Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

One-night stand

Życie przestępcy konsultanta jest dosyć wyczerpujące. Klienci są często zniecierpliwieni, pod wpływem, zdenerwowani, czy po prostu niemili... a Moriarty miał już ich wszystkich po dziurki w nosie. Kiedy o godzinie dwudziestej drugiej w niedzielę dwa dni przed Wigilią zadzwonił kolejny wkurzony facet przyprawiony o rogi i chcący pozbyć się konkurenta, mężczyzna rzucił telefonem o ścianę i wyszedł z salonu, trzaskając drzwiami.

– Moran! – krzyknął. – Do czwartku żadnych klientów! Niech się pieprzą, nie będę pracować w Wigilię!

– Dobrze, sir – usłyszał w odpowiedzi z sąsiedniego pokoju. Założył buty, poprawił garnitur i chwycił płaszcz. – Wychodzisz?

– Nie interesuj się tyle, Moran – burknął. – I załatw mi nowy telefon, stary leży w salonie. A, i miło by było, gdyby było też mleko. Skończyło się.

– Tak, sir.

Moriarty zapiął płaszcz, schował portfel i klucze do kieszeni i wyszedł w ciemną grudniową noc.

~...~

Pub, do którego poszedł, należał do tych droższych i ekskluzywniejszych, a muzyka nie była kiepska i ogłuszająca. Było dużo miejsc siedzących, czyste toalety i przestronny parkiet, na którym tańczyło już całkiem sporo par.

Moriarty zauważył przy barze śliczną brunetkę, sączącą powoli piwo i patrzącą melancholijnie gdzieś w przestrzeń. Była ubrana elegancko i niezbyt wyzywająco, chociaż dość odważnie, a na nogach miała wysokie, czarne szpilki. Mężczyzna uśmiechnął się do niej, a ona po chwili odwzajemniła ten gest, po czym zamrugała i spuściła wzrok.

Przestępca podszedł do baru i zamówił duże piwo, z którym podszedł do kobiety. Była łatwa do dedukcji – ważna asystentka kogoś wysoko postawionego, spędza dużo czasu na telefonie, nie ma ani partnera, ani czasu na partnera, mieszka sama i dobrze jej płacą. Nie było też trudne dla Jamesa, aby stwierdził, że jest dobrze zorganizowana, inteligentna i poukładana.

– Dobry wieczór.

Kobieta podniosła wzrok i znów nieśmiało się uśmiechnęła.

– Dobry wieczór – odpowiedziała. – I na zdrowie.

Stuknęli się kuflami i chwilę stali w milczeniu. Kolejne, co zauważył Moriarty, było zmęczenie asystentki, chęć wyluzowania się i chwilowego zapomnienia o obowiązkach.

– Więc... – zaczął. – Też przyszłaś odpocząć od pracy?

– Tak – westchnęła. – Wzięłam pierwszy tydzień wolnego od dłuższego czasu i mam zamiar go dobrze wykorzystać. Pojutrze jadę do rodziców na wieś, na Święta. A ty?

– Moi klienci stawali się coraz bardziej frustrujący, więc postanowiłem rzucić wszystko, łącznie z telefonem – zachichotał, – i zrobić sobie mały urlop. Może przeżyją beze mnie.

– Może.

~...~

James Moriarty stał pod prysznicem od dłuższego czasu, próbując uporządkować rozbiegane myśli. Tajemniczej Annie (jakie zwyczajne imię) udało się go schlać, pocałować i zostawić samego w barze ze sporym rachunkiem i wymalowanym czerwoną szminką numerem telefonu na lewym przedramieniu. Jemu udało się zrobić z siebie głupka.

Wrócił do mieszkania grubo po drugiej w nocy, zastając na stole karteczkę, której mu się nie chciało czytać i nowiusieńką ceglaną, anty-policyjną Nokię. Rozebrał się chaotycznie, rozrzucając wszędzie bieliznę i, potykając się o właściwie nie wiadomo co, powędrował pod ten prysznic. Po czym zastanął tam i nie miał chyba zamiaru się więcej ruszyć.

Anna go tak zwyczajnie zostawiła o pierwszej trzydzieści!

I go na dodatek pocałowała!

Rzucił okiem na ciąg jedenastu czerwonych cyferek na ręce. Były już lekko zamoczone, z dwójki, która była na końcu został tylko sam haczyk, ale wciąż dało się je odczytać. Po co mu? Po co mu ten numer? Przecież i tak nie zadzwoni, przecież Anna i tak jedzie następnego dnia do swoich rodziców, przecież on ma sprawy do załatwienia. Jest w końcu cholernym przestępcą! Konsultantem, ale przestępcą! Ma klientów! A co jak jakiś zadzwoni w trakcie ich ten-teges?

Zamarł z dłonią gotową do przesunięcia po cyfrach.

A może jednak? Może jednak zadzwoni wieczorkiem, Anna przyjdzie w seksownej, nie odsłaniającej zbyt dużo małej czarnej, na wysokich szpilkach, pocałuje go jeszcze raz? Może zostanie na dłużej, prześpi noc, on zrobi rano śniadanie (nie żeby cokolwiek było w lodówce), ona nieśpiesznie wyjdzie w wigilijne południe, całując go na pożegnanie jeszcze raz, ten ostatni raz... Taki mały prezent na święta?

Przeczytał czerwone cyfry jeszcze raz. Wyłączył wodę. Wyszedł z prysznica. I kapiąc na parkiet poszedł szukać telefonu.

I wbił po kolej: 077 0090 0822.

Po czym zmazał szminkę, dokończył prysznic i poszedł spać.

~...~

To, że się obudził z ogromnym bólem głowy, to pal to licho. Gorzej, że nie było mleka.

~...~

Cześć, słońce, tu Rich x

O, hej! x

Chciałabyś się może spotkać? Dzisiaj? xx

Wieczorem?

Mhm xx

Jasne xx

Gdzie?

U mnie? xxx

Będę xxx

~...~

I rzeczywiście, Anna pojawiła się o dwudziestej czterdzieści pięć w jego skromnych progach, wystrojona w nie odsłaniającą zbyt dużo małą czarną, z czarnymi, wysokimi szpilkami na nogach, rozpuszczonymi włosami i lekko pomalowanymi na nierzucający się w oczy róż ustami. Jak tylko James otworzył drzwi, uśmiechnęła się nieśmiało i spuściła wzrok.

Już wtedy James powinien był zauważyć, że coś jest nie tak.

– Więc, dżentelmenie, co proponujesz? – zapytała, odstawiając kopertówkę na ławeczkę w przedpokoju. James, jak prawdziwy dżentelmen, którym go nazwała, wyciągnął rękę w jej stronę, a ona, wciąż z niewielkim uśmiechem na twarzy, ułożyła dłoń na jego przedramieniu.

– Lampkę wina? – odpowiedział. Odsunął Annie krzesło przy mahoniowym stole w jadalni, a kobieta usiadła, uważnie przyglądając się swojemu otoczeniu. Kryształowy chandelier i ciężki stół były jedynymi wyraźnymi oznakami przepychu w tym pomieszczeniu, chociaż ślady pieniędzy były widoczne na każdym kroku. Luksusowy apartament na ostatnim piętrze jednego z najwyższych budynków mieszkalnych Londynu, przeszklone ściany, które Anna zauważyła przez szeroko otwarte, potężne drzwi do salonu, kanapy i stoliki prosto z najdroższych francuskich wystaw...

James przyniósł dwa kieliszki na czerwone wino, szerokie, z długimi nóżkami oraz ciemną butelkę francuskiego Cabernet Sauvignon wraz z korkociągiem, po czym zrobił wielkie przedstawienie z otwierania jednej butelki. Anna, widząc to, zaśmiała się. Moriarty puścił jej oczko i nalał trochę do jej kieliszka.

Jak przystało, kobieta zakręciła winem, powąchała i spróbowała. Kiwnęła głową, James dolał jej do połowy, sobie tyle samo.

Nie upili się tak bardzo, jak poprzedniego wieczoru. Tylko troszkę, na tyle, żeby Anna nie miała oporów przed zdjęciem sukienki, ale też nie na tyle, żeby alkohol miał poważny wpływ na decyzje obojga.

Przestępca uśmiechnął się do siebie, kiedy oboje leżeli nago w jego pościeli z egipskiej bawełny. Anna spała, delikatnie wtulona w jego pierś, z jedną nogą przerzuconą przez jego uda, włosami rozrzuconymi na poduszce i lekko otwartymi ustami, a on leżał, z ręką pod jej głową i myślał.

To nie było jej prawdziwe imię. Anna. To nie była nieśmiała, wstydliwa kobieta. Nie przyszłaby, gdyby była. Nie była też tu tylko z powodu jego zaproszenia. No i coś było nie tak z jej numerem telefonu.

Przede wszystkim widniał na pierwszej pozycji na stronie fakenumber.org.

Wysunął ostrożnie rękę spod śpiącej kobiety, równie ostrożnie oswobodził nogi i uważając, aby nie obudzić swojego gościa, wyszedł z przestronnej sypialni. Pamiętał, że torebkę zostawiła w przedpokoju, więc tam udał się w pierwszej kolejności. Otworzył ją delikatnie, tak aby żadne urządzenia wykrywające wstrząsy nie wyłapały jego obecności, i zaglądnął do środka. Trzy pluskwy, dwie kamery, telefon, klucze. Zapasowe. Do jego mieszkania.

Wyciągnął je i wrzucił do jednego z dawno nieużywanych przez niego butów, po czym wrócił do torebki. Telefon był zablokowany hasłem, ale nie było się przestępcą konsultantem w momencie kiedy nie mogło się złamać zabezpieczeń do zwykłego telefonu komórkowego.

Wiadomości. Szef.

Moriarty, wieczorem. Pamiętaj o kamerach

Oczywiście.

Potrzebujesz adresu?

Dostałam go już wczoraj, panie Holmes.

Zrób wszystko, co możesz. Chcę wiedzieć o następnym ataku.

Oczywiście. Czy mogę ubrać tę sukienkę?

Wszystko.

Tak, panie Holmes.

Już jestem!

Powodzenia, Anthea, liczę na Ciebie.

Anthea. Oczywiście! Asystentka Mycrofta Holmesa... Jak mógł na to nie wpaść?

Zrezygnowany, odłożył telefon na jego miejsce, po usunięciu historii wyświetlanych ekranów i wytarciu śladów swoich palców, położył torebkę tak, jak leżała i wrócił po cichu do łóżka.

~...~

Rano obudził się sam, z kamerą w jadalni, salonie i sypialni, pluskwą w telefonie i gdzieś, gdzie nie mógł jej znaleźć. Oraz zapachem kawy roznoszącym się w powietrzu. Nadal nie było mleka.

Anna – czy też Anthea, siedziała przy mahoniowym stole, piła czarną kawę z jego ulubionej filiżanki i wyglądała na bardzo zadowoloną z poprzedniej nocy. On też był, oprócz tego małego szczególiku z kamerami i Mycroftem Holmesem, ale postanowił udawać, że wszystko w porządku.

Napisał "słońce" do Mycrofta Holmesa...

Stop.

– Dzień dobry – przywitał się, mijając Annę w drodze do kuchni. Odpowiedziała mu uprzejmie i uśmiechnęła słodko. O, to ten uśmiech, ten właśnie uśmiech go zmylił. Nalał gorącej, świeżej kawy to swojej drugiej ulubionej filiżanki i usiadł asystentki brata jego największego przeciwnika.

– Dostanę buziaka?

~...~

Pierwsze, co zrobił kiedy tylko Anthea, Anna, czy jak tam ma rzeczywiście na imię, wyszła, to zhakowanie kamer. Wysłał Mycroftowi ładnie zapętlony obraz plaży na Tahiti, a pluskwę z telefonu wyjął. Co prawda nie umiał znaleźć tej drugiej, ale trudno. Postanowił nie planować nic w domu.

~...~

Oczywiście, że pluskwy nie było w domu. Była w jego ulubionym pistolecie, który zawsze nosił ze sobą. A jego wszystkie plany poszły się paść, bo rząd wiedział o wszystkim. Zwłaszcza o tym arcyważnym ataku na Pałac, o którym absolutnie nie miał wiedzieć.

Cholerna kobieta. I cholerne przygody na jedną noc.



____________________________

Dzień doberek, kochani.

Niedorzeczne Shipy - rok później. Rok za późno. Sorry!

No, ale w każdym razie, oto część trzecia Niedorzecznych Shipów, Anthea, sekretarka pana Mycrofta Holmesa i James Moriarty, przestępca-konsultant w wydaniu "mam dość pracy w święta"

Następny w kolejce Myciarty (Mycroft i Moriarty) oraz Donocroft (na co ja się zgodziłam? ach, Donovan i Mycroft).

Do zobaczenia za rok!

(Nie no, postaram się jak najszybciej)

xxx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro