31. Będziesz liczyła głośno
Siedzieliśmy w ciszy dopóki On się nie odezwał.
- Co tu się stało?
- Nic.
- Pytam jeszcze raz: co tu się stało?
- A ja odpowiadam, że nic.
- Miałaś nie kłamać.
Nie odezwałam się. On złapał mnie za ręce i pociągnął, a ja wylądowałam na jego kolanach z wypiętym w jego stronę tyłkiem. Następnie spodnie podjechały w okolicę kolan, a on powiedział:
- Mówiłem, że jak będziesz kłamać ukarzę Cię. Dostaniesz pięć klapsów. Wydaj jakikolwiek dźwięk, a jeszcze dołożę. Będziesz liczyła głośno.
Uniósł rękę, która następnie wylądowała na moich pośladkach. W pomieszczeniu było słychać siłę uderzenia.
- Jeden... dwa... trzy... cztery... pięć...
- Grzeczna dziewczynka.
Założyłam spodnie, a tyłek niesamowicie bolał.
- Później mi powiesz co się stało. Teraz mam do zdobienia kilka rzeczy i proszę nie przeszkadzaj mi w tym. Możesz czytać książkę, spać lub po prostu odpoczywać.
Usiadł za biurkiem po czym wyjął z niego nowiutkiego laptopa. Słyszałam jak co jakiś czas pomrukiwał do siebie. Położyłam się na brzuchu i zaczęłam czytać książkę. Siedzenie w obecnej sytuacji nie było zbyt przyjemnym zajęciem.
Nagle wyciągnął On z biurka metalową walizeczkę na szyfr. Otworzył ją i wyjął z niej buteleczkę, którą położył na blacie biurka. Następnie wyjął dwie strzykawki, które napełnił delikatnie niebieskim płynem. Schował walizeczkę. Wezwał do gabinetu tych dwóch, którzy na mój widok się uśmiechnęli. Kazał usiąść najpierw jednemu, a później drugiemu. Wtłoczył w ich żyły płyn ze strzykawek mówiąc, że to nagroda i taki mały bonus od niego.
*Żołnierz wyznaczony do zadania*
Byłem ubrany po cywilnemu, aby nie rzucać się w oczy. Pieniądze miałem w kopercie, a telefon w kieszeni. Dostałem esemesa:
"Udaj się do zachodniego wyjścia z parku"
Okey, stałem w tym miejscu i czekałem.
"Idź w stronę Muzeum"
Bawimy się w podchody.
"Skręć w stronę mostu i zatrzymaj się na jego początku"
"Wyrzuć kopertę przez barierkę. Z drugiej strony mostu idą dwie z zakładniczek"
Wyrzuciłem kopertę, a gdy uderzyła o ziemię jakiś facet w kapturze ją podniósł i odszedł. Wyjęłem krótkofalówkę i dałem sygnał moim, że mężczyzna wsiada do samochodu i odjeżdża. Spojrzałem na drugi kraniec mostu, gdzie faktycznie szły w moją stronę dwie kobiety. Ruszyłem w ich stronę i zacząłem dopytywać jak się czują. Następnie zostały zebrane do szpitala, a później miały zostać przesłuchane.
*end*
*Zack*
Przy współpracy z policją udało nam się złapać porywaczy. Jednego z nich informatycy namierzyli po logującym się telefonie komórkowym, a drugi został złapany jak uciekał samochodem. Obecnie jechali oni radiowozami. Miałem nadzieję, że powiedzą coś o Trine, bo bardzo się o nią martwiłem.
*end*
*Policjant*
Po wyprowadzeniu z radiowozu porywacze zostali wprowadzeni do dwóch oddzielnych pokojów przesłuchań. Zaczęło się przesłuchanie, ale mężczyźni nie chcieli nic mówić. Czekaliśmy aż zmiękną, ale jak na razie bezskutecznie.
Obserwowałem jak jeden z nich siedzi przede mną skuty w kajdanki, gdy nagle zsunął się z krzesła i wylądował na podłodze. Sprawdziłem jego czynności życiowe, ale okazało się, że nie oddycha. Z pomocą kolegi zaczęliśmy akcję ratunkową, ale po dwudziestu minutach to nie dało skutku.
Dostaliśmy sekcje zwłok obydwu mężczyzn. Okazało się, że z drugim działo się to samo. W ich organizmie znajdowała się jakaś trucizna, której nasi patolodzy nie potrafili zidentyfikować. Próbki zostały powysyłane do różnych laboratoriów, aby je dokładnie zbadać.
*end*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro