Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~42~

Skończyłem się ubierać, ciągle myśląc o tym co się działo pod prysznicem. Nadal miałem lekkie rumieńce na twarzy.

Wyszedłem z łazienki i przystając w kącie pokoju, zacząłem przyglądać się Zaydenowi. Siedział na łóżku i przeglądał spory plik kartek.

- I weź to, kurwa, spamiętaj - burczał pod nosem.

Nie wiem ile bym tak stał i po prostu patrzył na chłopaka, gdyby mi nie przerwał, bo dosłownie jak zahipnotyzowany mój wzrok śledził każdy jego ruch, to jak przerzuca kartkę po kartce, to jak marszczy czoło i delikatnie nos w skupieniu, czytając je, jak jego grzywka, którą przed chwilą przeczesywał ręką, powoli znowu spada mu na oczy. Normalnie nazwałbym siebie psychicznym, bo podoba mi się sposób w jaki druga osoba przerzuca głupie kartki, ale dobrze wiem, że to po prostu miłość i tak już jest.

- Podejdziesz tutaj w końcu, przytulisz mnie i pomożesz mi zapamiętać te nazwiska czy będziesz się lampił? - posłał mi mały uśmiech.

Przewróciłem oczami i ruszyłem w stronę łóżka. Usiadłem zaraz za zielonookim, przytuliem się do jego pleców, a głowę natomiast położyłem chłopakowi na ramieniu, tak aby też widzieć zapiski na kartkach.

- Gdzie masz...- zacząłem, zastanawiając się czemu brak mu jednej skarpety, lecz mój wzrok powędrował na drugi kraniec pokoju, gdzie Fafik leżał i żuł powolnie czarny materiał. - Nieważne.

- Nie miałem problemu z zapamiętaniem swoich, a jest ich sporo, ale tych jakoś nie mam ochoty zapamiętywać - westchnął, biorąc kolejną kartkę w dłoń.

- Poczekaj - wyprostowałem się szybko i zabrałem Zaydenowi jedną z kartek.

- Co jest? - przekręcił się w moją stronę.

- Mama mówiła, że ojciec dużo czasu spędza z Frankiem, swoim przyjacielem - zacząłem smutno, znowu czując zawód z powodu swoich rodziców.

- No tak. I?

- To czemu jego nazwisko jest na liście osób zmarłych? - pokazałem mu kartkę.

Zielonooki od razu spojrzał na mnie. Było widać, że dokładnie się nad wszystkim zastanawia, ale szkoda czasu. To jasne, że matka mnie okłamała. Powiedziała, że ojciec siedzi u Franka i dlatego go ciągle nie ma, a tymczasem Frank nie żyje.

- Miałem jeszcze trochę nadziei, że moi rodzice odzyskali rozum, ale chyba nigdy to się nie stanie - powiedziałem cicho, jeszcze bardziej smutniejąc.

- Przykro mi, skarbie - poczułem jego dłoń na policzku. - Ale może da się jakoś to wyjaśnić. Może twojego ojca gdzieś zamknęli? Widziałeś go w ogóle odkąd przejęliśmy to miejsce?

Nagle coś wpadło mi do głowy.

- A co jeśli mojego ojca trzymają w piwnicy co niby ten twój dobry chłopak Jared tam kartofle wrzucał mamie? On musi być w to zamieszany, wiem to! - oznajmiłem, co chyba mu się nie spodobało.

- Mówiłem Ci, ręczę za Jareda

- A ja ci mówiłem, że moja mama nie jest trucicielką i jest spoko i co się okazało? - wytknąłem.

- No trucicielką nie jest, bo piłeś jej herbatkę i żyjesz, więc...- wzruszył ramionami.

- Dość gadania! Idziemy tam! - zerwałem się z łóżka. - Fafik, ty zostajesz, może być niebezpiecznie - powiedziałem psiakowi, gdy podszedł do mnie ze skarpetą Zaydena w pysku. - Nakarmię cię jak wrócę.

- Nie, dzięki, weź już ją sobie - skomentował chłopak, kiedy Fafik rzucił mu pod nogi zaśliniony materiał.

Zielonooki wziął nową parę, założył buty i ruszył za mną, po chwili łącząc ze sobą nasze dłonie.

* * *

Dotarliśmy do mieszkania moich rodziców, ale nikogo tam nie zastaliśmy. Korzystając z okazji, przeszukaliśmy je, ale nie znaleźliśmy nic podejrzanego.

- Piwnica? - zaproponowałem.

- Ta - zgodził się, schodząc w dół po schodach ze mną za rękę.

Zatrzymaliśmy się przed drewnianymi drzwiami. Zayden uniósł wolną dłoń w górę, ale zaraz potem ją opuścił i lekko zdziwił.

- Nie wyczuwam żadnego zaklęcia, tak jakby...- nacisnął klamkę, a drzwi bez oporu się otworzyły.

Rzeczywiście leżało tu kilka worków z kartoflami i jakieś przetwory na półkach.

- Nic tu nie ma - zawiodłem się.

- Twoja mama kłamała, że twój ojciec chodzi do Franka, gdzie gość nie żyje, to musi coś ukrywać, ale gdzie? - zastanawiał się na głos.

- Może u Franka?

Wymieniliśmy między sobą zgodne spojrzenia.

- To chodźmy tam - stwierdził, jeszcze raz obrzucając wzrokiem piwnicę, czy aby mu coś nie umknęło.

* * *

Niestety do domu Franka był spory kawałek drogi. Nogi zaczynały już mnie lekko boleć od tego chodzenia.

- Musimy załatwić sobie auto. Czarne, sportowe, takie ze wszystkimi bajerami. Będziemy się wozić po mieście jak królowie - oznajmiłem, co rozbawiło zielonookiego.

- A umiesz jeździć?

- Emm...myślałem, że ty umiesz.

- Niestety nie miałem czasu, bo byłem zajęty prowadzeniem wojny przez lata - odrzekł i wyczułem delikatny żal w jego głosie.

Zayden spędzał zapewne całe dnie na zapewnianiu bezpieczeństwa swoim czarodzejom, planowania strategii, obrony, więc nie miał czasu na beztroskie chwile. Ja miałem tak samo, tyle, że z innego powodu.

- Aiden umie, to będzie naszym szoferem - powiedziałem, poprawiając mu trochę humor, bo spojrzał na mnie rozbawiony.

- Już to widzę - zaśmiał się cicho.

Zatrzymaliśmy się na niewielkiej posesji, a potem ruszyliśmy w jej głąb.

- Nikt tego nie przejął po Franku? - zapytał chłopak, rozglądając dookoła.

- Jak widać nie - odpowiedziałem, przystając przy drzwiach wejściowych.

- Też to czujesz?

- Tak, dom chroni zaklęcie - zauważyłem.

Nie musieliśmy się łapać za ręce, aby złączyć naszą moc w jedno, bo praktycznie cały czas trzymaliśmy je razem, w solidnym uścisku, jakby nie chcelibyśmy być oddzielnie.

Unieśliśmy wolne dłonie w górę, lekko dotykając drewnianej powłoki. Po chwili po zaklęciu nie było już śladu.

- Okej - westchnąłem i z obawą złapałem za klamkę.

Mogłem się spodziewać wszystkiego, tego że zobaczymy ukrywającą się armię, albo zbiór jakiejś broni, pełno ksiąg z czarami czy trucizn, ale nigdy nie spodziewałbym się, że w środku zastane swoją mamę związaną i leżącą na podłodze.

Co tu się dzieje?

🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤

Witam wszystkich! Przepraszam, że mnie nie było, ale jak tylko tu wracam, to za każdym razem Watt coś odwala, a dziś mi rozdziału nie zapisał i musiałam go pisać od nowa i jest krótszy, więc chyba coś pominęłam, no ale już trudno, dokończę tę książkę, bo mi głupio, że tak leży nieskończona:/ A nowe rzeczy (bo mam dużo pomysłów) będę pisała już na nowej stronie, tylko jeszcze nie wiem gdzie, bo tu to normalnie kurwicy dostanę!
Oczywiście będę tu zaglądać, ale już raczej nie będę nic pisać nowego w tej apce.
A jeśli chodzi o te opowadanie, to postaram się jeszcze dziś zacząć nastepny rozdział

Ave!

Kocham Was Mocno

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro