Rozdział 4
Vasari westchnął głośno i rozejrzał się za czymś do siedzenia. Jego nogi odmawiały już posłuszeństwa, a wyjście ze swojej kryjówki traktował jako cud. Po lewej stronie zauważył krzesło przysunięte do małego drewnianego stołu. Kątem oka rozejrzał się po izbie. Na ścianach nie było ani jednego gobelinu czy obrazu. w pomieszczeniu natomiast było jedno łóżko dwuosobowe, szafa, stolik z dwoma krzesłami, puchowy zielony fotel ustawiony przy kominku oraz palenisko wraz z dużą balią do mycia. Skromnie, ale wszystko, co potrzebne było. Vasari z jękiem usiadł na krześle i założył nogę na nogę, jednocześnie bokiem opierając się o blat stołu. Ponownie nabrał głęboko powietrza i odliczył w myślach od dziesięciu w dół. Następnie spojrzał się prosto w oczy przyjaciela.
- Obudziłem się już w ciele tej dziewczyny. - tu mężczyzna wskazał na swoje obecne ciało — Pamiętam, że przed pójściem spać, świętowaliśmy ukończenie szkolenia oficerskiego dwudziestu moich podopiecznych. Z tej okazji król wydał bal, a ja cieszyłem się, że spod mojego skrzydła tyle zdolnych mężczyzn otworzyło swoje ścieżki kariery. Następnie wraz z Jej Wysokością przeszliśmy do prywatnych komnat chcąc przedyskutować następne miesiące działań wojska. Po naradzie poszedłem spać wraz z winem w dłoni. Obudziłem się na słomianym legowisku w komnacie niczym nieprzypominającej tej mojej, w ciele śmiertelniczki, która najwidoczniej była służącą. Uciekłem i podążałem, w kierunku jaki uznałem za słuszny. Do momentu zobaczenia Twojego domu.
Fae skrzyżował ramiona na piersi. Czekał na kolejną falę śmiechu, rozczarowania w głosie przyjaciela, pogardy. Jednak to, co usłyszał na chwilę zbiło go z tropu.
- Połączenie dusz.
Vasari na te dwa słowa spiął się, a na jego twarzy wstąpił ledwo widoczny grymas niezadowolenia. Przeczuwał, ze to prawda, jednak czekał już tak długo, że nie sądził, aby połączenie dusz było prawdą. Z drugiej strony pomimo swojego wieku i doświadczenia, jakie zdobył na przestrzeni lat, miał nadzieję, że jego połówką okaże się Maliah, a nie obca dziewczyna i to w dodatku śmiertelniczka. Jednak podświadomie już kochał Cherine całym sercem. Wiedział, że może być to jego słabością, jednak na chwilę obecną, chciał zapewnić jej schronienie, lepsze niż dwór, na którym służyła. Westchnął i skinął głową, potwierdzając słowa przyjaciela.
- Widzę, że brałeś tę opcję pod uwagę. Dobrze. Tylko wiesz co mnie martwi bardziej? Biedna dziewczyna obudziła się w Twoim ciele Vasari.- tutaj mężczyzna zrobił pauzę w swojej wypowiedzi, lustrując jednocześnie całe nowe ciało kumpla.- O ile ty w jej, świetnie sobie poradzisz, bo masz wiedzę oraz nie jest ona jakoś wybitnie urodzona, tak ona ma problem. Jesteś drugą najważniejszą osobą w królestwie. Szybko zorientują się, że coś jest nie tak.
Brunet westchnął i podszedł do drugiego krzesła. Usiadł na nim z impetem i podrapał się w tył głowy. Następnie przeniósł dłonie na blat i splótł je razem. Po czym spojrzał z powagą na Vasariego. Z kolei mężczyzna pod naporem tego spojrzenia spokorniał. Non stop przypominał sobie, że w obecnej sytuacji nie ma za dużego pola do popisu. Myśląc nad tym doszedł do wniosku, że nie może unieść się dumą jak przez ostatnie sto lat i powinien zakończyć tę waśń między nim a Laurentiusem.
- Wiem, że przez ostatnie lata nie rozmawialiśmy za dużo, ani nie pałaliśmy do siebie sympatią. - Fae po drugiej stronie stołu prychnął na te słowa. - Jednak jestem skłonny przyznać Ci rację oraz uniżenie przeprosić za me zachowanie. Proszę jedynie o pomoc w dotarciu do Cherine.
Vasari spojrzał błagalnie na starego przyjaciela. Z sekundy na sekundę mężczyzna wątpił, że zostanie mu wybaczone to, co zrobił ostatnim razem. Z wyczekiwaniem obserwował mimikę twarzy Laurentiusa.
- Nie patrz na mnie tak błagalnym wzrokiem czuje się niekomfortowo. Tym bardziej że ta Twoja Cherine wygląda jakby jej z miesiąc nie karmili.- Mężczyzna jęknął z rezygnacją. - Zgoda, ale jeśli będziesz mnie irytował to Cię porzucam.
Mężczyzna uśmiechnął się od ucha do ucha. Udało mu się zdobyć pomoc w dotarciu do pałacu. Był szczęśliwy, że nie umrze z głodu lub nie zamarznie na śmierć. Bo jedno z tych dwóch na pewno czekałoby go jeśli dalej błądziłby po lesie. Nawet schowanie dumy do kieszeni, nie było dla niego, aż tak trudne, bo w głowie przodowała jedna myśl. "Robię to dla niej, dla Cherine." Vasari zmarszczył lekko nos. Uważał, że połączenie dusz jest bardzo dziwne. Na co dzień nie potrafił przyznać się do błędu, ani też myśleć o tym co mógł zrobić źle. Pozbył się samokrytyki już dawno temu. Teraz, przychodziło mu to zdecydowanie łatwiej, bo myśl, że uratuje tym samym swoją drugą połówkę, była warta wszystkich wyrzeczeń.
- Czy w takim razie mogę usiąść przy kominku? W lesie jest cholernie zimno. Zapamiętałem zupełnie inną temperaturę, jak byłem tu ostatnio.
Laurentius skinął głową i wstał od stołu. Następnie podszedł do szafy, aby wygrzebać jakieś świeższe ubrania dla przyjaciela. Podczas rozmowy zauważył, jak bardzo brudne i podarte, w niektórych miejscach były. Vasari w tym czasie wziął głęboki wdech i resztkami swojej silnej woli, podźwignął się na blacie, wstając chwiejnie z krzesła. Opierając się, jak najbardziej na dłoniach przeszedł na drugi koniec stołu w kierunku kominka. Kiedy blat się skończył, a fae miał do przejścia jeszcze dobre 3 metry do fotela, stanął w miejscu. Mięśnie, już stricte dnia wczorajszego, odmawiały mu posłuszeństwa, jednak tylko dzięki adrenalinie zaczerpniętej z pościgu za nim oraz determinacji mógł iść naprzód. Teraz, jednak kiedy mógł odpocząć, przejście nawet kroku sprawiało mu fizyczny i psychiczny ból.
Brunet, znajdując odpowiednie ubranie, wyprostował się i odwrócił w stronę Vasariego. Spostrzegł, że zatrzymał się przy blacie i nie wie, czy iść dalej. Mężczyzna prychnął pod nosem i rzucił na krzesło spodnie wraz z tuniką, następnie podszedł bliżej do przyjaciela i poderwał go do góry. Podniósł go, trzymając za talię i wsuwając ramię pod kolana. W stylu panny młodej przeniósł go na fotel i posadził. Potem przysunął mebel jeszcze bliżej kominka.
- Zdecydowanie jest niedożywiona, tak lekkiej osoby jeszcze nie podnosiłem. - mężczyzna prychnął, po czym przeszedł sprawdzić, czy może czymś poczęstować do jedzenia.
Vasari w tym czasie mocniej oplótł ramiona wokół talii i westchnął z ulgi. Ciepło powoli rozchodziło się po jego zmarźniętych do szpiku kości ciele. Stopy powoli zaczęły mrowić. Mężczyzna po chwili wystawił przed siebie dłonie, zbliżając je do ognia. Żar, jaki zaatakował jego skórę koił obolałe mięśnie. Na twarzy fae można było dostrzec ulgę. Poprawił się na fotelu, zapadając się jeszcze bardziej. Nagle naszło go na szczerą rozmowę i miał zamiar podziękować za wszystko, co do tej pory zrobił dla niego Laurentius. Nie umiał wytłumaczyć tej potrzeby, jednak było ona niezwykle silna. Zanim się zorientował, już wypowiadał wszystko, co mu ślina na język przyniosła.
- Dziękuję, że postanowiłeś mi pomóc. Jestem niezmiernie wdzięczny. Dodatkowo przepraszam. Za wszystko, co było wcześniej. Byłem dupkiem i to chyba nawet dość długo.
Vasari wziął głęboki wdech, czekając na reakcję przyjaciela. Mógł wydawać się zbyt miły. Wiedział, że takie słowa jak „przepraszam" czy „dziękuję" nie znajdowały się do tej pory w jego słowniku. Nie miał pojęcia też, jaki wpływ ma zamiana dusz przy ich połączeniu. Jednak mógł podejrzewać, że nieświadomie charakter dziewczyny wpływa na niego w jakimś stopniu. Z tego co do tej pory przeżył, miał już jakiś obraz Cherine w głowie. Miła, cicha, uprzejma, niechcąca być w centrum uwagi, mało pewna siebie, posłuszna, wystraszona. To były cechy, jakie przychodziły mu na myśl jako pierwsze. Była też opcja, że mylił się w każdym aspekcie i charakter dziewczyny nie był aż tak uległy i płaski. W głębi duszy liczył na to, że choć raz jego przypuszczenia okażą się błędne. Tak pogrążył się w rozmyśleniach, że nie zauważył nawet jak Laurentius podsuwa mu pod nos kawałek chleba z serem.
- Jeśli to połączenie dusz jest na tyle silne, by zmusić Cię do podziękowania komuś i przeprosin, to ja sam chce je przeżyć.- śmiech bruneta rozniósł się po całej izbie, wprawiając ciało Vasariego w drżenie.- Nie musisz dziękować ani przepraszać. Mimo wszystko zawsze uważałem Cię za przyjaciela i dla mnie nic się nie zmieniło. No oprócz tego, że nie rozmawialiśmy od stu lat. Miło jednak słyszeć przeprosiny.
Vasari drżącymi dłońmi przyjął posiłek i zaczął skubać rąbek sera. Nie wiedział kiedy dziewczyna jadła po raz ostatni, a wolał unikać opróżniania żołądka poprzez wymioty. W tym samym czasie brunet poszedł po krzesło i postawił go obok fotela. Usiadł na nim okrakiem, opierając się łokciami o oparcie i przekrzywił głowę w prawo, przyglądając się jak fae je. Jego spojrzenie nie było oceniające co Vasari przyjął z ulgą.
- Nie rozumiem czemu tak na mnie patrzysz.
Laurentius przeczesał swoje włosy dłonią, po czym przeniósł swój wzrok na płomienie w kominku. Jego oddech był spokojny, jednak mięśnie szczęki były lekko ściśnięte.
- W sumie z dwóch powodów. Po pierwsze jestem zazdrosny.- tu brunet przeniósł spojrzenie na twarz Vasariego.- Pamiętasz, jak od dziecka marzyłem o znalezieniu swojej drugiej połówki? - kiedy fae zobaczył potwierdzające skinienie głowy, przeszedł dalej w swoim tłumaczeniu. - Zazdroszczę Ci tego, że znalazłeś ją przede mną. Po drugie chciałbym dowiedzieć się co działo się u Ciebie po naszej kłótni. Jednak nie wiem, czy chcę, słyszałem tyle plotek, że boję się, że któraś będzie prawdziwa.
Vasari ponownie przytaknął głową na znak, że rozumie obawy przyjaciela. Nie wiedział, czy zna wszystkie plotki, jakie powstały w przeciągu tych lat, jednak mimo to postanowił odpowiedzieć.
- Przez te sto lat, byłem skupiony na swoim celu. Odpychałem wszystkich, więc szczerze nie wiem co słyszałeś, ale żadne skandale u mnie nie miały miejsca. Jedyne co mogę sobie zarzucić to nieprzyjemnie zgorzkniały sposób bycia w towarzystwie.
Brunet skinął głową, po czym wstał z krzesła i zgarnął koc. Rzucił go na kolana Vasariego i wyszedł z chaty bez słowa. Zostawił przyjaciela z burzą kotłujących się myśli.
###
Witajcie już w 4 rozdziale!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro