Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7.

Z dnia na dzień stawałam się coraz bardziej spokojna. Zauważyłam, że i Karol starał się być znowu zwykłym dzieckiem. Nie wychodził na spacery, wiec albo skończył z tą "sektą", albo przez 3 miesiące spotkania nie były organizowane. Zaczęłam żałować ze tak go traktuję. Postąpił wręcz ochydnie, ale nie robił tego z własnej woli. I miał tylko 7 lat, a ja swoim zachowaniem kazała mu samemu zajmować się swoim życiem, kazałam mu zachowywać się jakby był pełnoletni.

Ale mimo takich myśli, przeważały inne...:

Przez tyle lat mu ufałam. Byłam zdolna poświęcić życie dla jego dobra. Kochałam go całą sobą a nawet bardziej. Zastępowałam mu matkę. A on...on sprawił, że mój chłopak cierpiał, stracił rodzica, którego widywał bardzo żadko, nawet nie zdążył się z nim pożegnać przed tym, jak został okrutnie zamordowany. Cierpiałam ja, zamartwiając się nad tym wszystkim i co sił próbując trzymać stronę brata. Cierpiałam przeżywając nieprzespane noce, spowodowane koszmarami o nim. A potem, na dobór złego, zabił Oliwię. Kobietę, która podała nam pomocną dłoń, która przygarnęła nas pod swoje skrzydła, utrzymywała nas i pomagała w każdej, ale to każdej bez wyjątku sytuacji. Skończyła swój żywot gdy zamartwiona całowała go w czółko. Na moich oczach. To wszystko była jego wina !

Ale z czasem zaczęłam znów dochodzić do wniosku, że się mylę. Ze to strach i trauma, po zdarzeniach jakie przeszłam, tak na mnie wpływają. Bo to nie była jego wina. To była wina jej... Kobiety, która z piekła się urwała. Z brudnymi buciorami wtargnęła w nasze życie i zaczęła stopniowo i doszczętnie je wyniszczać. To była tylko i wyłącznie jej wina. Była dla Karola jak narkotyk, z tą różnicą, że narkomani zanim się uzależnią, muszą spróbować ten pierwszy raz na własną odpowiedzialność, z własnej woli. A Karol nie miał wyjścia. Zaczął nagle się uzależniać jakaś pioseneczką i nie miał o tym pojęcia. Nie próbował, on poprostu został zaatakowany.

Z czasem te myśli zaczęły przeważać i choć potrwało to kilka miesięcy, w końcu zdecydowałam się spróbować.
Siedzieliśmy sami w pokoju. Był wtorek, oboje skończyliśmy lekcje i czekaliśmy na obiad. On robił zadania z książeczki dla dzieci a ja słuchałam muzyki. Jednak miałam ją puszczoną tak cicho, by słyszeć każdy jego ruch. Odczekałam jeszcze chwile po czym przystąpiłam do działania, jeśli można to było tak nazwać. Kichnęłam i kaszlnęłam na przemian dwa razy, tak jak sobie tego zażyczył. Z początku myślałam że może juz zapomniał o tamtym liście, bo stracił nadzieję, w końcu minęło trochę czasu. Ale wrażenie to było złudne a reakcja wręcz mnie zaskoczyła.

Przerywając wykonywaną czynność poderwał się z miejsca, pośpiesznie wszedł po drabince na łóżko na którym leżałam i rzucił się na mnie, zciskając mnie za szyję. Jednak nie zareagowałam, leżałam w tej samej pozycji. Był dla mnie jak obcy. Nie odwzajemnilam uścisku. Chyba zrozumiał że postąpił zbyt gwałtownie, ponieważ po chwili odsunął się i przykucnął na materacu przy moich nogach. Zarumienił się a jego lekki grymas na twarzy dał znać, że stracił entuzjazm i radość, a przynajmniej stopniowo.

- Słuchaj, w sumie nie musimy rozmawiać, bo przemyslalam juz wszystko i wiem, że to nie twoja wina i wola. Ale wiedz ze jeszcze nie ufam ci zupełnie. Jedyne co możemy omówić, to co z tym dalej zrobić. - odezwała się po chwili, a jego dziecięce poniekąd oczy przeniosły się na mnie.

- Nie mam pojęcia jak się tego pozbyć. Ale jeszcze nie w tym rzecz...zapewniam cię że MUSIMY porozmawiać.

-----

Rozdział 6 i 7 takie bez akcji i wgl ale zapewniam że mam wenę i dużo pomysłów wiec będzie się działo :p z resztą juz na początku kolejnego rozdziału przygotujcie się na swojego rodzaju niespodziankę ^^
A na razie proszę o ★, komentarze no i polecanie innym :') Ryly zależy mi na wyswietleniach a zauważyłam że ostatnio jakoś ich liczba spada co mnie martwi :c wiem ze miałam przerwy w pisaniu ale nie opuszczajcie mnie :***
Do nastepnego ♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro