12. Świetnie się bawiłaś?
Wstałam na ósmą na śniadanie. Następnie zebraliśmy się w sali wykładowej. Generał oraz kapitan Blow omówili z nami zadanie terenowe każdej z grup. Każda miała inną misję, więc po drodze nie natrafiliśmy na siebie nawzajem. Zostały omówione również nasze błędy, za te większe żołnierze strzelali do nas kulkami, przez co "traciliśmy" ludzi. Na szczęście ja zachowałam całą moją zgraję. Wojna nie ma reguł, za każdy błąd można stracić życie. Zachowania nie fair play to norma i w niektórych przypadkach sposób, żeby nie zostać zakopanym dwa metry pod ziemią. Tu nie ma myśli typu on jest człowiekiem, jeszcze mu zrobię krzywdę. Jak nie Ty jemu, to on Tobie. To duża odpowiedzialność, a pistolet to niebezpieczne narzędzie. Dlatego do tego czasu nie mogliśmy jeszcze strzelać. Wydaje mi się, że nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę jak to naprawdę wygląda.
W trochę dziwnych nastrojach ruszyliśmy na obiad. Czułam się otępiała i niezdolna do wykonywania czegokolwiek. To wszystko było takie... straszne? Nie do końca wiem jak to nazwać. Po obiedzie zrobiliśmy sobie trening. Niby to nie było zaplanowane, ale chcieliśmy poczuć się lepiej mentalnie. Podczas walki nie ma czasu na emocje, uczucia, słabości. Liczy się tylko to co robimy, jak atakujemy czy odbieramy kolejny atak. Ruchy powinny być przemyślane, ale i w pewien sposób mechaniczne i skorygowane. Ćwiczyłam razem z ie mogłam się skupić. Co chwilę leżałam na podłodze, albo nie byłam zdolna do obronienia prostych ciosów.
Nic mi nie wychodziło, więc wybiegłam z sali treningowej. Następnie ruszyłam do wyjścia z budynku. Nie wiedziałam co chce robić, więc postanowiłam biec. Gdziekolwiek, byle jak najdalej od ludzi.
Biegłam przez dłuższy czas, teren był ogromny, ale w większości mi nie znany. Czułam się wspaniale, byłam taka wolna. Zatrzymałam się dopiero, gdy przed sobą ujrzałam staw. Oparłam dłonie o kolana, aby wyrównać oddech. Następnie usiadłam na gałęzi, która znajdowała się nad stawem. Nogi dyndały mi w powietrzu, a ja rozmyślałam nad tym, co się zdarzyło w moim życiu.
Było mi przykro, że rodzice mnie nie kochali. Dom dziecka wcale nie był taki zły, wiadomo, że lepiej mieć kochającą rodzinę, ale nie każdy sobie na nią zasłużył. Mi widocznie nie należało.
Moja decyzja o tym, aby zostać żołnierzem była dość spontaniczna.
- Co tu robisz? - usłyszałam przy swoim uchu.
Aż podskoczyłam że strachu i wpadłam do wody z głośnym pluskiem. Wynurzyłam głowę i zobaczyłam roześmianego Chrisa. Zaczęłam tonąć. Początkowo on nadal się śmiał, ale gdy zanurkowałam pod wodę, on ruszył mi na ratunek. Po chwili i on był w wodzie, złapał mnie w pasie i wyciągnął na powierzchnię, ja zaczęłam kaszleć, a on wziął mnie na ręce i wyniósł na brzeg.
Położył mnie delikatnie na brzegu, po czym odgarnął z twarzy kosmyki wodzie. Kazał mi kaszleć, abym pozbyła się wody, która może dostać się do moich płuc. Ja natomiast zaczęłam się śmiać i nie mogłam przestać.
Zdezorientowany Chris patrzył na mnie jak na idiotkę albo niepoczytalną osobę, która dopiero uciekła z psychiatryka.
- Tak naprawdę potrafię pływać...
- Jak to? Przecież topiłaś się.
- Wkręcałam Cię.
- Nosz kurwa. Bałem się, że coś Ci się stanie, a Ty świetnie się bawiłaś?
- 30 pompek.
- Słucham?
- Teraz to 50 pompek. Nie wolno przeklinać panie Kapitanie.
Chris faktycznie zaczął robić ćwiczenie. Zawsze wyglądał seksownie, ale w mokrym ubraniu przylegającym do ciała wyglądał jak młody bóg.
- Za Twój wybryk powinien Cię ktoś zbić na goły tyłek, aż będzie czerwony - burknął, gdy podniósł się z ziemi.
- Czyżby Kapitan miał brudne myśli? - zakpiłam.
- Z Tobą w roli głównej? Zawsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro