10. Najlepszych rzeczy nie jesteśmy w stanie zobaczyć.
Czułam się z lekka skrępowana siedząc w towarzystwie Lucasa Wooda. Właściwie, to nie tylko ja. Cała nasza trójka czuła się dosyć dziwnie. Na dodatek siedział z nami przy stoliku, jakby los chciał po prostu mnie wkurwić. Wszystko szło w dobrym kierunku, dopóki nie zaczęły mnie doganiać duchy przeszłości, które przez ostatni czas widziałam jedynie w koszmarach.
Wypiłam już dosyć dużo, tak samo jak Collins. Z tym że na niego to jakoś inaczej działa, bo wygląda zupełnie trzeźwo. Większość czasu spędziliśmy na parkiecie, żeby nie musieć siedzieć z tym psychopatą przy stole, ale to robiło się już po prostu męczące. I chociaż uwielbiałam być w objęciach Collinsa i uwielbiałam kiedy zaciskał palce na moim ciele gdy tańczyliśmy, to jednak czułam się jakbyśmy non stop się ukrywali. Za każdym razem gdy się w nim bez końca zatracałam, zaraz gdzieś zza rogu czy pośród tłumu wyłaniał się Wood, przypominając o swojej wkurwiającej osobie.
W końcu udaliśmy się z blondynem do stolika żeby złapać oddech i zwilżyć gardło. Alan na prawdę się postarał z tą imprezą, ponieważ barmani rzetelnie zaopatrywali stoliki i w wodę i w alkohol. Nie trzeba było nawet się fatygować, aby iść do baru. To bar przychodził do ciebie.
- W końcu mam okazję cię złapać! - usłyszałam głos Alana, który wsunął się na wolne miejsce obok mnie. - Dobrze się bawisz? - przybliżył swoją twarz do mojej, żebym mogła go lepiej słyszeć.
- Tak! - pokiwałam zadowolona głową, posyłając mu uśmiech.
A potem wpadłam na pewien pomysł.
- Hej, skąd tak w ogóle znasz Lucasa Wooda? - zapytałam, chociaż nie byłam do końca pewna, czy to był dobry pomysł.
Alan przyglądał mi się przez chwilę niezidentyfikowanym wzrokiem, aż w końcu potrząsną głową, jakby wrócił do rzeczywistości.
- Oh, Wood - zaśmiał się krótko. - Poznałem go na wakacjach w Londynie. Mieliśmy tą samą robotę na magazynie.
Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale później znów je zamknęłam. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że ten cały magazyn to tylko przykrywka dla standardowej roboty Wooda, czyli oczywiście handlu narkotykami i innym gównem. Dopiero po kilku sekundach zdałam sobie sprawę, co tak właściwie powiedział Alan.
- Czekaj - zmarszczyłam brwi. - Byliście w wakacje w Londynie?
Po zadaniu tego pytania, obróciłam się na moment w kierunku Collinsa, którego nagle bardzo zainteresowała własna szklanka. Atmosfera zrobiła się nieco gęstsza, a ja właśnie przypomniałam sobie pierwszą imprezę tutaj, na jakiej pojawił się Chris. Kiedy wydawało mi się, że on i Alan patrzą się na siebie, jakby już doskonale się znali.
- Tak - brunet odpowiedział mi dopiero po dłuższej chwili, co sprawiło, że Collins w końcu spojrzał w naszym kierunku.
Najpierw wbił wzrok w Alana, a później przeniósł go na mnie.
- Czy jest coś, czego nie wiem? - uniosłam brew, przyglądając się blondynowi.
- O czym gadacie? - i nagle pojawił się też on.
Lucas usiadł na przeciw nas, z zadowolonym wyrazem twarzy. Można też było łatwo stwierdzić po jego oczach, ze był naćpany jakimś swoim syfem. Miał przekrwione oczy, a sposób w jaki mówił znacznie różnił się od tego, jak zazwyczaj brzmiał jego głos nie wspominając już o maksymalnie rozszerzonych tęczówkach.
- Blake pytała, skąd się znamy - odparł Alan, a ja kątem oka zobaczyłam jak Collins zaciska dłonie w pięści, patrząc na Wooda z mordem w oczach.
- Oh, to nasza maleńka nie zna historii? - Lucas zaczął się śmiać. - Myślałem, że jesteś ponad to Christopherze, a jednak nadal tajemnice - brunet zacmokał, przez co Collins wstał na równe nogi.
A było tak pięknie. Przynajmniej dobrze.
- Zamknij się, Wood. To nie twoja sprawa - syknął blondyn, zaciskając szczęki.
I w tamtym momencie po prostu wstałam. Przecisnęłam się obok Alana, a potem na chwilę zatrzymałam się obok stolika. Posłałam Collinsowi uśmiech, następnie zmierzając w kierunku baru, chociaż ten pieprzony alkohol i tak był na stoliku. Zmieniłam zdanie. To jednak chujowy pomysł.
- Bella, czekaj! - słyszałam za sobą głos Collinsa, ale nie miałam zamiaru się zatrzymywać.
O co ja tak właściwie jestem zła? Zrobiłam jakąś niemą scenę, zamiast dać blondynowi szanse na jakiekolwiek wytłumaczenie mi sytuacji. Sama nie chciałam się z nim dzielić co się ze mną działo, kiedy wyjechał. Właściwie, to nie wiedział dosyć sporo, więc dlaczego miałabym być zła, że on mi czegoś nie mówi? Nie wiem. Chyba po prostu trochę dotknęło mnie to, że po pojawieniu się Wooda na imprezie, spędziłam z Collinsem dobre kilka godzin, a on nie powiedział mi ani słowa. Przecież dobrze wie jaki jest Lucas, co oznacza, że po prostu liczył na to, że się nie dowiem. Czyli stało się coś złego, albo niebezpiecznego albo w zasadzie to i to.
- Szota czystej - powiedziałam do barmana, który zaraz wykonał moje zamówienie.
Kieliszek wylądował przed moim nosem, w tym samym momencie, w którym obok mnie pojawił się Collins.
- Bella - powiedział spokojnie, jakby nie chciał pogorszyć sytuacji.
Nie odpowiedziała, a jedynie jednym haustem opróżniłam naczynie. Nawet się nie skrzywiłam, ani nie potrzebowałam niczym tego gówna przepić. W takim razie, albo jestem tak wściekła, że nie czuję smaku, albo po tej całej ilości alkoholu jaką w siebie wlałam, kolejna dawka nie robi mi już różnicy.
- Chris - odpowiedziałam mu takim samym tonem, przez co chłopak dziwnie na mnie spojrzał. - Co?
- Możemy porozmawiać? - przygryzł kolczyk w swojej wardze.
Kretyn. Musi to teraz robić, serio? Jakby nie wiedział jak to na mnie działa.
- Nie - westchnęłam, a potem przysunęłam się bliżej niego.
Chyba mój rozsądek powrócił. Okej, nie rozsądek, bo w głowie mam rzeczy, które nie są ani trochę powiązane z rozwagą, kiedy patrzę na Collinsa. Po prostu chyba wyrosłam już trochę z robienia dram i kłótni w pierwszej lepszej okazji. Albo po prostu nie chcę sobie psuć tej imprezy? Tego nie wiem.
- Słuchaj. Nie minęło wiele dni odkąd wróciłeś. Obydwoje nie wiemy połowy o swoim życiu, kiedy byliśmy osobno. Mamy jeszcze sporo czasu, żeby o wszystkim porozmawiać, a ja na prawdę nie chcę, żeby to właśnie Wood rozwalił nam wieczór, jakbym cofnęła się do liceum - powiedziałam to prawie że na jednym wdechu.
Po moim krótkim monologu dłoń Collinsa wylądowała na moim policzku. Kciukiem delikatnie masował moją skórę, a później przysunął się bliżej mnie, aby złożyć na moim czole pocałunek.
- Jesteś tak cholernie cudowną osobą, a ja zwyczajnie na ciebie nie zasługuje. Jednak wciąż cię mam i będę za to dziękować Bogu w każdej sekundzie mojego życia - gdy to mówił, jego zielone tęczówki lustrowały moje na wylot, a ja przysięgam, że chyba moje serce właśnie się roztopiło.
- A w tej chwili mu podziękowałeś? - spojrzałam na niego zadziornie, unosząc brew, przez co posłał mi spojrzenie. - No co, każda sekunda to każda - stwierdziłam, jednak po chwili moje usta zakręciły się w uśmiechu.
Collins bez słów się we mnie wpatrywał, wciąż ujmując moją twarz swoją wielką dłonią. A później powoli przysunął swoje usta do moich, następnie łącząc je w długim i czułym pocałunku.
Staliśmy tak przez chwilę, aż blondyn się ode mnie odsunął i obrócił się w kierunku barmana, stojącego niedaleko za ladą.
- Dwa szoty - skinął do mężczyzny, a później powrócił wzrokiem do mnie. - Ta pani potrzebuje jeszcze kilka kieliszków.
Zrobiłam do niego minę, ale oczywiście gdy tylko podano mi naczynie, szybko wypiłam jego zawartość. A potem zostałam pociągnięta za rękę w kierunku parkietu. Collins przycisnął mnie plecami do swojego torsu, kiedy znaleźliśmy się już pośród tłumów. Jedna jego dłoń zaciskała się na moim biodrze, a druga zbierała moje włosy z lewego ramienia. Chris składał na skórze mojej szyi krótkie i mokre pocałunki, przez co musiałam zamknąć oczy, bo to było zbyt dobre.
A jak to mówią?
Najlepszych rzeczy nie jesteśmy w stanie zobaczyć, dlatego gdy się całujemy i gdy śnimy, mamy zamknięte oczy.
***
- O mój Boże, jak ja nic nie widzę przecież - mamrotałam pod nosem, kiedy szłam z Collinsem za rękę w kierunku akademika.
Co chwila musieliśmy się zatrzymywać, bo tak bardzo się z czegoś śmialiśmy, że nie byliśmy w stanie zrobić ani jednego kroku. Nie dość, że obraz mi się chwiał od ilości wypitego alkoholu, to jeszcze non stop mam w oczach łzy przez ten cały śmiech. Moje pole widzenia zdecydowanie jest zaburzone.
- Trzeba było tyle pić? - posłał mi spojrzenie.
- Trzeba było tyle we mnie wlewać? - odpyskowałam, na dodatek przedrzeźniając jego ton głosu.
Chłopak przewrócił oczami, przyciągając mnie bliżej siebie. Na niebie było pełno przepięknych gwiazd, a noc była dosyć ciepła, przez co cholernie przyjemnie się wracało. Zdecydowanie kocham to miasto tak mocno, jak tylko się da. Chwilę później byliśmy już w moim pokoju, gdzie właśnie zdejmowałam moją kurtkę.
- Masz coś do picia? - zapytał mnie blondyn, więc wskazałam ręką na zgrzewkę wody, która była obok szafy.
Usiadłam na swoim biurku, wcześniej rzucając buty w kąt pokoju. Collins zaświecił jedynie małą lampkę, która stała w pobliżu łóżka mojej przyjaciółki, przez co panowała miła atmosfera. Później zabrał butelkę wody i dwa kubki. Jedyne, jakie z Mer sobie sprezentowałyśmy, żeby mieć z czego pić. Chłopak wypełnił naczynia niemal po brzegi, a potem podał mi czarny kubek, który akurat należał do mnie. Ma farta. Później podwyższył moje obrotowe krzesło od biurka do maximum i usiadł na nim. Rozchylił moje nogi, żeby zaraz się pomiędzy nimi znaleźć. Oparł dłoń o moje udo, a w drugiej trzymał kubek z wodą. To niedorzeczne, że siedząc w ten sposób, był prawie że na równi ze mną. Pieprzony człowiek drabina.
Zanim mogłam się powstrzymać, wplotłam rękę w jego miękkie włosy, a gdy zaczęłam masować jego głowę, przymknął powieki. Relaksował się pod moim dotykiem, a ja za taki widok mogłabym zabić.
- Hej, mam pomysł - powiedziałam nagle. - Zróbmy zakład kto pierwszy wypije cały kubek wody.
Blondyn otworzył oczy, patrząc na mnie jak na debilkę.
- Co ty.. - już miał coś powiedzieć, ale przerwał swoją wypowiedź, aby dokończyć ją inaczej niż planował. - Zgoda. Z chęcią wygram i wybiorę sobie nagrodę.
- Nie tak prędko - pstryknęłam go palcem w czoło.
A później chłopak zaczął odliczać.
- Trzy, dwa - i zanim powiedział 'jeden', ja już przytknęłam naczynie do ust i zaczęłam brać największe łyki, jakie tylko potrafiłam.
I oczywiście wygrałam. Może z drobnym oszustwem, ale wygrana to wygrana.
- Oszukiwałaś! - mruknął niezadowolony, jak małe dziecko.
- To się popłacz - wystawiłam do niego język i nagle w momencie chłopak staną na równe nogi i wcisnął w moje usta mocny pocałunek.
Zaskoczył mnie tym, ale zdecydowanie nie mam zamiaru protestować. Owinęłam ręce wokół jego głowy, przyciągając go bliżej. Całowaliśmy się tak dobre kilka minut, a ja chyba jeszcze nie jestem do końca trzeźwa, skoro mam zamiar powiedzieć to na głos i prawdopodobnie zrobić to, co zaraz powiem.
- Chodźmy wziąć prysznic - wypaliłam między pocałunkami, przez co Collins zatrzymał swoje ruchy.
- Mówisz poważnie? - spojrzał na mnie, jakby właśnie dostał prezent od Mikołaja.
- No, tobie się przyda - wzruszyłam ramionami.
Jego brwi wystrzeliły w górę, a później złapał za moje nadgarstki, blokując je.
- Ah tak? - ukazał swoje zęby i zaczął się do mnie przybliżać, jakby chciał mnie ugryźć, przez co zaczęłam się z nim siłować i głośno śmiać.
Gdy zaczął zbliżać się do mojej szyi nieznacznie pisnęłam, ale chłopak złożył na niej jedynie pocałunek, następnie uwalniając mnie ze swoich objęć. I nagle bez słowa ruszył do mojej szafy. Zobaczyłam jak wyjmuje z niej dwa ręczniki i przerzuca je sobie przez ramię. A dosłownie chwilę później to samo zrobił ze mną.
- Collins, co ty robisz! - pisnęłam, kiedy opuściliśmy pokój, a chłopak zaczął kierować się w stronę łazienek.
- Shh- uciszył mnie.
Co za menda jedna.
Nagle postawił mnie na ziemię, żeby przewiesić ręczniki przez drzwi kabiny. A potem po prostu wepchnął mnie do jednej z nich i zanim mogłam zaprotestować, puścił wodę. Na prawdę to zrobił, a na dodatek była lodowata. Mocno wciągnęłam brzuch, kiedy strumienie zaczęły przemakać przez moją bluzkę. Ten idiota puścił wodę niemal na full, więc nie wystarczyło wiele, a ja już byłam calutka przemoczona.
- Ty kretynie - odepchnęłam go od siebie i to był błąd.
Bo teraz zobaczyłam go z mokrymi włosami i w mokrej koszulce, która przylegała do jego nieziemsko zbudowanego ciała. Mój oddech stał się znacznie cięższy, a woda zmieniła swoją temperaturę na znacznie cieplejszą. Collins także zmierzał mnie wzrokiem od góry do dołu i to nie wróżyło nic dobrego.
A później przyszpilił mnie do ścianki kabiny, łącząc razem nasze usta. Całowaliśmy się żarliwie, przyciągając do siebie nasze ciała, możliwie jak najbliżej. Było słychać jedynie strumień wody i nasze głośne oddechy. Byliśmy sami w wielkiej, akademickiej łazience. No i najpierw poleciała moja bluzka, a później jego koszulka. Zdejmowaliśmy z siebie nasze ubrania, które wyrzucaliśmy poza kabinę. Robiliśmy coś cholernie głupiego i szalonego, ale mieliśmy przy tym tak wiele zabawy, że nawet nie interesowało mnie to, co się właśnie wyprawia. Jego ręce błądziły po moim nagim ciele, co wprawiało mnie w stan absolutnej rozkoszy.
- Chciałem tylko zaznaczyć, że to był twój pomysł - powiedział między pocałunkami, z uśmiechem na ustach.
- Nie mówiłam, że mamy iść razem - odpowiedziałam, gdy jego usta przyssały się do mojej szyi.
- Tak, trochę to dopracowałem. Nie ma za co - odetchnął w moje usta, a jego dłoń powędrowała w dół, pomiędzy moje nogi.
I wtedy to już chyba całkowicie zwariowałam. Robiliśmy bardzo niegrzeczne rzeczy, a jednocześnie nie mogliśmy narobić hałasu, żeby nie zwrócić na siebie uwagi. To cholernie ciężkie, zważając na okoliczności. Ja również nie pozostawałam mu dłużna swoimi czynami, a ta cholerna woda wciąż spływała po naszych ciałach, na zmianę zimna i gorąca, bo non stop zahaczaliśmy ciałami o wskaźnik temperatury.
Po dobrych trzydziestu minutach wyszliśmy z kabiny, wcześniej upewniając się, że na sto procent nie ma tu nikogo poza nami. Owinęliśmy się ręcznikami, a później pozbieraliśmy swoje ubrania. Całą drogę do pokoju, powstrzymywaliśmy śmiech, który był niczym innym, a oznaką prawdziwego szczęścia. Bo zachowaliśmy się jak największe małolaty, które robiły coś szalonego. I cholernie dobrze było się tak poczuć.
Szczególnie, że niedługo nadejdzie rzeczywistość, z którą będziemy musieli się zmierzyć.
*
missed u, znowu
przyznam się, nie miałam weny
pustka i nicość
zaniedbywałam obydwie książki, raz jedną bardziej, a raz drugą
czekanie popłaca i wspomnicie jeszcze moje słowa
niekoniecznie teraz, ale..
Oh wspomnicie.
xx.B
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro