Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19. Poważna rozmowa.

Siedzieliśmy na obiedzie i opowiadaliśmy sobie o dzisiejszym strzelaniu. Pokochałam to od pierwszego strzału. Ja i glock staliśmy się jednością. Gadam jak jakiś małolat, któremu rodzice kupili wymarzoną zabawkę. Ale nie, w moim przypadku zabawka była śmiercionośnym narzędziem do zabijania. Strzelanie do ludzi musi być okropne. To jak odebrać komuś ostatnie tchnienie i patrzeć jak ulatuje dusza. Nie wiem, czy będę potrafiła to kiedykolwiek zrobić. Po obiedzie mieliśmy moją "ukochaną" walkę wręcz. Ale o dziwo tego dnia dość dobrze sobie radziłam, nawet kapitan Blow mnie raz pochwalił. Ten to ma humorki jak kobieta w ciąży.

- Trine, możesz na chwilę zaczekać? - usłyszałam głos Chrisa.
- Nie mogę...
- W takim razie masz polecenie stawić się po kolacji przed budynkiem. Do zobaczenia.
-Super, już nie mogę się doczekać. Będę to przeżywać przez całą kolację - na moją sarkastyczną wypowiedź tylko się uśmiechnął.

Moją misją było jak najbardziej odwlec spotkanie z Blowem.
- Kotełku, jak długo jeszcze będziesz siedzieć na tej stołówce i dziubać w talerzu? - zapytał Carter.
- Tak długo, jak to możliwe.
- Coś się stało?
- Kolejna kara u kapitana Blowa, sam rozumiesz...
- Jak tym razem mu podpadłaś?
- Właśnie byłam wyjątkowo grzeczna.
- No wiesz, Ty i grzeczna... jedno wyklucza drugie - powiedział ze śmiechem Carter, za co dostał kuksańca między żebra - No okey, Ty zawsze jesteś grzeczna.
- Taka odpowiedź mnie satysfakcjonuje. Dobra, chyba muszę iść, bo zaraz wyśle po mnie Gwardię Narodową. Do później.

Wyszłam na zewnątrz i zobaczyłam znudzonego Chrisa.
- No wreszcie dotarłaś. Już chciałem po Ciebie iść.
- Jak widzisz przybyłam.
- Trochę spóźniona. Biegniemyv nad staw.
- Tssssaaa.

Faktycznie pobiegliśmy we wcześniej wskazane miejsce. Chris usiadł na trawie, a ja postanowiłam zrobić to samo, ale trzymałam bezpieczną odległość. Między nami była krępująca cisza, którą przerwał Blow.
- Ja chciałbym Cię przeprosić. Wiem, że zachowałem się jak debil...
- Z uprzejmości nie zaprzeczę.
- Dzięki... Chodzi o to, że przestraszyłem się tego, co się wydarzyło. To nie powinno się wydarzyć, ponieważ w wojsku nie ma miejsca na romanse. Ja jako Twój przełożony powinienem temu zapobiec, a nie samemu prowokować. Nie mówię, że to Twoja wina...
- Ale tak uważasz?

-... Bo ja tutaj zawiniłem. Po prostu tak bardzo mnie do Ciebie ciągnie. Nigdy wcześniej tak nie miałem. W szkole średniej dziewczyny leciały na moją kasę. A ja byłem tylko ich maskotką na pokaz przed koleżankami. Później poszedłem do wojska i od tego czasu nie spotkałem ani nie myślałem w ten sposób o żadnej kobiecie. Później pojawiasz się Ty i wszystko chuj strzela...
- Wyrażaj się!!! Za karę...
Nie zdążyłam dokończyć, gdy delikatnie mnie pocałował.

- No bo ten... to był taki... yyyy... odruch... - jąkał się mój zawsze pewny siebie przełożony. A ja? Ja zaczęłam się śmiać z jego kulawego tłumaczenia, ale zaraz zpoważniałam.
- Zachowywałeś się jak pieprzony samiec alfa. Ciągle ja byłam ta najgorsza, to ja za wszystko obrywałam nawet wtedy, gdy to nie była moja wina. To było coś a'la zemsta? Bo pierwszy raz się spodobałam jakiemuś facetowi to musiałam za to odbyć karę?
- To nie tak...

- Każdy dzień był coraz gorszy. Nie mogłam jeść, gdy Ciebie widziałam, bo żaden kęs nie chciał mi przejść przez gardło. W nocy nie spałam i ryczałam w poduszkę. Miałam tak rozstrojone nerwy, że każdy szmer działał na mnie jak wystrzał z karabinu i co myślisz, że przepraszam wystarczy? Jesteś głupi albo naiwny, ale patrząc na Ciebie to obydwa.
Wstałam, a on chwycił mnie za rękę.
- Spierdalaj ode mnie.
- Ale Trine...
- Daj mi spokój, rozumiesz? Nie idź za mną...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro