Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Widzimy się za kilka dni?

Opierałam ręką swój podbródek, pustym wzrokiem wgapiając się w kolejne slajdy na wykładzie z zarządzania. W ogóle nie miałam pojęcia co się tutaj dzieje. Teoretycznie byłam wyspana, bo zajęcia zaczynały się o pierwszej, ale jednak nie potrafiłam na niczym się skupić. Mój mózg czasami tak ma, że po prostu się wyłącza. Jestem wtedy w swojej własnej krainie, chociaż nawet nie planuje w nią odpływać. I niby czytałam, przejeżdżałam wzrokiem po kolejnych zdaniach, ale nie rejestrowałam totalnie nic.

Rozglądałam się po ogromnej sali, na której jest tak wiele osób. Ludzie albo słuchali, albo notowali, albo spali. Bez wyjątków. Wzięłam głęboki oddech, odchylając się na oparcie średnio wygodnego krzesła. W dłoni trzymam długopis, który najzwyczajniej obracałam w palach, momentami przygryzając jego końcówkę. Od imprezy minęły jakoś trzy dni, a Collins wciąż nie opowiedział mi o Londynie. A raczej jaki udział w jego wycieczce miał Wood i jak poznał mojego kolegę z grupy. Czy się tym przejmowałam? Trochę. Ta cała historia nurtowała mnie coraz bardziej, chociaż jeszcze jej nie poznałam. A na prawdę chciałabym usłyszeć wszystko od blondyna, zanim jakimś cudem dowiem się co się działo od Alana czy samego Wooda, bo ten typ jest do tego zdolny.

- Dziękuję za uwagę - powiedział wykładowca, a studenci zaczęli już zbierać swoje rzeczy. - Przypominam o egzaminie za tydzień. - dodał profesor, a ja zrobiłam zniesmaczoną minę.

Na samą myśl o nauce, odechciewa mi się żyć.

Włożyłam do torby swój notatnik i długopis, a później podniosłam się ze swojego miejsca i ruszyłam do wyjścia. Mimowolnie obejrzałam się do tyłu, gdzie wcześniej siedział Collins. Jest tutaj tak dużo ludzi, że na początku go nie odnalazłam i po prostu zajęłam pierwsze lepsze miejsce. Jednak nie zobaczyłam nigdzie blondyna, więc zwyczajnie ruszyłam do wyjścia z sali.

- Bella Blake? - usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny, przez co się zatrzymałam gdzieś na korytarzu.

I przez chwilę byłam pewna, że usłyszałam Bellamy Blake i wtedy zdałam sobie sprawę, cóż to był za przepiękny zbieg okoliczności. Najwyraźniej ja i ten cudowny najcudowniejszy facet jesteśmy sobie pisani. Jeżeli oglądaliście The 100, to wiecie o czym mówię.

Po chwili otrząsnęłam się z mojej chwilowej fantazji i spojrzałam na wysokiego bruneta, który miał przewieszoną wielką torbę przez ramię.

- Tak? - zmarszczyłam brwi, przyglądając się nieznajomemu.

- Cały dzień nie mogłem cię złapać, a ten list wymagał osobistego podpisu, więc nie było opcji, aby zostawić go w pokoju akademickim - chłopak miał zaczerwienione policzki, jakby bez przerwy biegał.

W jednej dłoni trzymał kremową kopertę, a w drugiej urządzenie, na którym miałam się podpisać. Jakby, zawsze bazgrzę na tym dziadostwie i nie wiem jak ktokolwiek się z tego odczytuje, ale okej.

- W porządku - uśmiechnęłam się do zmęczonego chłopaka, który wręczył mi kopertę, a gdy się podpisałam szczerze mi podziękował i ruszył dalej.

Spojrzałam na list zaadresowany do mnie, jednak nie było na nim nadawcy. Za to papier był ładnie ozdobiony jakimiś wykwintnymi wzorami. Wyszłam na kampus i usiadłam na najbliższej wolnej ławce. Rozdarłam kopertę, a później zaczęłam czytać.

Kochana Bello,
Wiem, że dawno się nie odzywałem. Wszędzie panował chaos i zamęt i za to cię przepraszam. Jednak w moim życiu dzieje się coś bardzo szczególnego. Chciałem zaprosić cię na bankiet z okazji zaręczyn z uroczą Jane Bavenlock, który odbędzie się w drugą sobotę listopada w Eleven Madison Park w Nowym Jorku. Mam nadzieję, że mimo wszystko się pojawisz i będziesz mogła ją poznać. Jest na prawdę wspaniałą kobietą. Bardzo mi zależy na twojej obecności.

Tata.

Pomrugałam oczami, a sam list od początku do końca przeczytałam niezliczoną ilośc razy. Czy to są jakieś kurwa żarty? Mój ojciec się zaręczył? Ile niby minęło, odkąd rozwiódł się z mamą, kilka miesięcy?

Wybrałam szybko numer mojej rodzicielki, z którą ostatnio rozmawiałam zaraz po przyjeździe do miasta. Czyli z miesiąc temu. Komunikacja jak zwykle nam dopisuje, a więc zwyczajnie nie istnieje. Czy to Burlington czy inne miasto, wychodzi na jedno.

- O, Bella! Dawno nie rozmawiałyśmy - usłyszałam jej głos po drugiej stronie słuchawki.

- Tak - mruknęłam obojętnie. - Tata się zaręczył?

Nie owijałam w bawełnę. Po prostu od razu postawiłam karty na stole, bo nie miałam zamiaru udawać, że dzwonie żeby nadrobić zaległości czy inne gówno. Cóż, nigdy nie miałam z moją rodzicielką dobrych stosunków.

- Ah, tak - powiedziała obojętnie. - Pewnie dostałaś jego zaproszenie. Ja z Emilio na pewno się pojawimy.

Okej, mój mózg oficjalnie się gotuje.

- Z kim? Kurwa? - ale to ostatnie słowo wypowiedziałam jedynie w myślach.

- Emilio, mój chłopak - na jej słowa moje brwi wystrzeliły w górę.

No nieźle. Miałam dość jednej pary rodziców, a tutaj widzę, że dostanę jeszcze w bonusie koleją mamusię i kolejnego tatusia. Przecież to są chyba kurwa jakieś żarty.

- Bella, jesteś tam? - jej głos wyrwał mnie z wewnętrznego szoku i chyba jakiegoś wylewu w mózgu.

- Jestem - westchnęłam, kręcąc głową. - No to nieźle się obydwoje bawicie.

- Spokojnie kochanie, wszystko się układa. Widzimy się za kilka dni? - zapytała, a ja usłyszałam jakiś chichot w tle.

- Nie wiem, cześć - i po tych słowach się rozłączyłam.

To na prawdę miło z ich strony, że w ogóle raczą się do mnie odezwać i poinformować o tych żenujących rzeczach. Na prawdę.

Zacisnęłam mocno zęby, a później ruszyłam w kierunku akademika, miażdżąc w dłoni kawałek papieru.

***
Leżałam właśnie w łóżku, podczas gdy mój telefon co chwila wydawał dźwięki wiadomości. Spoglądałam tylko od czasu do czasu na ekran, aby dowiedzieć się kto się do mnie dobija. Były to Jal i Meredith, ale najnowsza wiadomość była od Collinsa. I tak, wiem, że żadne z nich nic mi nie zrobiło, ale mój humor przez ten list totalnie się pogmatwał. Ostatnie na co mam ochotę, to odpisywanie, rozmawianie i wychodzenie. Boże, ja po prostu chcę spać.

W końcu mój telefon wydał kilka dźwięków pod rząd, a ja myślałam, że zaraz nim rzucę. Jednak kiedy weszłam w podgląd wiadomości, postanowiłam je przeczytać.

Od: Austin
dlaczego do jasnej kurwy moi rodzice mają zaproszenie od twojego ojca na jakieś gówno

Od: Austin
zaręczyny?!?!?!

Od: Austin
czy ty w ogóle o tym wiedziałaś? Co to ma być???

Od: Austin
i muszę jechać z nimi

Od: Austin
odpisz mi i to już

Wzięłam głęboki oddech, a potem odblokowałam urządzenie.

Do: Austin
dowiedziałam się o tym kilka godzin temu plus moja mama ma faceta jakiegoś EMILIO, ja nie wiem o co chodzi

Już miałam odkładać telefon, ale zaraz znowu otrzymałam wiadomość.

Od: Austin
Co

Od: Austin
przyjadę dzień wcześniej to pogadamy

Uśmiechnęłam się do telefonu, stukając pałacami w ekran.

Do: Austin
okej

Przejechałam także spojrzeniem po reszcie wiadomości, ale na żadną nie miałam ochoty odpisywać. Collins pytał mnie co robię, ale jestem tak kurewsko zmęczona i jakoś dziwnie się czuję, więc nawet nie odpisuje. Może pomyśli, że śpię. I tak zaraz to nastąpi.

Kiedy się obudziłam kilka godzin później, na zewnątrz było już ciemno. W ciemności dostrzegłam moją przyjaciółkę, która siedziała na swoim łóżku a blade światło pochodzące z jej telefonu, oświetlało jej twarz.

- No w końcu - powiedziała, gdy podciągnęłam się na łokciach.

- Która jest godzina? - zapytałam ziewając.

- Po dziesiątej. Collins kazał ci przekazać, żebyś napisała jak się obudzisz - rzuciła w moją stronę, a potem zablokowała urządzenie i przeciągnęła się na łóżku.

- Nadal jestem śpiąca - mruknęłam pod nosem.

Ja mam chyba jakieś problemy. Ciągle bym tylko spała i spała i nie wiem czy to nie przez te wszystkie leki które zażywałam oraz te które obecnie biorę.

- I tak mu napisz, bo jak będzie mnie tak męczył to ci nie daruję. Już dwa dni widzę cię w kokonie kołdry. Wyłoń się motylku i rusz dupsko, zanim całkiem się zaszyjesz - powiedziała, a zaraz parsknęła śmiechem.

Jedyna fanka swoich wypowiedzi. I to nieśmiesznych. Chyba, że jest na haju a ja o tym nie wiem.

- Dobra, Boże - przewróciłam oczami. - Idź lepiej spać, może rano twój mózg się obudzi.

- Ha, ha - powiedziała obojętnie, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.

Do: Collins
żyję, śpię

Wysłałam mu wiadomość, a potem się podniosłam, żeby napić się wody.

Od: Collins
wszystko okej?

Wzięłam głęboki oddech, patrząc w kierunku szafki nocnej, do której szuflady włożyłam pomięty list.

Do: Collins
powiedzmy

I nie minęło nawet pięć sekund.

Od: Collins
zaraz będę, pojedziemy coś zjeść

Przygryzłam delikatnie wargę, powstrzymując szeroki uśmiech. Podreptałam do szafy, z której wyjęłam czarną bluzę i w tym samym kolorze luźniejsze spodnie, ze ściągaczami na dole.

- Wychodzisz? - moja przyjaciółka lekko podniosła się na łóżku.

- Tak. Z Collinsem - od razu uprzedziłam jej drugie pytanie.

- Uu, nocne randewu, co za emocje - Mer zaczęła się wachlować, a ja rzuciłam w nią koszulką, którą właśnie z siebie zdjęłam i zastąpiłam ją bluzą.

Dziewczyna odrzuciła materiał w moją stronę, a ja wpakowałam go do szafy.

- Tylko proszę, nie obudź mnie jak będziesz wracać. Mam egzamin o siódmej trzydzieści i jak się nie wyśpię, to po pierwsze nie wiem czy się podniosę, a po drugie nie będę funkcjonować.

Doskonale wiedziałam o co jej chodziło. Cóż za nagły przerzut od liceum. Jeszcze kilka miesięcy temu sypiałyśmy po zaledwie trzy, cztery godziny, a teraz zachowujemy się jak stare babcie, które muszą spać conajmniej z osiem godzin.

- Okej - odparłam, a potem przebrałam spodnie.

Zabrałam także białe adidasy i wciągnęłam je na stopy. Gdy wiązałam sznurówkę drugiego buta, rozległo się ciche pukanie do drzwi. Złapałam swoją małą torebkę i przerzuciłam ją przez ramię. Wpakowałam do niej telefon i portfel, a potem zabrałam klucz od pokoju z półki i otworzyłam drzwi.

- Hej - Collins wypuścił swój kolczyk spomiędzy zębów, a na mimowolnie popatrzyłam w tamto miejsce.

- Hej - odpowiedziałam, posyłając mu uśmiech.

Zamknęłam drzwi na klucz, następnie obracając się w jego stronę.

- Gdzie idziemy? - zapytałam, nieznacznie zmierzając jego sylwetkę.

Miał na sobie czarne jeansy i szarą bluzę. Chciałam powiedzieć, że wygląda w tym cholernie dobrze, ale właściwie on tak wygląda we wszystkim. Żałosne. Wcale nie zazdroszczę.

- McDonald? - zapytał z uśmiechem, a ja popatrzyłam na niego maślanymi oczami.

- Boże, tak - odpowiedziałam zadowolona i ruszyliśmy do wyjścia, wymijając kilka osób po drodze.

Muszę zaraz sprawdzić kupony.

Collins zaprowadził nas do swojego samochodu, który ostatnio odebrał z naprawy, a przynajmniej wspominał mi, że taki ma zamiar. Zajęłam miejsce pasażera i zapięłam pasy, a zaraz to samo zrobił blondyn.

- Więc? - zapytał, posyłając mi przelotne spojrzenie.

- Co? - odpowiedziałam, poprawiając pas, który lekko mi się przekręcił.

Chłopak nie odpowiedział, a jedynie posłał mi spojrzenie. No tak.

- To nic takiego - machnęłam ręką. - Później ci powiem. Najpierw muszę dostać jedzenie.

Mrugnęłam do niego, na co przewrócił oczami.

- Jak zwykle - po jego słowach lekko pacnęłam go w ramię, a później ruszyliśmy w drogę.

McDonald nie był daleko od akademika, a ja uważam, że to nie przypadek. Trzy piosenki później, a raczej darcie się trzech piosenek później, dotarliśmy na McDrive'a. Wzięłam dla siebie z kuponu McRoyala, frytki i colę, a Collins to samo, tylko z Big Macem. Chciałam za siebie zapłacić, ale blondyn posłał mi jedynie spojrzenie, następnie totalnie mnie ignorując przy zapłacie.

- Dobra, błagać nie będę - przewróciłam oczami, gdy nie chciał przyjąć moich pieniędzy. - Kupię sobie za to zupki chińskie.

- Albo normalne jedzenie - skomentował, a ja momentalnie na niego spojrzałam.

- To jest normalne jedzenie. I to kurewsko dobre - skarciłam go, na co jedynie się zaśmiał.

Zatrzymaliśmy się na parkingu niedaleko Central Parku. W Nowym Jorku ciężko było znaleźć dobrą miejscówkę, a przez wieczne korki nawet nie było na to czasu. Jednak nie narzekałam, bo nocą park wyglądał bardzo ładnie.

Jedliśmy McDonalda praktycznie w ciszy, jednak co jakiś czas musiałam komentować jak zachwycona jestem tym jedzeniem. Oczywiście ubrudziłam też swoją bluzę, a Collins obiecał mi, że będzie woził dla mnie śliniaczek, przez co dostał w łeb.

- Mam pytanie - powiedziałam nagle, gdy skończyłam jeść.

Collins kiwnął głową, gdy brał łyk swojego napoju.

I ta myśl bardzo spontanicznie pojawiła się w mojej głowie. Nawet nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że z nim będzie mi po prostu jakoś lepiej to wszystko znieść.

- Możesz gdzieś ze mną pójść w sobotę? - zapytałam, a chłopak lekko zmarszczył brwi.

- Gdzie?

Wzięłam głęboki oddech, bawiąc się słomką od coli.

- Mój tata robi jakiś bankiet w Nowym Jorku. Moja mama też będzie i nie wiem - pokręciłam głową. - Chcesz iść?

Spojrzałam na niego, podczas gdy chłopak uważnie badał mnie wzrokiem.

- Z tobą pójdę wszędzie - uśmiechnął się, lekko dźgając palcem mój policzek.

- Nawet do kina na maraton dwóch części Magic Mike'a? Bo mają zrobić, a wiesz że ja.. - nie dokończyłam, gdy zobaczyłam wyraz jego twarzy.

Uniosłam ręce w obronnym geście, powstrzymując szeroki uśmiech.

- Hej, tylko pytam - a potem wzięłam łyk coli.

- Czyli to dlatego miałaś zły humor? - zapytał, a ja pokiwałam głową. - Kiedy ostatnio z nimi rozmawiałaś tak w ogóle?

- Uhh, z mamą miesiąc temu, oprócz dzisiejszego telefonu. A z tatą, cóż.. - zatrzymałam wypowiedź, aby przez chwilę się zastanowić. - Jakoś z dwa miesiące? Coś koło tego.

Blondyn pokręcił głową, lekko zdenerwowany.

- Nigdy nie zrozumiem twoich rodziców - powiedział szczerze.

Tak, nie tylko ty.

I może czułam się nieco dziwnie, bo nie powiedziałam Collinsowi z jakiej okazji jest ten cały bankiet. Jeżeli dobrze pamiętam, to chłopak nawet nie wie, że na dobre się rozwiedli. Muszę mu to wszystko powiedzieć, ale nie chcę tego robić dzisiaj. Chcę teraz tylko na niego patrzeć i podziwiać widoki.

Widoki, które za nic w świecie mi się nie znudzą.






*
obczajcie w mediach zwiastun do pierwszej części - „Be Mine", jeśli ktoś jeszcze nie widział!! Podziękowania dla @-Kellie za wspaniałą pracę

xx. B

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro