~30~
Zakochiwałem się w Zaydenie coraz bardziej z minuty na minutę. Jego czuła twarz jaką pokazał sprawiła, że przekraczałem właśnie niebezpieczną granicę. I jeśli dalej będę stąpał po cienkim lodzie, wpadnę w sidła nieodwzajemnionej miłości, a z tego coś czułem, że trudno będzie mi się podnieść.
Dla swojego własnego dobra, powinienem to zakończyć.
- Jestem zmęczony - wyplątałem się z objęć chłopaka i czym prędzej ruszyłem przez długi korytarz, a potem poszedłem schodami na górę, gdzie stały ławki, a za szybą rozciągał się piękny ogród.
Często tu siadałem i rozmyślałem nad swoim życiem, ale tym razem, ruszyłem dalej, gdzie pod koniec znajdowało się kilka drzwi, w tym te do mojego starego pokoju. O dziwo, kiedy do niego wszedłem, okazało się, że stał w stanie nienaruszonym, jakby wcale nie minęły dwa lata. Wszystkie moje rzeczy były na swoim miejscu i było tu czysto, więc znaczy, że ktoś tu sprzątał co jakiś czas. I to okropne zdjęcie z Billem i rodzicami także nadal tu było. Zacząłem przyglądać się uśmiechniętej twarzy swojej mamy.
Rodzice mnie nienawidzą, więc nawet nie będę próbował naprawiać moich relacji z nimi. Aurora ma tu rodzinę i teraz Aidena, który chyba wpadł w sidła miłości tak bardzo, że nie da jej spokoju do końca świata. Jest jeszcze Zayden i to właśnie na nim polega cały mój problem. Nie mogę tu zostać. Nie zniosę dłużej patrzenia na niego i niemożliwości okazania mu swoich uczuć. Chociaż ja nigdy nie potrafiłem okazywać uczuć nikomu.
Jeśli mam się ratować, będę musiał stąd odejść.
I zrobię to jutro.
Z tą myślą, wziąłem szybki prysznic i położyłem się spać. Byłem tak mocno wykończony, że nie pamiętam w którym momencie swoich przemyśleń usnąłem.
* * *
Obudziłem się jakoś w południe i pierwsze co poczułem, to ogromny głód. Nie jadłem nic wczoraj przez cały dzień. W ogóle dziwiłem się jak ja się trzymam jeszcze na nogach.
Nie chciało mi się ogarniać, więc w rozpierdolonych na wszystkie strony włosach, otworzyłem szafę, aby coś na siebie zarzucić.
Jęknąłem męczenniczo, widząc tylko same ubrania w kolorze białym.
- Dlaczego nikt, kurwa, do tej pory nie wymyślił zaklęcia zmieniającego kolory ubrań - westchnąłem i z niezadowoleniem założyłem białe spodnie i koszulkę, rezygnując z dobrze skrojonego uniformu, który powinienem jeszcze na wszystko zarzucić.
Wyglądało by to zbyt formalnie, a mi bardziej odpowiadał styl luzacki z ciemnej strony.
Nie zastanawiając się już dłużej nad swoim beznadziejnym w tej chwili wyglądem, opuściłem swój pokój, w którym i tak czułem się źle.
Skierowałem się od razu do jadalni. Było to duże pomieszczenie, chyba największe w tym budynku. Przychodzili tu wszyscy mieszkający tutaj, bo czarodzieje zajmujący swoje domy, gotowali po prostu u siebie.
Mocno się zdziwiłem, bo kiedy tam wszedłem, zobaczyłem strasznie dużo osób. Po prawej stronie siedzieli czarodzieje w białych ubraniach, a po lewej w czarnych. Widać było ten odłam z daleka. Nie zamierzali się ze sobą nawzajem sprzymierzać.
Jedyną różnicą w tłumie naszej strony, był Aiden. Miał na sobie czysty, biały uniform, a jednak przebywał po lewej stronie pomieszczenia.
Postanowiłem do niego dołączyć.
- Też nie masz się w co ubrać? - bardziej stwierdziłem niż zapytałem.
- W sumie to mam, bo Zay z samego rana wysłał oddział do swojego starego lokum i okazało się, że nie ucierpiało zbyt mocno, także jego rzeczy przetrwały, a co najważniejsze księgi także. Proponował mi swoje ubrania na czas, gdy nie ogarnie się nowych, ale stwierdziłem, że kiedy założę biały strój, a będę spędzał czas z wami, to może niektórzy z tych idiotów w końcu coś zrozumieją i dołączą - wskazał głową na osoby na przeciwko.
- Sprytnie - pochwaliłem. - Gdzie jest teraz twój brat? - chciałem wiedzieć, bo zamierzałem z nim poważnie porozmawiać o swoim ewentualnym odejściu.
- Cholera wie. Kręci się na pewno gdzieś na dworze. Ma sporo roboty. Musi ogarnąć ten cały syf - wyjaśnił, po czym puknął mnie w ramię. - Ty wiesz, że chce wysłać mnie do telewizji? - powiadomił, niezwykle podekscytowany. - Trzeba się dogadać z ludźmi, a on nie chce występować w żadnych programach i oczywiście wpadł na genialny pomysł, żebym go zastąpił - skomentował z rozbawieniem.
- Może dadzą ci przy okazji jakąś rolę w filmie - zażartowałem, zauważając jednocześnie jak dobrze mi się teraz z nim rozmawia, bez kłótni i nienawiści.
- O tak! - potwierdził wesoło. - Zagrałbym jakiegoś takiego zajebistego, super wojownika, ratującego piękną damę z opresji - powiedział, patrząc na Aurorę, która akurat obok przechodziła.
Przyjaciółka przewróciła oczami i posłała nam rozbawione spojrzenie, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce.
- Uważaj, bo Harry będzie cię ganiał zaraz po całym mieście za to, że podrywasz mu córkę - zaśmiałem się.
- Rozmawiałem z nim rano i wiesz co? - spojrzał mi w oczy.
- Co? - chciałem wiedzieć.
- Zabija mnie wzrokiem za każdym razem, gdy mnie teraz widzi - wyznał. - Ale trudno, nie zrezygnuje. O miłość trzeba się starać, uganiać za nią i nigdy nie odpuszczać. Jeśli czujesz, że to ta jedyna, to po prostu idź i jej to powiedz, albo cię pokocha, albo dostaniesz w twarz - mówił, patrząc cały czas na mnie wyzywająco. - Co masz do stracenia? - wzruszył ramionami.
Poczułem się dziwnie, bo miałem wrażenie, że przestaliśmy nagle rozmawiać o Aurorze.
- Umieram z głodu - zmieniłem temat, a gdy chciałem ruszyć ku kuchni, która znajdowała się tuż obok, Aiden złapał mnie za ramię.
- Pamiętasz jak ostatnim razem rozmawialiśmy w tym pomieszczeniu? - spytał.
Sięgnąłem pamięcią wstecz i szybko odnalazłem właściwy moment.
- Nie wiem czy można nazwać to rozmową. Poza tym rozbiłeś mi talerz na głowie - wytknąłem.
- I właśnie za to chciałem cię przeprosić - oznajmił, po czym podał mi swój talerz z nienaruszoną kanapką i stertą frytek. - Chociaż fajnie było - dodał.
Zaśmiałem się, lecz momentalnie spoważniałem po chwili.
- Aiden, ja też cię przepraszam - skruszyłem się delikatnie. - Myśleliśmy, że nas zdradziłeś i nasłałeś razem z Billem armię na...- urwałem, bo uniósł dłoń w geście, żebym przestał mówić.
- Nasłuchałem się już przeprosin od Zaydena, naprawdę wystarczy. Nie mam do was żalu. Sam też pewnie bym pomyślał tak samo. Wszystko jest w porządku - puscił mi oczko, a zaraz potem ruszył za Aurorą. - Smacznego! - rzucił jeszcze na odchodnym.
Pokręciłem głową. Aiden zupełnie się zmienił. Szczęście aż promieniuje od niego na kilometr. Mam nadzieję, że jednak Harry się do niego przekona, bo chłopak raczej za nic nie skrzywdził by jego córki.
Powoli jedząc, zastanawiałem się trochę nad słowami brata Zaydena. Chciałbym podejść do swojej sympatii i ze swobodą powiedzieć, że mi się podoba, ale Aiden nie rozumie tu jednej bardzo ważnej rzeczy. Kiedy chłopak podchodzi do dziewczyny i wyznaje jej co czuje, a ta da mu kosza, dla wszystkich jest to normalne. Ale kiedy chłopak podszedł by do chłopaka i zrobił to samo, nie dość, że został by wyśmiany przez swój obiekt zainteresowań, to jeszcze przez wszystkich wokół.
Osoby z inną orientacją mają po prostu przejebane, bo świat nie lubi tych którzy są odmienni od reszty.
Zawsze tak było i niestety będzie.
Jak i w świecie ludzi, tak i w świecie czarodziejów.
🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro