1. Znalazł się Einstein.
- Panno Blake! - słyszę za sobą głos tego zboczeńca.
Czy on nie wie, że flirtowanie ze studentkami jest nielegalne, karalne i w ogóle nie na miejscu? Zatrzymałam się na środku kampusu i powoli obróciłam ciało w jego stronę. Jednak muszę przyznać iż czułam się lepiej zważając na to, jak wiele osób było dookoła.
- Tak, profesorze Green? - posłałam mu raczej chłodne, ale neutralne spojrzenie.
Na jego ustach grał już ten standardowo głupi uśmieszek. Mężczyzna był ubrany w szary garnitur, a swoje ciemne włosy perfekcyjnie ułożył na gumie. Zupełnie jakby przekopiował fryzurę z taniego magazynu.
- Zapomniała pani notatek - profesor podał mi mój zeszyt, którego faktycznie zapomniałam.
Sprawnym ruchem zabrałam od niego notatnik, mrucząc pod nosem szybkie podziękowania. Obróciłam się na pięcie i bez zbędnych ceregieli ruszyłam do akademika. Minęły dopiero trzy tygodnie pierwszego semestru, a mi już udało się sprowadzić na siebie kłopoty. Mam jednak przeczucie, że nie jestem jedyną studentką na której profesor Green zawiesił oko. Dlatego zwyczajnie przeczekam jego spięcie w mózgu i tą dziwną fascynację.
Po wejściu do swojego pokoju od razu rzuciłam torbę na łóżko. Muszę pamiętać o tym, żeby zadzwonić wieczorem do Jonesa i Sary. Obydwoje wybrali uczelnie w Waszyngtonie, podczas gdy ja dostałam się na kierunek biznesowy na New York University. Mimo wielu dylematów, ostatecznie stwierdziłam, że słynne duże miasto które żyje nocą i cholernie mnie zachęca po oglądaniu Plotkary, dobrze mi zrobi. Mają tutaj świetną ofertę i uroczy kampus, a poza tym dzielę swój pokój z Meredith, która studiuje tu architekturę. Poznałam też kilka nowych i dość intrygujących osób. Bardzo polubiłam Jall i jej przyjaciela Alana. Widujemy się na każdych zajęciach co pewnie było jednym z powodów, dla których szybko załapaliśmy kontakt. Poza tym cała nasza trójka ma taką same opinię na temat naszych profesorów oraz ludzi z grupy. Nic tak nie łączy jak ta jedna osoba, która irytuje nas tak samo mocno.
- Ugh, kolejny ciężki dzień - lekko podskoczyłam na nagłe wtargnięcie Mer, która zaraz po tym zaatakowała swoje łóżko.
- Tak, wiem coś o tym - westchnęłam głośno, siadając przy biurku.
Swoją drogą nieźle się tutaj urządziłyśmy. Nasz pokój jest cały biały a na ścianach wiszą ładne obrazy, ozdobione światełkami. Oprócz tego są tutaj dwa łóżka i biurka, a na środku leży puchaty grafitowy dywan, na którym znajduje się mały stolik, a na nim flakon z kwiatami i świeczka zapachowa. Mamy jedną ogromną szafę z lustrem, co ułatwia nam życie i do tego mamy trochę więcej przestrzeni w pokoju.
- Green znowu z tobą flirtował? - ciemnowłosa leżąca na łóżku przykuła moją uwagę.
- Taa. Prawda panienko Blake? Czy panienka Blake się ze mną zgadza? - przedrzeźniałam ton jego głosu, wykrzywiając przy tym twarz.
Jak ja go nie lubiłam.
- Co za świr. Ile on ma w ogóle lat?
- Trzydzieści pięć - mruknęłam pod nosem, co Meredith skomentowała krótkim prychnięciem.
Otworzyłam swój skórzany kalendarz, gdzie zapisywałam terminy zadań lub testów, czy tez innych ważnych wydarzeń. Nigdy tego nie robiłam w liceum i to właśnie był błąd, bo niepotrzebnie wprowadzałam do życia chaos. Teraz mam wszystko uporządkowane i zaplanowane. Na tym cudownym uniwersytecie mam rozłożone zajęcia tak, że oprócz weekendów mam też wolne piątki, a w poniedziałki mam tylko jedne wykłady. Reszta dni też nie jest taka zła, więc mogę sobie pozwolić na lenistwo.
- Przypomnij mi, żebym ci coś później powiedziała - Mer klepnęła mnie w ramię - umówiłam się teraz w kawiarni z Sean'em.
Jej głos pozostawał neutralny, ale dobrze wiedziałam jak ten chłopak jej się podobał. Wychodzili razem dosyć często i jestem w stu procentach pewna że w najbliższym czasie w końcu pękną i się ze sobą prześpią. Meredith przebierała się przed szafą, podczas gdy ja odrzuciłam głowę do tyłu, opierając ją o oparcie krzesła i głośno westchnęłam.
- Okej - wymamrotałam pod nosem, przymykając powieki.
- Aha i jutro jest impreza w bractwie - poczułam zapach jej perfum, a potem usłyszałam jak otwiera drzwi.
- Okej - machnęłam na nią ręką. - Pozdrów Seana.
- Tak, z pewnością - mruknęła żartobliwym tonem, a potem wyszła z pokoju zostawiając mnie samą.
Otworzyłam oczy i nachyliłam się nad biurkiem. Wpisałam termin przygotowania biznesplanu na za tydzień, po czym zamknęłam kalendarz i ruszyłam w kierunku szafy po jakieś wygodne ciuchy. Już miałam zacząć się przebierać w piżamę, kiedy mój telefon zaczął dzwonić. Podeszłam do leżącego na łóżku urządzenia, za które od razu złapałam i spojrzałam na wyświetlacz. Imię Alana sprawiło, że na mojej twarzy zagościł delikatny uśmiech. Momentami było mi zwyczajnie miło, że on jak i Jall do mnie dzwonili. Szczerze mówiąc obawiałam się, że nie wpasuje się w tutejsze towarzystwo ale ta dwójka szybko rozwiała moje wątpliwości. Przesunęłam palcem po ekranie i przyłożyłam urządzenie do ucha.
- Czego dusza pragnie? - po moich słowach usłyszałam krótki śmiech chłopaka.
- Wiele rzeczy. Masz czas?
Wydałam z siebie głośne westchnienie, wydymając wargi. Nie byłam pewna czy miałam ochotę wychodzić, ale moja potrzeba atencji ostatnimi czasy nieco wzrosła. Poza tym Alan jest jakby chodzącym bogiem seksu i musiałabym mocno ze sobą walczyć w głowie, aby kiedykolwiek od niego nie odebrać.
- Powiedzmy, że mogę znaleźć jakąś chwilkę - uśmiechnęłam się pod nosem, opierając się pośladkami o biurko.
- Świetnie. Jall poszła spać, a ja jestem głodny - oznajmił, a ja wypuściłam z siebie szczery śmiech.
Fakt, dziewczyna kocha spać i robi to kiedy tylko może i gdzie tylko może. Odkąd zobaczyłam ją śpiącą pod prysznicem stwierdziłam, że już chyba nic co z nią związane mnie nie zdziwi.
- Niech zgadnę, McDonald? - zapytałam, ukrywając małą ekscytację w głosie.
Nie zaprzeczam, że byłam głodna a myśl o frytkach zaczęła robić mi wodę z mózgu.
- Proste, jesteś zainteresowana? - jego głos brzmiał dobrze nawet przez telefon.
- Darmowym jedzeniem? Zawsze - odparłam jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Kto powiedział, że będziesz jadła za darmo? - sposób w jaki to wypowiedział sprawił, że mogłam dosłownie zobaczyć jak mruży oczy.
- Ty, właśnie w tym momencie - znów się uśmiechnęłam, chociaż byłam w pełni świadoma że chłopak tego nie widzi.
- Jesteś bardzo śmieszna, B. W takim razie spotkajmy się za pięć minut pod akademikiem - oznajmił stanowczym tonem.
- Okej - i po tych słowach się rozłączam.
Postanawiam się nie przebierać i zostać w czarnej zwiewnej sukience oraz jesiennych botkach. Wzięłam jedynie torebkę, gdzie wcześniej włożyłam swój telefon i portfel. Wyszłam z pokoju i zamknęłam drzwi kluczami, które zaraz także wyładowały w czarnej torebce.
Idąc w kierunku wyjścia zdałam sobie sprawę, że pierwszy raz od dłuższego czasu wychodzę sama z jakimś chłopakiem. Chcąc nie chcąc w moich myślach pojawiła się osoba, o której usilnie starałam się zapomnieć. Często zastanawiam się co w danym momencie robił, albo czy podobał mu się Londyn. Ostatni raz widzieliśmy się ponad pół roku temu. Moje obawy z lotniska niestety się sprawdziły.
Nie mieliśmy kontaktu od jedenastu miesięcy.
Przez pierwsze dwa miesiące po jego wyjeździe rozmawialiśmy ze sobą każdego dnia. Nawet nie wiem kiedy przeistoczyło się to w ciągłe czekanie. Czekałam jak głupia każdego dnia, aż Collins do mnie zadzwoni o standardowej porze lub da znać. Wiedziałam, że jest dosyć zajęty, więc nie chciałam naciskać. I tego właśnie żałuje. Nie pisałam do niego, wierząc, że po prosu nie ma czasu a gdy go znajdzie, odezwie się. To było to co zawsze mi powtarzał, a ja ślepo w to wierzyłam. Ale nie zrobił tego, co cholernie mnie podłamało. Mimowolnie w mojej głowie często pojawiają się myśli o nim, chociaż już prawie nauczyłam się żyć bez niego. Jedenaście miesięcy to szmat czasu.
W końcu dostrzegłam opierającego się o ścianę budynku Alana, co wybiło mnie z chwilowego zamyślenia. Miał na sobie ciemne jeansy, czarną koszulkę i szarą bluzę z kapturem, której zamek był rozsunięty. Takie odcienie dobrze komponowały się z jego piwnymi oczami i ciemnobrązowymi włosami. Byłabym głupia twierdząc, że nie jest przystojny. Bo jest. I to cholernie bardzo.
- Jestem - odezwałam się, posyłając mu zadziorny uśmieszek.
- Widzę - przewrócił oczami, na co strzeliłam mu spojrzenie.
Obydwoje ruszyliśmy w kierunku jego samochodu, który dostrzegłam po prawej stronie parkingu.
- Słyszałaś o jutrzejszej imprezie? - zapytał, posyłając mi przelotne spojrzenie.
- Tak i chcąc nie chcąc będę musiała na nią iść. Mer mi tego nie odpuści, a moje uszy nie są na tyle cierpliwe - poprawiłam torebkę na ramieniu, czując na sobie jego spojrzenie.
Brunet zaśmiał się pod nosem w pełni się ze mną zgadzając, po czym obydwoje wsiedliśmy do jego samochodu i ruszyliśmy w drogę.
***
- Możesz chodzić prosto, Alan?! - kurczowo trzymałam się ramienia chłopaka idąc korytarzem akademika.
Ten głupek namówił mnie na wino, a wiadomo że nie potrafię go odmówić. Oczywiście on nic nie pił ponieważ prowadził, co skończyło się tak że wypiłam niemal całą butelkę w pojedynkę. Dawno tego nie robiłam, stąd moje lekkie upojenie. W ostatniej chwili zdecydowaliśmy się wybrać do niedrogiej restauracji, o której Alan słyszał od Jall. Mogliśmy pójść do tego cholernego McDonalda. Przynajmniej nie skusiłabym się na to przepyszne wino i teraz mogłabym myśleć trzeźwo. Ale w sumie, nie ma takiej potrzeby. Czasem zapominałam, że byłam już na studiach daleko od domu i mogłam robić co żywnie mi się podoba. Chociaż to nie tak, że moi rodzice przykładnie starali się mnie wychowywać. Zresztą nieważne, gadam już głupoty, a raczej myślę o głupotach.
- Uwierz mi, to nie ja idę krzywo - Alan zaśmiał się pod nosem, dzielnie prowadząc mnie do pokoju.
Oczywiście, w końcu jestem taka rozrywkowa z alkoholem we krwi. Prawie o tym zapomniałam.
- To wszystko twoja wina, ale nie narzekam - poklepałam dłonią jego ramię. - Cóż, nie aż tak bardzo.
- Wiesz, że aby iść trzeba rzeczywiście podnosić nogi? - jego sarkazm sprawił, że automatycznie przewróciłam oczami.
- Co ty nie powiesz - wymamrotałam pod nosem, posyłając mu zirytowane spojrzenie.
W końcu zatrzymaliśmy się tuż pod moim pokojem. Oparłam się plecami o drewniane drzwi, wypuszczając powietrze z płuc. Przygryzłam delikatnie swoją wargę, aby ukryć cisnący mi się na twarz uśmiech. Nawet nie wiem dlaczego miałam ochotę się śmiać, ale podobało mi się to. Podniosłam wzrok na jego piwne oczy, wcześniej nieco się prostując.
- Lubię cię, kupiłeś mi jedzenie i wino - stwierdziłam, mrużąc oczy.
- Ah, czyli to wystarczy aby wbić się w twoje łaski? - jego brew powędrowała w górę, a on sam zrobił krok w moją stronę.
Nasze ciała były bardzo blisko siebie. Jego ciemne tęczówki wbijały się prosto w moje, kiedy wysunął język aby zwilżyć nim swoje wargi.
- Zależy czy ten proces będzie się powtarzał - wzruszyłam ramionami, a moje oczy na moment spoczęły na jego różowych ustach.
I nie wiem dlaczego to zrobiły. Po prostu wypiłam dość dużo, a fakt że Alan jest niesamowicie atrakcyjny sprawiał, że ciężko mi było się w pełni kontrolować.
- Hmm.. - mruknął, nosem przejeżdżając po moim policzku. Nasze twarze dzieliły już tylko milimetry - Może.
Uśmiechnął się, a jego dłoń wylądowała na mojej talii. Mimowolnie złapałam swoją wargę między zęby, co zadziałało na niego jak najlepsze zaproszenie, bo po dwóch sekundach ciemnooki złączył nasze usta w pocałunku. Przesunęłam palcami po jego karku, a potem zaplątałam je w jego miękkich włosach, na co chłopak wydał z siebie zadowolony pomruk. Jego ręka wślizgnęła się za moje plecy aby przyciągnąć mnie bliżej, kiedy nasze języki się spotkały. I wtedy chcąc się podsunąć wyżej, nacisnęłam na łokciem na klamkę drzwi, a ku mojemu zdziwieniu drewniana płyta szybko ustąpiła przez co z krótkim piskiem wylądowałam na podłodze, a Alan na mnie.
Zaczęłam głośno się śmiać dokładnie tak samo jak i przygniatający moje ciało brunet. Mój brzuch zwijał się w przyjemnych konwulsjach śmiechu, uwalniając we mnie tak wiele pozytywnych odczuć. Boże, jestem cholerną łamagą. Patrzyłam w brązowe tęczówki, które także przepełnione były radością. Obydwoje próbowaliśmy właśnie złapać oddech.
- Ekhm - nagłe chrząknięcie wybiło mnie z transu, więc przechyliłam głowę w stronę z której ono dochodziło.
I wtedy dosłownie zamarłam. Dziwny prąd przeszył moje ciało, przesyłając niemiły ból wzdłuż mojego kręgosłupa. W głowie modliłam się, aby to były zwykłe halucynacje lub pieprzony sen. Ale im dłużej patrzyłam, tym bardziej docierało do mnie, że to cholerna rzeczywistość. Czarno-czerwona koszula w kratkę, bujne i miękkie blond włosy, a także szmaragdowe oczy jako ostatni gwóźdź do trumny. Proszę, nie.
Odwróciłam wzrok, który ponownie spoczął a Alanie. Brunet podniósł się z mojego ciała i wyciągnął dłoń w moją stronę. Załapałam za nią, a zaraz chłopak zwinnie pomógł mi wstać z podłogi. Obciągnęłam niżej sukienkę i poprawiłam szerokąbluzę, którą wcześniej dał mi Alan.
I wtedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Stał sobie tutaj jakby nigdy nic i po prostu mi się przyglądał. Jego szczęka była mocno zaciśnięta, a sylwetka wyprostowana. Wzrok blondyna powędrował na moment na Alana, a zaraz znów na mnie.
- Blake - jego znajomy głos rozbrzmiał teraz w całym pokoju. Już nie tylko w mojej głowie.
Miałam wrażenie, że odbijał się tam echem.
- Collins - rzuciłam mimochodem, podczas gdy moje tęczówki zastapił lód.
- Okej, to ja już może pójdę - Alan odchrząknął po chwili ciszy, kładąc na moment dłoń na moim ramieniu.
- Okej. Dziękuję za dziś - spojrzałam w jego oczy, lekko się uśmiechając. - Do zobaczenia na wykładach.
Alan jedynie skinął głową do mnie jak i do stojącej niedaleko nas Meredith, a potem zwyczajnie zniknął za drzwiami.
Bez jakiegokolwiek słowa podeszłam do swojego łóżka, siadając na brzegu materaca. Zaczęłam zdejmować swoje buty, od których bolały mnie już stopy gdyż chodziłam w nich cały dzień.
- Gdzie byłaś? - zapytała Mer, co sprawiło że uniosłam na nią swój wzrok.
- W centrum, pojechaliśmy coś zjeść - wzruszyłam ramionami, odrzucając włosy do tyłu.
- Piłaś - stwierdził nagle Collins, sprawiając że krew dosłownie się we mnie zagotowała.
- Znalazł się Einstein - przewróciłam oczami z cichym parsknięciem.
Jeśli myśli, że może nagle wejść sobie tutaj z buta bez żadnego uprzedzenia czy pieprzonego słowa i prawić kazania, to grubo się myli. Nie mam zamiaru ukrywać swojej złości na tego człowieka. Wciąż jeszcze nie przyswoiłam do siebie faktu, że po długich i ciężkich jedenastu miesiącach stoi sobie w moim pokoju, patrząc na mnie w ten swój posesywnym wzrokiem.
- Możemy pogadać jak ludzie? - teraz to on przewrócił oczami, co tylko bardziej mnie zdenerwowało.
- A jak twoim zdaniem teraz rozmawiamy? - skrzyżowałam ręce na brzuchu, unosząc brew ku górze.
- Bella.. - Collins usiadł na moim krześle i podjechał nim tak, aby znaleźć się tuż przede mną.
Jego zapach uderzył w moje nozdrza, przez co omal nie zakręciło mi się w głowie. Przełknęłam rosnącą gulę w gardle, kątem oka dostrzegając jak Meredith opuściła pokój.
- Czego chcesz? Czemu przyjechałeś? - zapytałam z wyrzutem, chociaż moje oczy zrobiły się już nieco wilgotne.
Nie chciałam płakać. To było ostatnie czego chciałam, ale moje ciało nie potrafiło ignorować uczuć i naturalnych reakcji, kiedy widziałam jego twarz. Całego jego. Osobę, która była dla mnie definicją wszystkiego.
A potem moje wszystko mnie opuściło.
- Będę tutaj studiował - odezwał się nagle, patrząc w moje oczy. - Biznes.
Moje brwi wystrzeliły w górę, a usta nieco się rozchyliły. On chyba sobie właśnie żartował. Może to ukryta kamera? No dalej wyskakujcie ze sprzętem i miejmy to za sobą, bo mam dosyć odgrywania klauna.
Ale on nadal z poważną miną patrzył prosto na mnie. A ja nie chciałam już na niego patrzeć.
- Co to do kurwy ma być? - energicznie wstałam z łóżka, przy okazji nieco się potykając. - Co ty sobie wyobrażasz, co?
Zaczęłam przechadzać się po pokoju, starając się poukładać to wszystko w głowie.
- Że co? Że nagle wrócisz po tej pieprzonej ciszy i wszystko będzie dobrze? - zatrzymałam się, wbijając w niego swoje tęczówki. - Nie było cię tak kurewsko długo, a ja myślałam że już nigdy nie wrócisz! - zacisnęłam szczękę tak mocno, że pokruszony ząb nawet by mnie nie zdziwił.
Collins patrzył na mnie ze zmartwieniem i bólem w oczach. Przestań kurwa.
-A teraz pojawisz się tutaj i myślisz, że wszystko będzie okej? Że zapomnę o ostatnich jedenastu miesiącach? Że zapomnę, jak po wszystkim co razem przeszliśmy, zwyczajnie mnie zostawiłeś? Ja.. - zacisnęłam usta, decydując się przerwać wypowiedź.
Nawet nie chcę już nic więcej mówić. Moje gardło coraz bardziej się zaciska, a ja nie chcę rozpaść się na środku pokoju.
Nagle Collins się podniósł i podszedł w moją stronę bez żadnego ostrzeżenia przyciągając mnie do swojej piersi. Jego woda kolońska za którą tak tęskniłam, dosłownie mieszała mi w głowie. Czułam bicie jego serca stojąc w bezruchu, kiedy mnie przytulał. Ręce bezwiednie wisiały wzdłuż moich boków. Czułam się jak sparaliżowana. Nie potrafiłam się ruszyć.
- Wiem, że nawaliłem. Obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię, ale potrzebuję na to trochę czasu - jego cichy głos dotarł do moich uszu.
Oczywiście. To takie typowe. Same tajemnice. Jakby nie mógł poświęcić kilku sekund na napisanie wiadomości i to chociażby raz na miesiąc. Nawet tyle by mi wystarczyło, a tymczasem dostałam ich zero w przeciągu pieprzonych jedenastu miesięcy. Zero. A potem wraca i znów milczy, chociaż z pozoru się odzywa.
Zwinnie wykręciłam się z uścisku chłopaka, odsuwając się najdalej jak mogłam. Odchrząknęłam, a potem podeszłam do szafy i odsunęłam jej wielkie drzwi.
- Powinieneś iść. Jest już późno - głos który właśnie się ze mnie wydobył przypominał górę lodową.
Sięgnęłam po swoją piżamę, a potem zwyczajne obracałam ją w dłoniach i czekałam, aż w końcu sobie pójdzie.
Nic nie odpowiedział. Jedynie pokiwał powoli głową, nie spuszczając ze mnie wzroku. Ale ja nie ośmieliłam się na niego spojrzeć. Collins bez słowa wyszedł z pokoju, mocno zamykając za sobą drzwi. Gdy tylko drewniana płyta się zamknęła, to samo zrobiły moje powieki. Oparłam się plecami o ścianę i powoli zjechałam na podłogę, wypuszczając głośno powietrze z płuc.
On wrócił.
Będę widywać go każdego dnia na każdych zajęciach ponieważ, och ironio, wybrał ten sam kierunek co ja. Poczułam jak mój mózg dosłownie się wyłącza i przestaje funkcjonować dokładnie tak jak i moje ciało. Nie byłam gotowa na tak mocny cios tym bardziej, że w mojej głowie właśnie panowała prawdziwa wojna. Tęsknota i złość, rozpacz i żal. Nie byłam w stanie znieść tak wielu uczuć jednocześnie. Rzuciłam piżamą gdzieś przed siebie, następnie wczepiając dłonie w swoje włosy.
Bo nas nie było już od dawna. I wszystko znowu runęło.
*
No i jest! Pierwszy rozdział KONTYNUACJI "Be Mine". Jeśli ktoś nie czytał pierwszej części to zachęcam:)
Informuję także, że od czasu do czasu w rozdziałach będą pojawiać się wspomnienia zarówno Belli jak i Chrisa. To tak żebyście łatwiej zrozumieli co się działo kiedy byli osobno. Ale na to jeszcze przyjdzie czas.
❤️
Dodaję ponownie po cofnięciu. Troszkę pozmieniałam. Rozdziały będą raczej często do momentu, aż nie sięgną tych jeszcze nie napisanych. Dodałam znów, bo wiele osób prosiło i pisało. Nie wiem jak potoczy się moje pisanie, bo często znikam z wttp na długo.
Ale nie chciałam wam zabierać tej części, więc there you go.
Kocham mocno.
xx. B
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro