15. Powiedz coś, dzięki czemu cię znienawidzę.
Nie byłam nawet w stanie spojrzeć na Chrisa. Po tym jak już nieco zeszły ze mnie emocje podczas jazdy samochodem do akademika, czułam się dziwnie. Czułam się, jakbym go rozczarowała chociaż chyba nie do końca miałam czym.
Zielonooki wykonał pełny skręt w lewo, a jego palce wyprostowały się kiedy to robił. Przygryzłam dolną wargę bojąc się tego co się wydarzy kiedy wejdziemy do środka. Byliśmy już prawie na miejscu, a przez całą drogę nie zamieniliśmy ani słowa. Chyba żadne z nas nie wiedziało od czego zacząć i czy w ogóle zaczynać. Alkohol wciąż płynął w moich żyłach co zważając na okoliczności, lekko mi pomagało. Przeczesałam dłonią swoje długie włosy, delikatnie przy tym odchrząkując. Dokładnie w tym czasie Chris parkował samochód, a ja gdzieś w głębi serca bałam się że nie wróci ze mną do akademika. Moja dłoń lekko zadrżała kiedy odpinałam pas. Wzięłam do ręki swoją torebkę a potem nacisnęłam na klamkę, aby otworzyć drzwi.
I cholernie mi ulżyło kiedy Collins zrobił to samo, a potem obydwoje ruszyliśmy do budynku. Również w ciszy.
Kilka minut później obydwoje przekroczyliśmy próg mojego pokoju. Meredith nie było, co w tym momencie ułatwiało sprawę ponieważ wyobrażałam sobie jak niezręcznie mogłoby być. Odłożyłam klucze na swoje biurko, a potem zdjęłam moje szpilki i odetchnęłam z ulgą. Rzuciłam torebkę na łóżko, a potem wyprostowałam się i zwróciłam w stronę Chrisa. Trzymał dłonie w kieszeniach spodni, patrząc na mnie z góry. Jego mocno zarysowana szczęka była teraz nieco spięta, co mocniej uwydatniało jego piękne rysy.
A potem zwyczajnie do mnie podszedł, szczelnie zamykając moje ciało w swoich ramionach. Zamknęłam oczy, mocniej wtulając się w jego tors. Poczułam jak opiera policzek na czubku mojej głowy, a jego dłonie powoli przesunęły po moich plecach, żeby zaraz po tym znów mocno się wokół mnie zamknąć. Odetchnęłam głośno, a fala spokoju ogarnęła całe moje ciało i umysł. Chciałabym żeby ten moment trwał wiecznie.
- Trzymasz się? - zapytał, a jego głos był tak cichy że przypominał szept.
Kącik moich ust na moment podniósł się do góry, ale zaraz opadł na swoje miejsce. Szczerze mówiąc, nie czułam się najlepiej. Jedyne czego chciałam to położyć się spać i na moment odpocząć od rzeczywistości.
- Powiedzmy - wymamrotałam w jego klatkę piersiową.
Odsunęłam się od jego torsu, aby spojrzeć mu w oczy. Nie byłam do końca pewna co jeszcze chciałabym powiedzieć. Nie wiedziałam od czego zacząć.
- Austin wszystko mi powiedział. Jego zdaniem sama nie byłabyś w stanie powiedzieć ani słowa w sprawie Stratforda i po wysłuchaniu jego opowieści wcale się nie dziwię - jego duża dłoń odgarnęła włosy z mojej twarzy, a potem jego kciuk pogładził mój policzek.
Wstrzymałam na moment oddech, uciekając wzrokiem od jego szmaragdowych tęczówek. Wiedziałam, że ta rozmowa prędzej czy później by nastąpiła, dlatego chyba lepiej będzie mieć to już za sobą.
- Nie lubię do tego wracać - przygryzłam delikatnie wnętrze swojego policzka. - W tamtym czasie nie byłam do końca ostrożna. Nie sądziłam że Jay posunie się do czegoś takiego, ale cóż. Nigdy nie znamy nikogo w stu procentach.
Posłałam Chrisowi blady uśmiech, który pozostał na mojej twarzy zaledwie kilka sekund. Zielonooki zmarszczył lekko brwi, przyglądając mi się z żalem. Z pewnością nie spodziewał się, że spadną na niego tak ciężkie informacje. Nikt nie chciałby usłyszeć, że coś takiego przytrafiło się jego najbliższym.
- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo..
- Wiem, Chris. Wiem - przerwałam mu, zanim zaczął rozwodzić się nad tematem. - Nikt nie mógł tego przewidzieć. Jestem w stanie sobie wyobrazić jak możesz się czuć, ale nie wiń się za to że cię nie było. Miałeś swoje sprawy. Każdy miał.
I wtedy ku mojemu zaskoczeniu Collins gwałtownie ode mnie odstąpił. Widziałam jak jego szczęka mocniej się zaciska, a chłopak sam zaczyna przechadzać się po pokoju.
- Oczywiście, że będę się winił - warknął, wbijając we mnie spojrzenie. - Będę się winił, bo podczas kiedy tobie przytrafiały się jedne z najgorszych momentów w życiu, ja byłem w Londynie i pracowałem z pieprzonym Woodem. Byłem jego prawą ręką i wcale nie jestem z tego dumny. Twój kolega Alan też w tym siedział, a ja nawet w tej kwestii nie mogłem być szczery. Bałem się, że wszystko ci powie. Bałem się co o mnie pomyślisz, dlatego udawałem że go nie znam. Potrzebowałem pieniędzy, a los zaśmiał mi się w twarz kiedy to Lucas Wood okazał się być moim nowym szefem. A ja się zgodziłem.
Przez moment wydawało mi się, że stopy wrastają mi do podłogi. Nie, zapadają się pod nią wraz z całym moim ciałem. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka, a lodowaty dreszcz przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa. Nie byłam nawet w stanie mrugnąć.
Moje przypuszczenia, że Alan i Chris się znali się sprawdziły. Spodziewałam się tego, ponieważ cała ta sytuacja wyglądała podejrzanie. Ale Wood? Miałam nadzieję, że jedynie kilka razy na siebie wpadli w Londynie. Nigdy nie przypuszczałabym, że Collins pracował z człowiekiem który wychodził z siebie aby zrujnować nam życie. A poprzez pracę prawdopodobnie mam rozumieć handel narkotykami, czy Bóg jeden wie czym jeszcze.
Zdecydowanie nie spodziewałam się usłyszeć czegoś takiego.
- Oh - było wszystkim co byłam w stanie z siebie wydusić.
Collins stał kilka kroków ode mnie z rękami na biodrach. Jego klatka piersiowa gwałtownie się unosiła i opadała, podczas gdy moja ledwo się ruszała.
- Oh? - ton jego głosu był lekko podirytowany. - To wszystko co masz do powiedzenia?
Zmrużyłam lekko oczy, krzyżując ręce na brzuchu.
- A co chcesz żebym powiedziała? Po usłyszeniu takiego czegoś raczej nie łatwo znaleźć słowa - warknęłam, przestępując z nogi na nogę.
- Cokolwiek! - Chris lekko podniósł głos. - Że jestem idiotą, że na ciebie nie zasługuję! Że będąc w Londynie bratałem się z wrogiem i przespałem się z jakąś dziewczyną kiedy byłem pijany podczas gdy ty w Burlington przeżywałaś swoje tragedie! - zrobił krok do przodu, ale ja dumnie stałam w miejscu.
Cóż, niech mówi dalej. Ten dzień wcale nie był wystarczająco okropny.
- I co jeszcze?! - teraz to ja się odpaliłam. - No dalej, kontynuuj. Powiedz więcej. Powiedz coś, dzięki czemu cię znienawidzę bo dążysz jedynie do tego! Jeśli nie masz jaj żeby odejść sam, to już nie mój problem! - wyrzuciłam ręce w powietrze, patrząc prosto w jego oczy.
Wszystkie emocje z dzisiejszego dnia się we mnie skumulowały. Byłam wściekła. Czułam jak złość ze mnie promieniuje i wypełnia każdą komórkę mojego ciała. Collins zmarszczył brwi, posyłając mi zaskoczone spojrzenie.
- Nie to mam na myśli. Po prostu próbuje ci pokazać jak źle jest mi z tym, że świat cholernie niesprawiedliwie cię potraktował a ja dolewałem oliwy do ognia - powiedział już nieco spokojniej, ale mi było do tego daleko.
- Możesz przestać robić ze mnie życiową sierotę? Byłoby, kurwa, miło - zrobiłam krok w jego stronę, zadzierając głowę do góry. - Nie jestem niewinna.
- Nie rozumiesz - pokręcił głową, a te słowa sprawiły że moja krew wręcz zawrzała. - Jest mi po prostu cholernie źle z tym co robiłem, podczas gdy ty...
- Gdy ja co? - przerwałam jego wypowiedź. - Myślisz, że jedyne co robiłam to wypłakiwałam oczy i leżałam w szpitalu? Jedenaście miesięcy to dużo czasu.
- W takim razie mnie oświeć! - znów podniósł głos, a ja nie wytrzymałam.
I prawdopodobnie będę tego żałować, ale w tamtym momencie przemawiała przeze mnie złość.
- Przespałam się z Austinem! - krzyknęłam równie głośno co on.
A potem nastąpiła głucha cisza.
Chris zrobił krok w tył. Patrzył na mnie ze zmarszczonymi brwiami, próbując przyswoić do siebie moje słowa.
Przełknęłam ślinę, uważnie obserwując jego reakcje. Nie kłamałam. Ostatnie wakacje były dla mnie jak pewnego rodzaju świeży początek. Dostałam się na uczelnie w Nowym Jorku, zdałam sobie sprawę że cokolwiek było pomiędzy mną a Collinsem definitywnie się zakończyło, moi rodzice przechodzili kryzys, a ja świeżo wróciłam do normalnego nastoletniego życia po całej sytuacji ze szpitalem. I podczas tego wszystkiego jedyną osobą jaka nie opuszczała mnie wtedy na krok był Austin. Widywaliśmy się niemal codziennie, rozmawialiśmy i imprezowaliśmy żeby odwrócić od czegoś moje myśli. Nastąpiła ta cała sytuacja z Jay'em, po której Austin stał się jeszcze bardziej opiekuńczy i zaborczy. I pewnego wieczora postanowiliśmy się napić u niego w domu. Byliśmy tylko my i dwie butelki Tequili. Wszystko jakoś się skumulowało i po prostu wyszło jak wyszło. Nie żałuję, że to zrobiliśmy i wiem, że on także. Obydwoje tego potrzebowaliśmy. Nie było między nami niezręcznie i zachowywaliśmy się tak samo jak zawsze. Zupełnie jakby to wszystko nie miało miejsca. Zepchnęłam to daleko do mojej podświadomości, ponieważ nasza przyjaźń jest dla mnie najważniejszą rzeczą na świecie i żadne z nas nie jest na tyle głupie, aby w jakikolwiek ją uszkodzić.
I wtedy drzwi gwałtownie się otworzyły, a do środka weszła Meredith z butelką szampana.
- O, już wróciłaś. W samą porę, uznałam że ten debilny bankiet wejdzie ci na głowę więc uznałam że odrobina Moët poprawi ci humor - uśmiechnęła się, a potem jej mina nieco zrzedła.
Patrzyła to na mnie, to na Collinsa a potem jej ręce opadły wzdłuż ciała.
- Przerwałam coś? - zapytała, a ja natychmiastowo pokręciłam głową.
- Nie. Chris właśnie mnie podrzucił i już miał wychodzić - oznajmiłam, nawet na niego nie patrząc.
Miałam już cholernie dość. Potrzebowałam spokoju. Brunetka skinęła głową i podeszła do swojego łóżka, podczas gdy Collins krótko prychnął pod nosem i wyszedł z pokoju trzaskając za sobą drzwiami.
- Okej, zdecydowanie coś przerwałam - Meredith posłała mi zatroskane spojrzenie. - Wszystko dobrze?
- Nie - zaśmiałam się krótko, a potem podeszłam do szafy. - Zostaw szampana na śniadanie. Potrzebuje snu, a poza tym pomieszałam już dzisiaj alkohole i wole nie ryzykować.
Wyjęłam swój komplet dresowy i zwyczajnie zaczęłam się w niego przebierać.
- Może to i lepiej, nikt nie powinien pić ciepłego szampana.
***
Siedziałam z laptopem w mojej ulubionej kawiarni pisząc esej na temat nowoczesnych strategii marketingowych. Zostało mi jeszcze tylko wymyślić zakończenie i będę wolna. Ostateczni termin wysłania pracy upływa dopiero za trzy dni, ale czułam się zmotywowana. Przez ostatnie czterdzieści osiem godzin zajmowałam się wszystkimi studenckimi sprawami. Napisałam chyba z pięć wypracowań, a niektóre z nich z tygodniowym wyprzedzeniem. Ostatnio wszystko zaczęło mnie przytłaczać i przez to zapomniałam, że powinnam także skupić się na nauce. Nowy Jork to cudowne i magiczne miasto, ale jeśli chcę kontynuować tutaj moją edukacje i mieć jakiekolwiek perspektywy pracy to muszę wziąć się w garść.
Przeczytałam od początku ostatni akapit jaki napisałam, popijając przy tym dyniową latte. Spojrzałam za okno przyglądając się krajobrazowi, który powoli zaczął zmieniać swoją aurę na jesienną. Na moment zawiesiłam swój wzrok na przechadzających się po chodniku ludziach, którzy energicznie o czymś rozmawiali. Kompletnie się odcięłam, obserwując co działo się dookoła mnie. Czasami miło było oderwać się od rzeczywistości i pobawić się w obserwatora.
- Wiedziałam, że cię tu znajdę - gwałtownie obróciłam głowę, spotykając się z oczami osoby która wyrwała mnie z zapatrzenia. - Ostatnio nie mogę cię złapać.
Jal położyła swoją torebkę na jednym z foteli które były po drugiej stronie mojego stolika. Zdjęła z siebie elegancki płaszczyk pozostając w czarnym golfie, jeansach i cienkim beżowym szaliku który był ładnie owinięty wokół jej szyi. Usiadła tuż na przeciw mnie i oparła przedramiona płasko na powierzchni stolika. Jej policzki były lekko zaczerwienione, jakby była w pośpiechu lub zwyczajnie chłodne powietrze zrobiło swoje.
Musiałam przyznać jej rację. Ostatnio faktycznie ciężko było mnie złapać. Starałam się nie pokazywać na uczelni, a jedynie spokojnie wykonywałam zadania i wręczałam je profesorom. Nie miałam ochoty przebywać wśród tłumów, tym bardziej że pośród nich z pewnością zastałabym Collinsa na co nie miałam obecnie ochoty. Szczerze mówiąc, miałam nadzieje że po naszej ostatniej wymianie zdań się odezwie, ale nic takiego się nie wydarzyło. Sama nie byłam pewna czy powinnam się do niego odezwać. Byłam zmęczona tym, że tylko moje akcje i działania były wysoko osądzane i krytykowane. Widziałam w jego oczach jak mnie ocenia, kiedy powiedziałam mu o Austinie. Widziałam rozczarowanie i złość.
Fakt, Austin to jego najlepszy przyjaciel a ja byłam jego dziewczyną. Byłą dziewczyną. Jednak Christopher nie fatygował się odzywać do żadnego z nas jakby nasze relacje nic nie znaczyły. Nie może mieć nam tego za złe, ponieważ nie ma do tego żadnych praw.
- Co jest? - odchrząknęłam, poruszając delikatnie głową.
Musiałam w końcu przestać męczyć się tą sytuacją. Ostatnio zapominam, że prowadzę faktyczne życie poza wszystkimi dramaturgiami.
Jal głośno odetchnęła, wbijając we mnie spojrzenie.
- Dwie sprawy. Po pierwsze, profesor Green ogłosił nowy projekt w parach i chciałam zapytać czy zrobisz go ze mną? - brunetka stukała delikatnie paznokciami o stół, przygryzając wargę.
- Jasne - posłałam jej uśmiech, nie pytając nawet o szczegóły projektu.
Nie znałam wielu osób z mojego roku, ale za to wiedziałam że Jal tak samo jak ja poważnie traktuje wszystkie zadania. Nie kopiuje ich z internetu i faktycznie liczy na to, że wyjdzie stąd z dobrym doświadczeniem i perspektywami pracy. O wiele przyjemniej pracuje się z kimś, kto ma podobne nastawienie.
- Dzięki Bogu - Jal głośno westchnęła. - Poza tym Green zabronił dobierać się w pary z inną płcią. Coś z tym człowiekiem jest poważnie nie tak.
Zmarszczyłam brwi, a same słowa lekko mnie odrzuciły.
- Poważnie? - nie ukrywałam swojego zdziwienia.
Przecież studia to jedna wielka integracja. To chyba nie grzech, aby wykonać projekt z jakimś chłopakiem. Profesor Green już od początku działał mi na nerwy i aż się boje co będzie dalej.
Jal pokiwała głową, a potem na moment mnie przeprosiła ponieważ poszła zamówić sobie herbatę. Zamknęłam laptopa, głośno wzdychając. Dopiero teraz poczułam lekką opuchliznę oczu. W końcu przez ostatnie dwa dni niemal bezustannie wgapiałam się w ekran urządzenia. W końcu brunetka wróciła ze swoją filiżanką i z uśmiechem na ustach upiła łyk napoju.
- Więc - zaczęłam, zwracając jej uwagę. - Jaka jest ta druga sprawa?
Jal zrobiła minę, jakby właśnie sobie przypomniała. Oblizała spierzchnięte wargi a potem odstawiła filiżankę.
- Już mówię. No więc po dzisiejszych zajęciach na teren uczelni wparował jakiś chłopak. Jego twarz była dosyć mocno poobijana i cały czas krzyczał że się zemści - oznajmiła.
- Huh, to dziwne. - Wydęłam wargi, a potem lekko uniosłam brew.
- To nie wszystko - kontynuowała swoją opowieść. - Ten chłopak szukał twojego kolegi Chrisa. Był strasznie zdeterminowany, ale Collinsa dzisiaj nie było. No więc wtedy zapytał o ciebie.
- O mnie? - nawet nie wiem dlaczego jej przerwałam, po prostu ta wiadomość nieco mnie zaskoczyła.
- Tak. I właśnie wtedy do niego podeszłam i powiedziałam że się znamy i czy coś mam ci przekazać. Wtedy on powiedział, żebyś trzymała swojego pieska na smyczy i że jeszcze go dopadnie. Szczerze mówiąc, on chyba był na haju - Jal popatrzyła na mnie z troską. - W kółko mówił o tym, że jeśli Collins nie stanie z nim do walki to pieprzy twoje groźby i cię znajdzie.
Przez moment wydawało mi się, że moja dusza wyszła z ciała i przyglądała się z boku. A może śniłam? Wszystko widziałam jak za mgłą, a słowa Jal odbijały się echem w mojej głowie.
- Bella, proszę powiedz że nie wpakowałaś się w coś głupiego - jej głos zadzwonił w moich uszach.
Pomrugałam kilkakrotnie, a potem uniosłam swój wzrok na twarz dziewczyny.
- Mówił jak się nazywa?
I chociaż doskonale wiedziałam kim owa osoba była, potrzebowałam potwierdzenia. Musiałam to wiedzieć.
- Tak. Jay Stratford.
*
Wybaczcie, że tak długo ale byłam na wakajach.
xx. B
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro