6. Nieładnie tak prowokować chłopców.
Przygryzałam końcówkę długopisu wpatrując się w liczne schematy, które wyświetlane były na slajdach. Nikt nie mówił, że kierunek biznesowy to będzie prosta sprawa. Sama doskonale to wiedziałam gdy zdecydowałam się na niego iść, więc czas stawić temu czoła. Zaczęłam zapisywać większość z wyświetlanych wykresów, kiedy na moje usta niespodziewanie wkradł się uśmiech. Nie wiem czemu ten głupi idiota aż tak bardzo namieszał mi w głowie i właśnie w momencie kiedy powinnam się skupić, przypominam sobie wczorajszy wieczór. Całowaliśmy się. Okej może to były gorące sesje obściskiwania się, może nie. Później oglądaliśmy jakiś serial, aż w końcu zdecydowałam się na drzemkę. Collins miał jeszcze coś do załatwienia, więc w zasadzie mi to pasowało. Jeśli wydawało mu się, że kiedykolwiek będzie ważniejszy od mojego snu, to był w wielkim błędzie.
Profesor Tacher bez przerwy nawijał o zakładaniu firmy i podstawowych krokach przedsiębiorczych, jakie należy podejmować. Moim zdaniem trochę sam się w tym pogubił i już któryś raz mówił o tych samych chwytach, ale postanowiłam to zignorować. Niech sobie prowadzi wykłady jak chce.
- Pst - poczułam jak Jal trąca mnie łokciem. - Piszesz się dzisiaj na imprezę? - szepnęła w moją stronę.
Przygryzłam wargę, rozważając tą opcję. Nie byłam do końca pewna, czy miałam ochotę.
- Oj no weź.. - dziewczyna przewróciła oczami - już nie było cię na ostatniej, a Alan mówił że przyjdziesz.
Cholera. Faktycznie. Rozmawiałam z nim o imprezie kilka dni temu, ale nie przewidziałam tego, że pojawi się blondyn. Chyba właśnie w ten wieczór, kiedy odbywała się impreza, byliśmy na spacerze gdzie wszystkiego się dowiedziałam. Cóż, moim znajomym najwyraźniej należała się rekompensata, a ja także potrzebowałam trochę wyluzować. Jestem na studiach, jeśli nie teraz to kiedy?
- Okej, dobra. To idziemy - posłałam jej spojrzenie. - Ale nie będę dużo piła.
- Stara, kocham kiedy jesteś taka skromna. Obydwie wiemy, że nie wyjdziesz z tej imprezy o własnych siłach - Jal pokręciła głową z rozbawieniem, a ja wydęłam wargi, przyznając jej tym samym rację.
Nie ważne jak bardzo się zapierałam, to i tak kończyłam jak kończyłam. Taka już moja natura.
- Widzę, że panna Blake oraz panna Bringshot mają dużo do powiedzenia - usłyszałam ostry głos profesora, gwałtownie podnosząc na niego wzrok.
- W takim razie powiedzcie mi, na co najbardziej zwróciłyście uwagę podczas tego kończącego się już wykładu? - skrzyżował ręce na piersiach i wyszedł odrobinę wyżej po schodkach.
Obydwie wymieniłyśmy spojrzenia, których walka utwierdziła mnie w tym, że to ja z naszej dwójki powinnam coś powiedzieć. Zawsze to samo.
- Uhh.. - oblizałam wargi - tak właściwie to zwróciłam uwagę na to, że conajmniej trzy razy omawiany był ten sam chwyt marketingowy - zaraz po wypowiedzeniu tych słów ugryzłam się w język.
Zastanawiałam się, czy nie będzie to przypadkiem wzięte jako niegrzeczna uwaga, albo podważenie sposobu prowadzenia wykładu. Byłam w wielkim szoku, kiedy profesor Tacher pokiwał głową z uznaniem, zamiast zabicia mnie wzrokiem.
- Właściwie to chodziło dokładnie o to - stwierdził - chyba pani nie doceniłem.
Skinęłam głową, a mężczyzna zaczął tłumaczyć cel swojego kilkakrotnego wspomnienia o chwycie. Odetchnęłam z ulgą. Czasami głupi ma po prostu szczęście i teraz zaczynałam doceniać swoją niestabilność psychiczną.
Jal obok mnie także się rozluźniła, bo najwyraźniej z tego wszystkiego profesor zapomniał, że nie tylko ja przeszkadzałam mu w czasie wykładu. Mój telefon po chwili zawibrował, a na jego ekranie pojawiła się wiadomość.
Od: Collins
Kujonka.
Przewróciłam oczami, po czym odblokowałam telefon, żeby mu odpisać.
Do: Collins
*emoji środkowego palca*
Po prostu zazdrościł mi tego, że byłam taka mądra. Nie każdy ma to coś.
Zamknęłam swój notatnik, bo za jakieś siedem minut zajęcia dobiegną końca, a ja wolę wyjść z sali od razu zanim zrobią się korki.
I wtedy na wyswietlaczu mojego telefonu znowu pojawiła się wiadomość.
Od: Collins
Chcesz gdzieś mieć tego palca?
Moja brew wystrzeliła w górę. Okej, nie tego się spodziewałam. Ktoś tutaj chyba stał się zbyt pewny siebie po wczorajszym wieczorze. Odwróciłam się do tyłu, szukając wzrokiem jego osoby. Nie byłabym sobą, gdybym go nie prowokowała, dlatego najpierw do niego mrugnęłam, a potem oblizałam wargę i poruszyłam brwią jakbym faktycznie buła zainteresowana. Collins patrzył na mnie z tym swoim tajemniczym wyrazem twarzy, dopóki nie przerwałam naszego kontaktu wzrokowego i zwyczajnie oparłam się o krzesło a mój wzrok powędrował na tablicę.
I przysięgam, że ciężko było pozostać tak opanowaną kiedy jego baczny wzrok wciąż spoczywał na moim ciele.
- Klasa jest zwolniona - te słowa to był istny miód na moje serce.
Zarzuciłam swoją czarną torebkę na ramię i razem z Jal ruszyłyśmy do wyjścia z auli.
- Nieładnie tak prowokować chłopców - szepnęła zaczepnie do mojego ucha, a ja cicho odchrząknęłam.
- Nie wiem o czym mówisz - odpowiedziałam niewinnym głosem, uśmiechając się przy tym przebiegle.
- Boże dziewczyno, jakbym była facetem to już dawno by mi stanął - powachlowała się ręką, a ja zaczęłam się śmiać.
Cała Jade.
- Jesteś głupia - przewróciłam oczami, wciąż się uśmiechając.
- Wiem - odpowiedziała z dumą, kładąc dłoń na klatce piersiowej.
Pokręciłam głową, a potem ruszyłam w kierunku akademika, gdzie już po pięciu minutach się znalazłam. Weszłam do pokoju i rzuciłam swoją torebkę na biurko, a potem swoje ciało na super miękkie łóżko. Zaciągnęłam się przyjemnym zapachem pościeli, a następnie zawinęłam się w szary koc. Prawdopodobnie wyglądałam teraz jak naleśnik, ale właśnie wtedy czułam się nieziemsko dobrze.
***
Wnioskując po tym, że za oknem było już ciemno, stwierdzam, że chyba zasnęłam. Mój telefon cały czas dzwonił i to tak naprawdę on mnie obudził. Odwinęłam się z koca i zaczęłam po omacku szukać urządzenia po łóżku. Kiedy w końcu wzięłam go do ręki, połączenie się urwało. Nic nowego. Odblokowałam telefon i wytrzeszczyłam oczy. Jal dzwoniła do mnie już jakoś siedem razy, Alan cztery i Mer trzy razy. Potem sprawdziłam godzinę i trzepnęłam się lekko w czoło. Było już dziesięć po dwudziestej pierwszej a ja kompletnie zapomniałam o tej imprezie. Właściwie, to teoretycznie nie była to moja wina ponieważ moja krótka drzemka przypadkiem zamieniła się w tą kilkugodzinną.
Wybrałam numer do Jal i przyłożyłam telefon do ucha.
- No w końcu! Gdzie ty jesteś? - odebrała po dwóch sygnałach, a w tle mogłam usłyszeć głośną muzykę.
- Uhh.. właśnie wstałam. Będę tam za dwadzieścia minut - na szczęście to bractwo, które słynęło ze swoich imprez, było bardzo blisko akademika.
- Jesteś niemożliwa. Ruchy! - i po tym się rozłączyła.
Wstałam z łóżka i po omacku znalazłam włącznik światła. Już po chwili pokój został oświetlony, a ja przeciągnęłam się niczym kot. Nie byłam w stanie stwierdzić, czy czułam się wypoczęta, czy nie przez tą gwałtowną pobudkę. Jednak mimo wszystko czułam wewnątrz straszną ochotę na drinka.
Podeszłam do szafy i zaczęłam szukać jakiś potencjalnie nadających się ubrań na imprezę. Moja garderoba nie była do tego jakoś super przystosowana, ale jakoś czułam determinację, bo Collins prawdopodobnie tam będzie, więc chciałam wyglądać dobrze.
Ostatecznie ubrałam na siebie cienkie, czarne rajstopy i przylegającą czarną sukienkę, której rękawy zrobione były z cieńszego ładnego materiału. Nie była ani zbyt oficjalna, a jednocześnie seksowna, ponieważ miała wycięcie na plecach i sięgała do połowy ud. Na szyi zapięłam srebrny naszyjnik, a na ramiona zarzucam czarną ramoneskę. Makijaż zrobiłam delikatny, ale za to skupiłam się na ustach, które pomalowałam na ciemny czerwień. Właściwie, to podobało mi się to jak wyglądałam, co nie zdarzało się zbyt często. Do tego nie zajęło mi to zbyt wiele czasu.
Wsunęłam na stopy czarne botki, a potem podkręciłam kilka kosmyków włosów i lekko je roztrzepałam, żeby dobrze wyglądały.
Do torebki schowałam telefon i pomadkę, a potem zamknęłam drzwi i wrzuciłam do niej także klucze. Dużo osób wychodziło ze swoich pokoi i chyba każdy z nich zmierzał w tym samym kierunku co ja. No i pięknie. Zapowiada się masywna impreza.
Jakieś siedem minut później wchodziłam już do zatłoczonego budynku bractwa. I teraz powodzenia dla mnie w znalezieniu moich przyjaciół. Chociaż właściwie, znając życie będą tam gdzie alkohol, wiec od razu ruszyłam na poszukiwania kuchni. Gdy tylko weszłam do pomieszczenia, zauważyłam siedzące na blacie Mer i Jal. Obydwie wyglądały bardzo ładnie i seksownie, a także widać, że wypiły już po kilka shotów ponieważ ich oczy były lekko przekrwione i dużo się śmiały.
- Bella! W końcu jesteś, napij się z nami! - Mer wskazała na mnie palcem, zwracając przy tym uwagę kilku osób dookoła.
- Po to tu jestem - zaśmiałam się i podeszłam do nich bliżej.
Obydwie zaczęły piszczeć, a potem nalały mi dwa kieliszki, które jak mniemam powinnam wypić odrazu. Wzruszyłam ramionami i wypiłam jeden, a potem drugi. Skrzywiłam się lekko na ten ostry smak, ale na szczęście Mer dobrze mnie znała i już podawała mi szklankę z sokiem. Upiłam z niej kilka łyków i odłożyłam ją na blat. I wtedy moim oczom ukazała się wielka butelka whiskey. Chyba już wiem co będę dzisiaj piła. Średnio przepadałam za wódką, chociaż to chyba zależało od dnia, ale dzisiaj mój organizm błagał o bursztynową ciecz.
- Nie mogę uwierzyć, że w końcu jesteśmy na studiach - odezwała się Mer - tak bardzo chciałyśmy się wynieść z domu i teraz jesteśmy tutaj. Wow.
- Tak, wiem. Czuć to bardzo dobrze - uśmiechnęłam się do niej, a potem zrobiłam kilka kroków w stronę upatrzonego już wcześniej alkoholu.
Sięgnęłam po niego dłonią, ale jak się okazało, nie ja jedna. Zderzyłam się z dużą i jak zwykle ciepłą ręką Collinsa. Od razu posłałam mu mordercze spojrzenie i zanim zdążył zareagować, szybko złapałam za szyjkę i przyciągnęłam co siebie butelkę.
- Gdzie z tym alkoholem, co? - zastawił mi przejście, umieszczając dłonie po dwóch moich bokach na blacie.
Jak zwykle musiałam skończyć w pułapce.
- Do dziewczyn - odpowiedziałam jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, bo właściwie tak było.
- Fascynujące, Blake. Daj mi tą butelkę - uniósł lekko swoją brew, a kącik jego ust drgnął.
- Chyba śnisz - prychnęłam - nie dostaniesz jej.
- W takim razie musimy wypić ją razem - chłopak oblizał swoje wargi, a ja prowokująco uniosłam brew.
- Skoro tak to wygląda - skinęłam głową przystając na jego propozycję i obydwoje ruszyliśmy do dziewczyn.
- Nie przedstawisz mnie? - usłyszałam głos Jal, która przybrała swoją kokieteryjną postawę.
Niech nawet nie próbuje.
To znaczy, teoretycznie to nie wie, że coś łączyło lub łączy mnie z Collinsem. Dzisiaj na zajęciach nie wiedziała dokładnie na kogo patrzyłam, a ja nadal zastanawiam się czy to dobry pomysł, aby cokolwiek jej opowiedzieć. Nie lubiłam, kiedy zbyt dużo osób szczegółowo wiedziało o moim życiu prywatnym. Nie byłam typem osoby, która dzieliła się detalami z prawie każdą nowo poznaną osobą.
- Jasne - odchrząknęłam, starając się zachować spokój - to jest Chris...
- Jestem Jal - przerwała mi, wyciągając w jego kierunku dłoń.
- Miło mi cię poznać - odpowiedział blondyn z uśmiechem.
A więc tak.
- Coś czuje, że będziemy często na siebie wpadać - Bringshot puściła mu oczko.
- Całkiem możliwe - blondyn skinął głową, następnie wsuwając dłonie do kieszeni spodni.
Mer posłała mi spojrzenie, a ja jej. Czy Collins właśnie z nią flirtował?
A potem chłopak przeniósł swój wzrok na mnie, poruszając brwią w górę i w dół.
On poważnie miał zamiar tak się bawić? Zupełnie jakbyśmy byli liceum. Ale skoro tak, to w porządku. Dwoje może grać w tą grę.
- Widział ktoś Alana? Umówiliśmy się tutaj, a nadal go nie ma - powiedziałam, głośno wzdychając.
- Właśnie idzie - Jal wskazała palcem w miejsce za moimi plecami.
- Świetnie - odwróciłam się zadowolona w stronę blondyna, na co chłopak posłał mi tajemnicze spojrzenie.
Człowiek zagadka. Jak zwykle.
*
xx. B
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro