Prolog
Malutka postać biegła wąskimi korytarzami. Dyszała ciężko, co chwilę potykając się o własne nogi. Bez przerwy ocierała dłonią załzawione oczy. Jej serce biło jak oszalałe, z każdą kolejną sekundą coraz trudniej było jej złapać oddech. Najchętniej skuliłaby się pod ścianą i schowała przed całym światem.
Ale wiedziała, że nie może. Miała bardzo ważną misje do wykonania.
W końcu dotarła do drewnianych drzwi. Desperacko naparła na złotą klamkę. Wpadł do niewielkiego pomieszczenia, pod sam sufit wypełnionego ekranami komputerów.
Usiadł na obrotowym krześle i zaczęła po kolei włączać kolejne monitory. Gdy wszystkie już działały, jeszcze raz spróbowała przeanalizować zaistniałą sytuację.
— Jest źle — stwierdziła po chwili. — Zawaliłaś sprawę, Livi, totalnie zawaliłaś. — zaczęła panikować. — Co ty w ogóle sobie myślałaś?! To miała być prosta zmiana, nic wielkiego. Ale ty jak zwykle chciałaś popisać się kreatywnością. I jak to niby teraz naprawić?!
Sięgnęła po ukrytą pod blatem grubą księgę. Przekartkowała ją pospiesznie. Olbrzymia księga była jej ostatnim ratunkiem.
Znalazła rozwiązanie. Na ostatniej kartce. Opatrzone klauzulą „Tylko dla doświadczonych opiekunów."
Ona nie miała doświadczenia. Pracowała tylko pół wieku, ale w tamtym momencie była zdesperowana.
— Raz się żyje — powiedziała.
Włączyła odpowiednią aplikacje. Na blacie zmaterializował się zegar, a ekrany wyświetliły drzewo genealogiczne.
Wybrała zdjęcie młodej dziewczyny w różowej sukience. Jeśli ktoś miał sobie poradzić to ona.
A potem nastawiła zegar na dwadzieścia lat wstecz.
–––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––
Przedstawiam prolog zupełnie nowej historii. Jest króciutki i nie wyjaśnia zbyt wiele, ale mam nadzieję, że zaintrygował was wystarczająco, byście przeczytali również pierwszy rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro