Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. Życzę miłej zabawy.

Podskoczyłam delikatnie czując chłodną ciecz na moim odkrytym ramieniu. Uniosłam swój wzrok na ładną kobietę, która miała na oko około trzydziestu lat. Uważnie zbadała mnie wzrokiem, jakby szukając jakiejkolwiek oznaki czy aby przypadkiem nie wyrządziła mi szkody.

- Och, przepraszam! Nie zauważyłam cię. - Powiedziała zakłopotana, na co jedynie machnęłam ręką.

- To moja wina. Nie patrzyłam przed siebie - odpowiedziałam.

- To tylko woda z lodem, a więc powinno być w porządku. Na całe szczęście nie polałam twojej pięknej sukienki. - Brązowowłosa kobieta odetchnęła z wyraźną ulgą, a zaraz skinęła do kogoś głową.

- Jest w porządku. To tylko trochę wody - uśmiechnęłam się do niej, ale zaraz w sekundzie pojawił się obok mnie kelner który zaczął białą chustką wycierać moje ramię.

Rozchyliłam usta, aby powiedzieć mu że nie musi tego robić i wszystko jest w porządku ale znów odezwała się kobieta stojąca naprzeciw mnie.

- Na prawdę nie chciałam. Jestem zestresowana i to przez to - wypuściła głośno powietrze z płuc.

Podziękowałam kelnerowi, który starł wodę z mojej ręki a potem szybko się oddalił. Poprawiłam swoje włosy i spojrzałam na kobietę.

- Zestresowana? - Dopytałam, nawiazując rozmowę.

Wyglądała na lekko roztrzęsioną i skoro tak się stresowała zwykłym oblaniem kogoś wodą, to co dopiero musiało się zaraz zdarzyć.

Chwila.

- Dziś oficjalnie ogłaszam zaręczyny ze swoim narzeczonym i ma przybyć jego najbliższa rodzina. Boję się, że źle mnie odbiorą - przytknęła na moment dłoń do swojego czoła, a potem blado się uśmiechnęła.

I okej, czułam się teraz trochę niezręcznie. Nie tak wyobrażałam sobie spotkanie z mamusią numer dwa. I bardzo chciałam jej nienawidzić, tak samo jak chciałam nienawidzić Emilio. Ale przecież to tylko dwójka zwykłych ludzi. To nie oni zniszczyli małżeństwo moich rodziców. Moi opiekunowie świetnie spisywali się w tym zadaniu i na prawdę nie znam większych ekspertów.

- Zdaje się, że połowicznie nie musi się już pani o to martwić. - Powiedziałam odchrząkując.

Kobieta posłała mi zdezorientowane spojrzenie, a później na jej twarzy zagościło całkowite uświadomienie.

- Ty jesteś Bella? - Bardziej oznajmiła niż zapytała, na co skinęłam głową. - No to ładne pierwsze wrażenie.

Zaśmiałam się krótko, ale szczerze.

- W porządku. - Uśmiechnęłam się.

- Jane Bavenlock - wyciągnęła w moją stronę dłoń, którą subtelnie uścisnęłam.

Patrzyłam w jej niebieskie oczy i dopiero teraz zaczęło to wszystko do mnie docierać. Cała ta sytuacja i wszystko co z nią związane. Puściłam jej rękę, wciąż się uśmiechając. Moja twarz będzie potrzebowała dużo odpoczynku po dzisiejszym dniu gimnastyki.

- Twój ojciec.. - zaczęła, ale potem pokręciła głową i posłała mi smutny uśmiech. - Wybacz, ale nie chcę zaczynać od kłamstwa. Miałam powiedzieć, że dużo mi o tobie opowiadał, ale prawda jest taka że zbyt wiele się nie dowiedziałam.

Uhh. Cóż.

Machnęłam ręką z uśmiechem na twarzy, całkowicie zbywając jej słowa. A przynajmniej zbywałam je dla publicznego oka.

- Nie jestem jakoś wybitnie ciekawa - zaśmiałam się krótko, chociaż do śmiechu mi nie było. - Zwyczajna nastolatka.

- Tutaj jesteś kochanie - mój tata nagle pojawił się obok nas i objął Jane w talii. - Widzę, że poznałaś już moją córkę.

Ciemnowłosa skinęła głową z zadowoleniem, a potem ucałowała mojego tatę w policzek.

- Bardzo urocza dziewczyna - oznajmiła, a mnie powoli zaczynały boleć policzki od tego cholernego uśmiechu.

- Dziękuję, że zdecydowałaś się przyjść - ojciec skinął do mnie głową, a potem przeniósł swój wzrok na narzeczoną. - Musisz koniecznie poznać Jeffreya, chodź tędy.

Jade posłała mi przepraszające spojrzenie, kiedy mój tata pociągnął ją w kierunku tłumów bez żadnego słowa.

Serio? „Dziękuję, że zdecydowałaś się przyjść"? To wszystko co ma mi do powiedzenia po dwóch miesiącach? Wystarczyłoby głupie „Co słychać" albo pytanie o głupie studia. Teraz już wszystko doskonale rozumiem. Potrzebował mnie tutaj tylko da wizerunku. Żeby pokazać swoim znajomym i rodzinie, że ani ja ani mama nie mamy nic przeciwko, popieramy jego związek i go wspieramy. Tak na prawdę nigdy nie zależało mu żeby się ze mną zobaczyć. On tylko chciał się pokazać, bo w końcu to było dla niego najważniejsze.

W końcu mogłam zrelaksować swoją twarz, której jakiekolwiek emocje opadły do zera. Ruszyłam do baru, przy którym pracowało dwóch kelnerów i położyłam łokcie na blacie.

- Poproszę Brandy na kostkach lodu - zwróciłam się do jednego z nich.

Dość młody chłopak skinął głową, a potem spojrzał na mnie spod rzęs podczas gdy przygotowywał napój.

- Ciężki wieczór? - zapytał, wrzucając lód do szklanki.

- Nawet nie masz pojęcia - westchnęłam, stukając paznokciami o blat.

Mam zamiar poczekać aż ogłoszą zaręczyny, a potem wychodzę. Nie mam po co tutaj siedzieć. Nie jestem mile widziana.

- W takim razie zapraszam częściej - chłopak za barem podsunął szklankę z alkoholem w moją stronę, a ja posłałam mu delikatny uśmiech i podziękowałam.

Zabrałam naczynie i upiłam dość porządny łyk. Przygryzłam na moment wnętrze policzka, ponieważ lekko zapiekło mnie pod powiekami. Zdecydowanie nie będę płakać o taką głupotę, ale nie ukrywam że jestem zła i zawiedziona. Nie wiem czego tak właściwie się spodziewałam, jestem po prostu głupia. Koniec historii.

Przechadzałam się długim korytarzem, oglądając obrazy wiszące na ścianach w wielkich złotych obramowaniach. Popijałam przy tym swojego drinka, licząc na to że wszystko naprawi albo jakimś cudem czas przyspieszy.

I wtedy poczułam obecność za swoimi plecami. Duże dłonie wyładowały na moich biodrach, a wargi przycisnęły się do boku mojego czoła. I byłam pewna że to Collins, do momentu kiedy usłyszałam głos.

- Tęskniłaś? - odskoczyłam od niego jak oparzona, omal nie rozbijając szklanki.

Nasze spojrzenia się spotkały, a ja miałam ochotę rzucić się w przepaść ponieważ myślałam że ten wieczór już nie może być gorszy, a tu nagle pojawił się on.

- Co ty tu robisz, Jay? - zmarszczyłam brwi, patrząc na niego z odrazą.

- Nasi ojcowie razem pracują, nie wiedziałaś? - ten odrażający uśmiech sprawił, że przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz.

To nie skończy się dobrze.

Pokręciłam głową, a potem chciałam odejść. Jednak Jay złapał za moje ramię, cmokając.

- Nie tak szybko - mruknął pod nosem.

Zacisnęłam zęby tak mocno, że bałam się iż zaraz się pokruszą. Posłałam chłopakowi mordercze spojrzenie, a potem sprawnie wyrwałam się z jego uścisku.

- Kim ty jesteś, żeby mi rozkazywać? - syknęłam. - Masz pięć minut żeby stąd wyjść, albo dopilnuję że zostaniesz wyrzucony i mam gdzieś, że zepsuję tym imprezę.

Jay zaczął się śmiać, jakbym właśnie opowiedziała mu jeden z najzabawniejszych żartów pod słońcem co tylko spotęgowało moją złość. Moja klatka piersiowa unosiła się i opadała coraz szybciej. Moja samokontrola była dzisiaj mocno testowana i nie jestem pewna czy zda.

- To dopiero byłby skandal, z przyjemnością to zobaczę - jego uśmiech się poszerzył, a moja powieka drgnęła.

Jeszcze chwila i mu przywalę.

- Co to do kurwy ma być? - Austin znalazł się tuż przy mnie, przyciągając moje ciało do swojego boku. - Wynoś się stąd Stratford zanim znów złamię ci nos.

Oparłam się o mojego przyjaciela, który ma nieco krótszy temperament niż ja. Zacisnęłam dłoń na jego marynarce gotowa interweniować. Po ostatniej sytuacji wolałabym już więcej nie oglądać takiego widowiska, ani nie zapewniać go całej mojej rodzinie.

- Ale po co te nerwy? - Jay uniósł na moment dłonie w geście obronnym.

Wyglądał na opanowanego, chociaż było widać że obecność Austina go zaskoczyła i zdecydowanie nie spodziewał się go zobaczyć. Dzięki Bogu.

- Życzę miłej zabawy - Stratford posłał nam uśmiech, a potem spojrzał na mnie ostatni raz. - Bella, jak zwykle zjawiskowa.

Oblizał wargi, a potem obrócił się na pięcie i zwyczajnie odszedł. Odetchnęłam z ulgą, odsuwając się od Austina a następnie wypiłam do końca swoje Brandy.

- Wszystko dobrze? - troska malująca się w oczach czarnowłosego biła na kilometr.

I nawet go nie winię. Obydwoje dobrze wiemy co wydarzyło się kilka miesięcy temu.

- Tak. Nic mi nie jest - wzięłam głęboki oddech, a moje ciało znacznie się rozluźniło.

- Nie wyglądasz jakby było dobrze - mruknął nieco ciszej, a ja pokręciłam głową.

- Jest okej. Rozmawiałam wcześniej z ojcem i jego narzeczoną, to przez to jestem trochę nieobecna - machnęłam ręką.

Austin pokiwał głową, a potem podał mi moją torebkę którą wcześniej mu dałam. I wtedy rozbrzmiał dźwięk stukania o kieliszek, przez co wszyscy umilkli.

- Zapraszamy wszystkich na kolację i koktajle - odezwał się jeden z kelnerów, a zaraz wielkie złote drzwi zostały otwarte.

Goście powoli zaczęli kierować się do przygotowanych stolików, a przy każdym z nich stał jeden kelner. Wszystko tutaj było dopięte na ostatni guzik. Także przy wejściu znajdowała się długa lista, na której opisane były poszczególne stoliki i usadzone przy nich osoby. Przejechałam wzrokiem po oprawionej ogromnej kartce, szukając swojego nazwiska. I dosłownie myślałam że zaraz zemdleje, kiedy zobaczyłam że ja, Collins, Austin i Jay siedzimy przy tym samym.

Jones lekko ścisnął moje ramię, a potem poczułam jego oddech na policzku.

- Jeśli nie chcesz żeby Collins się dowiedział, to musimy bardzo się postarać - szepnął, a ja skinęłam głową.

- Sama już nie wiem co powinnam zrobić - odpowiedziałam, a potem skierowaliśmy się do stołu.

Moje nogi delikatnie drżały kiedy szłam, chociaż starałam się stawiać pewne kroki. Dobrze wiedziałam jaki jest Jay. Chory i okrutny. Nie byłabym ani trochę zaskoczona jakby zrobił aluzję do sytuacji sprzed miesięcy. Tej, kiedy zaczął się do mnie dobierać. Kiedy siniaki po jego palcach odcisnęły się na moich ramionach, na udach i na biodrach. Kiedy próbował zrobić jedną z najokropniejszych i najbardziej brutalnych rzeczy na świecie. Ale on z tego żartował, bo dla niego nie było to nic złego. Wciąż mówił, żebym przestała udawać i w końcu się temu poddała. Że Collins nie stoi nam nuż na drodze i możemy w końcu być szczęśliwi. A potem Austin złamał mu nos i dosyć mocno go poturbował za co byłam tak cholernie wdzięczna. Przez kolejne trzy dni chuchał na mnie i dmuchał, dogadzając mi w każdy możliwy sposób. Dużo także rozmawialiśmy i to pomogło mi najbardziej. Gdyby nie Austin, mogłabym załamać się psychicznie albo Bóg jeden wie co jeszcze.

Ale czy chciałam, żeby Collins o tym wiedział? Nie miałam pojęcia. Nie lubiłam tego wspominać i nie chciałam o tym rozmawiać. Poza tym blondyn ma tendencje do zwalania na siebie winy i nie wiem czy by sobie wybaczył, że nie było go wtedy przy mnie. Już i tak katuje się za moją chorobę.

I nawet jakbym chciała mu powiedzieć, to musiałabym zrobić to teraz co nie jest pod żadnym względem odpowiednim momentem. I jak ja chciałam dowiedzieć się od niego od Londynie, usłyszeć wszystko z jego ust, tak ja sama nie będę mogła mu powiedzieć tego co dotyczyło mnie. Bo znając Jaya Stratforda, nie odpuści okazji żeby dogryźć mi i Collinsowi.

Jestem przerażona.

Christopher stał przy jednym z krzeseł, które dla mnie odsunął gdy tylko znalazłam się blisko niego. Skinęłam głową w podziękowaniu, zajmując swoje miejsce obok niego. Niestety Austinowi przypadło siedzieć obok Stratforda na przeciw nas.

Odłożyłam pustą szklankę po drinku na stolik, a potem wygodniej się ustawiłam i położyłam kopertówkę za plecami. Collins przysunął się bliżej mnie, a potem bez zbędnych słów złożył długi pocałunek na moim czole.

- Miałaś rację, przepraszam - jego dłoń spoczęła na moim udzie, gdzie jego kciuk zataczał małe kółka. - Mogłaś tylko powiedzieć mi od razu. Nie chcę żebyś musiała coś przede mną ukrywać, a tym bardziej dusiła w sobie emocje.

- Wiem, że powinnam była ci powiedzieć. Przepraszam - ułożyłam swoją dłoń na jego, przeplatając razem nasze palce.

Blondyn posłał mi uśmiech, a potem czule mnie pocałował.

Mam nadzieję, że szczerze nie jest na mnie zły, bo dopiero zaraz zostanie na niego zrzucona bomba.

- Ah, wszyscy w komplecie - Jay pojawił się przy stoliku i zajął swoje miejsce.

- Co on tutaj robi? - szczęka Collinsa mocno się zacisnęła.

- Bella ci nie mówiła? Nasi ojcowie razem pracują - uśmiechnął się, a ja przewróciłam oczami i spojrzałam na blondyna.

- Jeszcze pięć minut temu nie miałam o tym pojęcia - przełknęłam ślinę, podczas gdy oczy Chrisa skanowały moją twarz.

Chłopak mocniej ścisnął moje udo, a ja kiwnęłam głową dając mu znak, że jest w porządku.

Kelner przyjął nasze zamówienia, a potem niezręcznie odszedł od stolika. Widział i słyszał wszystko od początku do końca i chyba poczuł się trochę niekomfortowo.

Witaj w klubie.

- Więc, Collins - zaczął Jay. - Jak było w Londynie? Coś ci się chyba przeciągnął wypad, co?- brunet oparł się wygodniej i przyglądał się Chrisowi, który zdecydowanie ma ochotę coś rozwalić.

To coś, może być twarzą Jay'a.

- Było dobrze, okoliczności bywają różne - odpowiedział, starając się zachować spokój.

- Rozumiem, rozumiem - pokiwał głową Stratford. - Poznałeś jakieś fajne dziewczyny?

Chris wbił w niego lodowate spojrzenie, a ja przewróciłam oczami. Chociaż po chwili zaczęłam się zastanawiać. Biorąc pod uwagę raczej bogate seksualne życia blondyna jakie prowadził w liceum jeszcze zanim zaczęliśmy się spotykać, to moja ciekawość nieco wzrosła. Czy robił coś z innymi dziewczynami w Londynie? Kątem oka spojrzałam na jego twarz, która wydawała się raczej spięta.

- Poznałem wiele ludzi - stwierdził, a linia jego szczęki nagle stała się bardziej widoczna.

- No weź, podziel się wrażeniami. Bella przecież nie będzie zła, nie byliście wtedy razem. No dalej, słyszałam że Angielki są dobre w te sprawy - Jay oparł łokcie na stoliku i z zaciekawieniem przyglądał się chłopakowi.

Chris dźgnął językiem swój policzek, nawet na mnie nie patrząc. Moim zdaniem było to nieme potwierdzenie. Jednak nie miałam prawa być na niego zła.

- Skoro jesteś taki ciekawy, dlaczego się tam nie przeprowadzisz? - odezwał się Austin, na co Stratford krótko się zaśmiał.

- Chciałem tylko zapytać czy należycie zajął się jakąś dziewczyną, tak jak ja zająłem się jego - moje ciało zesztywniało, a Austin był cholernie blisko rzucenia się na Jay'a.

Collins zabrał dłoń z mojego uda i przekręcił głowę w moją stronę. Jego brwi były ściągnięte, a zielone tęczówki wypełniła lodowa powłoka. Całe jego ciało się spięło, a knykcie zrobiły się białe od zaciskania dłoni w pięści. Wbiłam paznokcie w skórę swoich dłoni, starając się opanować.

- Słucham? - jego ładny głos przeciął powietrze, ostry jak brzytwa.

Moje gardło mimowolnie się zacisnęło, blokując moje słowa jeszcze zanim próbowałam je wypowiedzieć. Nie chciałam zacząć ryczeć przy stole. Na szczęście Austin szybko wyłapał moją reakcję i zaczął mówić.

- Masz konkretnie popierdolone w głowie, żeby po tym wszystkim mówić coś takiego - warknął, a jego powieka drgnęła od złości. - Musiał bardzo podobać ci się ten złamany nos, skoro chcesz abym zrobił to jeszcze raz.

Tym razem wzrok Collinsa spoczął na naszym przyjacielu. Blondyn był coraz bardziej skołowany i powoli zaczynał się gubić, ale jednocześnie wzrastała w nim jeszcze większa złość. Jego tors unosił się i opadał coraz szybciej.

- Czy ktoś raczy mi wyjaśnić o co chodzi? - głos jaki opuścił usta Collinsa było obcy. Jakby nie należał do niego.

- Państwa koktajle i dania - dwójka kelnerów zabrała się za rozkładanie talerzy oraz szklanek, podczas gdy nasza czwórka ciskała w siebie piorunami.

- Smacznego - odezwali się, kiedy wszystko było już ułożone.

Tak, kurwa. Smacznego.



*
Słuchajcie no.
Coś się szykuje.

Zapraszam też do zobaczenia mojej nowej książki Teaser, która dostępna jest na moim profilu.

Buźka!

xx. B

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro