18. Poeta byłby z ciebie marny.
Moje ciało drgnęło kiedy mózg zagrał ze mną w sen o upadku, który zawsze kończył się wybudzeniem w momencie zderzenia z powierzchnią. Ledwo się poruszyłam, a ból z prędkością światła rozprzestrzenił się po moim ciele. Skrzywiłam się nieznacznie wciąż mając zamknięte oczy. Nie miałam siły aby je otworzyć, ponieważ wciąż byłam w fazie lekkiego snu podczas którego mogłam jeszcze kontynuować przygodę w krainie marzeń. Przełknęłam ślinę aby zwilżyć spierzchnięte gardło, następnie poruszając nogą aby nieco ulżyć zastanym mięśniom. Jednak gdy tylko to zrobiłam uświadomiłam sobie iż coś spoczywało na moim udzie.
W bardzo powolnym tempie otworzyłam swoje oczy, a przyzwyczajenie się do światła zajęło mi dobre kilkanaście sekund. Najpierw zobaczyłam białe szpitale ściany przez co trochę mnie zemdliło. Nie znosiłam szpitali, co tylko nasiliło się po moich ostatnich problemach a teraz to chyba sięgnęło zenitu. Jednak zaraz mój wzrok spoczął na roztrzepanych blond włosach które układały się na paskudnej pościeli okalającej moje ciało. Głowa Christophera spoczywała na moim udzie, a jedna z jego dłoni niemal całkowicie je obejmowała. Słyszałam jego nierównomierny oddech, ale nie widziałam twarzy ponieważ wciskał czoło w materiał na tyle iż nie byłam w stanie określić czy spał czy nie.
Niewiele myśląc powoli uniosłam dłoń i ułożyłam ją na jego miękkich włosach, które delikatnie zaczęłam gładzić. I to zadziałało jak kubeł zimnej wody, ponieważ chłopak momentalnie podniósł głowę aby na mnie spojrzeć. Jego oczy były przekrwione, a skóra bledsza niż pamiętałam. Odetchnął ciężko i poprawił się na krześle, zdejmując moją dłoń ze swoich włosów aby złapać ją między swoje dwie. Jego zielone tęczówki stały się szklane, kiedy zacisnął usta w wąską linię jakby powstrzymywał się przed płaczem.
- Hej - powiedziałam nieco zachrypniętym głosem, a jego brwi nieco się zmarszczyły.
Mijały kolejne sekundy a on nadal nic nie mówił, przyciskając moją dłoń do swoich ust. Obserwowałam go bardzo uważnie, wyłapując każdą jedną emocję jaka się w nim kłębiła. Pociągnął nosem, a potem odchrząknął i kilkakrotnie pomrugał.
- Jak się czujesz? - zapytał, kciukiem masując moją dłoń.
- W porządku - odparłam, zaciskając palce na jego dłoni. - Jestem trochę obolała, ale przeżyję.
Blondyn skinął głową, następnie biorąc głęboki oddech. To jak na mnie patrzył tylko podwajało mój ból, ale mimo to rozumiałam co teraz czuł. Jay mocno się postarał aby utwierdzić go w przekonaniu iż cokolwiek mi się przytrafi będzie jego winą. To żałosne, bo nie minęło nie wiadomo ile czasu odkąd Chris złożył mu wizytę a po tym kompletnie mu odbiło. Pewnie był na haju jak to zazwyczaj i zaczął szukać problemów. Jednak wybrał sobie na to najgorszy moment, ponieważ Collins i tak już od jakiegoś czasu obwiniał się co wszystko co miało miejsce podczas jedenastu miesięcy jego nieobecności, a teraz lista tylko się wydłużyła.
- Tak strasznie cię przepraszam, Bells - jego szczęka zadrżała, a on sam walczył ze sobą aby się nie rozpłakać.
Jego widok ranił moje serce bo nie chciałam, żeby zrzucał wszystko na siebie. Pobił Jay'a bo potraktował mnie okropnie i bestialsko. Chciał żeby mu się dostało i aby nie przeszło to bez winy, a wszystko tylko się pogorszyło. Stratford mógł chociaż tyle zostawić skoro dobrze wiedział co zrobił, a fakt że Collins mógłby go za to dopaść był raczej powszechnie znany. Zasłużył sobie na to. Ale jego myślenie było inne, chore. I namieszał jeszcze bardziej tylko po to, aby mieć swoje ostatnie zdanie. Zaczęło się od tego, że chciał wyrządzić mi krzywdę i skończyło się na tym iż w końcu ją zrobił. Dopiął swego.
- Wiem, Chris - moje oczy na moment zaszły łzami ale szybko je odgoniłam, sporo przy tym mrugając.
Już samo wspomnienie rąk obcych mężczyzn na moim ciele sprawiało iż miałam ochotę złamać się wpół tu i teraz. Nie chciałam być taka wrażliwa i słaba, ale w obecnej sytuacji zdecydowanie miałam prawo tak się czuć ponieważ sytuacje jak te, nie zdarzają się często. I przede wszystkim nie powinny.
Zwilżyłam wargi językiem wciąż patrząc na jego przystojną twarz. Po tych jedenastu miesiącach nieco się zmieniła. Linia jego szczęki była nieco ostrzejsza, a kości policzkowe jeszcze wyraźniejsze niż były. Był piękny, ale zmęczony.
- Chcesz wody? Zjeść coś? Cokolwiek? - wstał na równe nogi rozglądając się dookoła, chociaż wciąż był nieco pochylony aby nie puścić mojej ręki.
- Kiedy będę mogła stąd wyjść? - zapytałam, czując się cholernie nieswojo w tym miejscu.
- Kurwa no tak, przecież miałem zawołać lekarza jak się obudzisz - zmarszczył twarz w niezadowoleniu, jakby był zły na samego siebie.
- Chris..
- Cholera, czemu zawsze wszystko psuje - mamrotał do siebie, jednocześnie podając mi butelkę wody o którą nawet nie prosiłam ale przyjęłam ją od niego, bo wydawał się być mocno poruszony.
- Chris - powiedziałam jego imię znacznie mocniej, co sprawiło że w końcu na mnie spojrzał. - Nic się nie dzieje.
- Wręcz przeciwnie - zacisnął na moment szczękę i pociągnął nosem. - Lepiej pójdę po lekarza i zaraz cię stąd zabierzemy.
Pokiwałam powoli głową i mocniej ścisnęłam jego dłoń, zanim wyślizgnęłam ją z jego uścisku. Blondyn zniknął za drzwiami, a ja zważając na to iż miałam już butelkę wody w dłoniach, zdecydowałam się jej napić. Następnie próbowałam podnieść się nieco wyżej i zmienić niewygodną pozycję i właśnie wtedy ból dał o sobie znać. Zacisnęłam mocno zęby a potem przekręciłam się aby usiąść na kraju łóżka. Moje stopy dotknęły zimnej nieprzyjemnej podłogi, a ja z jękiem bólu stanęłam na równe nogi. Najbardziej bolało mnie w okolicach żeber gdzie prawdopodobnie dostałam najwiecej razy. Chciałabym wyprzeć te wspomnienia ze swojej podświadomości, ale nie było to takie łatwe. Powoli podeszłam do wiszącego na ścianie małego lusterka, a widok jaki w nim zastałam odrobinę mnie przeraził. Prawa strona mojej twarzy była posiniaczona od mocnego uderzenia. Skóra przybrała fioletowo-żółty odcień a ja uniosłam rękę aby jej dotknąć. Nie bolało mnie jakoś bardzo, chyba że naciskałam nieco mocniej ale wciąż. Kolejne przypomnienie ubiegłego wydarzenia widniało na moim ciele przez co miałam ochotę wyć.
Drzwi do sali się otworzyły a ja gwałtownie odwróciłam się od lustra, starając się zamaskować ból który nasilił się poprzez nagłą zmianę pozycji. Collins w sekundzie się przy mnie znalazł, kładąc dłoń na dole moich pleców dla asekuracji jakbym miała upaść.
- Powinnaś odpoczywać - skarcił mnie, unosząc stanowczo brew.
- Nic mi nie jest - odparłam, zadzierając głowę do góry aby dobrze na niego spojrzeć.
Chwilę potem do pomieszczenia wszedł mężczyzna w białym fartuchu i dokładnie przejechał po mnie wzrokiem, a potem zatrzymał się na mojej twarzy.
- Jestem doktor Brennon. Jak się Pani czuje? - zapytał, a jego brwi były zmarszczone.
Współczucie biło od niego na kilometry.
- Dobrze. Kiedy mogę zostać wypisana? - spytałam od razu nie marnując czasu.
Marzyłam żeby znaleźć się we własnym łóżku. Najlepiej w Burlington.
Lekarz nieufnie na mnie patrzył, ale mimo wszystko po dłuższej chwili skinął głową.
- Rozumiem że w Pani stanie, chciałaby się Pani znaleźć już w domu i odpocząć co jak najbardziej popieram. Chciałem także poinformować ze zawsze może pani wrócić a my możemy zaoferować pomoc psychologa w razie potrzeby lub...
- Mówiłam już że nic mi nie jest i chce wrócić do domu. To wszystko - przerwałam mężczyźnie zanim zdążył powiedzieć więcej.
Nie potrzebowałam niczyjej litości i smutnych spojrzeń bo zostałam pobita. To ostatnie czego aktualnie było mi trzeba.
- W porządku - doktor Brennon skinął głową. - W takim razie otrzymuje Pani zezwolenie. Proszę odpoczywać i się nie przemęczać. Przepiszę Pani leki przeciwbólowe i jest Pani wolna - oznajmił, a potem wyjął z fartucha notes i zacząć coś w nim pisać aż w końcu wyrwał kartkę aby mi ją wręczyć.
- Dziękuję - odparłam, a gdy tylko wyszedł spojrzałam na Collinsa.
- Chodźmy - blondyn założył mi kosmyk włosów za ucho, a potem powoli ruszyliśmy do wyjścia.
Jedynym plusem było to, że wciąż byłam w swoich ubraniach więc nie musiałam gmatwać się z okropnymi szpitalnymi piżamami. Całą drogę do wyjścia z budynku przebyłam z wzrokiem utkwionym w podłodze. Po pierwsze nie chciałam aby ktoś patrzył na moją poobijaną twarz, a po drugie nie chciałam patrzeć na ludzi i denerwować się ich wścibskością i spojrzeniami. Dopiero kiedy wsiadłam do samochodu Collinsa a on wyjechał z terenu szpitala, poczułam się jakbym mogła odetchnąć.
Przez całą drogę Christopher starał się namówić mnie do rozmowy. Nie naciskał i nie starał się wywołać we mnie gorszych emocji, ale moja cisza i brak chęci nie były jego winą. Musiałam najpierw wszystko przetrawić.
- Masz może papierosa? - zapytałam, kiedy brał kolejny zakręt.
Blondyn skinął głową, a potem wskazał palcem na schowek.
- Są w środku. Zaraz będziemy na miejscu to zapalimy - odpowiedział, na co zmarszczyłam brwi.
Patrząc na okolice do akademika wcale nie było blisko. Uchyliłam wargi aby coś powiedzieć, ale chłopak zdążył mnie wyprzedzić.
- Pomyślałem, że lepiej zrobi nam noc w hotelu. Akademiki są głośne i tłoczne, a powinnaś wypocząć - odchrząknął, prawdopodobnie obawiając się mojej reakcji.
Nawet nie ma pojęcia jak się cieszę, że coś takiego zrobił. A ja nawet nie musiałam go prosić.
- Austin wcześniej przywiózł mi kilka twoich rzeczy z akademika, więc..
Nie myśląc o jakichkolwiek skutkach nachyliłam się mocno w jego stronę aby przekręcić jego twarz do siebie i złączyć razem nasze usta. Pocałunek nie trwał długo, ponieważ nie chciałam ryzykować wypadku samochodowego. Dopiero co wyszłam ze szpitala i nie chciałam tam wracać. Pocałowałam Christophera aby dać mu do zrozumienia iż doceniam jego starania i jestem wdzięczna, że tak się starał. Wiedziałam iż powinnam także werbalnie mu to zakomunikować, ale wolałam zrobić to gdy będę w pełni gotowa na rozmowę.
Collins szczerze się uśmiechnął i delikatnie przygryzł wargę, kontynuując drogę w ciszy. Po około pięciu minutach parkował już pod hotelem i razem wysiedliśmy z samochodu. Usiadłam na jego masce i przyjęłam papierosa od Chrisa, którego zaraz odpaliłam. Musiałam także przyznać że minimalna dawka nikotyny nieco poprawiła mój wewnętrzny niepokój, którego ciężko było mi się pozbyć. Byłam już zmęczona tym, że ciągle przytrafiało mi się coś złego. Dlatego musiałam korzystać i napawać się obecnością Christophera. Okoliczności nie były zbyt dobre, ale jego szmaragdowe oczy zabierały mi po uncji bólu z każdą chwilą.
- Jeśli myślisz, że jestem zła albo zawiedziona to możesz przestać już tak myśleć. Głowa zaraz zacznie ci parować - skomentowałam, widząc jak błądził gdzieś w odmętach własnego umysłu.
Niepotrzebnie się obwiniał. Jay Stratford zawsze miał psychopatyczne i socjopatyczne skłonności. Jestem w stu procentach pewna, że stwierdziłby tak każdy jeden psycholog który podjąłby się takiego skomplikowanego przypadku. To, że akurat nie mógł znieść iż Collins był silniejszy od niego i obił mu twarz za wymuszanie na mnie aktywności seksualnej, było najgłupszym powodem aby w taki sposób się odpłacić. W końcu dostał z takiego powodu iż chciał mnie skrzywdzić, a odpłacił się tak że znowu skrzywdził mnie chociaż zarzekał się że chodziło o Chrisa. Że tylko tak do niego dotrze. Z tym że udało mu się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Bo dotarł i do mnie. A wszystko przez to, że ponad dwa lata temu oczarował mnie jego uśmiech i fasada zabawnego oraz szczerego chłopaka. Byłam głupia i naiwna, dając się na to złapać.
- Powinnaś być - odparł, a dym wydostał się spomiędzy jego warg.
- Nie - pokręciłam głową. - To Jay. A poza tym, w momencie kiedy dowiedziałam się że go pobiłeś byłam wdzięczna, że zrobiłeś dla mnie coś takiego, plus zasługiwał sobie - zaciągnęłam się papierosem, a po chwili wypuściłam biały obłok. - To co zrobił nie było twoją winą. Równie dobrze mógł zrobić coś takiego bez powodu, w końcu.. - zaczęłam, ale w momencie przestałam mówić.
Zacisnęłam na moment wargi i strzepnęłam dym z papierosa, machając drugą ręką na znak iż nie było to istotne. Ale na nieszczęście, Christopher mnie znał.
- W końcu co? - uniósł brew, stając tuż przede mną a jego uda dotykały moich kolan.
Westchnęłam męczeńsko, znów dostarczając sobie potrzebnej dawki nikotyny.
- Nic - wzruszyłam ramionami.
- Dokończ, dla własnego dobra - jego stanowczy wzrok prześwietlał moją twarz, a ja byłam zbyt zmęczona na to wszystko.
Co prawda dobrze udawało mi się do tego czasu wszystko ukrywać, ale jak to mówią nigdy nic nie pozostaje tajemnicą. Każda prędzej czy później da o sobie znać.
- Skoro musisz wiedzieć - odetchnęłam ciężko, a potem przełknęłam ślinę i odwróciłam od niego wzrok, który teraz spoczął na tlącym się papierosie. - Bywało tak, że kilka razy mnie uderzył. Kiedy byliśmy na końcówce związku.
Gdy tylko wypowiedziałam te zdania Christopher przede mną stężał. Jego mięśnie się spięły a szczęka niebezpiecznie drgnęła. Pociągnął nosem, znów się zaciągając a potem z jego gardła wydobyło się najbardziej obce i przerażajace prychniecie jakie w życiu słyszałam.
- Powinienem był go zabić, a nie pobić - stwierdził lodowatym głosem. - Dlaczego nic nie mówiłaś?
- A co chciałeś żebym ci powiedziała, co? Wtedy nie koniecznie za sobą przepadaliśmy - wzruszyłam ramionami.
Chris nabrał powietrza do płuc, które zaraz ciężko wypuścił. Przeczesał włosy dłonią a potem wyrzucił niedopałek papierosa. Za to mój nadal znajdował się między moimi palcami, co jakiś czas wędrując do ust. Potrzebowałam tego papierosa i nie chciałam aby się kończył.
Collins spojrzał prosto w moje oczy, wcześniej analizując posiniaczoną część mojej twarzy.
- Nie zasługujesz na to wszystko - stwierdził nieco ciszej, przyglądając mi się. - Jesteś najpiękniejszą istotą na świecie i nie mam na myśli wyglądu zewnetrznego, chociaż i on sprawia że wariuję.
Uśmiechnęłam się przez łzy w oczach, krótko parskając śmiechem kiedy tak na siebie patrzyliśmy.
- Poeta byłby z ciebie marny - rzuciłam zaczepnie, a potem złapałam jego bluzę i przyciągnęłam go do swoich ust.
Wyrzuciłam w międzyczasie papierosa, który jak się okazało nie był mi już taki potrzebny. Wciskałam w usta Collinsa mocny pocałunek, podczas gdy on ułożył dłonie na moich bokach najdelikatniej jak potrafił. Całowaliśmy się dobre pięć minut, aż w końcu zabrakło mi tchu. Gdy tylko nasze wargi się odłączyły, te jego spoczęły na moim czole. Zamknęłam oczy napawając się jego osobą, aż w końcu zrobił krok do tyłu.
- Lepiej chodźmy, bo robię się głodny - puścił mi oczko, a potem ruszył do bagażnika aby wyciągnąć torbę w której jak przypuszczam były nasze rzeczy.
Ruszyliśmy razem do wnętrza hotelu, a ja pozostawałam cicho podczas gdy Collins załatwiał podstawowe procedury.
Pierwsze co zrobiłam po wejściu do pokoju to wzięcie prysznica. Uporczywie starałam się zmyć z siebie wszelkie wspomnienia dzisiejszego dnia, co raczej nie należało do możliwych ale spróbować nie zaszkodziło. Ubrałam na siebie luźną koszulkę i czarne obcisłe spodenki z Nike. Muszę przyznać, że te czynności nieco sprawiały mi problem a szczególnie kiedy wymagało to ode mnie unoszenia rąk. Jednak mimo wszystko poradziłam sobie raczej sprawnie, a potem zebrałam swoje rzeczy i wróciłam do pokoju gdzie wszystko ułożyłam. Christopher udał się pod prysznic minutę później, a ja wygodnie ułożyłam się na wielkim łóżku i wzięłam do ręki swój telefon.
Miałam na nim kilka wiadomości od Meredith i Austina, na które od razu odpisałam. Nie chciałam ich martwić co przewyższało moje niechęci do poruszania tematu. Poinformowałam ich iż jestem nieco obolała, ale poza tym wszystko było w porządku. Później przeglądałam Instagrama i oglądałam jakieś losowe filmiki które się tam wyświetlały, aż w końcu Collins wrócił do pokoju.
Miał na sobie jedynie czarne dresy, jego włosy nadal były mokre a zapach żelu pod prysznic zawładnął całym pomieszczeniem tak, jak i moim umysłem i ciałem. Odłożyłam telefon na szafkę nocną, bez skrupułów obserwując blondyna który szukał czegoś w torbie. Chwilę później rzucił tubkę jakiegoś żelu na materac, a potem na mnie spojrzał.
- Połóż się płasko na plecach i podwiń koszulkę. Ta maść podobno działa cuda, a jeśli nie to pozwę aptekę - odetchnął cicho, a ja delikatnie się uśmiechnęłam.
Powoli zsunęłam się niżej, co także do łatwych nie należało ponieważ ból dawał o sobie znać. W końcu udało mi się wygodnie ustawić, więc podsunęłam koszulkę do góry dając Chrisowi widok na mój brzuch i żebra. Blondyn ułożył się obok mnie, a potem otworzył maść i nałożył sobie odrobinę na rękę. Chwilę później jego dłoń zetknęła się z moją skórą na co lekko syknęłam, ale pozwoliłam mu kontynuować. Patrzyłam uporczywie w sufit, lekko mrużąc oczy ponieważ nie było to najprzyjemniejsze z uczuć. W końcu musiał naciskać moje obolałe i posiniaczone miejsca nieco mocniej, aby chłodny żel dobrze się wchłonął.
- Wiem, że cię boli. Zaraz skończę - jego głos był delikatny, co o dziwo pomagało.
Cóż, to albo fakt że był bez koszulki a ja pozwalam sobie od czasu do czasu na niego zerkać.
- Co chciałabyś zjeść? - zapytał, rozprowadzając kolejną warstwę maści.
- Nie mam za bardzo apetytu - mruknęłam pod nosem.
- W takim razie wezmę dla ciebie coś lekkiego - poczułam jak materiał mojej bluzki opada na mój brzuch, a potem Christopher złożył krótki pocałunek na moich ustach. - Zaraz wrócę.
Obserwowałam jak nakłada na siebie koszulkę, a potem opuszcza pokój. Uśmiechnęłam się nieco do siebie, podciągając się powoli wyżej. A potem mój telefon zaczął dzwonić. Wzięłam urządzenie do ręki przyglądając się rzędowi nieznanych mi cyfr. Nie miałam pojęcia kto mógłby chcieć się ze mną skontaktować, ale zdecydowanie nie miałam ochoty na rozmowy. Może to jakaś Pani z banku? Kto wie. Jeśli ta osoba chce coś ważnego, to jeszcze zadzwoni.
I zaraz ten sam numer spróbował ponownie. Patrzyłam na wyświetlacz ze zmarszczonymi brwiami, aż w końcu przesunęłam po nim palcem aby odebrać.
- Halo? - powiedziałam niepewnie, czekając na odzew.
- Bella? To ja, Alan. Mam twój numer od Meredith - oznajmił, a ja odetchnęłam.
- Oh, w porządku. Co jest?
- Słuchaj, nie chcę się narzucać i wiem że pewnie nie masz ochoty rozmawiać ale.. - zatrzymał się na moment - wiem co się stało i mogę ci pomóc. Jest coś co wiem i na co mam dowody, co mogłoby zamknąć Stratforda raz na zawsze. Bez strat ubocznych.
Muszę przyznać, że lekko mnie ścięło ponieważ nie byłam gotowa na takie coś.
- Chciałem tylko, żebyś to wiedziała. Porozmawiamy na spokojnie jak będziesz miała czas, ale myśle że taks informacja może chociaż trochę uspokoić twoje nerwy - powiedział, zanim zdążyłam jakkolwiek odpowiedzieć.
- W takim razie będę dzwonić kiedy wrócę już do akademika. Dziękuje Alan - powiedziałam szczerze.
Jeśli istnieje chociażby cień szansy, że ten psychopata zostanie pozbawiony wolności to muszę się do tego przyczynić.
- Do usług. Śpij dobrze - i po tym się rozłączył.
*
Nie będę tłumaczyć czy siebie czy powodów dla których nie pisałam tej książki bo nie jest to szczególnie istotne. W dalszym ciągu nie mam za bardzo pragnienia aby ją skończyć, ale zrobię to ze względu na was. Nie spodziewałam się takiego odzewu a propos OMT co trochę mnie zdziwiło. Zaczęłam pisać pierwszą część w 2016 roku i teraz oczy mnie pieką kiedy wracam do Be Mine. Zaczęłam rozważać czy przypadkiem jej nie poprawić i trochę nie zmienić, ale nie diametralnie i bez usuwania całości.
OMT nie będzie długie tak jak i pierwsza część. Myślę, że jakoś 30 rozdziałów. Mimo iż są wakacje obowiązki i praca nie uciekają, dlatego nie podaję żadnych dat czy określonych ilości czasu jeśli chodzi o rozdziały jakiejkolwiek książki. Życzę wam wszystkim udanego lata.
Do następnego.
xx. B
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro