~47~
Dwa tygodnie później:
Stałem z Aidenem z boku. Dziś Harry podjął decyzję, że odchodzi z armii, przez co musiał odbyć poważną rozmowę z Zaydenem, bo również był przecież jego prawą ręką i głównym dowódcą naszych wojsk.
- Muszę zająć się rodziną - wyjaśnił.
- Rozumiem, ale przemyśl to jeszcze. - poprosił go mój chłopak.
- Już przemyślałem. Codziennie chodzę do Aurory do aresztu. Nic do niej nie dociera. Nie wiem kiedy straciłem córkę, bo byłem zbyt zajęty. W ogóle nie miałem dla niej czasu. Teraz chcę to naprawić. Zająć nią i Bonnie - oznajmił stanowczo, co oznaczało, że nie zmieni zdania. - Na pewno znajdziesz kogoś godnego zastępstwa i pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, jesteśmy przyjaciółmi - dodał już cieplejszym głosem.
- Jesteśmy - potwierdził, posyłając mu mały uśmiech.
- Do zobaczenia - poklepał zielonookiego po plecach, po czym opuścił gabinet.
Nastała cisza po jego wyjściu. Dobrze wiedzieliśmy, że ciężko będzie bez Harrego.
- Ale kicha - odezwał się w końcu Aiden. - Trzeba być dobrym strategiem, być na każde zawołanie, znać się z armią, być przede wszystkim osobą zaufaną, sprytną, taką nieco pokręconą, co za debil się na to zgodzi? - prychnął.
- No właśnie myślałem o tobie - odrzekł powoli zielonooki, co zszokowało jego brata. - No ewentualnie o matce Dylana, bo potrafi zachować zimną krew w trudnych sytuacjach, ale jednak bardziej skłaniam się ku tobie.
- Pojebało cię? Ja miałem zająć się telewizją i zagrać w zajebistym filmie, poza tym czemu nie Dylan? Zapomniałeś już jak super planował ułożenie twoich wojsk? - wytknął.
- Ja mam na głowie psa i Zaydena, wystarczy mi - skomentowałem.
- No ale ej! - oburzył się.
- Dasz sobie radę, masz wszystkie cechy jakie wymieniłeś, poradzisz sobie - zapewnił.
- Gówno - skrzyżował ręce na piersi jak obrażone dziecko.
- Wyznaczysz sobie pomocnika, Harry też takich posiadał i nie będziesz sam ze wszystkim - dopowiedziałem.
- To już brzmi lepiej - stwierdził. - Ale nadal gówno
Przewróciłem oczami, a Zayden westchnął głośno.
- Przecież nic się tak naprawdę nie zmieni - zaczął znów go przekonywać, w tym czasie także do gabinetu wszedł Jared z jakąś kartką w dłoni. - Będziesz nadal robił właśnie to - wskazał na brata. - Stoisz przy moim boku, pomagasz mi i na tym właśnie to polega. Jedynie zajmiesz się dodatkowo wojskiem, a z tym na pewno ktoś ci tam pomoże - namawiał, po czym przyjął kartkę od przybyłego chłopaka, zerkając niedbale na jej treść. - No i pomyśl jakie będziesz miał powodzenie u dziewczyn, gdy zostaniesz głównym dowódcą - dodał zachęcająco.
- Pfff! Po ostatnim mam dość dziewczyn! - prychnął.
- To przerzuć się na chłopaków - stwierdził Jared, niepewnie patrząc na Aidena.
Nawet się trochę zarumienił, a następnie szybko wyszedł, jakby chciał uciec.
- Czy to była jakaś propozycja? - brat Zaydena spytał chyba bardziej siebie niż nas.
- Mam nadzieję - wyszeptał pod nosem zielonooki.
- Co? - Aiden spojrzał na niego z szokiem.
- Co? - udał tak samo zaskoczonego.
- Idiota! - chłopak zamachnął się, by uderzyć go w ramię, ale Zay zrobił unik. - Debil!
- Ja pierdole - wybąkałem do siebie cicho.
Zastanawia mnie to jak zwykli czarodzieje nas sobie wyobrażają. Zapewne myślą, że siedzimy przy stole, robimy poważne obrady, a tymczasem tak to właśnie wygląda. Nie wiadomo czy śmiać się czy płakać.
- To zostaniesz tym głównym dowódcą czy nie?! - zapytał z niecierpliwością Zayden.
- Nie wiem! Zastanowię się, dobra?! - odpowiedział takim samym głośnym tonem.
- Okej - mój chłopak nagle ściszył głos i się uspokoił. - Możesz wziąć na swojego pomocnika Jareda, na pewno się ucieszy - posłał mu wredny uśmieszek.
- Pocałuj się w dupe! - Aiden wyszedł z pomieszczenia, trzaskając mocno drzwiami.
- Gdybym umiał, to może! - krzyknął za nim, po czym spojrzał na mnie. - No co?
Patrzyłem na niego jak na kogoś upośledzonego.
- No co? - powtórzył, wzruszając ramionami. - Jared to dobry chłopak.
- Tak, wiem. Mówiłeś mi to z milion razy.
- Nadal jesteś o niego zazdrosny? On chyba bardziej woli mojego brata niż mnie - wytknął.
- Zauważyłem - odrzekłem i nie powiem, poczułem ulgę w związku z tym. - Pokaż lepiej co tam masz - zabrałem mu kartkę.
- Decyzję o nauczaniu czarnej magii. Muszę jednak umieścić ją w przedmiocie dodatkowym, bo ci z jasnej strony za bardzo się burzą o to - westchnął z niezadowoleniem.
- Narazie wystarczy, a kiedyś się to zmieni. Nowe pokolenie chętniej będzie się zapisywać na ten przedmiot - uznałem.
- Będę już wtedy dziadkiem - skomentował.
- Czy ja wiem? - spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem, a on natomiast zmrużył powieki pytająco. - Przejrzałem ostatnio bardzo dokładnie trzynastą część i znalazłem zaklęcie odmładzające - pochwaliłem mu się.
- Jesteś dla mnie stworzony - ucieszył się, następnie obejmując mnie w pasie.
Korzystając z tego, pochyliłem się i skradłem mu czułego buziaka.
- A co z zaklęciem połączenia? - zapytałem.
- Zostawmy je - zahaczył specjalnie swoim nosem o mój w geście zaczepki. - Uwielbiam twoje myśli i naszą moc razem - wyznał. - Poza tym, jeśli kiedyś umrzesz, to ja też chcę - dodał poważnie.
- Ja tak samo, bo nie chcę żyć bez Ciebie - wyznałem, na co się uśmiechnął zmysłowo do mnie.
- Widzisz? A na początku nie umiałeś mówić o uczuciach - przypomniał mi.
- Wyrabiam się dzięki tobie - odrzekłem, co nas obydwoje rozśmieszyło.
Zaraz potem znów złączyliśmy nasze usta. Tak już mieliśmy, że jak już się do siebie przykleiliśmy, to trudno było nam się odkleić.
- Jest jeszcze jeden plus tego zaklęcia odmładzającego - wyszeptał mi w wargi.
- Jaki? - byłem ciekaw.
- Może w końcu moja matka będzie wyglądać jak moja matka - oznajmił, na co wybuchnąłem śmiechem.
Ogólnie Zayden i Aiden postanowili powiedzieć niewtajemniczonym, że pani Mia to ich siostra. Nikt inny nie może się dowiedzieć o istnieniu trzynastej części, wtedy każdy z chęcią oddawał by życie, aby wskrzesić ukochanych, dlatego lepiej żeby nikt o tym nie wiedział.
Sama pani Corleone miała ciężkie początki, kiedy w końcu dowiedziała się prawdy. Była trochę zła, że Zayden wybrał czarną magię i wciągnął w to jej młodszego syna, ponieważ ona od dziecka była wychowana na zwykłej i zapewne tak samo wychowałaby synów, gdyby nie umarła, lecz jednak pogodziła się z tym i nawet uznała, że to dobry pomysł, żeby każdy myślał, że jest ich zaginioną siostrą.
Prawdę znają tylko nieliczni.
- Poczekaj, znalazłem jeszcze jeden plus, najważniejszy - znowu na coś wpadł. - Skoro będziemy się wolniej starzeć, to będziemy mogli się dłużej...- urwał, przyglądając mi się lubieżnie.
- Zayden! - skarciłem go.
Zaśmiał się w odpowiedzi, podniósł mnie i przełożył przez swoje ramię.
- Zayden! - tym razem ja również się roześmiałem.
- Zabieram Cię do łóżka - zdecydował.
- Nawet się nie waż! Trzeba iść najpierw z Fafikiem na spacer - upomniałem.
Zamilkł na chwilę, po czym postawił mnie z powrotem na ziemi.
- To dawaj szybko! - nakazał, łapiąc moją dłoń i ciągnąc w stronę drzwi.
Wypadliśmy z gabinetu roześmiani.
Miałem nadzieję, że będę już szczęśliwy tak zawsze.
Z moim ukochanym u boku.
🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro