Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~21~

Przebudziłem się ze snu i utkwiłem wzrok w kolorowym suficie.
Mama Aurory przyjęła mnie wczoraj bardzo ciepło i pozwoliła zostać na noc, dlatego aktualnie leżałem na starej kanapie. Mała Bonnie również okazała się być słodką i zabawną dziewczynką. Bardzo je wszystkie polubiłem i byłem wdzięczny, że dzięki nim, nie musiałem wracać do Zaydena.

- Co robisz w moim domu? - usłyszałem nagle męski głos, przez co szybko podniosłem się do siadu.

- Harry? - byłem w szoku, bo on był ostatnią osobą, której bym się tutaj spodziewał. - To twój dom? - zdziwiłem się.

- Tak, mój - potwierdził, nadal patrząc się na mnie pytająco. - Co tu robisz? - spytał.

- Siedzę, jak widać - wzruszyłem ramionami.

Harry zrobił groźną minę, na co w sumie mu się nie dziwiłem, bo ja to jak zwykle coś powiem, a dopiero potem pomyślę.

- Kochanie! - do małego saloniku wbiegła mama Aurory, po czym złożyła na policzku mężczyzny solidnego buziaka. - Pozwoliłam Dylanowi zostać. Wczoraj mocno się namęczył pomagając Aurorze z magią - wyjaśniła mu z uśmiechem.

- Pomogłeś jej? - niedowierzał przez chwilę, a następnie podszedł do mnie i wyciągnął swoją rękę. - Dziękuję - uścisnął mi dłoń. - Przez tę wojnę nie mam w ogóle czasu dla córek - wyjaśnił smutno. - Dobrze, że dziś to się skończy i będę mógł w końcu zająć się rodziną - rozweselił się momentalnie i przyciągnął kobietę do swojego boku.

- Och, no...Nie ma za co - wymamrotałem, nie mogąc uwierzyć, że zaprzyjaźniłem się akurat z córką głównego generała wojsk oraz prawej ręki przywódcy.

Ja to mam, kurwa, szczęście.

- Aiden wyrusza zaraz do Billa. Nie powinieneś przy tym być? - upomniał mnie mężczyzna, gdy już skończył przytulać żonę.

- Wątpię, że mnie tam potrzebują - prychnąłem.

- Nie rozumiem czemu jesteś taki wściekły. Zay wybrał przecież twój plan, to na co się boczysz? - skarcił lekko.

Podniosłem na niego swoje zdziwione spojrzenie.

- Słucham? - poprosiłem o powtórzenie, bo chyba się przesłyszałem.

- Wczoraj gdy się pokłóciliście, Zay po chwili stwierdził, że jesteś najbardziej denerwującą osobą z jaką kiedykolwiek miał do czynienia, ale masz rację i wybrał twój plan, żeby ukryć oddziały - wyjaśnił Harry. - Nie mówił ci?

- A to gnój! - zerwałem się z kanapy. - Wiesz, jednak do nich dołączę - zdecydowałem, będąc mocno wściekły na zielonookiego.

- Są przy granicy! - krzyknął za mną, gdy skierowałem się do drzwi wyjściowych.

Rozpierała mnie czysta złość. Zayden darł się na mnie, że się rządzę, a jednak wybrał mój plan, bo był lepszy, ale nie potrafił się do tego przyznać, więc dalej zachowywał się jak sfochowane dziecko. Doprawdy żałosne.

* * *

W drodze do granicy zdążyłem nieco ochłonąć i w sumie cieszyłem się z tego, bo zobaczyłem Zaydena z bratem koło ciemnego samochodu w towarzystwie wielu osób, i gdybym nadal był tak bardzo wściekły jak jeszcze chwilę temu, to na pewno zacząłbym się wydzierać na zielonookiego, przez co zrobiłbym z siebie debila przed tymi wszystkimi czarodziejami.

Gdy zatrzymałem się koło nich, Aiden od razu spojrzał na mnie i posłał mi mały uśmiech.

- Myślałem, że już nie przyjdziesz, ale jak widać nie mogłeś się ze mną nie pożegnać - stwierdził żartobliwie, a następnie przytulił mnie krótko.

Byłem lekko zdziwiony jego zachowaniem, bo przecież nie jesteśmy w jakichś zażyłych relacjach, a mimo tego chłopak traktuje mnie jak przyjaciela. Zupełnie nie ma problemów z okazywaniem uczuć, czego strasznie mu zazdroszczę.

- Tylko nie spapraj tego - powiedziałem z lekkim rozbawieniem.

- Spokojna twoja głowa, jestem zajebistym aktorem, pamiętasz? - upomniał i musiałem przyznać mu rację, bo przecież przez dwa lata grał mojego współlokatora. - Trzymajcie się, gołąbeczki! - puścił nam oczko, po czym wsiadł do samochodu i odpalił silnik.

Patrzyłem jeszcze przez chwilę jak odjeżdża, a potem spojrzałem na Zaydena.

- Musimy poważnie porozmawiać - poinformowałem.

- Tylko szybko, bo nie mam czasu. Muszę zaraz wysłać pierwszą linię pod granicę wroga - oznajmił głosem pozbawionym wszelkich emocji.

Znowu założył tę swoją maskę obojętności, zupełnie jak przy rozmowie z Aidenem.

- Co się z tobą dzieje? Wybierasz mój plan, a i tak traktujesz mnie jak gówno. Mieliśmy działać razem - upomniałem, starając się z całych sił, by nie wybuchnąć.

- Niepotrzebnie się uniosłem, wybacz - odrzekł, ale wcale nie widziałem po nim, że czegokolwiek żałuje, nawet nie patrzył mi w twarz, gdy do mnie mówił, tylko jego wzrok prześlizgiwał się po okolicy. - To już się nie powtórzy, trzeba skupić się na najważniejszej sprawie, a nie na naszej niechęci do siebie - dodał, a następnie odwrócił się w tył i spojrzał na zbierające się do wymarszu oddziały. - To wszystko? - spytał niecierpliwie.

- Idę na końcu z najsłabszą grupą - zdecydowałem, obrzucając go lodowatym wzrokiem. - Teraz to wszystko - rzuciłem przez ramię, kiedy zacząłem odchodzić od zielonookiego.

Nie wiem czy ktoś mógłby sobie wyobrazić co ja teraz czuje. Zauroczyłem się w Zaydenie, gdy tylko zobaczyłem go na zdjęciu i od tamtej pory cały czas o nim myślałem, dopóki nie wymazali mi wspomnień. Poznałem chłopaka jako Tony i wszystko było fajnie, a teraz gdy jestem sobą już nie jest. To przykre, kiedy wolą cię jako przerażoną, naiwną beksę, niż jako prawdziwego siebie.

To naprawdę bardzo przykre.

Szybko znalazłem odpowiednią grupę osób i tam się właśnie skierowałem. Usiadłem na starych, rozwalających się schodach od jednego z domów, tuż przy tłumie najsłabszych czarodziejów.

- Nie pomyliły ci się szeregi? - usłyszałem pytanie od jednego z nich, więc uniosłem wzrok i zobaczyłem, że prawie wszyscy przyglądają mi się ze zdziwieniem.

- Nie, to moje miejsce - odparłem.

- Dylan? - nagle z tłumu wyszła Aurora i od razu podbiegła do mnie. - Czemu nie idziesz na początku? - usiadła obok.

- Bo idę z tobą - powiedziałem, na co uśmiechnęła się lekko.

- Cieszę się, ale chyba powinieneś być tam wcześniej, żeby rozeznać się w sytuacji i powtórzyć jeszcze raz plan - stwierdziła.

- Nawet go nie znam - wyznałem, schylając głowę w dół, przytrzymując ją dłońmi. - Zay nie za bardzo chce ze mną gadać. Nie wiem co planuje, nie wiem czy mam tam wejść razem z nim, nie wiem co mam w ogóle robić. Mam już tego wszystkiego dość - wyrzuciłem z siebie, zaciskając mocno powieki.

Poczułem jak Aurora kładzie mi swoją rękę na ramieniu w geście pocieszenia. Cieszyłem się, że ją mam.

- Dasz radę - zapewniła. - Jesteś silniejszy od nas wszystkich i wierzę w ciebie, a skoro Zayden chce poprowadzić to sam, to ty improwizuj i postaw sobie za cel aby wygrać tę wojnę - rzekła łagodnie i z ogromnym ciepłem.

Uniosłem głowę, chcąc spojrzeć jej prosto w oczy.

- Wygramy - obiecałem.

🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro