Część dziewiąta
- No to postanowione - uśmiechnąłem się.
- Wiesz co najbardziej mnie martwi? - przechyliła lekko głowę na bok. - Chyba będziemy musieli udawać, że nic między nami nie ma i będę musiała nadal siedzieć z Benem...
- Nie możesz powiedzieć, że jesteś chora? - westchnąłem. - Lub cokolwiek innego.
- Raczej nie przejdzie, pewnie wtedy przyjdzie tutaj - wsunęła dłoń w moje włosy. - Na prawdę zostaniesz?
- Na prawdę - odparłem. - Pewnie na chwilę wyjadę, muszę ogarnąć parę rzeczy i w ogóle, ale od razu wrócę - wzruszyłem ramionami, na co ta skinęła głową.
Było już dość późno, dlatego też po kolei się wykąpaliśmy. Jako, że nie miałem żadnych rzeczy do spania, to po prostu zostałem w samych bokserkach, wszedłem do niej do łóżka i od razu uwięziła mnie w swoim uścisku, co skwitowałem pocałunkiem.
- Wczoraj nie mogłam spać, mam nadzieję, że teraz to nadrobię - wyszeptała ściskając mnie mocno.
- Możesz spać spokojnie - pogłaskałem ją lekko po włosach.
Tak jak mówiłem, Ali szybko zasnęła a ja razem z nią. Obudziliśmy się dopiero późnym rankiem, czułem jak dziewczyna się przeciąga i kładzie się na mnie, po chwili widziałem jej uśmiech.
- Hej piękna - uśmiechnąłem się, odgarniając jej kosmyk włosów za ucho.
- Hej, wyspany? - odwzajemniła gest.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, gdyż przerwało mi pukanie do drzwi.
- Ali, Ben przyszedł! - zawołał zza drzwi jej tata.
Dziewczyna gwałtownie zerwała się z łóżka, wyciągając również mnie w tym samym czasie.
- Pod łóżko! - szepnęła szybko. - Chwila! - zawołała do taty.
- Ale tu brudno - skomentowałem wczołgując się pod nie, na co zaśmiała się lekko.
Gdy byłem już ukryty ona wskoczyła do łóżka i okryła się kołdrą, w tym samym momencie do pokoju wszedł Ben.
- Ileż można czekać? Czemu ty nadal w łóżku?
- Źle się czuję - powiedziała słabo.
- Nie przesadzaj... no i ruszaj się, mamy jechać na kort, pamiętasz?
- Daruj, czuję się paskudnie - jęknęła. - Nie zamierzam dzisiaj wychodzić z łóżka.
- Mogłaś chociaż kurwa sms wysłać, nie przyjeżdżałbym tu bez sensu - uderzył dłonią w łóżko. - Choruj w samotności - mruknął wychodząc i trzaskając drzwiami.
Odczekałem jeszcze chwilę, dopiero później wróciłem do niej do łóżka.
- Jestem chora... - kaszlnąłem udając jej głos, na co się zaśmiała i walnęła mnie poduszką.
- To był twój pomysł - pokręciła głową rozbawiona.
- Idealna aktorka - pocałowałem ją.
- Czy to złe co robimy? - spytała nagle.
- Skąd. To, co oni robią jest złe - zapewniłem.
- Miła odmiana, gdy ktoś nie wpycha ci języka do gardła - uśmiechnęła się, a ja się zaśmiałem.
- Uznam to za komplement - pocałowałem ją ponownie, a ta od razu odwzajemniła gest przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro