Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27. Co Ty tworzysz koleżanko?

Leżałam przy ścianie, gdy odzyskałam przytomność. Obok mnie klęczał Zack z mokrym ręcznikiem przyłożonym do mojego czoła. Oliver to skończony idiota, który ewidentnie ma z czymś problem. Patrząc na całokształt, to każdy ma jakiś problem, tylko niektórym łatwiej jest to ukrywać. Przeszłość przychodzi do nas wtedy, gdy się najmniej tego spodziewamy.

Oliver uspokoił się, to znaczy przestał mi robić na złość, ale nadal nie jesteśmy przyjaciółmi. No cóż, prosić się nie będę. Po pracy dość często chodziliśmy z chłopakami coś zjeść, ale Oliver nie zaszczycił nigdy nas swoją obecnością.

Był piękny, słoneczny dzień. Humor od rana mi dopisywał, a ja prawie tańczyłam szykując śniadanie. Razem udaliśmy się do pracy. Uzbroiliśmy się i przystąpiliśmy do pracy, zmieniając naszych poprzedników. Wszystko zapowiadało się dobrze, dopóki nie poczułam noża przytkniętego do gardła. Jak to się stało? Przecież uważnie patrolowaliśmy teren.
- NA ZIEMIĘ!!! OPUŚĆ TĄ ZABAWECZKĘ, BO ROZWALĘ JEJ ŁEB!!!

Moi koledzy posłusznie odłożyli broń.
- KOPNĄĆ TEN PISTOLET OD SIEBIE!!! - mężczyzna darł się, a na stacji czas jakby się zatrzymał. Mężczyzna już dawno pozbawił mnie przedmiotów, którymi mogłabym go zaatakować. Czułam się bezsilna. Moje ręce były wykręcone do tyłu w mocnym uścisku. Zamaskowanych mężczyzn było siedmiu. Oprócz mnie wybrano jeszcze czterech zakładników, a wśród nich na oko ośmioletnią dziewczynkę.

Wyprowadzili nas ze stacji i władowali do starego, czarnego busa. Na szczęście nie miałam skrępowanych rąk. Próbowałam otworzyć drzwi samochodu od wewnątrz, ale było to niemożliwe. Musiały być zamknięte na jakąś kłódkę albo czymś zablokowane. Usłyszałam płacz dziecka, więc podeszłam do dziewczynki.
- Hej, maleńka. Nie płacz. Wszystko będzie dobrze.
- Ale ja się boję - powiedziało dziecko pomiędzy kolejnymi szlochami.
- Będzie dobrze, zobaczysz. Jak masz na imię?
- Kelly, proszę Pani.
- Jestem Trine - przytuliłam ją do siebie, a ona zaczęła się uspokajać.
- Wszystko z Wami w porządku? - zapytałam zgromadzonych. Był to młody mężczyzna - prawdopodobnie student, pani ubrana w garsonkę i druga pani w dżinsowej sukience.
- Żyję, to chyba nagroda - powiedział z sarkazmem chłopak.
- W porządku - odpowiedziały kobiety.

W samochodzie było ciemno, głucho i strasznie. Jechaliśmy tak z paredziesiąt minut. Później samochód zatrzymał się gwałtownie, a my polecieliśmy na siebie. Kelly zapiszczała i jeszcze bardziej przytuliła się do mnie. Zostaliśmy wyprowadzeni na zewnątrz, gdzie panowała jasność, na co od razu zamknęłam oczy, które nie były przyzwyczajone do światła. Złapało mnie dwóch mężczyzn i skutecznie utrudniali mi ucieczkę.

Wprowadzili nas do jak mi się na początku wydawało opuszczonej hali, jednak po wejściu stwierdziłam, że to była kiedyś fabryka. W środku panował półmrok rozpraszany tylko przez gołą żarówkę przymocowaną do kabla, zwisającego z sufitu. Zapowiada się świetnie. Szliśmy dalej przez obskurne wnętrze. Chciałam krzyczeć, ale wiedziałam, że to w niczym nie pomoże, a moi towarzysze zaczną jeszcze bardziej panikować.

Zeszliśmy schodami w dół i zatrzymaliśmy się przed drzwiami, które zostały odkluczone. Ponaglono nas. Po chwili staliśmy we wnętrzu pomieszczenia.
- Mogę ściągnąć kamizelkę, aby dziecko mogło się nią okryć.
- Co Ty tworzysz koleżanko? - zapytał pilnujący mnie mężczyzna.
- Nic. Chcę tylko, żeby dziecku było cieplej.
- Dobra, ale bez sztuczek, bo rozwaję tej małej łeb - na potwierdzenie słów wyjął pistolet i skierował na Kelly, przez której ciało przeszły dreszcze.

Powolnymi ruchami ściągnęłam kamizelkę, którą podali dziecku. Związali mi ręce, abym niczego nie wykompinowała. Wyszli, zamknęli drzwi, a po chwili było słychać chrzęst klucza w zamku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro