7. Gdzie twoja imprezowa dusza?
Odwróciłam się w stronę Alana z uśmiechem na twarzy. Chłopak oczywiście go odwzajemnił, a kiedy znalazł się już obok nas, położył łokieć na moim ramieniu, delikatnie się o mnie opierając.
- Co dziś pijemy? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
I wcale nie interesowało mnie to, że Collins nie spuszczał ze mnie wzroku. Czułam wielką satysfakcję, ale kim bym była żeby dać po sobie poznać. Po chwili również postanowiłam na niego spojrzeć. Patrzyliśmy na siebie tak przez chwilę, aż w końcu przeniosłam swój obojętny wzrok na kogoś innego.
Dlaczego jego oczy musiały być tak piękne?
- Do wyboru do koloru - Mer wskazała ręką na cały asortyment poukładany na blacie.
- A ty co pijesz? - Alan nachylił się bardziej w moją stronę, a jego ciepły oddech połaskotał moją skórę.
- To - wskazałam palcem na trzymaną przez Collinsa butelkę whiskey.
Brunet kiwnął głową z uznaniem, a potem przeniósł swój wzrok na blondyna. Obydwoje patrzyli na siebie w dość dziwny sposób, aż w końcu Alan przełamał lody i wystawił dłoń w kierunku Chrisa.
- Alan - powiedział opanowanym tonem.
- Chris - blondyn ścisnął jego dłoń.
Jeszcze przez chwilę mierzyli się wzrokiem, aż w końcu ktoś postanowił zabrać głos i zdecydować, że nadszedł czas aby się napić. W duchu dziękowałam za to Mer, chociaż z drugiej strony zastanawiało mnie dlaczego oni patrzyli się na siebie, jakby to nie było ich pierwsze spotkanie. To dziwne.
Collins odkręcił butelkę alkoholu, a ja wyciągnęłam z szafki dwie szklanki i podałam mu je. Oczywiście nie miałam zamiaru pić whiskey bez Coli, więc znalazłam butelkę napoju i dolałam go do naczynia. Chwilkę później wszyscy wznieśliśmy toast za pierwszy rok studiów, co może wydawało się tandetne i dziwne, ale mi w jakiś sposób się to podobało. Jakbym przypieczętowała nowy początek. Byłam daleko od Burlington gdzie zostawiłam całkiem sporo wspomnień i nawet nie było mi ani trochę przykro, że już tam nie mieszkam. Nowy Jork otworzył przede mną wiele możliwości i mam zamiar dobrze je wykorzystać.
Upiłam kilka łyków swojego drinka, ale nie za dużo żeby nie przesadzić, gdyż przed chwilą wypiłam także dwa shoty. Co prawda już od dłuższego czasu nie biorę leków, więc nie mam się co martwić, ale mój organizm jest przez to troszeczkę wyniszczony i jeśli nie będę się pilnowała, to może się to źle skończyć.
- Gdzie twoja imprezowa dusza? - nagle zdałam sobie sprawę, że te słowa są skierowane były mnie.
- Co masz na myśli? - zmrużyłam oczy na Collinsa.
- Blake jaką pamiętam nie próżnowała z alkoholem na imprezach i prawie rozmawiała z lodówką - patrzył na mnie z tym swoim szelmowskim uśmieszkiem, a ja miałam ochotę go udusić za przywołanie mojej pijackiej akcji.
Ktoś obok parsknął śmiechem, podczas gdy ja przestąpiłam z nogi na nogę.
- Po pierwsze nie rozmawiałam z lodówką, a po drugie.. - machnęłam przed nim szklanką z drinkiem, którą w szybkim tempie opróżniłam. - Gdzie mój kolejny drink?
I wiem, że dosłownie minutę temu mówiłam sobie że muszę uważać z alkoholem, ale myślę że jak raz troszeczkę więcej wypiję, to mi nie zaszkodzi.
Prawda?
- Bells.. - niepewność i obawa w głosie mojej przyjaciółki była dość wyraźnie słyszalna kiedy nachyliła się w moją stronę.
- Nic mi nie będzie Mer - uśmiechnęłam się do niej, przekonując ją tak jak w tym momencie starałam się przekonać samą siebie.
Odwróciłam się znów do Collinsa, który teraz podejrzanie na mnie patrzył. Nie wiem jak dużo powiedziała mu Sara kiedy był w Londynie, ale chyba nawet jej nie wspominałam, że nie powinnam zbyt dużo pić odkąd wyszłam ze szpitala, co oznacza, że Collins także tego nie wie. Zrobił mi kolejnego drinka, którego już po chwili wręczył do mojej dłoni. Upiłam z niego dwa łyki, po czym zdecydowałam się pójść zatańczyć. Nie ukrywam, że zaczęłam już odczuwać jakieś działanie alkoholu. Moja głowa jest tak samo słaba jak zawsze.
- Idę tańczyć, a ty idziesz ze mną - oznajmiłam, po czym wzięłam Mer za rękę i ruszyłam w kierunku tańczących w salonie ludzi.
Obydwie zaczęłyśmy skakać i tańczyć do remixu z filmu Projekt X, która teraz zdecydowanie do mnie przemawiała. Po prostu sprawiała, że naprawdę miałam ochotę na bycie tutaj i korzystanie z życia. Hm, to dopiero dziwne zjawisko. Poruszałam się do muzyki, przebiegając dłońmi przez swoje włosy kiedy nagle zostałam odwrócona do czyjegoś torsu. Alan uśmiechnął się do mnie z góry, co odwzajemniłam, a później zaczęliśmy tańczyć razem.
Po jakichś dziesięciu minutach zdecydowaliśmy się wyjść na papierosa. Potrzebowałam także świeżego powietrza, bo było mi cholernie gorąco. Zatrzymaliśmy się gdzieś za domem, a Alan wyjął paczkę fajek i mnie poczęstował. Za to ja, jak to ja nigdy nie odmawiam darmowych papierosów. Już za chwilę zaciągnęłam się substancją i powoli wypościłam dym z ust. Postanowiłam oprzeć się o ścianę, aby mieć wygodniejszą pozycję.
- Skąd znasz Collinsa? - spojrzałam na Alana, który wyglądał na niewzruszonego swoim pytaniem.
- Uh, jesteśmy z jednego miasteczka. Znamy się dosyć długo, a za nami jest, cóż, kawał historii - odpowiedziałam, a chłopak skinął głową.
- Dlaczego pytasz? - nie mogłam powstrzymać się od pytania. Chciałam wiedzieć o co mu chodziło.
- Tak po prostu. Wydaje mi się, że gdzieś go już widziałem. Nie był przypadkiem w Londynie?
Nie wiem dlaczego te słowa sprawiły, że mój żołądek nieprzyjemnie się ścisnął.
- Właściwie, to tak - kiedy odpowiedziałam, Alan szybko posłał mi spojrzenie.
- Gdzie go widziałeś? - kontynuowałam.
Oto ja i moja wieczna, pieprzona ciekawość.
- Nie jestem pewny, dlatego nic nie mówię. Wydaje mi się jednak, że mamy wspólnego znajomego, to wszystko - Alan uśmiechnął się do mnie, co postanawiam odwzajemnić, chociaż jedyne na co miałam teraz ochotę to wycisnąć z niego więcej informacji.
Gdybym znała go chociaż trochę dłużej, to zdecydowanie bym teraz nie próżnowała.
Kiedy obydwoje skończyliśmy palić, wróciliśmy do środka gdzie siedziała reszta naszych znajomych. Zajęli wszystkie miejsca przy blacie w kuchni, dlatego zatrzymałam się obok Mer, która w połowie zsuwała się ze swojego stołka, żebym także się zmieściła.
- Przyszliście w sam raz na kolejkę - Jal uśmiechnęłam się promiennie i podała mi kieliszek.
Przez chwilę się wahałam, ale ostatecznie wzięłam go do ręki. Ktoś odliczył od trzech w dół i wszyscy przechyliliśmy swoje shoty, łącznie ze mną.
Minęły dosłownie dwie minuty, kiedy dotarło do mnie, że wypicie tego kieliszka było błędem. Poczułam jak moje serce zaciska się w klatce piersiowej, a później przyspieszyło swoje bicie.
- Jest gdzieś tutaj woda? - zapytałam Mer, a ona rzucała mi natychmiastowe spojrzenie.
- Raczej wątpię - wzruszyła ramionami - iść z tobą na zewnątrz?
Moja przyjaciółka szybko domyśliła się, że coś jest nie tak. Czułam od czasu do czasu delikatne ukłucia, a to znak, że czas na małego stopa z alkoholem.
- Poradzę sobie sama - uśmiechnęłam się do niej, po czym zeskoczyłam ze stołka i ruszyłam w kierunku wyjścia, skąd niedawno tutaj przyszłam.
Wróciłam na swoje wcześniejsze miejsce palenia, ale tym razem po prostu usiadłam na chodniku pod domem i oparłam się plecami o ścianę, przymykając oczy. Woda bardzo by mi się teraz przydała, ale trudno. Poradzę sobie w inny sposób. Przerabiałam z lekarzem jakie działania powinnam podejmować w razie komplikacji.
Brałam coraz głębsze i dłuższe oddechy, co redukowało kłucie i teraz czułam już tylko lekki ból, co o dziwo przynosiło mi ulgę, chociaż nie do końca.
- Hej - wzdrygnęłam się lekko, nie spodziewając się tutaj nikogo, po czym otworzyłam oczy.
Collins stał przede mną z małą butelką wody w ręce. Jeśli Mer coś mu powiedziała, to przysięgam, że uduszę ją własnymi rękami.
- Hej - odpowiedziałam, nie patrząc na niego.
Miedzy nami przez chwile panowała cisza, aż w końcu Collins zdecydował się przede mną kucnąć. Podał mi wodę, wcześniej odkręcając zakrętkę zupełnie jakbym była dzieckiem i nie potrafiła zrobić tego sama.
- Dzięki - odpowiedziałam, po czym wzięłam kilka łyków i oddałam mu butelkę.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? - Ups, był zły.
Patrzył prosto w moje oczy, a ja wzięłam głęboki oddech zanim zaczęłam mówić.
- Nie myślałam, że to aż takie ważne - wzruszyłam ramionami.
- Nie wierzę, że to powiedziałaś - pokręcił głową z grymasem na twarzy. - Stałem tam i prowokowałem cię do picia. Przyczyniłem się do tego, żeby teraz bolało cię serce, a może się to skończyć jeszcze gorzej.
Dzięki ci Meredith za szybki przepływ informacji. Ugh.
- Jest okej - oblizałam wargi - to była moja decyzja żeby pić. Nic tutaj nie jest twoją winą.
- Blake, na litość Boską. Dlaczego w ogóle podjęłaś taką decyzje? Nie powinnaś pić, skoro masz problemy z sercem - położył dłoń na moim udzie, a ja przez moment na nią patrzyłam.
Postanowiłam się nie odzywać. Nie chciałam prowokować kłótni, a wiem, że mogłaby jedna z tego powodu wyniknąć i to całkiem spora.
- Powiedz mi.
Przeniosłam wzrok na jego oczy.
- Co mam ci powiedzieć? - zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc do końca o co mu chodzi.
- Powiedz mi o szpitalu.
Te słowa były dla mnie jak noże w serce. Cholera, wiem, że powinien się wszystkiego dowiedzieć. Ma do tego prawo, ale tak bardzo bałam się jego reakcji i tego że będzie się obwiniał że najchętniej nigdy nie poruszyłabym tego tematu. W końcu to wszystko zaczęło się, gdy wyjechał. Nawet jeżeli nie było to konkretnie przez niego, to jego wyjazd także miał dla tej sprawy jakieś znaczenie.
- Och..
- Blake - jego głos był stanowczy, a ja wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała to zrobić.
- Okej - westchnęłam, kiwając głową. - Powiem ci.
*
Ten rozdział nie jest wcale taki długi, ale za to następny zdecydowanie będzie, więc bądźcie cierpliwi, chociaż i tak już jesteście i to bardzo!!
Dziękuje wszystkim, którzy zostali i czekali na rozdział. Jesteście wspaniali!
Proszę zrozumcie, że zważając na ostatnie wydarzenia w moim życiu, nie mam tak dużo czasu na wttp.
xx. B
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro