go, pracujac dokladnie w takim samym tempie reka jak on swym palcem.

- Daj drugi - ponaglałem.

- Nie jesteś gotowy - uparł się. Pokręciłem pośladkami. - H-harry...

- Chcę drugi. Chcę dojść, proszę Lou. Proszę, proszę Louis.

Szatyn przygryzł niepewnie dolną wargę, pokornie jednak kiwając głową, gdy powoli i delikatnie, aczkolwiek z doświadczeniem naparł drugą opuszką palca na moje wejście.

Odchyliłem swoją głowę, czując rozpierający ból na co zmarszczyłem nos, ale tak szybko jak drugi palec dostał się do mojego wnętrza - pokochałem to. To było inne niż wtedy, gdy robiłem to sam, czułem to zupełnie inaczej. Wszystko działo się z większą pasją.

Louis nie poruszył palcami, dając mi czas na przyzwyczajenie się. Włożyłem trzy ze swoich palców do buzi, by je poślinić. Pomimo tego, iż penis Louisa był już mokry od jego naturalnego soku, chciałem żeby było jeszcze bardziej ślisko.

Chłopak jęknął z zaskoczeniem pomiesznaym z odczuwaniem rozkoszy po wyczuciu na sobie moich mokrych palców przez co doznania stały sie intensywniejsze.

- Porusz się, proszę - westchnąłem, uściślając nasadę. Na moje polecenie skrzyżował palce. Czułem, że mogłem zacząć płakać, ponieważ chciałem już ulżyć. - Blisko...

- Dojdź dla mnie... - mamrotał, okalając skórę na mojej szyi swym ciepłym oddechem. - Wyglądasz tak pięknie, kochanie, wypuść to z siebie...

Po tym jak poczułem, że palce Louisa prostują się, uderzając w moją prostatę, skończyłem się powstrzymywać. Zacząłem brudzić tors Louisa lepką mazią z urwanym westchnieciem. W tym samym czasie wykonywałem powolne i pełne ruchy na penisie Louisa czując, że moja dłoń staje się mokra przez jego nasienie.

Spojrzałem spod rzęs na szatyna, którego przepiękna twarz byla właśnie w cudownym grymasie rozkoszy jaka zalała jego ciało podczas orgazmu nim nie opadł na moją klatkę piersiową.

Wyciągnął ręce z mojej dziurki, która natychmiast zacisnęła się na braku czegokolwiek. Poprawiłem sówka nogę, wciągając ją jeszcze wyżej. Rozchyliłem wargi, oddychając głęboko. Nie przejmowałem się, że sapie bardzo głośno.

Uśmiechnąłem się leniwie, kiedy nadal leżąc tak z zamkniętymi oczami poczułem na swojej szczęce jak Louis zaczął składać w tamtym miejscu motyle pocałunki.

Kompletnie łaskotał mnie swoimi ustami i włosami, które w tym momencie znajdowały się dosłownie wszędzie. Wycierałem rękę w jego tors, napinając policzki w napięciu. Przegapiliśmy początek naszego filmu...

- Louis, film... - zachichotałem, patrząc na niego rozczulony.

- Mam teraz w dupie jakiekolwiek fikmy - odparl.

- Wiesz co ja mam w dupie? - zmarszczyłem brwi. - To znaczy już nie mam, ale chciałem powiedzieć, że twoje palce - zaśmiał się na moje słowa odchylając głowę. Przeczesał moje włosy, które spadały na czoło.

- Jesteś strasznie ciasny, wiesz? - szepnął mi na ucho.

Przełknąłem ślinę. - To dobrze, prawda?

- Mógłbym polubić szarpanie twojej dziurki.

Wybuchłem śmiechem na to określenie.

- Wiem, że już to pokochałeś.

- Najchętniej bym dosłownie zjadł twój tyłek - wyznał, a po sposobie w jaki sie na mnie spojrzał pojąłem dwuznaczność tej wypowiedzi.

- Jestem pewien, że będziesz miał do tego okazję - mrugnąłem słodko, patrząc między nas. Kleiliśmy się od własnej spermy, ale z jakiegoś powodu mi to nie przeszkadzało. - Sprawiasz, że wszystkie doznania, które podejmuje w moim życiu pierwszy raz są niesamowite - wyznałem. - Nie mogę wyobrazić sobie tego, jak wspaniale będzie, gdy w zupełności ci się oddam. To jest zbyt nierealne, to będzie cudowne.

- Miejmy nadzieję, że nie będzie wtedy aż tak brudno jak teraz - parsknął w końcu podnosząc się z mojego ciała. - Chodźmy się wyczyścić.

- Wiem, gdzie masz chusteczki - oznajmiłem, przeciągając się. - Pewnie sobie codziennie walisz, bo masz je w szufladzie koło łóżka.

Nie miałem zamiaru wstawać, nie chciałem się nawet ruszyć.

- Nie walę sobie codziennie - zaprzeczył, poważnym tonem kiedy sięgnął do szafki po chusteczki wilgotne. - Czasem dwa razy dziennie.

- Dlaczego?! - śmiałem się miedzy spazmami śmiechu.

- Bo żyję z tobą.

- A co to ma do rzeczy? - nadal się śmiałem.

- To jedyny sposób by się na ciebie nie rzucić i nie wziąć przy ścianie.

- Nie jestem taki seksowny... - wgniotłem połowę twarzy w poduszkę. - Pewnie wyglądam teraz jak bałagan, mam nieogarnięte włosy, jestem czerwony i spocony - mruczałem, kiedy klęczał przy mnie, wyjmując chusteczki. - To ty jesteś ucieleśnieniem prawdziwego piękna.

- Wyglądasz bosko, Harry - odpowiedział, patrząc na mnie z wyrzutem przez to co mówiłem o sobie. - Tak dobrze, że mam ochotę powtórzyć to co przed chwilą robiliśmy.

- Chcę obejrzeć film - burknąłem, chociaż wcale nie narzekałbym, gdyby Louis naprawdę chciał to ponownie zrobić. - Wyczyścisz mnie? Proszę.

- A bozia raczej nie dała? - drażnił się, jednak wyjął wreszcie wilgotną chusteczkę z opakowania i zaczął zmywac spermę z mojego torsu.

- Twoje są bardziej efektowne - uśmiechnąłem się. - Musisz jeszcze zetrzeć lubrykant z mojego tyłu.

Louis pokręcił głową na mój ton głosu, jakim ze śmiałością emanowałem. Kiedy nas wyczyścił, rzucił chusteczkę gdzieś na podłogę. To wszystko mogliśmy posprzątać jutro. Wszedł pod pościel, posyłając mi zachęcający uśmiech. Uległem i chwilę później leżałem między jego nogami, opierając się bezwstydnie o twardą klatkę piersiową. Jego ramiona mnie objęły, gdy włączył telewizor i pocałował moją skroń.

- W usta - szepnąłem błagalnie, odwracając głowę.

Louis przewrócił oczyma, lecz spełnił moją prośbę, wyciagajac szyję do krótkiego, aczkolwiek soczystego buziaka.

- Kocham cię - powiedziałem, patrząc intensywnie w jego oczy. To wyszło tak naturalnie i prosto z moich ust. Nie zorientowałem się, że to właśnie te słowa opuściły moje wargi. Dopiero spojrzenie Louisa i to, jak nagle przestał gładzić mój bok uświadomiło mnie, że powiedziałem właśnie te dwa, tak ważne słowa. I one... brzmiały trochę dziwnie w moich ustach. Nie brzydko, nie niezręcznie, po prostu dziwnie. Dlatego ponieważ były nowe, ale... właściwe. Były właściwe. Nie chciałem, by Louis czuł się zobowiązany do odpowiedzi. Położyłem policzek pod jego brodą.

- Czy ja dobrze słyszałem? - nie poznawalem głosu Louisa. Przyglądał mi się zszokowany, próbując cokolwiek sensownego wyczytac z moich oczu.

Wychylałem głowę w nieprzyjemnej pozycji. Opuszkiem palca dotknąłem trzech pieprzyków obok jego nosa. Tak delikatnie jakby jego skóra była zrobiona ze szkła. Pocałowałem szybko jego usta.

Chłopak odwzajemnil ten delikatny i czuły aczkolwiek powolny pocalunek nim powiedział: - Nie zasługuję na twoją miłość.

- Nie mów tak. Jesteś cudowny - pokręciłem głową przekręcając się całkowicie na swój brzuch. Nawet nie zwróciłem na to, jak nasze ciała się otarły o siebie. - Sprawiasz, że jestem szczęśliwy. To jedyny sposób na to, jak mogę ci się odpłacać. Chcę cię kochać i kocham cię. Sprawiasz, że każda chwila mojego życia mi się podoba i- i byłem złym człowiekiem, a ty mnie... naprawiłeś - nawet nie zauważyłem kiedy mój głos nabrał tyle żalu. Spuściłem wzrok na klatkę piersiową Louisa, obniżając swój wzrok. Zarumieniłem się na tą ckliwość, zrobiło mi się głupio, ale przecież Louis powienien to wiedzieć.

- Nigdy nie byłeś złym człowiekiem, Harry. Nigdy - pokręcił głową, całując kilkukrotnie wierzch mojej dłoni. - Byłeś po prostu zagubiony i potrzebowałeś odnaleźć dobrą drogę.

- Byłem zły - pokręciłem głową. - Traktowałem okropnie wszystkich w okół. Nie chciałem być samotny, ale nikogo do siebie nie dopuszczałem. Krzywdziłem ludzi, Louis. Traktowałem ich ze zniewagą i pogardliwością nie szanując ich życia i pracy. Myślałem o swojej matce, jako o kurwie, kiedy szła do swoich kochanków. Nie powieniem tak robić tylko dlatego, ponieważ nigdy mnie nie zaakceptowała w swoim życiu.

- Skarbie, proszę nie wspominaj swoich błędów, bo jeśli ja zacznę robić to samo, będzidmy tak siedziec do rana - powiedział poważnie.

Porzuciłem ten temat rozmowy, błądząc wzrokiem po twarzy Louisa. - Nie mów, że na coś nie zasługujesz - szepnąłem błagalnie. - Zasługujesz na wszystko, co jest najlepsze.

- Ja też cię kocham - uśmiechnął się, a moje serce o mało nie wyskoczyło spomiędzy moich żeber. - Nie boję się tego powiedzieć.

- Wcale nie oczekiwałem od ciebie odpowiedzi - mówiłem przez skromny uśmiech. - To wyszło bardzo naturalnie i nie myślałem o tym. Ale tak bardzo się cieszę... I wiesz co? Nie wierzę w przypadki. Podobne dusze zawsze na siebie trafią. Świat z pozornie nieznaczących zdarzeń, będzie im układał drogę do siebie tak długo, aż w końcu się spotkają. Kiedy ktoś ma się pojawić w naszym życiu, to się pojawi. Zadba o to każda gwiazda i każdy obłok na niebie.

- Chyba ciut za mocno cię uderzyłem wtedy w te głowę, że w ogóle na mnie uwagę zwróciłeś - wybuchł śmiechem, całując moją skroń.

- Od tamtego momentu coś mi się tam przestawiło - potarłem nasze nosy o siebie, wychylając się, by sięgnąć po kieliszek. - Misja wykonana - szepnąłem do siebie, patrząc na niego za szklanym naczyniem. - Muszę napisać w pamiętniku, że mi się udało.

- To był twój cel? - zachichotał z przymkniętymi od szerokiwgo uśmiechu oczyma.

- Uwiodłem cię - upiłem łyk alkoholu, co było trudne ponieważ cały czas się uśmiechałem. - Pójdę po pamiętnik - mruknąłem, głaszcząc jego nadgarstek zaciskający się na moim biodrze. - Zaraz wrócę - pocałowałem jego wargi, ale on mruczał niechętny do tego, bym go opuścił.

- Nie możesz napisać o tym dopiero jutro? - marudził, dodatkowo turlajac się po łóżku. - Przecież już napisałeś o jednej rzeczy z wakacji, starczy na dziś!

- Ale postanowiłem, że będę opisywać każdy dzień wieczorami. I muszę to zrobić teraz. Muszę opisać to, co się tutaj stało. Chcę. Wyobraź sobie, że za kilka lat będę mógł to przeczytać. Jeśli przetrwamy.

- Masz co do tego wąpliwości? - uniosł do gory brew. - Ponieważ ja nie mam zmiaru niczego zmieniać w naszej relacji.

- Nie mam - westchnąłem, odkładając kieliszek i usiadłem na biodrach Louisa. - Chociaż czasem sobie myślę, że jestem bardzo nieznośny i kiedyś po prostu... nie dasz sobie ze mną rady.

- Skoro już tyle wytrzymałem, czemu teraz miałoby byc inaczej? - uśmiechał się cały czas. - Zaakceptowałem wszystkie twoje wady. I pokochałem je.

- Jak możesz kochać to, że... - zamyśliłem się, myśląc nad trafnym przykładem. - Jak możesz kochać to, że zawsze robię wszystko bardzo powoli, zawsze się spóźniam, przychodzę wszędzie jako ostatni, boję się ludzi, nie potrafię matematyki, zostawiam wszędzie swoje ubrania...

- Ponieważ te wszystkie pierdoły składają się na to kim jesteś - wzruszył ramionami. - A skoro kocham ciebie... muszę też kochać te wszystkie rzeczy.

- Przekonałeś mnie - uśmiechnąłem się, nachylając nad jego czołem. Po tym, zszedłem z jego ciała i wyciągając spod jego prześcieradło, owinąłem się nim, cicho otwierając drzwi. Musiałem tylko przejść z pokoju do pokoju.

- Nie możesz się ubrać tylko musisz mnie rozebrać, mały dupku? - prychnął, a ja w odpowiedzi pokazałem mu jedynie środkowy palec.

- Jesteś rozebrany - uniosłem brwi. - Nie możesz być bardziej.

Pokręciłem głową, wychodząc na korytarz. Poszedłem do swojego pokoju zauważając notes na biurku. Kiedy sięgnąłem po skórzany zeszyt i pióro włożone między pożółkłe kartki, odwróciłem się gwałtownie w stronę dwóch domowników płci żeńskiej zaglądającymi do pokoju.

- Pieprzyliście się? - pisnęła Perrie. - Mogę przysiąc, że słyszałam na dole walący się sufit! Wasze łóżko tak skrzypiało...

- Ja pierdolę... - uderzyłem się z otwartej dłoni w czoło nawet już niespecjalnie się rumieniąc. - Powiedzcie, że Niall też to slyszał.

- Niall i Liam, oczywiście - Crystal poruszyła brwiami. Patrzyłem mizernie w jej oczy nie mogąc pójść tego, jak jej cała twarz świeciła się z ekscytacji. - A ty sam wyglądasz jakbyś był zajebiście przeruchany.

- Drogie panie, my się nie ruchamy - mruknąłem elokwentnie, poprawiając swoje okrycie. - My się kochamy. Właśnie sobie to powiedzieliśmy.

Posłałem im uśmiech, jak prawdziwa diva wymijając je. Otworzyłem drzwi do sypialni Louisa, dla lepszego efektu zakluczając je. Niech myślą, że uprawiamy seks. To zabawne!

- Co to były za piski? - zapytał mnie Louis, odkładając komorkę, w której właśnie coś przeglądal pod moją nieobecność.

- Wszyscy w domu są pewni, że uprawialiśmy seks - mruknąłem, odchrząkując. - Więc, trochę mnie to rozbawiło, bo Perrie powiedziała, że słyszała nasze łóżko i ja wcale nie zaprzeczyłem - uśmiechnąłem się chytrze. - Nieważne. Oglądaj film, a ja zrobię szybką notatkę - pozbyłem się okrycia, kładąc je na łóżku. Wdrapałem się na materac.

- Nie chcę mi się już nic oglądać jeśli mam być szczery - ziewnął, wyciągajac przy tym mocno ramiona i nogi.

Posłałem mu małe spojrzenie, kładąc głowę w okolicy żeber Louisa. Leżałem z podkurczonymi kolanami i oparłem zeszyt na udzie. Czując dłoń Louisa w moich włosach, zacząłem pisać opisując każdy pocałunek, dotyk, ale przede wszystkim skupiłem się na opisaniu uczuć, jakie tliły się we mnie w trakcie tego zbliżenia i po nim, i nawet w tym momencie.

Opisałem moment wyznania miłości i właśnie... Naszą miłość.

„Już wiem. Zrozumiałem czym ona jest. Miłość... jest wyjątkowa. I choć pojęcie jest jedno, każda jest inna. Miłość leczy wszelkie relacje i uszczęśliwia Cię bardziej, niż możesz sobie wyobrazić. Nie ma barier ani granic dla miłości - potężnej siły stworzenia. Jednej z najpotężniejszych, jaką człowiek dysponuje.

Ta miłość roztapia wszelkie negatywne emocje. Ugina ludzi sztywnych w swoich przekonaniach. Burzy mury różnic.

Zburzyła nasze.

Radość płynąca z Miłości jest niewyobrażalna - o poziom wyżej, niż kiedykolwiek przedtem doświadczyłem. Dopóki nie znałem miłości, któr ą Louis mn ieoobdarzylnawet nie miałem pojęcia jak bardzo człowiek może być szczęśliwy.

Wiesz, to znaczy, że miłość jest jak ogród; najpierw siejesz, by coś wyrosło, dbasz, doglądasz, by był najpiekniejszy najładniejszy. Twój ogród, gdy rozkwita, ty kwitniesz z nim. Cieszysz się, ale to nie znaczy, że nagle jak wyrosły już wszystkie kwiatki przestajesz o ogród dbać; musisz starać się, by był tak ładny, jak jest, a nawet by był ładniejszy co rok.

To jest miłość - szanowanie; dbanie o drugiego człowieka jak o siebie. Nie ma tam "ty, ja", a jest "My nasze"

To nie jest moja miłość, ona jest nasza. I będę się starać, by była na zawsze."

Zamknąłem zeszyt, wzdychając ciężko. Spojrzałem na Louisa, nie dowierzając, że naprawdę zasnął... Leżał tam z dłonią w moich włosach, zaciskał wargi i powieki, jego długie rzęsy oznaczały się teraz bardzo wyraźnie. Włosy wciąż pozostawały w nieładzie, a klatka piersiowa unosiła się i opadała. Wyglądał jak prawdziwy skarb, rzucony na swoją wyspę. Zaśmiałem się na to porównanie, jednak tak cicho, by go nie obudzić. Stąpałem po pokoju, zdmuchując wszystkie świeczki. Wróciłem do łóżka, nasłuchując spokojnego oddechu, który zawsze mnie usypiał. Wplątałem się pod ciepłą kołdrę, przytulając ciało do Louisa. Chłopak mlasknął przekręcając głowę w moją stronę. Oblizał usta przez sen, widziałem to nawet w tym potężnym mroku. Odprężałem się, zasypiając.

Jako, iż jest to już ostatni rozdział (chlip chlip), zapraszam Was serdecznie na już opublikowany epilog i bardzo chętnie zapraszam też oczywiście na dopiero co opublikowany prolog nowego ff "Love Is War" na moim profilu! 💙💚

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro