Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. To były tylko głupie złudzenia.

Mam oficjalnie dość, a dzień nawet dobrze się nie zaczął. Obudziłam się w środku nocy, kiedy to alkohol ze mnie wyparował i poczułam palące mnie pragnienie. Wypiłam całą wielką butelkę wody, a później nie mogłam już zasnąć, więc przeglądałam na telefonie instagrama. Około czwartej rano wróciła Meredith, która o dziwo nie była pijana, ale dobrze spędziła czas z Seanem z czego byłam zadowolona. Po dosyć długiej rozmowie z Mer udało mi się zasnąć, ale niestety nie na długo. Obudziłam się pół godziny później czyli jakoś koło piątej trzydzieści. Ubrałam na siebie czarne jeansy i granatową bluzę. Nie nakładałam makijażu, ponieważ zwyczajnie czułam się lepiej bez niego. Wzięłam jedynie prysznic i wyszczotkowałam zęby, a potem wróciłam do pokoju po kurtkę i jakieś pieniądze.

Aktualnie jest przed siódmą rano, a ja siedzę sobie w kawiarni oddalonej o kilka minut drogi od uniwersytetu. Kocham w tym miejscu to, że jest pięknie urządzone, ma cholernie wygodne kanapy i na koniec ich kawa przebija wszystkie inne w tym wielkim mieście.

- Na pewno nie chcesz nic do jedzenia złotko? Na kaca najlepiej działa sernik z borówkami - spojrzałam w stronę, z której dobiegł mnie głos.

Starsza pani około pięćdziesiątki przyglądała mi się bardzo intensywnie. Zaśmiałam się krótko na jej słowa, posyłając jej ciepły uśmiech.

- W porządku, wystarczy mi kawa - pomachałam jej szarym kubkiem z nadrukiem nazwy kawiarni na samym środku.

- No dobrze, ale jakby co to mów! - jej palec wskazujący we mnie wycelował, powodując u mnie wielkie rozbawienie.

- Będę mówić - uśmiechnęłam się do niej.

Nawet atmosfera tutaj jest jak w domu. W prawdziwym domu, a nie w takim, w jakim mieszkałam ja.

Upiłam kolejny łyk kawy następnie poprawiając się na siedzeniu, aby było mi wygodniej. Nagle drzwi kawiarni się otworzyły i do środka weszła wysoka dziewczyna o lekko różowych włosach. Wyglądała dziwnie znajomo, ale mój mózg jeszcze za dobrze nie pracował przez co nie mogłam skojarzyć skąd ją znam. Różowowłosa chyba wyczuła że się na nią patrzę, ponieważ kilka sekund później jej głowa obróciła się w moim kierunku. Dziewczyna zmrużyła oczy i zrobiła kilka niepewnych kroków w moją stronę.

- Przepraszam, to dziwnie zabrzmi, ale chyba się znamy - jej ładny głos wypełnił pomieszczenie.

Badałam wzrokiem jej twarz, ale wciąż ciężko mi było się połapać.

- Tak, też mam takie wrażenie - posłałam jej uśmiech, kiedy dziewczyna nerwowo się zaśmiała.

A potem jej oczy szeroko się otworzyły.

- Już wiem! - pacnęła się delikatnie w czoło - Bella, prawda? To ja, Kirsten!

Cóż, kurwa. To Kirsten Collins. Tak. Siostra blondyna. Nie pamiętam kiedy ostatni raz ją widziałam, ale zdecydowanie było to dawno temu zanim jeszcze wyjechała na studia.

- Oh! - uniosłam brwi, nie do końca wiedząc co powiedzieć.

- Dawno cię nie widziałam! Chris tyle o tobie mówił! - Kirsten zajęła miejsce naprzeciw mnie, zakładając swoje długie włosy za uszy.

Uśmiechnęłam się słabo na jej uwagę, która przesłała nieprzyjemny dreszcz wzdłuż mojego kręgosłupa. Wzmianka o Chrisie zdecydowanie mnie dotknęła, ponieważ sama do końca nie byłam pewna co mam o tym wszystkim myśleć. Pojawił się tak nagle, na co zdecydowanie nie byłam gotowa.

W międzyczasie do stolika podeszła ta sama starsza pani co wcześniej, biorąc zamówienie od różowowłosej.

- Widzieliście się już? - jej pytanie sprawiło że moje oczy momentalnie na niej wyładowały. - To znaczy, jeśli mogę wiedzieć.

- Tak, spotkałam go wczoraj - dźgnęłam językiem policzek od wewnątrz, niezręcznie odchrząkując.

- Posłuchaj. - Nachyliła się do mnie, wyczuwając chyba mój aktualny stosunek do jej brata. Oblizała swoje różowe wargi, podczas gdy ja przytknęłam kubek do ust. - Prawda jest taka, że nie kontaktował się z tobą, bo sprawy były tak poważne, że sam nie wiedział czy wróci. Nie chcę go usprawiedliwiać, bo na miłość Boską jest przecież dorosły, ale chciałabym żebyś wiedziała. Z mamą było coraz gorzej. Popadła w depresję, była na skraju załamania. Ojciec przyjechał do Londynu i wszystko jeszcze bardziej się skomplikowało. W drogę weszły także inne problemy, ale nie mnie one dotyczyły, więc to nie jest coś o czym powinnam mówić. Po prostu go wysłuchaj, okej?

Słuchałam jej uważnie przez cały czas. Muszę przyznać, że niektóre wzmianki odrobinę mnie zaniepokoiły. W podświadomości wciąż przeklinam dzień, w który zdecydowałam że nie powinnam lecieć do Londynu co w pewnym momencie pojawiło się w moich planach. Gdybym wiedziała jak źle było, to nawet bym się nie wahała. Niestety ja też nie miałam lekko. Jednak teraz w mojej głowie pojawiła się jeszcze inna myśl. Dlaczego Chris mi nic nie powiedział? Myślałam że sobie ufamy i mimo odległości wciąż możemy się kontaktować i wspierać.

Zamknij się hipokrytko, wcale nie jesteś lepsza.

Upiłam łyk swojej kawy, owijając palce wokół naczynia. Starałam się powoli przetrawić co powiedziała mi dziewczyna, a kiedy już to zrobiłam wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w jej oczy.

- Tyle mogę zrobić. Wysłucham go - oznajmiłam, przygryzając lekko swoją wargę. - Przykro mi z powodu twojej mamy.

Nie wiedziałam czy powinnam była się odzywać, ale chciałam powiedzieć chociaż tyle. W końcu nie mogłam zrobić nic więcej.

- Już jest lepiej - machnęła dłonią, a później stuknęła paznokciami w stolik. - Wracam dzisiaj do Londynu, ale miło było cię spotkać - posłała mi uśmiech, wstając ze swojego miejsca ponieważ jej kawa na wynos czekała już na nią przy ladzie.

- Ciebie również - odwzajemniłam jej gest.

Patrzyłam jak dziewczyna zabiera swój papierowy kubek i wychodzi z kawiarni, uprzednio żegnając się z pracownikami.

Potrząsnęłam delikatnie głową, wbijając wzrok w swoje naczynie. Opuszkiem palca jeździłam po krawędzi kubka, pozwalając moim myślom kompletnie się pochłonąć. Chciałam wiedzieć co się stało. Co działo się przez te wszystkie miesiące, kiedy ja starałam się o stypendium, siedziałam z nosem w książkach, próbowałam naprawić małżeństwo moich rodziców oraz przez pewien czas leżałam w szpitalu. Spowodowane to było brakiem snu, małą ilością jedzenia i po prostu zmęczeniem. Lekarze powiedzieli, że mam się pilnować, bo jest wiele chorób które mogą wyniknąć z takiej nieodpowiedzialności. Cóż, jakoś nie miałam czasu na podstawowe czynności życiowe przez natłok obowiązków, a do tego cholernie tęskniłam za Collinsem i za każdym razem kiedy ktoś dzwonił do drzwi, miałam nadzieję, że wrócił i chciał zrobić mi niespodziankę.

Cóż, to były tylko głupie złudzenia.

Dopiłam swoją kawę i wróciłam do akademika żeby jeszcze na chwilę się położyć. Zostało mi pół godziny do rozpoczęcia zajęć, a świadomość, że ma tam pojawić się Collins jeszcze bardziej mnie dobijała. To nie tak, że przestałam go kochać, bo tak nie jest. Po prostu nie wiem jak mam z nim rozmawiać. Tak długo go nie widziałam i mimo że brakowało mi go jak cholera, nie mogę teraz nagle rzucić się na niego, jakby nic się nie stało. Jedenaście miesięcy to szmat czasu, którego nie da się od tak wymazać z pamięci.

Kiedy wybiła godzina dziewiąta dwadzieścia postanowiłam wstać z łóżka. Włożyłam do torby notatnik i długopis, wahając się nad wzięciem słuchawek. Ostatecznie postanowiłam je zostawić, bo może chociaż raz wypada się skupić. Nałożyłam także trochę korektora pod oczy, ponieważ pojawiły się pod nimi niewielkie sińce. Dosłownie w momencie, kiedy miałam wyjść rozległo się pukanie do drzwi. Zmarszczyłam delikatnie swoje brwi, a potem otworzyłam drewnianą płytę spotykając się spojrzeniem z Alanem i Jall.

- Hej! - dziewczyna od razu mnie przytuliła, a Alan puścił mi oczko, na co odpowiedziałam mu uśmiechem.

- Wyglądasz strasznie - stwierdziła Jall, patrząc na mnie z góry do dołu.

- Dzięki, tak też się czuję - wzruszyłam ramionami, następnie wychodząc z pokoju i zamykając drzwi na klucz.

- Coś się stało? - zapytała, lekko marszcząc równe brwi.

- Nie, po prostu mało spałam. Nic nowego - posłałam jej zapewniający uśmiech, a potem ruszyliśmy w kierunku budynku wykładowego.

Na salę dotarliśmy o dziewiątej trzydzieści siedem co jak na nas jest i tak wczesną porą. Kiedy tylko otworzyliśmy drzwi na sali zapanowała cisza, a oczy wszystkich studentów skierowały się na nas. I wtedy zauważyłam stojącego przy biurku profesora Greena, Collinsa. Spojrzeliśmy na siebie w tym samym czasie, ale szybko odwróciłam wzrok. Nagle zza chłopaka wyłonił się mój wykładowca z uśmiechem na ustach.

- Panienka Blake, znowu spóźniona - stwierdził, wkładając dłoń do kieszeni garniturowych spodni.

Wcale nie weszłam tutaj z innymi ludźmi, ale okej.

- Tak, przepraszam - odpowiadam, szybko kierując się na swoje miejsce zaraz za Alanem.

- Proszę poczekać! - głos profesora sprawił, że się zatrzymałam i obróciłam w jego kierunku.

- Skoro przerwałaś prezentację nowego studenta, to może w nagrodę oprowadzisz go po kampusie i pokażesz co i jak? - zapytał, a ja musiałam się hamować żeby nie parsknąć gorzkim śmiechem.

Tak, zdecydowanie to byłoby coś czego bym chciała.

- Z całym szacunkiem panie profesorze, ale sama jestem tutaj zaledwie trzy tygodnie. Nowy student może posłużyć się mapą - oznajmiłam, krzyżując ręce na brzuchu.

Profesor Green zmarszczył nieco swoje brwi i przekręcił głowę. Irytowało mnie jego flirtowanie albo zaczepianie o byle głupotę i nie miałam dłużej zamiaru na to pozwalać. Poza tym nie spałam w nocy prawie w ogóle, więc jest mi obojętne to jak zareaguje. Jeszcze jakby było mi mało, wciąż czułam na sobie baczny wzrok Collinsa. Profesor lekko się uśmiechnął, po czym przywołał mnie do siebie machnięciem dłoni. Powstrzymałam się od przewrócenia oczami kiedy znalazłam się tuż przy nim.

- Chętnie pomogę się pani odnaleźć. Proszę przyjść do mojego gabinetu po zajęciach, to wręczę pani mój osobisty przewodnik po uczelni - zniżył nieco swój głos, aby reszta studentów nie mogła go usłyszeć.

Pomrugałam kilka razy, próbować przyswoić do siebie co właśnie powiedział. Jego usta wykrzywiły się w uśmieszku, podczas gdy ja patrzyłam na niego z wielką dezorientacją. Przełknęłam nerwowo ślinę, zastanawiając się jak z tego wybrnąć.

- Myślę, że pana pomoc będzie tutaj zbędna, profesorze - głos Collinsa przerwał niezręczną ciszę. Blondyn oparł się o moje ramię o nieco mnie zaskoczyło. - Zjednoczymy siły i odnajdziemy się w tej szkole we dwójkę, prawda? - spojrzał na mnie z uśmiechem.

Nie spodziewałam się reakcji z jego strony. Także jestem w niemal stu procentach pewna, że jego słowa miały podwójne znaczenie.

- Prawda - odparłam, po czym skinęłam głową do profesora i odsunęła się od chłopaka, żeby zaraz zająć moje miejsce obok Alana w przedostatnim rzędzie.

Na szczęście profesor pozostawił to bez żadnych komentarzy, więc mogłam spokojnie odetchnąć. Wyjęłam swój notatnik i po otwarciu, przerzuciłam kartki na ostatnią stronę gdzie rysuję różne rzeczy kiedy się nudzę. Czasem robię to, żeby po prostu odciągnąć moje myśli. Jak na przykład w tym momencie. Cała moja uwaga skupiła się na tej jednej kartce, na której już praktycznie nie ma miejsca.

Przez większość tego wykładu musiałam borykać się ze spojrzeniami, jakie posyłał w moją stronę profesor Green, ale jakoś dałam sobie z tym radę, aż w końcu zajęcia dobiegły końca. Zebrałam swoje rzeczy i razem z Alanem i Jall udałam się do wyjścia. Kiedy przechodziłam przez próg, ktoś złapał mnie za łokieć. Jeszcze zanim odwróciłam się w stronę osoby która to zrobiła, już wiedziałam, że to Collins. Poczułam jego perfumy, które wciąż mieszały mi w głowie.

- Możemy się spotkać? - jego szmaragdowe oczy wbiły się prosto w moje.

I nienawidziłam tego, że cholernie ciężko było mi odmówić jeśli w ogóle byłam w stanie to zrobić.

Przygryzłam wargę, zastanawiając się jeszcze przez moment. Jego nagłe pojawienie się nie zadziałało na mnie najlepiej, ale z drugiej strony powinnam przyzwyczajać się do faktu, że będę widywała go codziennie przez najbliższe trzy lata. Poza tym nie jestem aż taką egoistką. Każdy powinien mieć szansę na wyjaśnienia czy rozmowę, nieważne czy informacje będą bolesne czy nie.

- W porządku - odpowiedziałam spokojnie, odgarniając włosy z twarzy.

- Przyjdę po ciebie o szóstej, może być? - jego ciepły miętowy oddech owiał moją twarz, przez co moja warga niezauważalnie drgnęła.

To było zbyt znajome.

Nie odpowiedziałam, a jedynie skinęłam głową. Chris posłał mi ciepły uśmiech, na co również lekko się uśmiechnęłam. Następnie chłopak puścił moje ramie i ruszył w przeciwnym kierunku. Stałam w miejscu patrząc się na jego plecy, jakbym była w hipnozie. Tęskniłam za nim niewyobrażalnie bardzo. A teraz on tutaj jest, a ja ja tracę kontrolę nad własnymi myślami i uczuciami. Wszystkie moje starania właśnie zaczęły się sypać.

- Bella? - usłyszałam wołający mnie głos.

Odwróciłam się do tyłu, aby spotkać się z oczami Alana.

- Idziesz? - zmarszczył delikatnie brwi, przyglądając mi się z góry.

- Uh-tak - poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam razem z nim do czekającej niedaleko Jall.

Czeka mnie interesujący wieczór.









*

xx. B

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro