~43~
Zayden:
Dylan zerwał się z miejsca i od razu podbiegł do swojej matki. Zaczął rozwiązywać jej ręce i nogi. Nie byłem pewien czy kobieta była przytomna.
- Co z nią? - zapytałem.
- Ma guza na głowie - odpowiedział, przejeżdżając jej dłonią po włosach. - Mamo? Mamo, słyszysz mnie?
- Dylan? - otworzyła powoli oczy, a ja odetchnąłem nieznacznie z ulgą.
Nie chciałbym aby Dylan stracił mamę, nawet jeśli była wyznawczynią Billa i nadal jej nie ufałem, to jednak była to jego matka i ją kochał mimo tego wszystkiego. Widziałem to dokładnie.
- Co się stało? - spytał ją.
Zacząłem sprawdzać dom, ale słyszałem ich rozmowę poprzez echo rozbrzmiewające w każdym pomieszczeniu przez brak jakichkolwiek mebli. W każdym pokoju było praktycznie pusto.
- Myślałam, że...- zaczęła płaczliwie. - Ale on nie słuchał.
- Mamo, uspokój się trochę, jesteś bezpieczna - zapewnił Dylan.
- To twój ojciec - wyznała w końcu. - Dowiedziałam się niedawno o śmierci Franka, a on mówił mi, że do niego chodzi. Wydało się, że kłamał. Zapytałam gdzie w takim razie chodzi. Nie chciał powiedzieć.
- To on cię tu zostawił?
- Tak, abym nie namieszała - odrzekła, pociągając od czasu do czasu nosem.
- W czym?
- Nadal wyznaje wiarę w Billa. Obiecał mi, że jak będzie gotowy, to z tobą porozmawia. Myślałam, że potrzebuje czasu i że też zrozumie, jak ja zrozumiałam dzięki Zaydenowi, ale on nadal trwa przy swoim. Dziś już nie wytrzymałam i tak to się skończyło.
- Sprawdziłem resztę domu. Pusto. Wygląda na to, że twój ojciec założył zaklęcie, tylko po to aby ukryć tutaj twoją mamę - wtrąciłem, wracając z powrotem do swojego chłopaka.
- Okej, mamo, zabieramy cię stąd - postanowił, lecz kobieta położyła mu dłoń na ramieniu.
- On chce go wskrzesić, Dylan
Spojrzeliśmy się na siebie z szatynem. Nie było w naszych oczach szoku. Wiedzieliśmy, że ktoś na pewno to spróbuje zrobić. Do teraz tylko nie wiadomo było kto.
- Do tego potrzebna jest mu księga - przypomniałem.
- Jest tam gdzie zwykle. W pokoju Billa pod podłogą. Musimy po nią iść - zdecydował Dylan, podnosząc swoją mamę z podłogi.
Pomogłem mu i we trójkę wyszliśmy z domu.
- Ciało Billa jest chronione, tak? - upewniał się.
- Ta - potwierdziłem. - Nikt nie ma prawa się do niego zbliżyć oprócz Ciebie, mnie, Aidena i Harrego.
- Weźmy samochód - mama chłopaka wskazała ręką na jeepa stojącego na podwórku.
Zapewne należał do Franka.
Kobieta zajęła miejsce za kierownicą, Dylan obok, a ja usiadłem z tyłu.
- A masz kluczyki? - zapytał.
- Nie będą potrzebne, synku - posłała mu mały uśmiech, następnie wyrywając kilka kabli spod kierownicy.
- Umiesz takie rzeczy? - był w nie małym szoku.
- Wie się to i tamto - odrzekła, a następnie auto odpaliło.
- Nauczy mnie tego pani? - zapytałem, na co Dylan odwrócił się w tył i spiorunował mnie wzrokiem.
- Oczywiście! - zaśmiała się.
Ruszyliśmy do pałacu Billa jak najszybciej się dało. Okazało się nawet, że matka mojego chłopaka prowadzi jak wariat, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że charakter to on ma po niej.
- Naprawdę tak mi przykro, Dylan - zaczęła w którymś momencie. - Nie chciałam Ci mówić, że twój ojciec nadal wierzy w to wszystko i jest całym sobą za Billem. Myślałam, że w końcu zrozumie, ale to ja powinnam rozumieć jego i dać wam znać wcześniej. W końcu sama w tym byłam, zostałam praktycznie wychowana na wierze w Billa i był dla mnie Bogiem, mogłabym zginąć w jego imię, nadal czasem łapią mnie takie myśli, bo tego nie da się wykurzyć z siebie od tak, ale się staram, staram się dla ciebie, skarbie - jej głos prawie się załamał.
- Wiem, że się starasz, mamo i dziękuję Ci, jestem z Ciebie dumny - posłał jej ciepły uśmiech.
- Gdyby nie Ty, Zayden, nikt chyba by nie przemówił mi do rozumu - rzuciła w moją stronę z wdzięcznością.
Dylan odwrócił się i spojrzał na mnie czuło. Ja sam nie uważałem się za jakiegoś wyjątkowego. Powiedziałem jego mamie co mi na sercu leżało i tyle. Chociaż nie zaprzeczę, że gadane to ja mam.
Dojechaliśmy na miejsce, wcześniej jeszcze wymieniając między sobą parę zdań. Zacząłem powoli ufać mamie Dylana, ale na wszelki wypadek nadal wolałem pozostawić w swojej głowie małą, czerwoną lampkę kontrolną, chociaż mam nadzieję, że się nie zaświeci.
- Dotarliśmy! - oznajmiła, parkując auto, nie dość, że krzywo, to chyba wjechała trochę na schody.
- Prawie pod same drzwi, brawo! - pochwaliłem ją, w myślach obiecując sobie nigdy nie wysiadać z nią do żadnego samochodu.
- To może mama zostanie naszym szoferem - rzucił wesoło Dylan, ruszając już z nią w stronę wejścia.
Ja pierdole, muszę zapamiętać żeby wybić mu ten pomysł z głowy jak już będzie po wszystkim.
- Dobra, robimy tak...- zatrzymałem ich, gdy znaleźliśmy się w środku. - Pani idzie na górę po schodach, tam obejrzą pani tego guza na głowie...
- Nie! Muszę powstrzymać swojego męża! Idę z wami! - nie zgodziła się.
- Dobrze, ale może najpierw...
- Z całym szacunkiem, ale nie!
Uparte to jak Dylan, doprawdy.
- Mamo, idź i się upewnij czy nic ci nie jest, ja idę po księgę, trzeba ją chronić - zdecydował mój chłopak, następnie ruszając w kierunku pokoju Billa.
Pognałem za nim. Ustałem w progu, kiedy Dylan akurat otwierał skrytkę w podłodze ze skaczącym wokół niego psiakiem.
- Jest? - upewniałem się.
- Tak - wyjął czarną książkę.
- Dobrze, pilnuj jej, zaraz wrócę - oznajmiłem i z powrotem potruchtałem do matki chłopaka.
Okazało się, że również zjawili się Aiden z Harrym.
- Co się dzieje? - zapytał mój brat.
- Ojciec Dylana chce wskrzesić Billa, dlatego trzeba podwoić straże przy jego ciele - spojrzałem znacząco na Harrego, który od razu skinął głową na znak, że zaraz się tym zajmie.
- Nie zrobi tego bez tej trzynastej części, co mi pokazywaliście - zauważył Aiden.
- Księga jest bezpieczna, więc nie ma co się narazie tym martwić. Teraz trzeba skupić się na tym, aby odnaleźć pana Lancastera i jego pomocników - wyjaśniłem.
- Mogę dać cichy rozkaz, aby go szukali - zaproponował mój przyjaciel. - Nie ma co tego nagłaśniać, żeby nie siać paniki, poza tym jak jasna strona się dowie, że jest szansa na wskrzeszenie ich mistrza, to się zrobi niezły bunt - stwierdził, na co pokiwałem zgodnie głową.
- Szukajcie go po cichu i rozglądajcie za szpiegami oraz innymi wmieszanymi w to, bo nigdy nie wiadomo...- urwałem czując nagle jak coś mnie zakuło w brzuch. - Nigdy nie...- nie mogłem dokończyć zdania, bo zupełnie bez przyczyny kłucie przeszło w ból.
Złapałem się za brzuch, nie za bardzo wiedząc co się dzieje. Nikt we mnie zaklęcia nie rzucał, bo od razu bym to wiedział.
- Zayden? - zmartwił się poważnie Aiden, podchodząc do mnie szybko. - Co ci jest?
- Nie wiem...- spojrzałem na swoją dłoń, którą trzymałem się za bolący brzuch i ze strachem zobaczyłem, że jest tam także krew.
- Cholera! Sprowadźcie kogoś! On jest ranny! - nakazał z paniką reszcie towarzyszy.
- Nie! - zebrałem się w sobie i jakoś unormowałem oddech.
Coś tu było nie tak. Ten ból był jakiś dziwny.
- To nie ja jestem ranny - uświadomiłem sobie nagle.
- Jesteście połączeni z Dylanem - matka chłopaka spojrzała na mnie z przerażeniem.
- DYLAN! - wydarłem się, już nie patrząc na to, że krwawię, od razu zerwałem się z miejsca, pędząc tam gdzie go zostawiłem.
Jak ktoś go skrzywdził, to nie ręczę za siebie
🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro