Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Co teraz zrobimy?

Przygryzałam nerwowo wargę, chodząc w kółko po pokoju akademika. Starałam się coś wymyślić żeby Jay się odwalił, ale to nie była do końca prosta sprawa.

- A tobie co? - zapytała Meredith, która stała z papierową torbą zakupów tuż przy drzwiach.

Nawet nie zauważyłam kiedy przyszła. Byłam tak mocno pogrążona we własnych myślach że kompletnie odleciałam.

- Nic - mruknęłam pod nosem, następnie głośno wzdychając. - Kupiłaś to wino?

Meredith zmarszczyła swoje równe brwi i przekręciła delikatnie głowę w bok.

- Kupiłam trzy - wzruszyła ramionami. - Wyciągnij kieliszki.

Skinęłam głową, a potem otworzyłam szafkę mebla znajdującego się niedaleko mojego łóżka. Tam trzymałyśmy najbardziej potrzebne rzeczy czyli alkohol, naczynia z których go piłyśmy i dwa satynowe szlafroki. Idealny asortyment dla dwóch zmęczonych życiem studentek.

Położyłam kieliszki na szafce, następnie poprawiając koc i poduszki na łóżku Meredith. Kiedy skończyłam, wgramoliłam się na materac delikatnie stukając o siebie szkłem. Brunetka po chwili zajęła miejsce naprzeciw mnie trzymając w dłoni otwartą butelkę białego wina. Sprawnie wypełniła naczynia, a potem odłożyła alkohol na podłogę obok łóżka i spojrzała na mnie marszcząc brwi. Stuknęłyśmy się kieliszkami i upiłyśmy pierwszy łyk w synchronizacji kiwając głową, akceptując smak trunku. Założyłam kosmyk włosów za ucho, przekręcając kciukiem pierścionki na pozostałych palcach.

- Okej, możesz zacząć mówić - Meredith posłała mi spojrzenie, na co przewróciłam oczami ale zaraz głośno westchnęłam sygnalizując kapitulację.

- Jay. Znowu - dźgnęłam językiem swój policzek. - Plus powiedziałam Collinsowi o Austinie bo mnie zdenerwował.

Meredith kilkakrotnie pomrugała, a potem pociągnęła zdrowy łyk wina. Jej oczy nieco się rozszerzyły kiedy to robiła, przyswajając do siebie moje słowa.

- Wow - odchrząknęła. - Okej. W takim razie co robimy?

- Nie wiem - tym razem to ja się napiłam. - Mózg mi nie działa w tej kwestii.

- Myślę, że nie działa ci w każdej kwestii - wymamrotała pod nosem, ale widząc moje mordercze spojrzenie zgrabnie zmieniła temat. - Więc myślę, że pierwszą i najważniejszą rzeczą zawsze jest rozmowa. Przynajmniej w kwestii Collinsa. Zrobiłaś co zrobiłaś, nie będziesz się przed nim płaszczyć.

Oparłam się ramieniem i głową o ścianę przy której stało łóżko. Przejechałam opuszkiem palca po obręczy kieliszka, a potem spojrzałam przyjaciółce w oczy.

- Wiem. Szczególnie że on też nie oszczędzał się w Londynie - zaśmiałam się krótko, a Mer prawie udławiła się winem.

- On co?! - jej usta szeroko się otworzyły. - A to chuj.

- Meredith. - Upomniałam ją, chociaż w głębi duszy trochę się zgadzałam.

- No co? Jak wrócił to sprawiał wrażenie zakochanego księcia z bajki który zrobi wszystko, żeby cię odzyskać. Jak widać starać się potrafi tylko w Ameryce - fuknęła. - Jego reputacja trochę upadła w moich oczach. Nie dość że nie potrafił się z tobą skontaktować przez tyle czasu, to jeszcze w trakcie zaliczał sobie jakieś panienki. Jak będzie ci robił sceny odnoście Austina to mu podłóż lustro. Pieprzony, mały...

- Rozumiem - zaśmiałam się, w duchu wielbiąc dziewczynę przede mną.

Wystarczyłoby, żeby Chris nie zjadł ode mnie pizzy albo nie przyjął szklanki wody, a Meredith już mogłaby zmieszać go z błotem. Nie trzeba jej było wiele. Wykorzystywała każdą najmniejszą okazję żeby kogoś zjechać, a ja to kochałam ponieważ byłam taka sama.

- I dobrze - brunetka odgarnęła swoje włosy z twarzy.

Przez kolejną godzinę siedziałyśmy i rozmawiałyśmy o totalnych głupotach. Alkohol także dał o sobie znać, a ja w końcu poczułam się nieco bardziej rozluźniona. Przez moment miałam kompletnie gdzieś jak to wszystko się potoczy, ale niestety tylko przez moment.

Kiedy Meredith była w trakcie otwierania drugiej butelki wina a moja głowa swobodnie zwisała z łóżka, ktoś zapukał do drzwi. Spojrzałam w kierunku mojej przyjaciółki, a ona także patrzyła już na mnie. Zmarszczyłyśmy brwi w synchronizacji, a potem Mer podeszła do drzwi aby je otworzyć.

- Mogłaś mnie poinformować, że zamierzasz powiedzieć Collinsowi że ze sobą spaliśmy - zmęczony głos Austina dotarł do moich uszu.

Niezgrabnie zeszłam z łóżka, poprawiając szary sweter w jaki byłam ubrana. Odchrząknęłam i odgarnęłam włosy do tyłu, powoli podchodząc do ciemnowłosego który stał wewnątrz pokoju z rękami w kieszeniach czarnych joggerów. Nie patrzył na mnie z wyrzutem, na co mentalnie odetchnęłam z ulgą.

- Zdenerwował mnie - mruknęłam pod nosem.

Jeszcze przez chwile na siebie patrzyliśmy, aż w końcu głośno odetchnęłam.

- Przepraszam. Mogłam chociażby powiedzieć ci po fakcie - przetarłam twarz dłońmi. Byłam zmęczona - Nie wytrzymałam. On robił ze mnie taką sierotę przez to wszystko z Jay'em i... - pokręciłam głową. - Sam świetnie się bawił w Londynie jakby było mało, więc..

- Boże, uspokój się - Austin krótko parsknął śmiechem, a potem podszedł bliżej mnie aby przytulić mnie do swojej klatki piersiowej. - Rozumiem.

Odetchnęłam z ulgą, mocniej wtulając się w jego czerwoną bluzę którą tak często nosił.

- Czyli z nim rozmawiałeś? - zapytałam delikatnie, bojąc się odpowiedzi.

- Tak, rozmawiałem - oznajmił.

Powoli się od siebie odsunęliśmy, a ja spojrzałam w oczy chłopaka.

- I? - objęłam swoje ramiona, czekając na to co ma do powiedzenia.

Austin głośno westchnął, a potem spojrzał na Meredith która podała mu kieliszek wypełniony winem. Bez wahania go przyjął i wypił prawie cały jednym haustem.

- Cóż, było ciężko - oznajmił. - Ale jest dobrze. Chyba.

Odetchnęłam krótko, chociaż jego słowa wcale mnie nie uspokoiły.

- Mamy teraz gorszy problem, czyż nie? - zapytał, a potem dokończył swoje wino i podał Mer puste naczynie. - Collins mocno go poobijał. Zasłużył, ale teraz mamy problem.

Dobrze wiedziałam o czym mówił i on także był pewny, że rozumiałam.

- Muszę iść do Chrisa - wypaliłam nagle, kompletnie nie myśląc.

Wkurzała mnie już ta jego duma, czy cokolwiek. Nie odezwał się do mnie ani razu w przeciągu ostatnich dni. Gdybym ja robiła coś takiego za każdym razem, kiedy dowiadywałam się o czymś z jego życia co mnie raniło to chyba znów nie widzielibyśmy się kilkanaście miesięcy.

- Co? - Meredith zmarszczyła brwi.

W tym samym czasie Austin skinął głową.

- Powinnaś. Ten matoł zaczął za dużo myśleć i przez to sam sobie komplikuje życie - stwierdził Jones, a potem spojrzał na Meredith. - Ja za to chętnie wypije to wino.

Wzięłam telefon do ręki i bez wahania wybrałam jego numer. Musiałam się upewnić gdzie był, ponieważ zdecydowanie nie chciałam samotnie pojawić się w męskim akademiku. To miejsce jest czasami przerażajace.

Wyszłam na korytarz, gdzie było nieco ciszej i wsłuchiwałam się w pojedyncze sygnały. Nie odbierał.

- Kurwa - mruknęłam pod nosem, a potem pewnym krokiem ruszyłam do drugiej części budynku.

I dopiero kiedy przemierzałam korytarz na którym przewijali się zarówno chłopcy jak i dziewczyny, zdałam sobie sprawę że nawet nie wiedziałam w którym pokoju on mieszkał. Jednak okazało się, że ta informacja nie będzie mi potrzebna. Na samym końcu długiego korytarza widziałam nie małe zgromadzenie, a kiedy tylko usłyszałam ten śmiech, jego śmiech, wiedziałam że nie wróży to nic dobrego.

Wetknęłam telefon do kieszeni swoich skórzanych spodni i szybko ruszyłam przed siebie. Nogi tak cholernie szybko mnie prowadziły, że czułam się jakbym jechała samochodem. To, albo po prostu alkohol dał o sobie znać nieco bardziej.

- Zamknij się - jego wkurwiony głos echem rozniósł się po korytarzu.

- Prawda boli? - odpowiedział inny chłopak, ale ten głos też znałam.

Szybko przecisnęłam się pomiędzy stojącymi dookoła ludźmi. Ledwo miałam miejsce aby stać, ponieważ korytarz wcale nie był taki szeroki jak się wydawał. I zatrzymałam się dokładnie w momencie, kiedy Chris wymierzył cios Alanowi.

Wzdrygnęłam się, widząc jak pięść Collinsa weszła w kontakt ze szczęką tego drugiego. Moje serce zaczęło bić szybciej, bo nie znosiłam bijatyk. Szczególnie jeśli brała w niej udział bliska mi osoba. Przez chwilę byłam w szoku, ale kiedy Alan uderzył blondyna poczułam jak prąd przeszywa całe moje ciało.

- Stop! - krzyknęłam, zwracając tym samym na siebie uwagę.

Uwagę wszystkich, tylko nie bijącej się dwójki.

W końcu odważyłam się zrobić krok, a gdy tylko tak się stało Chris postanowił się zamachnąć. Jego łokieć uderzył prosto w mój lewy bark. Siła z jaką to zrobił była na tyle potężna, że zachwiałam się na nogach i omal nie upadłam. Moja dłoń instynktownie powędrowała w tamto miejsce, a ciche syknięcie bólu wydostało się spomiędzy moich warg. Dopiero wtedy obydwoje na mnie spojrzeli.

- Co... - Chris spojrzał w moje oczy, a potem jego wzrok powędrował na bark za który się trzymałam. - Kurwa.

Blondyn nerwowo przygryzł wargę, a potem ujął moją twarz w swoje dłonie. Badawczo przyglądał się mojej twarzy jakby chciał się upewnić że wszystko gra.

- Przepraszam, ja...

- Gratulacje - odezwał się Alan. - Idę stąd zanim zrobię coś głupiego. Chociaż jak widać jest to twoja działka. - Ciemnowłosy splunął krwią, a potem spojrzał na mnie. - Nie chciałem, żebyś to widziała Blake. Następnym razem uważaj jakich znajomych sobie dobierasz.

A potem zwyczajnie nas wyminął, przy okazji rozpraszając tłumy ludzi, którzy chyba liczyli na dłuższy pokaz i z rozczarowaniem zaczęli wracać do swoich pokoi.

Zrobiłam krok w tył, a ręce Chrisa opadły z mojej twarzy. Jego zielone oczy były przepełnione paniką i zanikającą złością.

- Dlaczego przyszłaś tu sama? Nie powinnaś tego robić - pokręcił głową, nie spuszczając ze mnie wzroku.

- Nie odbierałeś - powiedziałam lekko zachrypniętym głosem, a potem poruszyłam barkiem który odrobinę mnie bolał. - Chciałam pogadać.

Blondyn zamknął na moment oczy, a potem popatrzył w bok unikając ze mną kontaktu wzrokowego. Staliśmy tak jeszcze przez chwile, aż w końcu skinął głową w kierunku najbliższych drzwi.

- Chodź - otworzył drewnianą płytę, trzymając ją dla mnie otwartą kiedy wchodziłam do środka.

Duże łóżko w granatowych barwach stało tuż przy oknie, a na podłodze walały się kartony z wciąż niewypakowanymi rzeczami. Zmarszczyłam lekko brwi zdając sobie sprawę, że Chris nie posiadał współlokatora chyba że gość spał na podłodze.

Powoli podeszłam do jego łóżka i usiadłam na materacu. Ułożyłam dłonie na swoich udach, bawiąc się pierścionkami. Sama nie wiedziałam od czego chciałam zacząć rozmowę i teraz siedziałam tu z pustką w głowie co zdecydowanie nie pomagało.

A potem poczułam jak materac się ugina a Chris siada obok mnie. Czułam na twarzy jego wzrok i chociaż odrobinę bałam się na niego popatrzeć, to jednak i tak to zrobiłam. Jego szmaragdowe tęczówki przeszywały mnie na wylot. I już miałam zacząć coś mówić kiedy nagle chłopak sprawnym ruchem przełożył moje udo przez swoje nogi nakierowując mnie, abym usiadła na nim okrakiem. Automatycznie ułożyłam dłonie na jego ramionach, podczas gdy on ułożył swoje na dole moich pleców. A potem pociągnął mój sweter w dół, a jego usta znalazły się na moim lewym barku.

- Boli cię? - zapytał niemal szeptem, wargami przejeżdżając po mojej skórze.

- Nie - i nawet nie kłamałam.

Jak coś mogło by mnie boleć, kiedy siedziałam tak blisko niego a jego usta mnie dotykały?

- Przepraszam. Nie chciałem - jego gorący oddech drażnił okolice mojej szyi.

Nie rozumiałam jakim cudem po tym wszystkim co się działo, był dla mnie tak cholernie słodki. Trzymał mnie jak najdroższy eksponat, a jego ciepłe wargi delikatnie i przyjemnie muskały moje ciało. Jeśli będzie to kontynuował, to zaraz się roztopię.

- Dlaczego się nie odzywałeś? - zapytałam, tym samym przerywając jego pieszczotę.

Podniósł wzrok prosto na moje oczy, głośno przy tym wzdychając.

- Chciałem - zacisnął na moment wargi, a potem znów otworzył usta. - Stałem nawet przed twoim pokojem, ale nie odważyłem się zapukać.

- Czemu? - zmarszczyłam brwi, nie do końca rozumiejąc.

W końcu to ja zrzuciłam na niego bombę, informując że przespałam się z jego przyjacielem który był także moim przyjacielem. I tak, może i ja również dowiedziałam się że on także sypiał z kimś w Londynie ale nie byłam aż taką hipokrytką żeby robić o to problem. I on także nie powinien być hipokrytą. Nie w takiej sytuacji.

- Myślałem, że nie będziesz chciała mnie widzieć - powiedział nieco ciszej.

- To było przed, czy po tym jak rozwaliłeś twarz Jay'a? - zapytałam z uniesioną brwią.

Niemal niewidoczny uśmieszek wkradł się na jego twarz. Ten arogancki dupek był z siebie cholernie dumny. Nie mogłam powiedzieć, że byłam na niego zła. To znaczy, tak, w dzień przyjęcia zaręczynowego mojego ojca trochę mnie rozczarował. Cały dzień dziwnie się zachowywał. Potem to rozwiązaliśmy tylko po to, żeby zaraz znów się posprzeczać. I na dodatek pobił Stratforda. To akurat było kwestią sporną w mojej głowie. Z jednej strony byłam trochę zła, bo myślałam że już więcej go nie spotkam po naszej ostatniej rozmowie. Jednak z drugiej strony, byłam cholernie zadowolona że już kolejny raz dostał po twarzy zważając na to co próbował zrobić jakiś czas temu.

- Przed i po - stwierdził, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.

Moje dłonie powędrowały do jego miękkich włosów, gdzie delikatnie je zacisnęłam. Przez ten cały czas kiedy się nie widzieliśmy, myślałam że było między nami źle. I wystarczyło jedno spotkanie, żeby rozwiać wątpliwości. Nie mam pojęcia jak funkcjonuje nasza relacja, ale nie będę narzekać. Nienawidzę się z nim kłócić. I chociaż bardzo nie chciałam teraz psuć tej chwili, to wiedziałam że muszę wszystko wyjaśnić aby potem się nie zamartwiać.

- Co z Austinem? - zapytałam, nerwowo przełykając ślinę.

Mięśnie Chrisa nieco się spięły, ale za moment znów się rozluźniły.

- Staram się to przetworzyć - oznajmił przez lekko zaciśnięte zęby. - Ta cała sytuacja jest popieprzona, ale nie chce się z nim kłócić. Szczególnie nie teraz, kiedy mamy na karku oddech największego idioty jaki widział ten świat.

- Huh - zmarszczyłam lekko brwi. - Ja tam czuje teraz twój oddech na szyi.

Chris momentalnie posłał mi mordercze spojrzenie, podczas gdy ja starałam się zahamować cisnący mi się na twarz uśmiech. Zacisnęłam usta w wąską linię, patrząc na niego pytająco.

- Ale ci się humor wyostrzył - mruknął pod nosem, a potem w możliwie najdelikatniejszy sposób złapał w zęby czubek mojego nosa, żeby zaraz go puścić.

Zmarszczyłam twarz, kiedy to robił, a potem moje wargi uformowały się w uśmiechu. Każdy najmniejszy i najgłupszy gest z jego strony sprawiał, że w moim brzuchu szarżowało stado motyli.

- Co teraz zrobimy? - zapytałam już nieco poważniejszym tonem, doskonale zdając sobie sprawę że igranie z Jay'em nie jest bezpiecznie.

- Jeszcze nie wiem - westchnął, przejeżdżając dłońmi po moich plecach.

- Meredith i Austin siedzą właśnie w pokoju. Możemy do nich dołączyć, to może razem coś wymyślimy? - spojrzałam na niego niepewnie.

Ale ku mojemu zaskoczeniu blondyn skinął głową, a potem pomógł mi zejść z jego kolan.

- Wiesz, że nie mam problemu z tym żeby znowu się z nim bić, prawda? - odezwał się, kiedy wyszliśmy już na korytarz. - Z chęcią zrobię to ponownie.

Moje serce zabiło szybciej. Nie chciałam, aby do tego doszło. I chociaż byłam niemal pewna, że by sobie poradził to i tak się bałam. Bałam się jak cholera, bo zawsze istniał jakiś procent szans że skończyłoby się to cholernie źle. A ja takiego scenariusza nie chcę nawet do siebie dopuścić.

- Wiem. Ale nie chcę, żebyś to zrobił - odpowiedziałam nieco ciszej, patrząc w podłogę.

Dopiero po chwili podniosłam na niego wzrok. Collins od razu się nachylił, aby złożyć pocałunek na moim czole.

- W takim razie tego nie zrobię - a potem złapał za moją dłoń i razem ruszyliśmy wzdłuż korytarza.

Przechadzało się tutaj wielu półnagich chłopaków, a niektórzy z nich wyglądali wręcz przerażająco lubieżnym wzrokiem patrząc na każdą jedną dziewczynę. Ohyda.

Jak tylko znaleźliśmy się przed moim pokojem, odetchnęłam z ulgą. Nacisnęłam na klamkę i pchnęłam drzwi. Gdy tylko to zrobiłam moje serce doznało pieprzonych palpitacji, a ciało zastygło w bezruchu. Na podłodze przy moim łóżku leżał Austin. Jego twarz była prawie cała we krwi, a on sam był nieprzytomny. Poczułam jak Collins szybko mnie wymija i do niego podchodzi, aby kucnąć przy jego ciele.

- Chris - wyszeptałam boleśnie, rozglądając się po pomieszczeniu.

Blondyn obrócił głowę w moją stronę, patrząc na mnie z troską.

- Gdzie jest Meredith? - zapytałam niemal płacząc, kiedy zdałam sobie sprawę że brunetki nigdzie nie było.

A potem mój telefon zaczął dzwonić. Drżącymi dłońmi wyjęłam urządzenie z kieszeni czarnych skórzanych spodni i spojrzałam na jego wyświetlacz.

Jay.






*
xx. B

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro