#14
Jeśli będzie zadowalająca ilość komentarzy, kolejny wstawię już jutro x
Harry's POV
Kiedy się przebudzałem i poruszyłem nogami spostrzegłem jak ciepło mi w moje ciało, choć żaden materiał kołdry mnie nie okrywał. Niewygodne jeansy musiały tkwić na moich nogach, tak samo jak górna część garderoby, sprawiając, że doskwierał mi gorąc. Włosy opadały na moją twarz, drapiąc mnie po nosie i oczach, a kiedy chciałem się poruszyć, poczułem oddech na swoim karku. Otworzyłem oczy, dostrzegając, iż wciąż byłem w mieszkaniu Louisa, a jaskrawe promienie padały perfekcyjnie na moją twarz, rażąc mnie po oczach. Czując przyjemne ciepło w dole brzucha, zjechałem wzrokiem niżej, dostrzegając małą dłoń ulokowaną na moim małym brzuszku. Rozbudziłem się, kiedy wspomnienia z wczorajszego wieczoru uderzyły w moją głowę.
– L-Louis? – odchrząknąłem, czując jak mój głos jest oblężony przez poranną chrypkę. Oddech na moim karku stał się nieregularny, ale poza otarciem swojej dłoni na moim brzuchu, szatyn ani drgnął. Docisnąłem plecy do jego torsu, pchając go lekko. – Obudź się.
- Nie-e... - wymruczał sennie, rozluźniając w końcu uścisk na mojej talii nim całkowicie nie zabrał ręki. Dopiero po chwili poczułem jak całe jego ciało zesztywniało. - O kurwa.
- No właśnie.
– M-gmm... – mruknął, przekręcając swoją twarz w kierunku poduszki, jęcząc w nią. Westchnąłem, prostując nogi i odgarnąłem włosy z twarzy, przekręcając się w jego kierunku. Twarz Louisa była naprawdę blisko i obserwowałem go dopóki nie otworzył oczy. I, mój Boże, czy one kiedyś były równie mocno błękitne? To słowo to za mało, tęczówki szatyna były dosłownie lazurowe.
- Pamiętasz wszystko co działo się wczoraj? - spytał naprawdę cicho.
- T-tak... - przyznałem nieśmiało, chowając twarz w poszewce poduszki. O dziwo Louis, rozluźniając trochę atmosferę, przytulił do swojej twarzy poduszkę, znowu mrucząc i śmiejąc się.
– Pójdę wziąć prysznic i o tym porozmawiamy? Jeśli jest o czym – zagadnął, przeciągając ramiona.
- Zdecydowanie jest - pokiwałem energicznie głową, starając się unikac spojrzenia mu w oczy. Czułem się niesamowicie zażenownay swoim zachowaniem z poprzedniego dnia.
– Odnajdziesz się w kuchni i zrobisz coś do jedzenia? – spytał, kiedy wyraźnie podniósł się do siadu, choć robił to całkiem flegmatycznie.
- J-jasne - odparłem, również wstając, jednak postanowiłem chwilę odczekać aż Louis wyjdzie z pokoju nim się przebiorę. - Zrobię jajecznicę, pasuję?
– W porządku, jestem tu prawie codziennie, więc produkty są świeże.
Kątem oka zauważyłem jak Louis mierzwi swoje włosy, by chwilę później ułożyć je palcami. Czy to dlatego wyglądały zawsze na takie puszyste? Obserwowałem jak wychodzi, kiedy postanowiłem ubrać się w coś wygodnego, coś w końcu należącego do ciuchów z mojej szafy. Cały czas było mi dziwnie i na samo wspomnienie o wczorajszych pocałunkach miałem wrażenie, że moje usta na nowo mrowią.
Po założeniu jakichś w miarę luźnych, białych spodni oraz zwyczajnej, czarnej koszulki z logiem mojego ukochanego sklepu na środku, udałem się do skromnej, lecz przytulnej kuchni, z której szafek począłem wyciągać potrzebne mi przedmioty i składniki. Znalazłem w szafce całkiem dużą patelnię, nie potrzebowałem dużo na śniadanie, ale wiedziałem, że Louis o poranku je więcej niż ja. Właściwie on cały czas je więcej. Krojąc trochę warzyw, dodałem je do smażących się jajek. Sięgnąłem po czajnik w celu przygotowania wody na kawę dla Louisa i herbaty dla mnie. Ku mojemu zaskoczeniu, w kuchni poczułem się jak ryba w wodzie. Może dlatego, że była mniejsza niż ta w domu; było tu mniej szafek i mniej wszystkiego - mógłbym nauczyć się tu gotować. Przygotowałem kawę i herbatę na szczęście niczego nie niszcząc.
- Oh mój Boże, czy ja czuję pomidory? - głos Louisa zabrzmiał niemal śpiewająco i rzecz jasna dużo bardziej żywo po kąpieli. Spojrzałem na niego zza ramienia, jedynie uśmiechając sie nerwowo w odpowiedzi. Jego włosy były mokre, kiedy szedł w moją stronę szarpiąc je ręcznikiem. Był już ubrany w normalne dzienne ubrania.
Wyłączył czajnik elektryczny, gdy zaczął piszczeć i zalał oba kubki.
– Nie musisz się spinać – uśmiechnął się lekko, wystawiając w moją stronę ona talerze. – Nie zjem cię, chociaż może ślady na twoim karku mówią coś innego.
- Dlaczego zachowujesz się tak, jakby... nic się nie stało? - bąknąłem, wyłączając gaz na kuchence.
- Nie uważam, że nic się nie stało - pokręcił głową. - Ale nie żałuję tego, więc nie jestem tak przejęty.
Powstrzymałem się od przewrócenia oczami, kiedy drewnianą łyżką nałożyłem na talerz porcję dla siebie i dla Louisa. Zaciskałem swoje usta, i wtedy gdy usiadłem przy dwuosobowym stoliku ze swoim śniadaniem, westchnąłem dyskretnie.
– Chyba, że ty żałujesz – Louis usiadł naprzeciwko mnie. Dosunął się do stolika, prostując plecy w przeciwieństwie do mnie. Zawsze się garbiłem.
Wyczułem w jego głosie coś, jak zarzut, kiedy mieszał mleko w swojej kawie małą łyżeczką.
- To nie tak...
- Wiem, że nie tak, bo prosiłeś mnie o więcej.
- Przestań! - jęknałem, chowając twarz w dłoniach. - Sam nie wiem co o tym myśleć.
– Po prostu nie musisz robić z tego tak niezręcznej sytuacji – wstał, rzucając łyżeczkę do zlewu. – Paliliśmy. Rozumiem, że ta rzecz może być dla ciebie kluczowa. Ale co z tego? Według mnie to stałoby się prędzej czy później, a trawka dodała nam tylko trochę więcej odwagi – kontemplował. – Nie mam piętnastu lat i nie powiem, że rzuciłem się na ciebie przez marihuanę, bo tak nie było - chciałem tego. Może od dłuższego czasu, podświadomie lub nie. Więc nie zachowuj się tak, bądź taki jak wcześniej, albo po prostu zrzuć winę na narkotyk i wtedy zignorujemy to wszystko.
- Ch-chciałeś tego? - wybełkotałem, z szeroko otwartymi oczami przetwarzając w głowie słowa szatyna.
- Skarbie - odłożył swój widelec na talerz. - Tylko kompletny szaleniec by tego nie chciał.
Oparłem bok swojej twarzy na dłoni, garbić się trochę przez określenie jakim znowu mnie nazwał.
- Więc- nie zachowuj się... w ten sposób – poprosił. - Zwłaszcza, że ty to zaainicjowałeś.
- Co teraz będzie? - spytałem, patrząc mu wreszcie głęboko w oczy. - Udamy, że nic się nie stało czy będziemy teraz całować się regularnie? - użyłem ironi.
– Chciałbyś? – odpowiedział mi pytaniem na pytanie, oczywiście w ogóle nie traktując sytuacji poważnie. A może miał rację, może to ja spinałem się za bardzo. Czy to nienormalne, że przeżywałem swój pierwszy pocałunek?
– Nie chcę żeby któryś z nas źle się czuł. Zobaczymy jak będzie. Będziemy zachowywać się tak jak wcześniej, a jeżeli ta, um, jakby to ująć? Jeżeli ta chęć bliskości nie ustanie, prędzej czy później znowu się pocałujemy czy coś.
- Myślę, że... to dobry pomysł - pozwoliłem sobie na uśmiech, który tym razem jednak nie był wymuszony, są raczej emanował ulgą.
- No to świetnie, możemu już jeść w spokoju - potarł dłonie.
– Jesteś dziwny – mruknąłem do siebie, podciągając rękaw prawej ręki do łokcia, nim chwyciłem widelec.
- Po prostu przeżyłem już trochę więcej niż ty i w niektórych rzeczach jestem pewniejszy siebie.
- Chcesz być taki dominujący ze swoim wzrostem? - zakpiłem z niego.
Louis spojrzał na mnie z pełnymi ustami, unosząc do góry palec środkowy. Kto by się spodziewał?
Zastanawiałem się tylko, skąd będę wiedzieć, czy Louis jest mną wciąż zainteresowany. Przecież to mógł być tylko jeden pocałunek i on wcale nie musi tego polubić.
Mniejsza, i tak mogę mówić światu, że przeżyłem najlepszy pierwszy pocałunek w życiu.
*
– Harry'ego coś zaatakowało po drodze?
Speszyłem się wchodząc do auta Liama, kiedy ten przyjechał po nas i od dłuższego czasu wpatrywał się w moją szyję, którą nieustannie starałem się schować pod kołnierzem kurtki. Patrzył tak na mnie już większą połowę drogi, w końcu zadając pytanie.
- Cicho bądź, Liam i zajmij się jazdą - zwrócił mu uwagę Tomlinson, przeżuwając bułkę od hamburgea, którego kupił mu brat, kiedy wcześniej go o to poprosił.
– Widzę, że dobrze się bawiliście – dogryzał w głównej mierze szatynowi, ale też mi. Siedziałem z tyłu, udając że oglądam widoki zza okna. Tak naprawdę przypominałem sobie wczorajsze uczucia. – To tylko dwa dni sam na sam, a ty już wykorzystałeś niewinność Harry'ego, Tommo?
- Kurwa, Liam, daruj sobie - przewrócił oczami chłopak. - Zayn nie daje ci dupy, że musisz wszystkim dookoła dokuczać i ich wkurwiać?
– Przecież robię sobie tylko żarty, uspokój swojego małego, dzikiego fiutka – pogłaskał go po włosach, na co Louis warknął. To zabawne, gdyż Tomlinson był tym starszym, a był dużo mniejszy. – Każdy czekał na jakiś ruch Larry'ego.
- Zaraz cię kurwa wysadzę z tego samochodu i sam dojadę z Harrym do domu - burknął Louis, sprawiając tym samym, że ostatecznie Liam nie odzywał się w końcu już przez dłuższy czas.
Westchnąłem niesłyszalnie, kiedy Liam włączył tylko radio, całkiem głośno, zagłuszając moje myśli. Przymknąłem oczy, odprężając się i nie zauważyłem kiedy dotarliśmy na miejsce. Ponieważ pogoda była naprawdę ładna Crystal huśtała się na huśtawce zawieszonej na ogromnym drzewie przed domem. Niall siedział przy niej na trawie, śmiejąc się w głos.
- Czyżby nasz Romeo śmiał się znowu z beznadziejnych żartów swej Julii? - parsknął Louis, odpinając pas i sięgając po jedną z moich toreb.
– Jest mi go coraz bardziej szkoda, stary – powiedział Liam z wyczuwalnym zmartwieniem w głosie. – Zwłaszcza zważmy na ciążę Crystal. Nawet jeśli dałaby szansę Niallerowi, ona wnet będzie miała dziecko. A Niall sam jest jeszcze dzieckiem i myśli, że posiadanie bobasa to tylko patrzenie na niego.
- Myślisz, że o tym nie myślałem? - wymamrotał, wysiadając z auta. Wsłuchiwałem się w ich rozmowę - Myślisz, że powinniśmy z nim o tym pogadać?
– Jemu nie przejdzie, Louis. On myśli, że to miłość.
Tomlinson westchnął na te słowa, odpinając pas i spojrzał na mnie.
– Wniesiemy twoje rzeczy do pokoju, możesz iść do Crystal i Nialla.
- Ale tego jest całkiem sporo - zmarszczyłem brwi. - Na pewno nie chcecie bym wam pomógł? - dopytałem.
- Damy sobie radę, jesteśmy dużymi chłopcami - Louis poklepał mnie po policzku.
– To zabrzmiało dwuznacznie.
– Nie, to tylko twój mały móżdżek wielkości twojego penisa jest taki zboczony Liam – fuknął Louis.
Pokręciłem głową wyskakując z samochodu. Zatrząsnąłem za sobą drzwi, truchtając do Crystal, której chciałem koniecznie opowiedzieć o tym, co się stało. Dziewczyna akurat mnie zobaczyła, kiedy wstawała z huśtawki. Uśmiechnąłem się do niej, całując jej policzek mocno i zająłem jej miejsce, kiedy ona zdecydowała się usiąść na trawie.
– Haroldzie Styles...
– Tak, wiem Crystie – wiedziałem, co powie – wiem co jest na mojej szyi.
- COŚ JEST NA TWOJEJ SZYI?! - wrzasnął Horan, praktycznie podskakując, aby po sekundzie znaleźć się obok mnie. Mocno uchwycił w dłonie moją szczekę i przekręcił głowę.
– Niall... – wyłupiłem oczy, kiedy dotykał palcami dwóch położonych ze sobą dużych, fioletowych znaków.
– Co za wpierdalacz wampir cię tak urządził, chłopie? - spojrzałem na niego z pilotowaniem. – Tylko nie mów, że...
– Niall bądź ciszej, błagam – szepnąłem. – On stoi kilka metrów dalej.
- Jak do tego doszło? - zapytała mnie równie podekscytowana, jednakże dużo bardziej spokojna Crystal z dłonią ułożoną na brzuchu.
– Paliliśmy zioło – mruknąłem z zawstydzeniem, odpychając się stopami od trawy. Ta huśtawka była jedną z lepszych rzeczy tutaj; jako dzieciak nigdy nie chodziłem na plac zabaw, gdzie one były. Rodzice uważali, że tam chodzą rozwydrzone, niegrzeczne dzieci, a ja musiałem być dobry. Starałem się nie myśleć już o tacie i mamie, bo oni zniknęli z mojego życia w chwili, kiedy się mnie wyrzekli, ale to było ciężkie.
- Oh, czyli odwagi wam to dodało. - blondyn poruszył jednoznacznie brwami, sprawiając, że zarumieniłem się jeszcze bardziej.
– I co robiliście? No co? – Crystal patrzyła na mnie z uśmiechem na twarzy.
– Całowaliśmy się, ludzie, Jezu. Do niczego więcej by nie doszło – moje policzki spłowiła ruda czerwień.
- Buuu! - Niall pokazał kciuk w dole. - Co za beznadzieja, oczekiwałem pikanterii!
- Co się potem działo? - pytała Crystal. - Jesteście razem czy jak?
– Nie, coś ty! – zaprzeczyłem, marszcząc brwi i czułem wiatr we włosach. – On mnie wciąż irytuje i jest okropnym frajerem.
- Czyli nie jesteście razem, ale mimo to się tylko całowaliście i potem grzecznie poszliście spać? - parsknąl z niedowierzaniem Horan.
– Żebyś wiedział, że tak było – przewróciłem oczami, oblizując usta. – Powiedział, że jeśli będziemy odczuwać potrzebę bliskości to prędzej czy później znowu do czegoś między nami dojdzie.
– Wow, to wielkie słowa jak na naszego Louisa – zauważyła Crystal.
- Jeszcze skończą razem. - Niall zwrócił się do niej. - Jeszcze nigdy to takiego nie widzialem, a znam go od urodzenia praktycznie!
– O czym tak myślisz? – spytałem Crystal, bujając się trochę wolniej. Dziewczyna uniosła na mnie swój wzrok, wypychając ustaw w dziubek.
– Louis był sam od trzech lat. To znaczy- czasem chodził do klubów i pewnie się kimś zaspokajał, bo przecież jest mężczyzną z potrzebami – mówiła – ale od sytuacji z jego ex, stwierdził że miłość jednak ssie i tak naprawdę nie istnieje, a związki to przeplatane kłamstwa i bezsensowne nadzieje. Powiedział, że nie chce się z nikim wiązać, ale teraz pojawiłeś się ty i zadeklarował prawie-związek.
- Nie mam pojęcia o co chodzi z jego byłym. - ściągnąłem brwi. - Wspominał coś na temat tego jak do dupy było, ale nie znam szczegółow...
– Typ go wychujał, byli razem od drugiej gimnazjum. Byli nierozłączni – powiedziała ciężko. Nawet Niall ucichł. – Rozstali się, kiedy mama Louisa zachorowała. On wtedy poświęcał dużo czasu rodzinie i wtedy dowiedział się, że tamten chłopak się z kimś pieprzy. Czasem mam wrażenie, że Louis jest zraniony do teraz przez tego chłopaka. Dlatego teraz jest taki ograniczony na miłość i te sprawy.
- Że co? - wypaliłem, odruchowo zakrywając usta ręką. - Jak można zrobić komuś coś takiego w chwili, gdy ta osoba potrzebuje cię najbardziej?! - wyrzuciłem rozemocjonownay ręce do góry.
– Louis widocznie nigdy nie miał szczęścia w życiu – powiedział Niall. – I to nie tak, że on ma tak twardą dupę jak pokazuje. On stara się taki być, ale gdybyś tylko znał go dłużej, wiedziałbyś, że on jak każdy z nas ma chwile słabości.
- Szczerze? Ani trochę nie potrafię sobie wyobrazić go... - przełknąłem ślinę. - chociażby płaczącego. To po prostu nie pasuje do niego.
– Mówię ci, to przez tą jego otoczkę złego chłopca – tym razem Niall zaśmiał się. – Ale pamiętaj, że to co ci teraz powiedzieliśmy nie odbiera mu męskości. On jest bardzo silny.
Spojrzałem na Louisa, który akurat wyciągnął z auta ostatnią z mniejszych toreb, przerzucając ją sobie przez ramię. Liam idący w jego kierunku coś powiedział, dziwnie skacząc na chodniku, a śmiech Louisa był tak głośny, że usłyszałem go aż tutaj.
– Tak w ogóle- jakieś piętnaście minut temu dziwne wielkie auto przywiozło jakieś twoje rzeczy – powiedziała Crystal. – To moi rodzice załatwili kogoś by je przywieść. Choć nie myślałem, że zrobią to tak prędko.
- Stary, tak mi przykr...
- Nawet nie podejmuj tego tematu, Niall - uniosłem dłoń do góry. - Oni dla mnie nie istnieją.
– Wiecie co wam powiem? Moja zajebista córka właśnie się rusza pod moim serduszkiem! – Crystal wręcz zawyła, a ja od razu szczerząc się usiadłem obok na trawie, macając jej brzuszek.
- O matko, o matko, matulo! - wykrzyczał Niall, przykładając swe ucho zaraz obok mojej dłoni. - Niech już wychodzi, proszę...
– Jeszcze prawie cztery miesiące Niall, i będzie tutaj – pogłaskała jego policzek.
– Wiesz co, Crystal? – odchyliłem się patrząc na nią. – Całkowicie cię podziwiam i przekazuję ci cały mój szacunek jaki posiadam – wyznałem. – Wiem, jak ciężka jest dla ciebie ta sytuacja, wszyscy to rozumiemy. Ale ty potrafiłaś pokochać swoje dziecko i po prostu... widać i czuć to, jak dobrą matką dla niej jesteś już teraz, naprawdę. I kiedy urodzisz, bądź dla niej tak cudowną mamusią, bo to jest naprawdę tak ważna rzecz w życiu każdego dziecka i cholera, nawet dorosłego. Matka powinna być kimś idącą ze swoim dzieckiem za rękę przez całe życie. Pamiętaj to, proszę.
- Jejku, kochanie... - zagruchała, pocierając kciukiem skórę pod moim okiem. Nawet nie spostrzegłem, że z moich oczu praktycznie zaczęły płynąć łzy.
– Tak bardzo chciałbym mieć mamę, Crystal – zapłakałem cicho, chowając twarz jej szyi, kiedy mnie przytuliła. – Chciałbym chociaż wiedzieć jak to jest czuć coś takiego, kiedy ją masz.
Dziewczyna mocno przytuliła mnie do swojej piersi i po chwili na plecach także poczułem dłonie Horana, który pocierał je czule.
– Wiem, że nie potrzebuję swoich rodziców, ale bardzo chciałbym wiedzieć jak wygląda rodzicielska miłość – mruknąłem, zaczynając wycierać swoją twarz w rękawy. – Więc po prostu, uh, przepraszam. Po prostu kochaj swoje dziecko.
- Nie płacz, H. - dziewczyna pocałowała czubek mojej głowy. - Jakby była między nami większa różnica wieku niż tylko dwa lata chyba bym cię adoptowała, bo jesteś przeuroczy.
– Dziękuję – zachichotałem, przywracając się do początku. Nie wiem, kiedy stałem się taki rozchwiany emocjonalnie: cieszyłem się, a w następnej chwili już płakałem.
– Od poniedziałku będziemy chodzić razem do szkoły. Tam jest naprawdę fajny psycholog szkolny, Hazz – zagaił Niall.
- Ja nie idę do żadnego psychologa! - momentalnie się sprzeciwiłem. Nie jestem przecież jakimś psychikiem!
– To tylko osoba, z którą mógłbyś porozmawiać, H – Crystal spojrzała prosto w moje oczy. – Oczywiście z nami też możesz, ale różnica jest taka, że my ci nie pomożemy.
- A jak niby pomóc mam mi rozmowa z kimś zupełnie obcym? - burknąłem. - Rozmowa z wami jest sto razy lepsza.
– Pomyślisz o tym dla mnie? – Crystal zrobiła te swoje wielkie, kocie oczęta. Westchnąłem, kiwając głową. Chciałem trochę pobyć sam i pomyślałem, że rozpakuję wszystkie swoje rzeczy, dlatego pożegnałem się z przyjaciółmi, krocząc w stronę domu.
*
- Tak, tak, tak! - krzyczał Niall, praktycznie podskakując na sofie, z oczami wlepionymi w ekran telewizora (tak, niedawno został kupiony nowy).
– Nie bardzo rozumiem – poprawiłem kocyk na moich udach, siedząc wygodnie na kanapie. – Nie rozumiem zasad tego sportu.
- To nie jest skomplikowane. - odpowiedziała Perrie, na której dekolcie wygodnie leżałem.
- Ale za to nudne w chuj.
Stosunkowo mało odzywałem się tego wieczoru, po prostu patrząc w telewizor bez głębszego wyrazu twarzy. Resztę dnia spędziłem na dekorowaniu pokoju swoimi rzeczami i uczyłem się. Już zaczynałem się stresować szkołą mimo, że był dopiero czwartek. Chciałbym chodzić do klasy z Niallem, ale nie odpowiada mi kierunek informatyczny, to kompletnie odpada. Martwiłem się też o to, co będą o mnie myśleć uczniowie, czy będzie tak źle jak w tamtej szkole, czy lepiej. Bałem się rozmawiać z obcymi. Moje zmartwienia sprawiły, że już od kilku dni źle spałem, chociaż w ciągu dnia byłem senny.
Ja i Louis o dziwo zachowywaliśmy się w stosunku do siebie tak jak jeszcze przed tamtym feralnym pocałunkiem (który w dalszym ciągu czułem na swoich wargach). Tylko czasem posyłaliśmy sobie dłuższe spojrzenia, ale tak było już przed wczorajszym dniem. Wciąż nie dowierzałem, że Louis naprawdę mnie nie skreślił, a wręcz przeciwnie, wyjawił, że to było czymś, czego chciał dokonać. Powiedział podczas pocałunku, że jestem piękny. Był pierwszym, któremu oddałem swoje ciało pod ramiona komplementów i któremu oddałem swe usta. Bycie pierwszym jest cudowne, bycie ostatnim jest czymś niesamowitym. Ale czego mógłbym oczekiwać od życia na tym etapie? Etapie złamanego serca, etapie oczu pogrążonych we łzach i tylko odrobinie uśmiechu po tym, gdy moje z moich ust zostawały scałowane jęki.
Cóż, niestety nie miałem specjalnej okazji liberować nad tym dłużej po tym jak nagle w salonie dało się słyszać donośne pyknięcie i w kolejnej sekundzie telewizor, lampy oraz żarówki z kuchni, które oświetlały wejście do salonu, wyłączyły się. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, automatycznie drętwiejąc. Dom był wielki i przepełniony czarnym wirem. Spiąłem się, siadając prosto.
- Kurwa mać! - wrzasnął blondyn, kopiąc niski stolik przed kanapą.
- Rozluźnij poślady, przeczytasz wynik w internecie. - prychnęła Perrie, która zapewne nie zauważyła jak mocno zacząłem ją obejmować.
– Pójdę zobaczyć, czy wszystko zgasło w każdym pomieszczeniu czy tylko tu – mruknął Liam, odchodząc.
– Jeśli to korki, to cały dom padł – odparł Louis, włączając w swoim telefonie latarkę. Liam chodził po pomieszczeniach, ale nigdzie nie widziałem najmniejszego światełka.
- Na dworzu po południu już zaczynał się robić coraz mocniejszy wiatr, więc módlmy się by jedno z tych wielkich, starych drzew nie spadło na słup wysokiego napięcia. - powiedziała Crystal.
– Możemy zadzwonić do sąsiadów, by spytać jak sytuacja wygląda u nich – zaproponował Zayn, ziewając krótko.
– Jest już przed północą, ci nieoglądający meczu już na pewno śpią – Louis machnął dłonią. – Co robimy?
– Ja już bym się położył – odparł Malik.
- Ja w sumie też. - Perrie przeciągnęła się. - Harold, złaź już ze mnie.
Lecz ja ani myślałem o odsunięciu się, jedynie łypiąc ze strachem oczami po ciemnym pomieszczeniu, które oświetlała jedynie latarka z telefonu Louisa.
– Chodź do mnie, mały przylepniku – Niall nastawił swoje ramię. Westchnąłem, wydymając wargę i uczepiłem się jego ciała. Cała trójka: Zayn, Liam oraz Perrie ruszyli na górę. Zostałem sam z Louisem, Niallem i Crystal.
- Żyjesz, mały? - Louis oświetlił moją twarz latarką, więc przymknąłem powieki.
- Jejku, on jest blady jak papier. - rzekła dziewczyna.
– Po prostu zaświećcie już światło, proszę – jęknąłem, chowając się twarzo za ramieniem Nialla, pomiędzy jego barkiem, a oparciem kanapy.
– Ja pierdolę, że też to musiało się stać o równej północy – powiedział z przejęciem
– To nie jest przypadek. O tej godzinie wychodzą duchy i straszą śmiertelników.
- Niall, pysk! - warknął szatyn, lecz było za późno. Momentalnie w mojej głowie zaczęły pojawiac się twarze zjaw i demonów jakie tylko mogła wyobrazić sobie moja głowa.
– Lepiej wyciągnij telefon i zapal latarkę, deklu – Crystal na niego warknęła i sama sięgnęła po własny telefon ze stolika. Uniosłem głowę tylko na chwilę, patrząc przed siebie, ale wtedy moja wyobraźnia zaczęła wytwarzać różne obrazy, wolałem schować się za Niallem.
- Harry, spokojnie, przecież dobrze wiesz, że Horan gada głupoty - Louis wyciągnął do mnie rękę. - Duchy nie istnieją.
– Więc co niby staje się z duszami umarlaków?! – Niall kontynuował swój wywód. W tym momencie usłyszałem głośny huk, na który moje ciało całe wstrząsnęło.
- Ja pierdolę, zaraz urodzę - wymamrotała Crystal, a fakt, że w jej głosie również słyszałem strach, gwałtownie wstałem z kanapy, biorąc Louisa za wyciągniętą rękę.
– Idź do pokoju, Crystal – polecił. – Nie chcemy denerwować cię w tym stanie.
– Szybciej się zsikam niż tam dojdę do twojego małego chuja, Tomlinson! – sarknęła złowieszczo, oświetlając telefonem korytarz.
- Spokojnie, to na pewno nic takiego... - zapewnił nas. Czułem jak w uspokajającym geście głaskał wierzch mojej dłoni kciukiem.
– Boję się Louis, zrób coś – uczepiłem się jego wąskiej tali czując przyjemny zapach perfum. Ale nawet to nie mogło pomóc, bo bardzo się bałem i mój głos drżał.
- Pójdę na górę i sprawdzę co to - wzruszył ramionami. - To pewnie tylko wiatr, bo ktoreś z nas pewnie zostawiło otwarte okno. - mówił, ale nie sądzę, aby byl tak bardzo pewny swoich słów.
– Nie idź – szarpnąłem za jego koszulkę od piżamy. – Pójdziemy razem, przy okazji pomagając Crystal dostać się do sypialni.
– Nic ci tu nie grozi, nikt nie mógł tu wejść, a duchy nie istnieją.
- A co jeśli to nie duchy tylko jakieś demony, które są wściekłe za to, że sprzedajecie narkotyki i broń? - pytał spanikowany Niall.
Schowałem się za Louisem, który schylił się po poduszkę ozdobną rzucając ją z całej siły w blondyna, który dostał nią w twarz.
Marszczyłem brwi, przełykając ślinę, kiedy szatyn zaczął nas wszystkich prowadzić z jedną latarką. Bardzo dokładnie czułem mięśnie pleców Louisa, ktore napinały się pod dotykiem moich dłoni. Jednak nie wiedziałem czy powodem tego był jego własny strach czy też właśnie moja obecność. Złapał jedną z moich dłoni, przeplatając moje ramię przez swoją talię trochę mocniej i złączył nasze palce. Polubiłem ciepło i rozmiar jego dłoni, które Louis uważał za filigranowe, ponieważ były dużo mniejsze. To w żadnym stopniu nie odbierało mu męskości, czy seksapilu. Chciałem uniknąć głupiego ataku paniki spowodowanego moją fobią i czułem, że Louis mi w tym pomaga. Weszliśmy po schodach na górę.
– Dobra, kurwa, ja się zmywam – usłyszałem roztrzęsiony głos Crystal, która potruchtała do drzwi własnej sypialni, zatrzaskując się w niej.
– A-a gdzie Niall? – spytałem blisko ucha Louisa, gdyż nie mogłem wyciągnąć ze swojego gardła głośniejszych dźwięków.
- Horan, nie wyduraniaj się, tępaku i wyj... - przerwał jednak swoją wypowiedź w połowie, gdy usłyszeliśmy strasznie głośny huk, przez który ja jak i znajdujący sie do tej pory daleko w tyle Niall krzyknęliśmy. – Dosyć tego – Louis położył obie swoje dłonie na moich bokach, pokazując mi tym samym swoją determinację, kiedy schowałem twarz w jego szyi wydając z siebie dźwięk bezsilności pomieszany z płaczem, choć łzy nie ciekneły po mojej twarzy. – Idźcie do mojej sypialni, a ja jeszcze raz sprawdzę dół i tu wrócę.
- Soreczka, to byłem ja! - usłyszeliśmy nagle głos Zayna z sypialni jego i Liama.
- Mój tępy chłopak nie umie poruszać się po ciemku! - dodał od siebie Payne.
– Zajebię cię o jutrzejszym poranku nożem do chleba! Tym, kurwa największym i wbije ci go w dupę! – wydarł się Louis. Spuściłem lekko swoją głowę niezdolny do niczego, nawet nie wiedziałem jak się poruszyć. Niall szybko uciekł do siebie, kiedy schowałem twarz w dłoniach.
- Louis... - wymamrotałem ani myśląc naeet o samotnym powrocie do własnego pokoju.
- Ciii, mały - poklepał moje ramię. - Chodź ze mną.
Nie wiedziałem, gdzie Louis mnie prowadzi, kiedy wciskałem twarz w jego ramię. Wydawało mi się, że wszystko może być lepsze od patrzenia w tą ciemność. Kiedy znaleźliśmy się w mniejszym pomieszczeniu, uniosłem wzrok widząc duże łóżko. Było większe niż moje, wyglądało na co najmniej dwuosobowe. Nie sądziłem, że Louis przyprowadzi mnie do własnego pokoju, bo raczej nikt tu nie przychodził prócz jego samego. Niestety było zbyt ciemno bym mógł się przyjrzeć ogólnemu wystrojowi sypialni.
- Posiedzisz sobie na razie u mnie dopóki nie wróci prąd, a jeśli będziesz chciał możesz tu nawet spać - uśmiechnąl się, kładąc telefon z włączoną latarką na środku łóżka.
– Nie chcę spać – objąłem się ramionami, emanując słabością w moim głosie, której chciałem się pozbyć, ale nie byłem w stanie. Louis pociągnął mnie na łóżko, razem schowaliśmy się pod pierzyną siedząc naprzeciw siebie i opierając o zagłówek.
– Więc możemy porozmawiać – odparł. Jego twarz była nietypowo oświetlona przez latarkę leżącą między nami.
- A masz może jakieś fajne książki? - zapytałem nieśmiało, mając nadzieję, że chłopak nie odczyta moje odwrócenie kota ogonem za coś nieuprzejmego. - Mógłbyś mi poczytać...
– Coś znajdę. Na pewno coś znajdę – powiedział, wstając z łóżka. – Coś co nie jest Kingiem, tak.
- O nie, nie. - pokręciłem szybko głową. - Tak bardzo jak kocham jego horrory tak teraz na jego powieści mam najmnieszą ochotę!
– Jak to się stało, że masz lęk przed ciemnością? – spytał przebiegając dłońmi po regale z książkami.
– Zatrząsnąłem się w piwnicy – odparłem. – Siedziałem tam prawie cały dzień.
- Jezus Maria - wydusił, biorąc do ręki jedną z książek.
- To może wydawać się głupie, ale miałem zaledwie siedem lat...
– To nie jest głupie. Sam na twoim miejscu na pewno bym się bał – uśmiechnął się dla otuchy, pokazując mi książkę. – Pożyczyła mi ją Pheobe, moja siostrzyczka.
- Mały Książę! - wykrzyczałem z zachwytem, patrząc na charakterystyczną okładkę. - Czytałem to z pięć razy!
– Ja tylko dwa. Ale ona, moja siostra powiedziała: "Louis, musisz to przeczytać jeszcze kilka razy!", więc czytam – zaśmiał się, udając głos dziecka. – Muszę tylko zdjać soczewki i to będzie bardzo trudne w ciemności – Louis odwrócił się do mnie plecami, wyjmując jakieś rzeczy z szuflady.
- Nosisz soczewki? - spojrzałem na niego dużymi oczami i jeszcze większym uśmiechem. - Jesteś krecikiem?
– Żebyś wiedział – zaśmiał się, dłubiąc palcami przy swoim oku. – Mam okropną wadę i noszę soczewki od szesnastki, dlatego robię to już bez lusterka.
- A nosiłeś kiedyś okulary? - poruszyłem porozumiewawczo brwiami.
- Przez bardzo krótki okres...
– Dlaczego?
– Wyglądam w okularach bardzo źle – wzruszył ramionami, chowając małe pudełeczko do szuflady. – Koledzy się ze mnie trochę nabijali. Sam spójrz.
Podał mi do ręki zdjęcie wydrukowane na śliskim papierze i dopiero po paru minutach dotarło do mnie, że fotografia przedstawia młodziutkiego Louisa. Przez moment miałem wrażenie, że to ja mam słaby wzrok!
– Wyglądałeś wtedy zupełnie inaczej niż teraz, ale byłeś bardzo uroczy. Nie rozumiem ich kpin – powiedziałem szczerze, oddając mu fotografie. Louis założył swoje okulary, układając się wygodnie na poduszce.
Postanowiłem, że będę świecić latarką na tekst, kładąc głowę na jego ramieniu.
- Wyglądałem wtedy jak zupelnie inny człowiek, hmm? - zaśmiał się. - Idealny wzór na ten mem "nie śmiej się z kolegów z klasy".
– Ze mnie w starej szkole bardziej śmiali się z mojego ciała – wyjawiłem, obserwując jak przekręca pierwszą stronę. – Dlatego na w-f przebierałem się w toalecie szkolnej.
- Jakim cudem ktokolwiek śmiał się z twojego ciała? - zmarszczył brwi w wyraźnym zmieszaniu. - Aż tak zazdrościli?
– Nie wiem, ale bardzo źle wspominam tych ludzi – wtuliłem swój policzek w jego bark. – Czytaj już, Lou.
- Jak sobie życzysz, mały. - puścił mi oczko, wygodniej układając głowę na poduszce, a nastęonie otworzył książkę na pierwszej stronie, by zacząć czytać.
Słuchałem jego głosu z zaciekawieniem, mimo, że prawie znałem tę lekturę na pamięć. Louis musiał mieć naprawdę wielkie doświadczenie w czytaniu komuś, ponieważ słyszałem jak naturalnie mu to wychodzi: jak zmienia głos przy dialogach, jak czyta wszystko z każdym przecinkiem i przerwami. Uśmiechałem się tak naprawdę z automatu, z zachwytem wysłuchując rozmów głównego bohatera z mieszkańcami różnych planet. To była jedna z moich ulubionych książek, z którą bardzo utożsamiałem się jako dziecko. Jest bardzo piękna, przekazuje wiele wartości, za każdym razem dochodzę do innych wniosków, kiedy ją czytam. Sprowadza mnie do takiego stanu refleksji, nie wiem jak mógłbym to opisać.
– Gdy ktoś kocha różę, której jedyny okaz znajduje się na jednej z milionów gwiazd, wystarczy mu na nie spojrzeć, aby być szczęśliwym. Mówi sobie: Na którejś z nich jest moja róża...
Uśmiechnąłem się na ten cytat, był bardzo piękny. Tak samo jak cała relacja głównego bohatera i jego ukochanej - róży. Pamiętam ich historię miłości. Mimo tego, ile kolców miał kwiat, co należało utożsamiać z jej wadami, Mały Książę kochał ją bezwarunkowo i akceptował oraz uwielbiał to, co innym mogło wydawać sie w niej brzydkie.
– Lou? Który z nas jest Małym Księciem i różą?
Nawet nie zauważyłem, kiedy pytanie opuściło moje usta. Stałem się senny i zamiast niepotrzebnie myśleć, spytałem. Szatyn urwał w połowie zdania, patrząc na mnie z szeroko rozchylonymi powiekami. Zaczałem żałować tego pytania, gdy zamknął książkę. Mimo tego, że poczułem się bardzo głupio nie odsunąłem się od Louisa. Cały czas leżałem na jego ramieniu, martwiąc się, czy moje włosy nie są na jego twarzy. Jedną z dłoni trzymałem na jego bicepsie, a druga gdzieś przeplatała się między naszymi tułowiami.
– Myślę, że to ty jesteś Małym Księciem – odparł. – Jesteś tak samo naiwny i pełen nadziei na to, że w każdym drzemie tyle samo dobra, co zła.
– A ty dlaczego jesteś różą? – szepnąłem, nie chcąc przytłaczać tej chwili swoim głosem.
– Bo to ja zraniłem cię wielokrotnie i posiadam dużo więcej wad niż ty, niezależnie od tego, co kiedykolwiek ci powiedziałem...
– Ale wcale nie musisz mnie już ranić – powiedziałem. – I wiem, że tego nie zrobisz. Poza tym Mały Książę wcale nie był zły na różę i do niej zawsze wracał.
– Bo Mały Książę nie rozumiał wielu rzeczy przez swoją słodką dziecinność. Sam wiesz jak skończył...
– Zawsze można zmienić koniec historii, Lou – zachichotałem sennie. – Mogę tu z tobą spać? Nie chcę mi się wychodzić z łóżka.
- Pewne, curly. - odparł, odwzajemniając mój uśmiech. - Sam przecież mowiłem, żebyś tu został jeśli tylko chcesz.
– Wiem, ale to jest twój pokój i musiałem dodatkowo spytać – przeciągnąłem się, wtulając w poduszkę, kiedy Louis wstał, by odłożyć swoje okulary i telefon. Naprawdę nie lubiłem spać bez światła.
- Na pewno dasz radę zasnąć bez jakiegokolwiek światła? - spytał, po tym jak wrócił pod kołdrę, w którą się zawinął.
– Twój głos jest bardzo kojący, wiedziałeś?
Przymknąłem powieki, licząc w swojej głowie do pięciu i z powrotem. - Moje siostry zwykły mi to zawsze mówić, ale i tak dziękuję - jestem pewny, że się uśmiechał. - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
– Myślę, że uda mi się zasnąć – szepnąłem, kładąc dłoń obok swojej głowy.
- W takim razie dobranoc, mały. - mruknął i w jego głosie dało się usłyszeć równie wielką senność co w moim.
– Dziękuję. Dobranoc – uśmiechnąłem się mimowolnie, śmiejąc się wewnętrznie z tego jak ckliwi się staliśmy.
Zamarzam w drodze do szkoły, więc uznałam, że wstawię sobie rozdział dzień wcześniej niż powinien być sksksk
KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro