Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~40~

Już gdy tylko dotarliśmy na moje stare osiedle, zobaczyłem coś co mi się nie spodobało i niestety coraz bardziej byłem przekonany, że moi rodzice coś kombinują.

- Poczekajcie - zatrzymałem braci, chcąc przyjrzeć się mamie, rozmawiającej zaciekle z chłopakiem ubranym na czarno.

Nie minęła nawet minuta, a chłopak odszedł od mojej mamy, a ona stała i patrzyła za nim.

- Biorę konfidenta, wy się zajmijcie mamuśką - rzucił Aiden, po czym ruszył w ślad za chłopakiem.

Zrobiło mi się lekko przykro. Dlaczego to akurat ja mam takich rodziców? Cały czas mnie zawodzą, a to boli.

- Jared to dobry czarodziej - oznajmił mi Zayden, kiedy zaczęliśmy iść w stronę mojej mamy, nadal stojącej przed blokiem i pochłoniętej rozmyślaniu.

- Znasz go? - spytałem.

Zay zatrzymał się w miejscu i spojrzał na mnie jakbym był z innej planety. Korzystając z tego chwilowego postoju, wziąłem Fafika na ręce.

- Znam wszystkich ze swoich oddziałów - upomniał, jakby to było coś oczywistego, chociaż gdybym to ja miał pod opieką tysiące żołnierzy, to za cholerę bym ich nie zapamiętał. - Ręczę za Jareda - przysiągł. - Szpiegiem może być każdy, ale nie on - powiedział to takim tonem, że zabrzmiało to raczej jak "To nie on i koniec tematu".

- Czemu go tak bronisz? - zdziwiłem się.

Jeszcze chwila a zacznę być zazdrosny.

- Bo to dobry chłopak - zakończył i wznowił marsz.

Zmrużyłem gniewnie oczy. Przez chwilę wściekły, patrzyłem w stronę gdzie poszedł cały ten Jared z Aidenem.

- Pani Lancaster - przywitał się grzecznie mój skretyniały chłopak i skinął głową do mojej mamy.

- Och, witam - wyrwała się z rozmyślań. - Hej, skarbie - posłała mi ciepły uśmiech.

- Kto to był? - zapytałem od razu, chcąc znać prawdę i sam nie wiem czy to z zazdrości o Zaydena czy z podejrzeń co do matki, że znowu coś kombinuje.

Może pół na pół.

- Niestety nie spytałam o imię, ale to bardzo miły chłopak, pomógł mi wrzucić kartofle do piwnicy - wyjaśniła wesoło.

- Tylko? - dopytałem, na co spojrzała na mnie z zaskoczeniem i złapała się za serce.

- Dylanie, co ty sobie myślisz? - oburzyła się. - Ja już mam swoje lata, nie w głowie mi takie rzeczy, po za tym jestem z twoim ojcem - rzuciła z przejęciem.

- Mamo, nie o to mi chodziło...- zacząłem, lecz było mi tak głupio, że postanowiłem się zamknąć.

- No cóż, zapraszam na herbatkę - wskazała na blok.

- Z miłą chęcią - powiedział zielonooki, posyłając mi na chwilę rozbawione spojrzenie - Mówiłem, że Jared to dobry chłopak - wyszeptał mi do ucha, kiedy chwilę później weszliśmy na klatkę.

- Jak jest taki dobry, to idź do niego, po co będziesz marnował czas ze mną - wysyczałem cicho, żeby mama mnie nie usłyszała.

- Jesteś zazdrosny - domyślił się. - No proszę, mój słodki złośnik jest zazdrosny - wyraźnie się cieszył z mojego zachowania.

- Wal się - burknąłem pod nosem i przyspieszyłem wchodzenie po schodach, zostawiając go w tyle.

Co ja widzę w tym idiocie, debilu i kretynie?

- Mam ciasteczka kokosowe - powiedziała wesoło mama, już szykując stół w kuchni, nim dobrze zdążyła wejść do mieszkania.

- Nie trzeba, chcieliśmy tylko o coś zapytać - powiadomiłem, lecz Zay szybko się wtrącił.

- Niegrzecznie odmawiać gościnności - wytknął z zadowoleniem, że jeszcze bardziej potrafi mnie wykurzyć.

- Dokładnie! - przytaknęła mama. - Słuchaj pana Corleone, Dylan - pouczyła.

Niech mnie ktoś pierdolnie teraz raz a dobrze.

- Miała mi pani mówić po imieniu - przypomniał jej.

- Och, wybacz, Zayden, muszę przywyknąć - zaśmiała się, kładąc ciasteczka na stoliku, w między czasie wstawiając wodę na herbatę.

Usiadłem na swoim miejscu przy oknie, tak jak w dzieciństwie. Fafik zaczął się wiercić mi na kolanach, więc postawiłem go na podłogę, aby mógł zwiedzać pomieszczenie.

- Więc co was do mnie sprowadza? - mama położyła sobie ręce na biodrach, patrząc na nas ciepło.

Zay zajął miejsce koło mnie, po czym wlepił we mnie wyczekujący wzrok.

Wyjąłem książkę z głębokiej kieszeni bluzy, którą podpierniczyłem zielonookiemu i położyłem ją na blacie.

- Znalazłem ją w pokoju Billa - wyjaśniłem, uważnie przyglądając się jej reakcji.

Wyglądała na zaskoczoną.

- Nie praktykował czarnej magii - zaprzeczyła od razu.

- Na pewno? Bo jest w niej zaklęcie, które dokładnie opisuje naszą więź z Dylanem - dopowiedział Zay.

Mama usiadła powoli przy stole.

- Nie wiedziałam, naprawdę - wyszeptała. - Nigdy by mi przez myśl nie przeszło, że nasz Bill obcował z czarną magią - posmutniała, po czym wlepiła wzrok w swoje dłonie.

- Rozumiemy - zaczął poważnym, specjalistycznym tonem głosu Zayden. - Ale może mogłaby pani nam pomóc w tej sprawie i powiedzieć kto był jeszcze bliżej Billa niż pani i wiedzieć więcej o jego tajemnicach - oznajmił.

Mama westchnęła cicho. Wyglądała jakby zastanawiała się nad czymś intensywnie. Po chwili wstała i zalała herbatę gorącym wrzątkiem.

- Starszyzna mogła by coś wiedzieć na ten temat, ale niestety wszystkich zabiłeś - stwierdziła, na co Zay zacisnął szczękę, co było bardzo widoczne.

- Te ciasteczka bardzo ładnie wyglądają - wtrąciłem, żeby ocieplić atmosferę.

Wziąłem jedno ciasteczko do ręki.

- I są pyszne - mama posłała mi uśmiech, stawiając przed nami kubki z parującym naparem.

Zarobiłem gryza i musiałem przyznać jej całkowitą, niezaprzeczalną rację.

- Poczęstuj się, Zayden - moja rodzicielka przysunęła talerz w jego stronę.

Zielonooki spojrzał podejrzliwie na słodycz.

- Nie dziękuję - uśmiechnął się sztucznie, po czym złapał mnie za nadgarstek, odsuwając ciastko od moich ust.

- Nie są zatrute - zaśmiała się, a ja byłem zły, że Zay mógł podejrzewać moją mamę o coś takiego.

Wyrwałem swoją dłoń z jego uścisku i skarciłem chłopaka gniewnym spojrzeniem.

- To, że mama twierdzi, że nic nie wie o książce, nie znaczy od razu, że kłamie i chce nas pootruwać - zdenerwowałem się.

- Spokojnie, skarbie, nic się nie stało - uspokoiła mnie. - To zrozumiałe, że nikt nie będzie mi ufał po tym wszystkim - stwierdziła, a następnie wstała od stołu, zabierając jedno ciastko i zajadając je, nalała Fafikowi wody do miseczki.

Piesek zaczął łapczywie pić, na co mama pogłaskała go po łebku.

- Pójdziemy już lepiej - także wstałem od stołu, chowając książkę z powrotem do kieszeni bluzy.

Żeby udowodnić Zaydenowi, że moja mama nie jest żadną trucicielką, upiłem spory łyk herbaty i dokończyłem ciastko.
Posłał mi wkurzone spojrzenie.

- Chodź, Fafik - wziąłem pieska na ręce.

- Dobrze go nawadniaj - pouczyła mnie rozdzicielka, następnie poprawiając mi kaptur. - Wpadajcie kiedy chcecie, twój ojciec przesiaduje tylko u Franka i prawie wcale go nie widuje, nudzi mi się samej - odprowadziła nas z uśmiechem do drzwi.

- Z chęcią - zgodziłem się. - Pa, mamo

- Pa, skarbie - odpowiedziała i gdy tylko drewniana powłoka zamknęła się za nami, od razu spojrzałem gniewnie na Zaydena.

- Co to miało być? - spytałem z wyrzutem.

- Ona coś ukrywa - wzruszył ramionami, schodząc po schodach.

- Och, więc twój Jared to święty, a moja mama jest seryjną trucicielką? - prychnąłem, podążając za nim.

- Wiem, że jesteś zazdrosny, chociaż nie masz o co, ale mógłbyś już przestać zachowywać się jak dziecko - stwierdził.

- Zachowuję się jak dziecko? - niedowierzałem w to co powiedział. - Bezczelnie oskarżyłeś moją mamę, że zatruła ciastka, które zresztą sama przy tobie jadła, jak mogłeś? - wyrzuciłem z siebie z zawodem.

- Przepraszam, okej? - zatrzymał się i odwrócił w moją stronę. - Przez chwilę myślałem, że jednak coś kombinuje, bo chciała wcisnąć mi te ciastka, a Jared jest bardzo dobrym chemikiem, ale się myliłem, wybacz - wyjaśnił ze złością, następnie znów wznawiając marsz.

- Czyli Jared nie jest już dobrym chłopakiem? - ruszyłem za nim.

- Nie wiem, denerwuje mnie to, że nadal szpieg chodzi wśród nas i nie wiemy kto to jest - westchnął. - A jeśli chodzi o Jareda to nadal uważam, że to dobry chłopak i głupio mi, że go podejrzewałem przez ten krótki moment - dopowiedział.

- Mi on się wcale nie podoba - wyznałem szczerze co myślę.

- On nie ma ci się podobać, ja mam ci się podobać - obrócił to w żart.

- Dobrze wiesz o co mi chodzi - skarciłem, kiedy nagle dołączył do nas Aiden. - I co? Gdzie ten cały Jared? - obejrzałem się dookoła.

- Puściłem go, nie jest szpiegiem - poinformował, zaczynając iść z nami równym krokiem. - Pomagał Lancaster z ziemniakami, a kręci się tu, bo się zauroczył w takim jednym z tego osiedla - wzruszył ramionami.

- Widzisz? - wytknął Zay.

Tak, Jared to na pewno dobry chłopak.

Wczuj się w mój sarkazm.

Do tego to gej, to nic dziwnego, że go tak broni!

🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤

NOTKA OD AUTORA
Przepraszam za tę długą przerwę, myślałam, że dokończę to opowadanie do końca roku, ale niestety święta u mnie były tak okropne, że musiałam je odchorować:/
Teraz jest już lepiej, jeśli można tak powiedzieć.

Mam nadzieję, że uda mi się napisać wkrótce kolejny rozdział 🖤

Ave!

😈🔨

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro