#21
Louis' POV
- Synu, gdzie podziewa się twój chłoptaś? - zapytał ojciec.
Oh, sam chciałbym znać odpowiedź na to pytanie. Mył się tak długo, że zdążyliśmy wypić już z ojczymem połowę piwa!
- Pewnie się szykuje w swojej sypialni - parsknął Liam, kładąc wyprostowane nogi na stoliku. Klepnąłem go w kolano, posyłając groźne spojrzenie. Nie lubiłem jego łap na moim stoliku. - Potrafi się długo zastanawiać nad wyborem szmat.
- Zazdrościsz mu, bo nawet w połowie nie masz tak ogromnego wyboru - zaśmiał się Zayn, w czym ja i ojciec mu zawtórowaliśmy.
- Skąd w ogóle pomysł, by zamieszkać ze swoim partnerem parę miesięcy po zostaniu parą? - mój ojciec nie dowierzał odkąd powiedziałemmu, że Harry z nami mieszka
- Powiem tak, ojczulku... - wziąłem łyk swojego piwa. - Jestem dorosły i jeśli chcę z nim mieszkać i spać w jednym łóżku kiedy tylko chcę, tak będzie.
- Wiem, wiem. Nie musisz mi przypominać, że jesteś dorosły, bo czuję się kurewsko stary - zaśmiał się głośno, masując moje barki. - Odbierając bliźniaki z przedszkola mam wrażenie, że ludzie mylą mnie z dziadkiem.
- Bo teoretycznie jestes dziaduniem... - mruknął młody Payne, w ostatniej chwili robiąc unik przed ciosem ojca.
- O nie, jeszcze nie chcę być dziadkiem - pokręcił głową. - O was na szczęście nie muszę się bać. Ale Lottie i ten jej nowy chłopak... - westchnął.
- Lottie to rozważna, młoda kobieta - prychnąłem.J
- Ludzie robią z miłości głupie rzeczy. - mężczyzna popukał się po czole. - Pamiętasz na pewno brata...
- Ej! - oburzył się Liam. - Dawno i nieprawda!
- O czym mówicie? - spytał zdezorientowany Zayn, kładąc puszkę piwa na stoliku. Sięgnął po pilota.
- To Li nie chwalił ci się jak kiedyś śpiewał miłosne pieśni pod oknem swej wielkiej, licealnej miłości? - westchnąłem z fałszywym rozmarzeniem.
- Nie, nigdy akurat o tym nie wspominał - Zayn parsknął śmiechem, podgłaśniając mecz. Wtulił się do swojego chłopaka śmiejąc się głośno. Wtedy usłyszałem kroki.
- Oho! Księżniczka raczyła nam się pokazać, tatku! - zawołałem, chichocząc, gdy usłyszałem jak Harry zaczął mnie przedrzeźniać. Mój ojciec wstał, by przywitać mojego chłopaka. Ja go wyprzedziłem, biegnąc do mojego chłopaka, który zatrzymał się w połowie schodów. Miał na sobie śliczne ubranie, wyglądał bardzo seksownie. - Tata na ciebie czeka, kochanie - oznajmiłem mu z ciepłym uśmiechem.
Widziałem jego nerwowy uśmiech dlatego od razu złapałem go za rękę.
- Trochę mi zajęło, przepraszam - zachichotał sztywno, łapiąc mnie w talii. - Prawie tam zasnąłem. Jednak szkoła jest trochę męcząca.
Pogładziłem jego bok, prowadząc go do mojego taty, który pobladł. - Dzień dobry - mruknął Harry z delikatnym uśmiechem. - Miło mi w końcu pana poznać, jestem Harry - wystawił dłoń w jego kierunku.
Ojciec nie spuszczał z niego wzroku, kiedy złapał jego rękę całkiem szybko i niepewnie. Uniósł brodę, nim wychrypiał. - Styles?
Widziałem jak szybko jego uprzejmy uśmiech pobladł, po tym co powiedział ojczym. Zresztą reakcja całej reszty była bardzo podobna. Zacisnąłem z determinacją szczękę, jeszcze mocniej obejmując nastolatka.
- Tak... - bardziej spytał niż odpowiedział mój chłopak. Kiedy ojciec puścił jego dłoń, złapał za swoje biodra.
- Trzymajcie mnie...
- Jeśli cos ci nie pasuje zawsze możesz wyjść, ojciec - burknąłem, nie spodziewając się, iż zabrzmi to aż tak groźnie. Nie moja wina, że nie potrafiłem nie na niego nie warknąć wtedy, gdy zauważyłem, jak głowa Harry'ego lekko się zwiesza. Liam od razu stanął za ojcem, łapiąc jego bark.
- Nie powiedziałeś mi, że to jest syn pieprzonego Stylesa - klatka piersiowa ojca uniosła się i opadła, kiedy patrzył na mnie z zawiedzeniem.
- Powiedziałem, kurwa, że jeśli... - zacząłem ze zmrużonymi oczyma, jednak Liam postanowil przejąć pałeczkę.
- Tato, wytłumaczyny ci to. Odpuść Louisowi, wiesz jaki jest nwrwowy.
Ojciec nie poluzował swojej szczęki, przenosząc wzrok na bruneta, który już całkowicie wcisnął się w moje ciało. Pogłaskałem jego nadgarstek, wzdychając blisko jego ucha. Nie spodziewałem się takiego obrotu akcji, ale to tylko moja wina. Ojciec pokręcił pogardliwie głową, siadając na kanapie.
- Możesz iść na górę, skarbie jeśli chcesz - szepnąłem.
- Nie - odparł twardo. - Nie jestem pizdą.
- Na pewno?
- Lou, jeśli nie wyjaśnimy tych spraw nigdy nie będę miał dobrej relacji z twoim tatą - uparł się szepcząc. Był bardzo dzielny.
- Jesteś niesamowity, Harry - powiedziałem całkowicie szczerze, całując go w czoło, a następnie splotlem nasze palce, kierując w strone, w którą poszedł Liam ze swoim ojcem.
- Wytłumacz mi skąd wytrzasnąłeś dzieciaka Stylesów - powiedział bez pierdolenia się ojciec.
- Przede wszystkim masz odzywać się z większym szacunkiem do mojego chłopaka - odparłem od razu. - On w obecnej chwili jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu - kontynuowałem. - I jeśli nie będziesz traktował go z życzliwością, nie widzę powodu abyś tutaj był.
- Dobra, opowiedzmy wszystko po kolei - Liam zfustrował się, sięgając po puszkę. - Jak dobrze wiesz, tato, wpłaciliśmy pieniądze na twoje konto firmowe.
- Owszem. Od Stylesa.- pokiwal głową.
- Wiesz... - i wtedy Liam zaczął mówić. Nie sądze, by którykolwiek z nas byłby w stanie wyjasnić to wszystko tak szybko i dosadnie jak mój brat, bez okazania nerwów. Mnie zapewne zabiłyby wyrzuty sumienia.
- Nie rozumiem - ojciec zaśmiał się chłodno, nachylając nad stolikiem. Harry wziął oddech, spinając się obok.
- Moi rodzice, um... Oni zapłacili Louisowi i Liamowi za to, by mnie wzięli i ah, chłopcy wpłacili pieniądze na pańskie konto. Jest mi okropnie wstyd.
Na pewien, niezbyt długi moment w pomkeszczeniu zapadła niezręczna cisza, którą przerwało ironiczne parsknięcie taty Liama. - O kurwa. Ja nie sądziłem, że ten skurwiel byłby zdolny do czegoś takiego.
- Ja naprawdę... - mruknął Harry zbierając myśli. - Mój ojciec to prawdziwy skurwiel i ma pan rację - zaśmiał się, wzdychając.
- Więc Harry mieszka tu od-
- Trzech miesiące - przerwał Liam.
- A razem jesteście od? - zwrócił się w stronę moją i bruneta.
- Ponad dwa tygodnie - odparłem.
- Mimo, że mięte czuli do siebie już dużo dłużej - wtrącił Liam.
Przewróciłem oczami, ale tak naprawdę nie ukryłem małego uśmiechu na twarzy. Nie mogłem.
- Kiedyś, wiele lat temu przyjaźniłem się ze Stylesem - ojciec oczyścił gardło piwem. - Kiedyś całą rodziną nas odwiedzili. Desmond, Anne i trzyletni Harold. Louis miał wtedy siedem lat. Ciągle go nosiłeś.
- Serio?! - wypaliłem równocześnie z Harrym. Liam zresztą był równie zszokowany jak my co dało się odczytać po jego szeroko otwartej buzi.
- Nie spuszczałeś go z oka...
- Masz jakieś zdjęcia? - wybuchłem.
- Coś się znajdzie w albumie.
- Boże! - Harry pisnął praktycznie przy moim uchu kiedy sam się poruszyłem nie potrafiąc... uwierzyć w to, że spotkaliśmy się kiedyś już jako dzieci.
- Nic nie rozumiem - szepnął ojciec z puszką piwa przy ustach. - Byliście naprawdę udaną rodziną. Ojciec nie odstępował cię na krok.
- Albo idealnie udawał, albo po czasie uznał, że jednak jestem do niczego - Harry wzruszył ramionami. - Niby się nie pomylił, ale to i tak boli.
- Harold - sarknąłem, klepiąc go w ramię. - Masz zakaz mówienia czegoś takiego.
- Ale co mam powiedzieć, Lou? - westchnął. - Moi rodzice się mnie pozbyli, sprzedali mnie. Zawsze za wszystko mnie gnoili, a przecież starałem się być normalnym synem.
- To nie znaczy, że z tobą jest coś nie tak - wtrącił się mój ojczym, na którego nastolatek niepewnie spojrzal. - To on zachował się w sposób... tak obrzydliwy, że nie jestem w stanie tego pojąć.
- Nie chcę mieć jego DNA w swojej krwi - mruknął Harry, kładąc swoje czoło na wysokości mojego obojczyka. - A z drugiej strony tęsknię za rodzicami.
- To zrozumiałe, Harry, jesteś nadal właściwie w pewnym sensie dzieckiem i każdy poza tym odczuwa potrzebę posiadania rodziców.
Pogłaskałem jego ramię, przytulając do siebie chłopaka. Uśmiechnąłem się lekko, spoglądając w kierunku ojca.
- Wiesz tato - zacząłem. - wiem jak bardzo skrzywdził naszą rodzinę Desmond, ale nie obchodzi mnie to, że Harry jest z nim powiązany krwią. I musisz w końcu zrozumieć, że to nie Styles zabił mamę, tylko to jej choroba rzuciła taki wyrok. Pogódź się z tym.
- Harry - mężczyzna jakby po kilku sekundach przemyśleń zwrócił się do nastolatka. - Czy możesz mi obiecać jedną rzecz?
- Tak, myślę że tak - kiwnął głową, odchylając się. Widziałem jak z jego pełnych ust ucieka spokojny oddech.
- Obiecaj, że go nie zranisz - powiedział prosto. - Banalne, ale sam zapewne wiesz, że Louis przeżył niemało...
- Louis był i będzie osobą, w której się zauroczyłam nie patrząc na wiele rzeczy. Zaufałam mu, mimo że nie miałam pewności co będzie. I wyszło jak wyszło, nawet nie wiem czemu, chociaż mogę się domyślać. Nie skrzywdzę pana syna.
- Spróbowałby... - prychnął Liam. Przewróciłem oczyma, kiedy Harry spojrzał na mojego brata, swój wzrok dłużej lokując na bicepcach szatyna.
- Możemy teraz zacząć jeszcze raz - zaśmiał się ojciec.
- Geof Payne - wyciągnął rękę do Hazzy.
- Harry ten którego nazwiska lepiej nie wymawiać. - uścisnął jego dłoń, śmiejąc się z własnego żartu.
- Super! - klasnąłem w dłonie, uśmiechając się szeroko przez co moja twarz zaczęła drętwieć. Pogłaskałem plecy mojego skarba, który teraz był już troszkę pewniejszy.
- No to teraz chcę usłyszeć historię tego jak doszło do waszego zwiazku - mój ojczym oparł się wygodnie na kanapie, patrząc ciekawsko na naszą dwójkę. Spojrzałem na niego bez żadnego wyrazu twarzy, oczyszczając swoje gardło. Harry również nie wiedział, co powiedzieć co zauważyłem po jego minie. Zacisnął wargi, opierając się na kanapie.
- Tak jakoś wyszło - wymamrotałem wzruszając przy tym ramionami. - Nie ma w tym żadnej filozofii, tato, po prostu przyszedł odpowiedni dla nas czas.
- No ale jak się poznaliście? - przewrócił oczami, otwierając następną puszkę piwa.
- W parku - mruknął ostatecznie brunet. - Louis zaszedł mnie od tyłu przez co upadłem z ławki.
- Słucham? - zaśmiał się.
- Mam najbardziej kreatywne pomysły zapoznawania się z ludźmi, o co wam chodzi? - oburzyła się.
- Nigdy nawet nie przeprosiłeś! - żachnął się Harry, machając dłonią.
- Jestem pewien, że to zrobiłem, kotku.
- Nie-e, pamiętałbym - uparł się.
- Później zacząłem go podrywać - postanowiłem kontynuować.
- Masz przez to na myśli robienie sobie ze mnie jaj i bycie złośliwym?!
- Harry, to nie tak - pokręciłem głową, skupiając wzrok na jego zielono-miodowych oczach. - Ty zwyczajnie nie potrafiłeś odczytać moich intencji.
- Poza tym byleś mocno pasywno-agresywny tylko dlatego, bo nie chciałeś pobrudzić swoich gucci ciuszków. - Liam dodał od siebie.
- Podajcie mi chociaż jedną, jedną - podkreślił - sytuację, w której Louis zaczął mnie podrywać.
- Każdy pieprzony dzień? - nagle odezwała się Crystal w czym zawtórowala jej cała reszta domowników, łącznie ze mną.
Dziewczyna schodziła ze schodów wesoło witając się z tatą. Skierowała swoje kroki w stronę kuchni. Równo minutę później wróciła do nas ze szklanką soku w ręce i zajęła miejsce w jednym z foteli.
- Nie przypominam sobie - Harry naburmuszył się, a ja tylko wyszemrałem coś, niedbale machając ręką na znak, by zakończyć na ten moment ten temat.
- Mogłeś kupić więcej piwa, Tommo - mruknął z żalem Liam, kiedy zauważył, że piwo, które pije jest jego ostatnią puszką.
- A nie wolicie napić się czegoś znaczniejszego od tych szczochów? - Harry zmarszczył brwi. - Mogę zrobić jakieś drinki, bo podobno robię bardzo dobre.
- Przepraszam, ale skąd ty umiesz robić drinki i czemu nic o tym nie wiem? - oburzyłem się, prostując. Harry miał przecież dopiero siedemnaście lat i nie wspominał o tym, by kiedykolwiek próbował alkoholu.
- Bardzo lubiłem się z barmanem, który pracuje czy może pracował dla moich rodziców - odparł krótko. - Nauczył mnie tego i owego mimo, że sam może napiłem się raz w życiu szampana.
- Pieprzony bogaty dzieciak - zaśmiałem się, wgniatając kciuk w jego gładki policzek. Spiorunował mnie spojrzeniem, obejmując mojego palca i odciągnął go od mojej twarzy, jednak nie rozłączył naszych dłoni, co było bardzo przyjemne
- Macie rum? - spytał całkiem ożywiony.
- Ale zadajesz głupie pytania, młody! - zaśmiał się Liam, wstając z fotela. - Skoro jesteś taki chętny do roboty, to chodź, zaprowadzę!
Harry posłał mu wdzięczne spojrzenie wstając z kanapy. Liam prowadził go szybkimi krokami do kuchni, choć Harry poruszał się lekko krępo. Uniosłem przez to brwi do góry, bardziej wyciągając szyję, kiedy nieskromnie zacząłem patrzeć na jego tyłek. Wyraźnie kuśtykał. Czułem jak na moje policzki wtłacza się gorący rumieniec, gdy uświadomiłem sobie, co wyraźnie musiał robić mój chłopak. Oblizałem wargi, głos ojca i Crystal rozmawiających o jej dziecku uciekał mi gdzieś koło ucha. Nie potrafiłem wyrzucić tego obrazu z głowy, dlatego po cichym przeproszeniu gościa, wstałem z sofy i skierowałem w kierunku kuchni.
Zajrzałem do pomieszczenia widząc jak Liam wyjmuje z szafki pod zlewem jedną butelkę i kolejną. Mówił coś do Harry'ego, który słuchał go uważnie, ale nie obchodziły mnie wyłapywane przez moje uszy słowa. Harry wyjmował z lodówki cytrynę i dwie pomarańcze kładąc je na blacie obok kilku szklanek.
- Myślę, że teraz jestem ci zbędny- oh, Louis! - mój brat przyłapał mnie na bezczelnym podglądaniu ich dwójki. - Spokojnie, braciszku, nie podrywam twojego chłopa, dopiero się zaręczyłem. - przewrócił oczami.
- Nie po to tu przyszedłem - odparłem.
- Cokolwiek chcesz zrobić lepiej się już ulotnię - zarechotał w ten jego głupi, cwany sposób. Harry wydawał się nic sobie nie robić z jego żartów, gdy chwycił za nóż. - Przekazać reszcie, żeby nie wchodzili do kuchni na czas nieokreślony?
Pokazałem mu bez słowa palec środkowy i ignorując jego kolejny wybuch śmiechu, zaszedłem swego chłopaka od tyłu..Liam stawiał prężne kroki w stronę salonu, kiedy pocałowałem element skóry pod uchem Harry'ego, trzymając dłonie na jego słodkim brzuchu. Harry ignorował mnie, krojąc owoce, co mi się nie spodobało.
- Fajny prezent? - wyszeptałem mu bardzo blisko ucha, z satysfakcją czując jak spiął się po moich słowach. - Czyli zgadłem?
- Idź sobie Lou. Twój tata jest niedaleko stąd - przechylił głowę ku dołowi, zapatrzony w plastry, które kroił. Potarłem brodą jego ramię.
- Kuśtykasz, nie da się tego przegapić - kontynuowałem, cały czas z wargami blisko jego małżowiny.
- Louis... - mruknął ostrzegawczo, odkładając nóż. Położył dłonie na moich nadgarstkach. Zastanawiał się chwilę co zrobić, ale nie przesunął ich. - Jesteś okropny.
- Podobało ci się? - szepnąłem. - Zrobiłeś to teraz pod prysznicem, prawda? Specjalnie po to, żebyśmy nie słyszeli?
- Tak - szepnął, sięgając po butelkę rumu. Odsunął jedną z szuflad, wyjmując z niej korkociąg. - Nie bądź dociekliwy.
- Tylko nie wylatuj z argumentem, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, bo i tak masz tam już sam zarezerwowane miejsce...
- Czego spodziewałeś się po kupieniu mi tego prezentu? - spytał, wyciągając korek z butelki. - Że nie będę go używać? Przyznaj się Louis - sarknął - po prostu- podnieca cię myśl i wyobrażenie mnie pod prysznicem robiącego sobie dobrze. I dlatego taki jesteś.
- Myślałem, że to oczywiste, ale podoba mi się, kiedy mówisz to na glos. - mruknąłem, przyciskając usta do szyi nastolatka.
- To śmieszne, jak niemal mogę poczuć twojego penisa na sobie - zackomał, oddychając równomiernie. Nie wiedziałem, kiedy zrobił się taki odważny, ale to zdecydowanie mnie pobudziło. - Wiesz, że na początku wcale nie było mi przyjemnie? - szeptał. - Ale później zacząłem myśleć o tobie.
- I wtedy było lepiej? - zapytałem, masując dłońmi biodra bruneta.
- Tak... - odpowiedzial cicho. - Wiem, że z tobą byłoby najlepiej...
- Oczywiście, że tak - zjechałem jedną z dłoni na jego biodro, zwracając uwagę na to, jak nalewa trochę rumu do szklanek. - Zająłbym się tobą bardzo delikatnie, ale później dawałbym ci najwięcej możliwej przyjemności.
- Louis, zaraz rozleję przez ciebie pieprzony alkohol - syknął. Obserwowałem jego piękne rumieńce z olbrzymim uśmiechem.
- Poczekałbym, żebyś czuł się dobrze, kochanie - nie zwracałem uwagi na jego protesty. - I zacząłbym się posuwać i ruszać moimi biodrami - obcałowałem jego policzki. - Odłóż te butelki i daj mi trochę uwagi.
- L-Louis... - nie zdołał ukryć drżenia swego głosu. - Ja naprawdę muszę...
- Kiedy tylko wbijałbyś paznokcie w moje plecy, nakrecałbyś mnie jeszcze bardziej...
- Louis - warknął, zdejmując ze swojego ciała moje dłonie. Dopiero teraz zauważyłem, że prawie leżałem na jego garbie. Odsunął moje ciało od siebie, odwracając się. - Przestań wgniatać we mnie swojego gigantycznego kutasa - syknął, ściskając moją męskość przez spodnie. Ukryłem jęk zagryzając swoje usta. - Wypieprzaj do łazienki coś z tym zrobić i daj mi żyć, bo jeśli ktoś tu wejdzie ty musiałbyś tłumaczyć swoje napalone dupsko. Idź.
- Dlaczego jesteś taki uparty? - syknąłem, kładac swoja dłoń na jego wiekszej. - Ty nie mógłbyś czegoś zrobic?
- W naszym domu jest twój ojciec Louis, zrozum - mówił dosadnie. - Nawet jakbym tego bardzo pragnął to jestem zbyt zestresowany. Innym razem, dobrze?
- Dobrze, najdroższy... - mruknąłem, klękajac przed nim na jedno kolano i pocałowalem uroczyscie wierzch jego dłoni.
- Jesteś tak cholernie głupi - westchnął głośno i dramatycznie, ciągnąc mnie do góry.
*
- Przyznaj się w końcu! - Liam całkiem pijanym głosem krzyknął w stronę swojego narzeczonego, łapiąc jego ramiona. - Ile wydałeś na pierścionek, gnoju?
- Nie powiem ci, choćbym już lezał na łożu śmierci i błagałbyś mnie o to... - kręcił uaprcie głową, równie pijany.
Miałem wrażenie, że ja trzymam się najlepiej z całej pijącej czwórki. Ojciec po drinkach Harry'ego stwierdził, że to jednak za mało i musi bardziej gorzko opić szczęście swojego dziecka. Dlatego już od dwóch godzin piliśmy butelkę czystego alkoholu. Drugą.
- Ja nie wiem jak ja wrócę do domu w tym stanie - czknął ojciec, na co ja pokreciłem głowa.
- Weźmiesz taksówkę, tatku, spokojnie - machnąłem ręką.
- Przecież Perrie może go odwieźć - Harry klejący się do mojego boku wyszedł z propozycją, jednak nie chciałem by dziewczyna użerała się z tatą, gdyby zachciało mu się przykładowo wymiotować. Wytłumaczyłem mu to, a wtedy drzwi wejściowe się otworzyły. To musiał być Niall, a wracanie po nocach nie było do niego kompletnie podobne. Natomiast teraz wszedł do salonu od razu uśmiechając się najszerzej, kiedy wykrzyczał "wujek!" I podbiegł przytulając Geofa.
- Gdzieś ty sie podziewał, zasrańcu mały? - wymamrotał pijacko mój brat. - Jest prawie dwudziesta pierwsza, smarku!
- Na dworze jeszcze widno! - machnął ręką, wskakując między mnie, a Harry'ego. Oburzyłem się przez to, a niemal każdy domownik zaśmiał się przez nasze miny.
- Byłem na randce - wyjaśnił z krwistymi rumieńcami, przytulając się do mojego chłopaka.
- Ktoś cię zechciał? - udawałem dla żartów zszokowanego, następnie otrzymując cios od Harry'ego jak i Nialla.
Poczułem podszczypnęcie mojego prawego uda. Skierowałem swoje spojrzenie na Crystal, która siedziała wgnieciona w narożnik i posłała mi wymowne spojrzenie. Odkąd Niall wyjawił jej swoje uczucia sytuacja była napięta. Oboje stwierdzili, że zostaną w relacji czysto przyjacielskiej, a mimo tego było bardzo niezręcznie, kiedy ta dwójka siedziała w jednym pomieszczeniu. Niall nie wychodził z pokoju argumentując swój bunt ocenami, które musi poprawić do zbliżającego się czerwca, a Crystal nie opuszczała własnej sypialni, mówiąc o zmęczeniu jakie ogarnia ją przez ciążę. Któreś z nich na pewno kłamało.
- Wiesz, tak naprawdę to ona wyszła z inicjatywą randki. - wzruszył ramionami.
- Zaraz... - odezwal się Harry. - Mówisz o Hailey? Przecież to twoja kumpela!
- Powiedziała, że od dłuższego czasu chciała się ze mną umówić, ale widziała, że nie jestem w humorze. Tak jakby, mniej więcej - pokręcił głową. - I sam nie wiem, przyjaźnimy się od gimnazjum i nie chciałbym niszczyć naszej przyjaźni jeśli nam nie wyjdzie, ale cholera, kto nie ryzykuje nie pije szampana. Boję się tylko, że jeśli nie zdołam odwzajemnić jej uczuć skrzywdzę ją. Ale dzisiejsza randka była spoko i wbrew moim domysłom nie traktowałem tego jako przyjacielskie wyjście tylko naprawdę jak randkę.
- Mój maly wypierdek dorasta... - Liam pociągnął nosem i starł z policzka niewidzialną łzę. - Ja nie wiem kiedy, kurwa zlecial czas.
- Przecież to tylko małe spotkanie, Liam - zmarszczyłem brwi. - Kiedyś trzeba zrobić jakiś krok w bardziej dorosłe życie, ale to nie oznacza, że Niall już teraz ustawi się z jakąś kobietą.
- Ty nie kurwa lepiej zamknij, dupku - burknął. - Zmieniałem mu pieluchy... wycierałem twoją brudną, małą dupę! - zwrócił się do blondyna.
- Nie musiałeś mi o tym przypominać - żachnął się Niall, biorąc piwo Payne'a i wziął niewielkiego łyka. - Idę zadzwonić do Hailey, by spytać czy dotarła bezpiecznie do domu. Pa wujku, dobranoc.
- Dobranoc, młody - rzucił ojciec, z rozbawionym uśmiechem przez wzruszenie swego biologicznego syna. Harry z powrotem przysunął się do mnie, kładąc na moich udach. Sięgnął do stolika po swoje picie, ale ja wziąłem mu szklankę.
- Jeśli masz zamiar się napić to najpierw usiądź, a później się połóż.
- Co? - nastolatek spojrzał na mnie zdezorientowany. - Nie rozumiem, głąbie. Już ci wódka do mózgu napłynęła?
- Chcesz się udławić? - oburzyłem się. - Siadaj i napij się po ludzku.
- Nie mów mi co mam robić. - prychnął. - Jestem już prawie pełnoletni!
Nie mogł być powazny. Czy on specjalnie się ze mna drażni?
- Więc jeśli jesteś taki dorosły, to powinieneś wiedzieć, że możesz się zakrztusić - spojrzałem na niego z uśmieszkiem, który świadczył o tym, że i tak wygram tą walkę. - To jak? Usiądziesz?
- Musiałbyś mnie bardzo przekonywująco do tego namówić - zamrugał niewinnie. Co za mała paskuda!
- Darujcie sobie! - Liam rzucił w moją twarz poduszką. Zamrugałem kilkukrotnie, posyłając mu zgorzkniałe spojrzenie. Na szczęście nie wylałem soku, który tkwił w mojej ręce. Harry westchnął, siadając. Wziął kilka łyków i kiedy odłożył szklankę, położył głowę na moich udach. Uśmiechnąłem się, wczepiając dłoń w jego włosy.
- To czas na mnie! - głos ojca był zniekształcony przez to, że zasłonił całą twarz dłońmi. - Lottie będzie na mnie zła, jeśli nie wrócę w ciągu godziny do domu.
- Wkurwiona Lotts to potwór, więc masz rację, powinieneś iść. - zaśmiałem się, myśląc o swej młodszej siostrze.
- To racja, chociaż jeśli młodsze bliźniaki już śpią to nie może być tak źle - odparł, wstając. - To co, chłopcy? Następny raz u mnie.
- Koniecznie! - zgodził się radośnie Harry, który przez te kilka godzin naprawdę polubił mojego ojczyma i wyraźnie to okazywał.
- Wy to tam wiecie - mlasknął ojciec - Żyjcie w szczęściu dzieci, bo to jest kurwa naj-ważniejsze. Cieszcie się chwilą i, oh Boże, jestem takim starym ojcem!
- Odprowadzę cię do drzwi, tatku - przerwałem jego monolog, poklepując policzek Harry'ego by podniósł się z mojego ciała. Po tym jak nastolatek zszedl z moich nóg wstałem z kanapy i podążyłem za swym wstawionym staruszkiem, kładąc dłoń na jego plecach. - Super wieczór, tato, taksówka tu będzie za moment - objąłem go mocniej, by nie stracił równowagi, kiedy schodziliśmy ze schodów chyba wyjściowych.
- Doceniaj tego chłopaka. - powiedział zaskakująco jak na niego poważnym tonem. - Mimo tego jak młody jest, chyba nikogo lepszego nie mogłeś sobie znaleźć.
- Okropnie mi na nim zależy, tato. I masz rację, Harry jest dla mnie idealny - uśmiechnąłem się, rozglądając dookoła z wyczekującą na taksówkę miną.
- Widzę to. Mimo, że przyszedłem tu głownie dla twojego brata i jego narzeczonego, to od was nie mogłem odwrócić wzroku.
- Jesteś kochany, ojczulku - stanęliśmy na podjeździe, widząc przebijające się przez ciemność światła. - Jesteśmy bardzo przylepną parą, jeszcze będziesz miał nas dość jak wszyscy w tym domu.
- Nie naciskaj tylko na niego. - ponownie zwrócił się do mnie z wielką powagą , kierujac w stronę taksówki. - On ma siedemnaście lat.
- Wiem tato, wiem - kiwnąłem głową. - Harry jest bardzo dojrzały i sama decyduje na co mogę sobie pozwolić. Jest w porządku.
- Chciałem się tylko upewnić - zapewnił z ciepłym w jego stylu uśmiechem nim całkowicie się odwrócił i odszedł.
Pomachałem mu tylko, gdy wsiadł do samochodu. To było cudowne - moja relacja z tatą. Zawsze był dla mnie taki dobry i mnie wspierał, zaakceptował mój związek i spędził miło czas w naszym towarzystwie. Uśmiechnąłem się do siebie łzawo, wchodząc do mojego domu.
- Louis, przyniesiesz więcej wódki?! - zawołał z salonu Liam.
- Tobie to już starczy, braciszku!
- Ale ja chcę jeszcze!
Wszedłem do pokoju, patrząc na mojego brata. Pokręciłem głową, sięgając do stołu po przekąskę jaką były kukurydziane chrupki. - Skończyła się, idź spać. Wszyscy chodźmy.
- Nie skończyła, kłamiesz! - oskarżycielsko wskazał na mnie palcem.
- Stary, przecież ty zaraz stracisz przytomność. Koniec!
- Lou ma rację, Liam - zgodził się Zayn, obejmując chłopaka za kark. - Chodźmy spać, jestem zmęczony. Jutro trzeba iść do pracy.
- Dla niego akurat kolejny dzień będzie wyjęty z życia - przewróciłem oczami, już widząc w swej wyobraźni jak będzie się źle czuł.
Przysiadłem obok Harry'ego, przerzucając dłoń przez jego brzuch. Przyciągnąłem go władczo do siebie, kładąc twarz między jego ramieniem, a szyją. - Co to za przypływ uczuć? - zaśmiał się.
- Cieszę się, że cię mam - szepnąłem jakby to było coś oczywistego. - Bardzo, bardzo.
Chłopak momentalnie rozczulił się przez moje słowa i pocałował mocno moje czoło, nim odparł: - Ja też, kochanie.
Czułem w tym momencie, jakbym miał wszystko, czego potrzebuję. Dzięki Harry'emu byłem szczęśliwy i wyzwolony od złych rzeczy. Przede wszystkim to jego chciałem chronić od wszelkiego zła świata, okrutnego, bardzo okrutnego świata. Chciałem by już tak było cały czas. To nie mogło minąć.
Wrzucam Wam rozdział i jadę na korki, bo jutro wracam do piekła duh
KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro