Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część dziewiąta

- No to postanowione - uśmiechnąłem się.

- Wiesz co najbardziej mnie martwi? - przechyliła lekko głowę na bok. - Chyba będziemy musieli udawać, że nic między nami nie ma i będę musiała nadal siedzieć z Benem...

- Nie możesz powiedzieć, że jesteś chora? - westchnąłem. - Lub cokolwiek innego.

- Raczej nie przejdzie, pewnie wtedy przyjdzie tutaj - wsunęła dłoń w moje włosy. - Na prawdę zostaniesz?

- Na prawdę - odparłem. - Pewnie na chwilę wyjadę, muszę ogarnąć parę rzeczy i w ogóle, ale od razu wrócę - wzruszyłem ramionami, na co ta skinęła głową.

Było już dość późno, dlatego też po kolei się wykąpaliśmy. Jako, że nie miałem żadnych rzeczy do spania, to po prostu zostałem w samych bokserkach, wszedłem do niej do łóżka i od razu uwięziła mnie w swoim uścisku, co skwitowałem pocałunkiem.

- Wczoraj nie mogłam spać, mam nadzieję, że teraz to nadrobię - wyszeptała ściskając mnie mocno.

- Możesz spać spokojnie - pogłaskałem ją lekko po włosach.

Tak jak mówiłem, Ali szybko zasnęła a ja razem z nią. Obudziliśmy się dopiero późnym rankiem, czułem jak dziewczyna się przeciąga i kładzie się na mnie, po chwili widziałem jej uśmiech.

- Hej piękna - uśmiechnąłem się, odgarniając jej kosmyk włosów za ucho. 

 - Hej, wyspany? - odwzajemniła gest.

Nie zdążyłem odpowiedzieć, gdyż przerwało mi pukanie do drzwi.

- Ali, Ben przyszedł! - zawołał zza drzwi jej tata.

Dziewczyna gwałtownie zerwała się z łóżka, wyciągając również mnie w tym samym czasie.

- Pod łóżko! - szepnęła szybko. - Chwila! - zawołała do taty.

- Ale tu brudno - skomentowałem wczołgując się pod nie, na co zaśmiała się lekko.

Gdy byłem już ukryty ona wskoczyła do łóżka i okryła się kołdrą, w tym samym momencie do pokoju wszedł Ben.

- Ileż można czekać? Czemu ty nadal w łóżku?

- Źle się czuję - powiedziała słabo.

- Nie przesadzaj... no i ruszaj się, mamy jechać na kort, pamiętasz?

- Daruj, czuję się paskudnie - jęknęła. - Nie zamierzam dzisiaj wychodzić z łóżka.

- Mogłaś chociaż kurwa sms wysłać, nie przyjeżdżałbym tu bez sensu - uderzył dłonią w łóżko. - Choruj w samotności - mruknął wychodząc i trzaskając drzwiami. 

Odczekałem jeszcze chwilę, dopiero później wróciłem do niej do łóżka.

- Jestem chora... - kaszlnąłem udając jej głos, na co się zaśmiała i walnęła mnie poduszką.

- To był twój pomysł - pokręciła głową rozbawiona.

- Idealna aktorka - pocałowałem ją.

- Czy to złe co robimy? - spytała nagle. 

- Skąd. To, co oni robią jest złe - zapewniłem.

- Miła odmiana, gdy ktoś nie wpycha ci języka do gardła - uśmiechnęła się, a ja się zaśmiałem.

- Uznam to za komplement - pocałowałem ją ponownie, a ta od razu odwzajemniła gest przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro