Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Chyba podniecają Cię te częste kontakty z podłogą

Ostatnie dni były koszmarne. Miałam wszystkiego dość. Chris mnie nienawidził i pokazywał to na każdym kroku. Zawsze byłam najgorsza i w większości przypadkach ja obrywałam za każdy, choćby najmniejszy błąd któregoś z żołnierzy.

Miałam dość, a psychicznie nie dawałam już rady. Nie mogłam spać ani jeść. A po obiedzie mieliśmy kolejny trening z kapitanem Blowem, który właśnie wszedł do stołówki. Dziubałam w talerzu, nie mogąc przełknąć kolejnego gryza.
- Króliczku, zjedz coś, bo marniejesz nam w oczach - powiedział zmartwiony Luke.
- Nie jestem głodna - odparłam.
- Wczoraj też prawie nie jadłaś - wtrącił Carter.
- Albo zaczniesz jeść, albo będę Cię karmił - dodał Maks.
Moi chłopcy martwili się o mnie, a ja nic im nie mówiłam na temat sytuacji, która zdarzyła się dwa tygodnie temu. Co miałam im wmówić, że żałuję tego co się stało? Przecież tak nie jest.

Zebraliśmy się w sali i czekaliśmy na przyjście Christophera.
- Trening zaczynamy od biegu. Wszyscy na zewnątrz!
I po chwili już biegaliśmy. Po powrocie na salę zaczęliśmy rozgrzewkę, a następnie zostali nam przydzieleni partnerzy. Na moje nieszczęście trafiłam na dużo silniejszego przeciwnika. Każdy był ode mnie silniejszy, ale ten był jednym z najlepszych w walce bez użycia broni.

- Wyżej garda! Wystaw lewą stopę do przodu, gdy zadajesz cios prawą ręką! Ugnij nogi w kolanach! - Chris przechadzał się dookoła i wydawał polecenia - ooo, a teraz panienka Black... wszystko źle. I widzisz znowu leżysz, chyba podniecają Cię te częste kontakty z podłogą.
Wszyscy zgromadzeni wybuchnęli śmiechem, a mi było bardzo przykro, że znowu mnie ośmieszył przy wszystkich.

- No Black, jeszcze raz... ahh, chyba zazdroszczę tej podłodze... i znowu się nie udało... Ale wiesz co? Mam propozycję nie do odrzucenia. Wyjdziesz z tej sali dopiero, gdy uda Ci się powalić kogoś na ziemię. Mogę się poświęcić i zostać tu do rana - zaśmiał się wredne.

To będzie koszmarna noc. Mogłam odpuścić sobie kolację, bo i tak niewiele jem. Jednak bardziej ubolewałam nad spaniem, bo jeśli uda mi się odpłynąć w objęcia Morfeusza, to się budzę i nie przesypiam spokojnie nocy.

Wszyscy opuścili salę i zostałam w niej tylko ja i ON. Na jego twarzy gościło poczucie wyższości. Próbowałam go powalić, ale nie udało mi się to. Upewniłam się, że wszyscy już poszli i zapytałam:
- Dlaczego tak mnie nienawidzisz?
- Czemu tak uważasz?
- Robisz ze mnie popychadło przy wszystkich. Masz z tego ubaw, co? Tak Cię podnieca to? Przyjaciel chce wyjść na wolność?

- Wyrażaj się!
- Pierdol się. Gardzisz mną od sytuacji, która zdarzyła się koło stawu. Nie jestem głupia. Bo co, WIELKI, IDEALNY, PIEPRZONY PAN KAPITAN MYŚLAŁ FIUTEM ZAMIAST MÓZGIEM? - darłam się już - SPIERDOLIŁEŚ WSZYSTKO! Ale wiesz co? Ja nie pozwolę się zniszczyć. A gdy już nie będę miała siły tego znosić to odejdę z godnością, a idealny synuś pana generała też wyleci, już ja się o to postaram.

Targały mną emocje, a głos drżał. Podeszłam bliżej worka treningowego i zaczęłam go na oślep uderzać. To nie pomogło. Nawet intensywny wysiłek nie ostudził tych wszystkich emocji, które mną targały. Zdarłam skórę z kostek, a po dłoniach leciała mi krew. Nie czułam bólu, w żyłach nadal płynęła mi adrenalina. A ON? ON nic nie zrobił, żadnego tłumaczenia, żadnego spierdalaj. Po prostu udawał, że mój monolog wcale się nie odbył. Znowu tchórzył tak jak wtedy nad stawem. Jego wzrok się zmienił, jednak nie potrafiłam go odczytać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro