Rozdział 9
- Myślisz, że zostawienie ciała w uliczce niedaleko stajni będzie dobrym pomysłem? Nie lepiej będzie go pochować?
Brunet, pytając jednocześnie pociągnął ciało mężczyzny przez kolejny metr drogi. Byli już w połowie trasy, jaką ustalili, na schowanie zwłok. Vasari niósł bezwładne nogi, które obijały mu się o biodro. Pech chciał, że akurat te miał całe w siniakach, a już było trochę za późno na zmianę strony. Jeśli puściłby chociaż jedną nogę, krew mogła pozostać na ziemi, a to byłby już ślad, który mógł prowadzić bezpośrednio do nich.
- Nie marudź, bo to ty chciałeś bym go zabił. Poza tym módłmy się by w szeregach strażników nie znalazł się mag snów. Mógłby wtedy odtworzyć zajścia z jeszcze ulotnej pamięci tego śmiecia.
Laurentius skrzywił się na samo wspomnienie magów. W królestwie istniały cztery klasy istot magicznych. Każda z nich odpowiadała za coś innego, razem się dopasowywały. Jednak wojny lub niesnaski pomiędzy klasami zdarzały się niemal na każdym możliwym kroku. Nie sposób było od nich uciec. Czasami wystarczyło, że ktoś krzywo się spojrzał.
Klasa 1 - fae.
Klasa ta, była najwyższa w hierarchi. Magiczne istoty przynależące do niej, zajmowały często najwyższe szlacheckie stanowiska. Ciężko było wbić się do tej klasy innym rodom. Nawet jeśli fae byli pół krwi, niemożliwym było, by społecznie były uznawane za klasę pierwszą. Członkowie wielkich rodów, znały się nawzajem tak dobrze, że przez sen mogli wymienić trzy pokolenia wstecz w wybranej rodzinie. Laurentius należał do rodziny książąt szlaków kupieckich — Bianco. Nie miał może tyle ziemi co ród Di Lotte, ale jeśli ktoś chciał robić interesy poza swoim obrębem ziemskim, pytał o zgodę właśnie głowę rodu — Marianno Bianco. Vasari Di Lotte natomiast przynależał do rodu zajmującego się głównie wojskowością i obroną królestwa. Nic dziwnego, że ojciec nałożył na syna wysokie wymagania, przez co ten zaniedbał życie prywatne na rzecz zostania generałem. Fae z reguły nie przepadali za innymi, ale nie byli na tyle żądni krwi, by wszczynać bójki.
Klasa 2 - magowie.
Bycie magiem mogło okazać się prostsze niż oddychanie. Do tej klasy mogli przynależeć wszyscy, którzy okazywali predyspozycje do władania naturą wszechświata. W przeciwieństwie do fae ich nieśmiertelność nie wynikała z faktu samych narodzin. Zdobywali ją, poprzez owiany tajemnicą rytuał krwi. Po nim wybierali swoją specjalizację magii, w której chcieliby się poruszać. Większość miała przed sobą trzy drogi. Magowie zostawali uczonymi i spędzali całe lata w swoim mieście, studiując w bibliotekach i wymyślając coraz to nowsze zaklęcia. Niektórzy zostawali medykami i pomagali głównie wojsku i szlachcie. Trzecią najczęściej wybieraną drogą byli magowie snów, którzy pracowali w miastach jako detektywi przy morderstwach lub nagłych śmierciach. Była to klasa, której niezbyt lubiono, pomijając jej użyteczność medyczną.
Klasa 3 - nimfy
Nimfy były przebiegłymi istotami magicznymi. Zrodzone z sił natury, przyjmowały cechy żywiołów, z których zostały poczęte. Naturalną koleją rzeczy, występowały cztery rodzaje nimf.
Ognista nimfa — Te istoty były temperamentne. Na co dzień spokojne, czułe, kochające. Jednak tylko spróbujesz zrobić coś, co je zirytuje, a masz pewność, że spłoniesz żywcem, nim zdołasz uciec.
Wodna nimfa — Te istoty natomiast były uparte, nieustępliwe, nie dawały nikomu zmienić ich toku myślenia. Były chłodne, pędzące wciąż naprzód. Swoim dotykiem mogły uleczyć każdą ranę, jednakże nigdy nie wiadomo było, na którym brzegu taka nimfa przebywała.
Ziemista nifa — Ta była nawet bardziej uparta niż wodna. Miała niezachwiane poczucie wyższości nad innymi. Nie dbały o to, co mówią, obcesowe i brutalne. Ostre niczym brzytwa. W jej pobliżu najlepiej było przytakiwać na wszystko.
Powietrzna nimfa - Lekkoduch, który przez życie szedł omijając konflikty. Nimfy te wolały zabawę niż rozmowy na poważne tematy, lekceważyły wszystko, co nie było związane z nimi samymi. Znaleźć powietrzną nimfę graniczyło z cudem, ponieważ chadzały ścieżkami wytyczanymi przez wiatr.
Każda z nimf posiadała swojego rodzaju osobisty urok. Trzymały się zawsze według swoich żywiołów, nie mieszając się między sobą. Najwięcej szkód wyrządzały podczas wojen, kiedy to któreś nimfy obraziły się śmiertelnie na inny rodzaj.
Klasa 4 - śmiertelnicy
Klasa ta była najsłabszą spośród wszystkich istot. Poziom zdolności magicznych we krwi wynosił niemalże zatrważające zero procent. Zdarzały się przypadki, gdzie jakiś człowiek został magiem, jednak były tak nieliczne, że często o tym zapominano. Z kolei bardzo dużo magów mogło zostać śmiertelnikami. Więc te klasy potrafiły się przeniknąć jako jedyne. Jako najniższa klasa, byli oni często do samolubnych celów wyżej postawionych od nich istot magicznych. Wśród śmiertelników istniała jeszcze hierarchia, którą było ciężej złamać niż dostać się do innej klasy.
Brunet powrócił myślami do rzeczywistości, w momencie kiedy brakowało dosłownie pięciu centymetrów od tego, by zderzył się ze ścianą budynku. Pokręcił energicznie głową, pozbywając się myśli, jakie napłynęły do niego w trakcie tego niezaplanowanego wysiłku fizycznego. Wiedział, że ciało blondyna nie jest ciężkie, jednak w chwili gdy zastygło i znieruchomiało w stanie pośmiertnym, nabrało dodatkowych kilogramów, które zaczęły irytować fae.
- Nie możemy go po prostu zostawić w stajni? Musimy go tak ciągnąć wszędzie?
Vasari zirytowany westchnął i prychnął na słowa przyjaciela. Nie wiedział czemu, ale dziś zdecydowanie mógł udusić go gołymi dłońmi. To jak marudził od samego początku, przyprawiało mężczyznę o ból głowy. Nie mógł doczekać się, jak porzucą już ciało człowieka i wyruszą w podróż dalej. Nie chciał słyszeć kolejnego narzekania Laurena. Jednak cała ta sytuacja wyszła mu nawet na dobre. Przekonał się, że pomimo zmiany ciała, potrafi się obronić i gdzieś w głębi jego wyuczone nawyki bitewne dają o sobie znać. Ta myśl podbudowała go na nowo. Mógł bez przeszkód zacząć ćwiczyć i wzmacniać mięśnie dziewczyny.
- Jeśli nie przestaniesz zrzędzić, to rozpuszczę plotki, że nadal śpisz z kocykiem z dzieciństwa.
Vasari syknął w stronę przyjaciela odpowiedź na jego pytania. Widział, jak brunet krzywi się na samą myśl o tym. Do końca ulicy już więcej nie wypowiedział ani jednego słowa, za co fae był mu niezmiernie wdzięczny. Następnie przerzucili ciało przez murek oddzielający stajnie od małego ogrodu przylegającego do kamienicy. Upozorowali nieszczęśliwy wypadek i przy ranie wbili naostrzony kij z przywiązanymi kwiatami, jakie znaleźli wcześniej. Wszystko miało wyglądać na zwykły upadek z murku i pechowe nadzianie się na podtrzymujące roślinę drewno. Po skończonej robocie przyjrzeli się wszystkiemu i stwierdzili, że jednak mają talent pozorowania wypadków i zawrócili do gospody jak gdyby nigdy nic.
***
Vasari, myjąc dłonie z krwi, usłyszał za oknem wysoki kobiecy pisk, po czym płacz. Był przekonany, że właśnie jakaś poczciwa dusza, znalazła ich dzieło w ogrodzie. Mężczyzna przyjrzał się bardziej swoim dłoniom oraz smugą zaschniętej krwi. Ciecz z jasnej czerwieni szybko stała się bordowa i trudno było ją domyć. Największym wyzwaniem okazało się miejsce pod paznokciami. Cherine miała je dość długie jak na standardy Vasariego. Mężczyzna próbował jakkolwiek przejechać tam szmatką, jaką dostał do doczyszczenia się. Bezskutecznie. Nie mógł wyjść z pokoju z zakrwawionymi dłońmi. Ktoś na pewno, by się zorientował.
- Nadal próbujesz się domyć?
Brunet podszedł bliżej i stanął po lewej stronie przyjaciela. Wpatrywał się w wodę, zabarwioną na różowo i na pozostałe ślady, których nie zdążył jeszcze domyć fae. Obaj zdawali sobie sprawę, że niedługo muszą wyruszyć, inaczej będzie to zbyt podejrzane oraz stracą dużo cennego czasu.
- Nie chce zejść to cholerstwo. Jesteś pewny, że dałeś mi dobre mydło?
Laurentius prychnął i przewrócił oczami. Ten gest zirytował Vasariego do tego stopnia, że zamachnął się szmatką i uderzył nią w ramię przyjaciela. Brunet natomiast zanurzył palce w wodzie i ochlapał twarz mężczyzny. Była to bezsensowna walka, obaj o tym doskonale wiedzieli, jednak żaden nie mógł się powstrzymać od zrewanżowania się. Nagle Vasari poczuł, jak coś jest nie tak. Jego podbrzusze zaczęło pobolewać, a po wewnętrznej stronie ud czuł, jak coś zaczęło mu spływać w dół. Nie było tego dużo, ale wystarczająco, aby czuł się niekomfortowo z każdą kolejną sekundą. Przez kilka chwil boleśnie długich i cichych, zastanawiał się, co tak właściwie się stało. Po czym jedna myśl spadła na niego, jak grom z jasnego nieba. Ciało Cherine przeżywało właśnie comiesięczne krwawienie. Ta informacja nie była tym, czym Vasari chciał się zajmować w najbliższej przyszłości. Jednak już się stało. Krwawił i podejrzewał, że ten stan rzeczy nieuleganie zmianie przez najbliższe kilka dni.
- Laurentius, podejrzewam, że nie domyje dłoni-brunet przechylił głowę, zastanawiając się, o co może chodzić przyjacielowi. - Jednak to dobrze, ciało Cherine zaczęło krwawić. To będzie idealna wymówka. - Tutaj spojrzał się w oczy fae i z uśmiechem na twarzy dokończył.- Zawołaj do mnie proszę, żonę gospodarza lub jakąś kelnerkę z tej gospody. Będę potrzebował kobiecej pomocy.
###
Witajcie! Jak wam minął weekend? Mam nadzieję, że dobrze. Przychodzę trochę umilić wam poniedziałek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro