20. Czyli miałbym stąd wyjechać?
To wszystko było ponad moje siły. Wracałam do pokoju i cały czas myślałam o nim i o naszej chorej sytuacji. Czemu wszystko musi zawsze się komplikować... Dlaczego nikt mnie nie kocha? Każdy potrzebuje takiej choć jednej osoby, żeby się wyżalić lub chociaż przytulić. A ja? Nie mam rodziców, rodzeństwa, a jedyni ludzie, którzy mnie akceptują są tu, w wojsku. To moja jedyna szansa, aby coś w życiu osiągnąć. Nie mogę jej zmarnować. Muszę zacisnąć pięści i walczyć o siebie.
Wstałam rano i tak jak każdego dnia poszłam na zbiórkę. Bardziej przykładałam się do treningu. Następnie szybka kąpiel, śniadanie i wykłady. Z zainteresowaniem słuchałam tego, co mówi generał i jako jedyna zadawałam szczegółowe pytania. Po obiedzie udałam się na strzelnicę, gdzie byłam prymuską. Może nie mam takiej wprawy jak uczący nas major, ale staram się jak mogę. Po kolacji udałam się do sali treningowej, gdzie spędziłam parę godzin.
Kolejne dni spędzałam tak samo. Koledzy z pokoju pytali się co że mną się dzieje. Pierwsza wstawałam i ostatnia kładłam się spać. Dwa razy w tygodniu spędzałam czas w wojskowym szpitalu, gdzie uczyłam się jak pomagać poszkodowanym w różnych sytuacjach. Mogłam pytać lekarzy o co chciałam, a oni z chęcią pogłębiali moją wiedzę.
A co z Chrisem? Mieliśmy neutralne stosunki. Takie, jakie powinniśmy mieć przez cały czas. Trochę brakowało mi jego czułości. Chyba każda kobieta chciałaby czuć się doceniana. Mnie spotkało to tylko w jedno popołudnie. Ciekawe jak to jest mieć tak na stałe.
*Kapitan Christopher Blow*
- Mógłbyś do mnie przyjść do gabinetu? - zapytał mnie ojciec, a ja od razu ruszyłem za nim. Otworzył drzwi, przez które przeszedł i usiadł w wygodnym fotelu za ciężkim biurkiem.
- Chyba chciałeś ze mną porozmawiać.
- Tak. Chodzi o to, że dostałem list z prośbą, aby przysłać kogoś do dowodzenia obroną jednego z większych na świecie lotnisk. Dużo się słyszy o tym, że islamiści podkładają bomby lub strzelają do cywilów. Czy jesteś zainteresowany?
- Czyli miałbym stąd wyjechać?
- Tak.
- To duża szansa, ale również ogromne ryzyko.
- Najpierw musiałbyś odbyć trzy miesięczne szkolenie. Następnie wraz z innymi żołnierzami wykonywał swoje zadanie.
- Mimo wszystko bardzo chciałbym to zrobić. Kiedy opuszczam kampus?
- Dzisiaj jest czwartek, a w poniedziałek rano musisz być na miejscu szkoleń. Mam nadzieję, że bardzo dobrze sobie poradzisz.
- Dziękuję.
Wróciłem do swojej sypialni. Ta akcja to dla mnie życiowa szansa, ale nie dlatego chcę w niej wziąć udział. Będę mógł stąd uciec. Nie potrafię się od niej odciąć. Ta kobieta zawładnęła całym mną. Imponuje mi tym, że nigdy się nie poddaje. Nie podoba mi się w niej to, że ma zaniżone poczucie własnej wartości. Chciałbym codziennie budzić się przy niej, ale i też zasypiać u jej boku. Jednak co ja robię? Uciekam. Bardzo dojrzałe, nie powiem.
Wziąłem kartkę i próbowałem coś napisać. Szanowna Pani Black... za oficjalnie. Kochana Trine... za spoufale. Po chwili w koszu znajdowało się kilkanaście zużytych i zgniecionych kartek. Jestem beznadziejny.
Następnego dnia tak jak zawsze prowadziłem poranny trening. Wszyscy mieli się rozejść, ale ja nie wiem czemu zawołałem za nią
- Trine.
Dziewczyna podeszła do mnie i czekała na dalszą moją reakcję. Chciałem jej powiedzieć, ale okazałem się tylko facetem i z moich ust wyszło tylko:
- Bardzo dobrze sobie radzisz.
- Dziękuję...
I znowu krępująca cisza.
- Coś jeszcze? - zapytała.
- Tak... To znaczy nie. Możesz odejść.
*end*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro