~32~
Do wieczora zostało jeszcze pare godzin i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Łaziłem więc bez celu po mieście. Zauważyłem nawet, że czarodzieje noszący nadal białe ubrania wręcz zabijali mnie wzrokiem, gdy koło nich przechodziłem. Zay ma naprawdę trudne zadanie, aby ich wszystkich przeciągnąć na swoją stronę.
Nie potrafiłem zrozumieć czemu oni nadal są wściekli. Bill ich wykorzystywał i nie dawał nic w zamian. Nie stworzył społeczeństwa, a jakąś pieprzoną sektę, która biła mu pokłony i ślepo wypełniała jego rozkazy. Byli w stanie zabić nawet dla niego dzieci. To przerażające.
Moja mama zawsze była bardzo lojalną osobą, ale nie zdawałem sobie sprawy, że jej odpierdoli do tego stopnia. Dla niej Bill był jakimś wielkim guru. Nie mam pojęcia co z moim ojcem, ale skoro nie chce mnie nawet widzieć, to sądzę, że ma takie samo zdanie co matka.
Śmieszy mnie trochę fakt, że bałem im się powiedzieć o swojej orientacji w obawie, że się mnie wyrzekną, a stało się tak za sprawą pozbawienia ucisku tyrana, który ich ograniczał. Naprawdę zabawne. Wydziedziczyli mnie, bo im pomogłem.
- Dylan! - usłyszałem wołanie mojej przyjaciółki, więc oderwałem się od swoich myśli i spojrzałem w jej kierunku.
Stała z Harrym przy jednym z pięknych domów z ogrodem. Ruszyłem w ich stronę, zauważając, że mała Bonnie wesoło bawi się na podwórku z pięcioma szczeniakami.
- Właściciel mieszkał tu sam z mnóstwem psów. Zginął pod granicą, więc pomyślałem, że się wprowadzimy i zajmiemy...tym - zaczął Harry, kiedy do nich podszedłem i wskazał na biegające szaleńczo pieski. - Oczywiście tych małych diabłów jest zdecydowanie za dużo, także trzeba je rozdać - stwierdził, łapiąc w dłonie rudego szczeniaczka, który podleciał mu do nóg. - Trzymaj - wepchnął mi w ramiona zwierzątko.
- Ale ja nie...- zacząłem, lecz Harry szybko odszedł do bawiącej się Bonnie.
- Zayden mu powiedział, żeby tak robił, gdy nie będziesz chciał się na coś zgodzić - wyjaśniła mi Aurora.
- Co za, kurwa, szuja - wściekłem się. - Ja nie chcę żadnego zapchlonego kundla - spuściłem wzrok na szczeniaczka i od razu serce mi zmiękło, bo piesek patrzył na mnie takim słodkim spojrzeniem, że z chęcią porzygałbym się teraz tęczą, gdybym umiał.
Miał czarny, uroczy nosek, czarne uszka, rude futerko, a na karku i końcówce ogonka białą plamkę.
- Chyba raczej nie masz wyboru. Zayden nie dał się wrobić, bo tata wcześniej chciał jemu go wcisnąć - zaśmiała się.
- Super - rzuciłem. - Więc najlepiej wcisnąć go mi - zezłościłem się, bo nie miałem pojęcia jak zajmować się psem, nigdy nie miałem żadnego zwierzaka. - Nie potrafię zająć się nawet sobą, a co dopiero nim - wróciłem wzrokiem do przytulonego do mojej bluzki pieska.
- Dasz radę - zapewniła mnie przyjaciółka. - W sumie, gdy już mamy trochę czasu i nie tkwimy w środku wojny, może wyjaśniłbyś mi w końcu o co chodziło z tym wchodzeniem do głowy? - zaciekawiła się.
- Ja sam nie wiem o co w tym chodzi - wyznałem, drapiąc palcem szczeniaczka po pyszczku, na co ten zaczął go oblizywać. - Przekazuje Zaydenowi swoje myśli i dziś się dowiedziałem, że tego nawet nie kontroluje. Dzieje się tak, kiedy połącze się ze swoją mocą, bo jak wiesz do niektórych zaklęć potrzeba rozprowadzić ją po całym ciele i wtedy, cholera, ten idiota mnie słyszy - wyjaśniłem z niezadowoleniem.
- To dziwne. Nigdy o czymś takim nie słyszałam - oznajmiła, wyraźnie zafascynowana. - Widziałam ogromną bibliotekę w środku miasta. Przejdę się tam dziś z Aidenem i może coś znajdziemy na ten temat - zdecydowała.
- Z Aidenem? - uśmiechnąłem się znacząco do niej.
- Oj przestań! - walnęła mnie w ramię, rumieniąc mocno na twarzy.
- Uważaj, bo zrobisz krzywdę Fafikowi! - przytuliłem bardziej pieska do siebie.
- O! To już nie zapchlony kundel, a Fafik? - wytknęła z rozbawieniem.
- Tak, nazwę go Fafik i nauczę gryźć Zaydena po nogach za każdym razem, kiedy będzie widział tego debila - zażartowałem, bo przecież nie wiadomo jeszcze czy tu w ogóle zostanę.
- Wyobrażam to sobie - roześmiała się głośno.
Także uśmiechnąłem się szeroko, gdy pomyślałem o zielonookim gonionym przez psa.
- Wracając do tematu, jeśli już cię to zainteresowało na tyle, żeby szukać informacji, to spróbuj dowiedzieć się czy przekazuje tylko te myśli, które chcę, czy może losowe albo co gorsza, wszystkie - poprosiłem.
Miałem jeszcze nadzieję, że Zayden był rozbawiony dlatego, że usłyszał tylko tę myśl o zostaniu niańką. Nie mógł przecież słyszeć wszystkiego, prawda? To raczej niemożliwe, bo pomyślimy o tym w ten sposób, że gdyby miał mieć w głowie moje myśli plus swoje, to zrobiłby się ich spory natłok i nie wiem czy cokolwiek by zrozumiał przez ten zgiełk. Więc może słyszy tylko te najwyraźniejsze lub te które chcę przekazać, ale i tak ta teoria mi nie pomaga w żadnym stopniu, bo za cholerę nie mam pojęcia czy myśl o tym, że Zay gorąco dziś wygląda była lepiej słyszalna od innych. Katastrofa.
- Zrobię co w mojej mocy, aby się dowiedzieć jak najwięcej - obiecała mi przyjaciółka, po czym spojrzała na swojego tatę, który próbował zapędzić psiaki do domu. - Lepiej mu pomogę - zdecydowała.
- Leć, ja i tak muszę już wracać. Czeka mnie ciężka rozmowa - westchnąłem. - Miłej randki w bibliotece - rzuciłem na odchodnym, na co dziewczyna zakryła sobie szybko dłońmi różowe policzki.
- To nie randka! - oburzyła się, czym od razu poprawiła mi humor, bo wyglądało to zabawnie.
Nadal lekko się uśmiechając i trzymając przysypiającego szczeniaka w swoich ramionach, ruszyłem w drogę do głównego budynku w tym mieście.
* * *
Położyłem Fafika na swoim łóżku. Zwinął się w kuleczkę i zasnął od razu na rogu kołdry. Wyglądał strasznie słodko.
Następnie podszedłem do lustra. Musiałem się przebrać i przede wszystkim ułożyć w końcu te rozpierdolone włosy. Oczywiście założyłem na siebie białe rzeczy, bo innych nie miałem. Zawsze wkurzały mnie one, bo szybko się brudziły. Zresztą chyba w czarnym było mi bardziej do twarzy. Jako Tony też tak uważałem.
- Okej - rzuciłem do swojego odbicia w lustrze, kiedy wyglądałem już w miarę normalnie.
Serce zaczęło walić mi jak szalone ze strachu. Bałem się cholernie iść do Zaydena, ale musiałem, więc pomimo tego, że prawie dostawałem zawału co chwila, chwyciłem za klamkę od drzwi. W tym momencie usłyszałem skiełczenie. Odwróciłem się więc w stronę łóżka i okazało się, że piesek nie śpi i szykuje się do skoku na podłogę. Wiedziałem, że może zrobić sobie krzywdę, bo jest jeszcze malutki. Szybko podbiegłem i złapałem go w ostatniej chwili.
- Ty łobuzie - odstawiłem go na podłogę, ale ten zaraz znów chciał wchodzić mi na ręce. - Nie mogę cię zabrać - stwierdziłem, ale piesek zaczął piszczeć, że chce na ręce i moje serce nie pozwoliło mi zostawić go samego w pokoju. - No dobrze - podniosłem szczeniaka, a następnie przytuliłem. - Jak Zay zacznie mnie wyśmiewać, to ugryziesz go w nogę, zgoda? - spytałem zwierzątko, wychodząc z nim z pokoju.
Fafik kichnął uroczo, co uznałem za odpowiedź twierdzącą.
No to mam jakąś obstawę chociaż.
🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro