Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16

Kantyna, mimo że ich misja nie trwała zbyt długo, teraz wydawała się Yoongiemu zupełnie innym pomieszczeniem. Bardzo domowym. Porzucone tablety, czyjś koc zwisający z oparcia fotela, a nawet kwiaty grzejące się przy lampach obok replikatora. Nic z tych rzeczy nie powinno się znajdować w jednym głównych pomieszczeń statku Federacji. Przypomniał sobie, kiedy po raz pierwszy robił tu odprawę. Czuł jakby to było dawno temu, a od tamtego dnia nie minęły nawet dwa tygodnie.

Tak naprawdę to wszystko od tej pory się zmieniło, oprócz tego, że Yoongi nadal nie miał najmniejszego pojęcia, co powinni zrobić. Jednak w obecnej sytuacji nie mógł nawet wspomóc się odpowiednimi formułkami z podręcznika. Nie było w nim żadnego rozdziału o dezercji. Próbował wymyślić coś konstruktywnego i nie myśleć o tym, jak bardzo poczuł się rozczarowany tym, że Hoseok nie przyszedł na spotkanie. Przeczuwał, że tak będzie i nie powinien się czuć zdziwiony, ale nie potrafił do końca cieszyć się ze wsparcia, jakie otrzymał ze strony reszty załogi. Hoseoka z nimi nie było i musiał się z tym szybko pogodzić. 

Wszyscy wpatrywali się w niego wyczekująco. Yoongi wiedział, że to był moment na powiedzenie czegoś naprawdę ważnego i zapadającego w pamięci, doskonale zdawał sobie z tego sprawę.

- A jebać to - mruknął pod nosem, ale chyba trochę zbyt głośno, bo siedzący najbliżej niego Namjoon, podniósł głowę zaskoczony. Yoongi miał zwyczajnie wyjebane na wzniosłe myśli. - Mamy kilka problemów, które musimy rozwiązać w ciągu najbliższych godzin - zaczął, zgrabnie omijając przyznanie przed wszystkimi, minus Hoseok, do tego, że nie ma opracowanej żadnej strategii. - Naszym największym problemem obecnie są chipy...

- Których nie da się wyjąć, korzystając ze sprzętu na Horizon - przerwał mu Jin i usiadł w fotelu. Wyciągnął przed siebie nogi i złożył ręce pod brodą, omiatając stołówkę wzrokiem

- Jak to... się nie da? - powtórzył za nim Yoongi, odwracając się. Kiedy myślał już, że zaczynał cokolwiek wreszcie ogarniać, Jin atakował go kolejną niespodzianką. Czuł, jak znów gotuje się w nim krew.

- No cóż - Jin nabrał powietrza w płuca i wolno je wypuścił. - Chipy, a właściwie to nanochipy są umiejscowione w takim miejscu, żeby podczas normalnego skanu głowy trudno było je wykryć - zaczął wyjaśniać. - Nie można tak po prostu o... nie wiem... nakierować na nie ręczny laser i je zniszczyć. Usmażyłbyś pacjentowi mózg. Potrzebujesz bardziej precyzyjnego sprzętu, drogiego - podkreślił - sprzętu.

- I kiedy zamierzałeś nam to powiedzieć? - pytał dalej zaskoczonym tonem Yoongi. Jin wzruszył ramionami.

- Teraz na przykład - odparł, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Yoongi zacisnął palce w pięści. Namjoon okrążył stół i usiadł na krześle naprzeciw niego.

- Doktorze - powiedział szybko, starając się załagodzić sytuację. - Czy na Ulyssesie znajdziemy taki sprzęt? - spytał. - Czy istnieje w ogóle taki sprzęt?

- Na Ulyssesie - Jin zamyślił się na chwilę. - To statek badawczy. Raczej powinni mieć coś takiego - dodał i rozłożył ręce. - Raczej - znów podkreślił, a Yoongi wolno wypuścił powietrze i ostatkiem sił powstrzymał się przed uderzeniem Jina w głowę.

Zaczął chodzić przed replikatorem, zaciskając mocno szczękę. Nie może się denerwować, nie może nawet krzyczeć, bo rana się odezwie. Musi zachować spokój, wiedział o tym, ale Jin przechodził dziś samego siebie i nawet oddychanie przychodziło Yoongiemu z trudem. Teraz mógł się tylko denerwować. Zresztą w tym był mistrzem. Był wręcz arcymistrzem stresowania się i jego talent powoli przejmował nad nim kontrolę. Czuł, jak jego spokój kruszy się z każdym małym krokiem, który stawiał. Jin na oślep sięgnął po jego rękaw i zatrzymał go w miejscu. Yoongi spojrzał na niego zaskoczony.

- Ulysses ma skaner najnowszej klasy i precyzyjny tomograf - powiedział cicho Jimin i Yoongi ze zdumieniem odkrył, że chłopak musiał w pewnym momencie wstać ze swojego miejsca i stanął obok Namjoona, któremu właśnie podawał swój własny tablet. Yoongi niewiele myśląc, wyrwał mu go z ręki.

- No dobra - westchnął. Zaczął przesuwać szybko wzrokiem po zestawieniu sprzętu. Jin znów złapał go za ubranie, tym razem za dół munduru na jego plecach i pociągnął lekko w swoją stronę. Yoongi poddał się i dał krok w tył.

- Siadaj - usłyszał jeszcze, zanim Jin wstał z fotela i posadził go na nim. Yoongi ani razu nie oderwał wzroku od tabletu.

- Będziemy musieli wrócić na Ulyssesa - powiedział grobowym głosem. Transport teleporterem nie wchodził w rachubę. Nie było takiej możliwości, ale z drugiej strony użycie Selene też nie było najmądrzejszą opcją, ale czy cokolwiek było? Wszystko teraz wydawało się groźne i niebezpieczne. Każda z opcji, którą analizował w głowie, idąc na to spotkanie, tak naprawdę była wielkim ryzykiem. Oddał Namjoonowi tablet. W pomieszczeniu zapadła cisza.

- Kapitanie, jeśli mogę...- zaczął mówić wolno Namjoon. - To tylko moje przemyślenia, ale załóżmy, że polecimy tam i misja się uda. Uda nam się wyjąć te chipy to... co dalej? Chce pan przejąć tamten statek? A może jednak zostawić Horizon? Czy to rozsądne? Nie będą potrzebowali dużo czasu, żeby nas namierzyć.

- A masz inną opcję? - spytał Taehyung. Wciąż siedział na tym samym miejscu rozparty wygodnie na krześle po przeciwległej stronie stołu. - Chcesz zostać i sprawdzić, co zrobi z tobą Federacja?

- Musimy brać pod uwagę różne opcje - odparł Namjoon.

Yoongi znów westchnął cicho pod nosem. Jeśli szybko nie podejmą jakiejś decyzji to Federacja przyleci tu i zrobi z nimi, co będzie chciała. Potrzebny był im jakiś plan. Z drugiej strony rozumiał Namjoona. Jego pytania miały sens, co musiał przyznać ze zdumieniem, ale nie mieli czasu na filozofowanie. Na to będzie czas później. Kiedy pierwsze zagrożenie zostanie wyeliminowane. Teraz musieli działać.

Namjoon wcześniej nie miał z tym problemu. Robił coś, zanim jego mózg zdążył przeanalizować sytuację. Widać to było zwłaszcza podczas ich pierwszej misji na Ulyssesie, podczas której omal nie zginął, ale teraz zachowywał się inaczej. Był ostrożniejszy. W ruchach, w mowie. Coś się zmieniło, coś w jego zachowaniu było nie tak, ale Yoongi nie potrafił powiedzieć co.

- Może zostanie nie byłoby dla nas jednak złym rozwiązaniem - mówił dalej Namjoon. - Przekazanie informacji na temat chipów innym członkom Federacji, nawet tym na Yaoichi czy Zeusie, może okazać się logiczniejszym rozwiązaniem. Mniej desperackim - spojrzał na Jimina, który wciąż stał obok jego lewego ramienia i wtedy coś w głowie Yoongiego kliknęło. Jimin, no tak. Już wcześniej widział ich razem na spotkaniu. Trzymali się za ręce prawie do samego końca. Młodszy chłopak spojrzał w dół na Namjoona i przez chwilę przygryzał wargę w zamyśleniu. W końcu pokręcił głową i usiadł obok drugiego chłopaka. Yoongiemu nie umknęło ciche parsknięcie pod nosem Taehyunga.

- Prędzej wyślą nas do czubków, niż będą chcieli słuchać - powiedział Jin. - A poza tym oni mają torpedy. Horizon ich nie ma, nie zapominajmy o tym. Wątpię, żeby było nam dane nawet cokolwiek powiedzieć - Yoongi nie potrafił powstrzymać cichego jęknięcia, które wyrwało mu się spomiędzy mocno zaciśniętych ust. Zginą, jak nic zginą. Demokracja na statku to był chory i poroniony pomysł.

***

Taehyung stał oparty o replikator. Miał spuszczoną głowę i ciężko było cokolwiek wyczytać z jego twarzy.

- Nie damy rady zabrać całego skanera - powiedział wreszcie. - Sam laser waży prawie sto kilo. Możemy tylko zabrać jakieś części i spróbować połączyć to z naszym sprzętem i tym, co mamy w ładowni - dodał. - A co do tymczasowego rozwiązania to...- zawahał się. - Wydaje mi się, że dam radę coś zrobić z tymi chipami, dopóki nie zbudujemy tego, co będzie potrzebne do operacji.

- Zagłuszacz sygnału - odezwał się ze swojego miejsca Jimin. Przez ten cały czas był milczał i Yoongi dopiero zauważył, że siedzi teraz na fotelu, który on sam wcześniej zajmował. Namjoon siedzący naprzeciwko niego nerwowo tupał nogą o posadzkę. - Nie powinno być z tym problemu, ale musimy zabrać trochę rzeczy z Ulyssesa. Nie mam tylu przekaźników na statku - chłopak spojrzał na Namjoona kątem oka i położył mu delikatnie rękę na kolanie.

- Yaoichi i Zeus będą tu za jakieś cztery godziny... może trochę dłużej - przypomniał Yoongi. - Ile czasu potrzebujecie, żeby coś zmontować? - spytał, odwracając się w stronę Taehyunga, który ze skupieniem na twarzy wpatrywał się w swój tablet.

- Godzina wystarczy - odparł chłopak swoim zwyczajowo spokojnym i niskim głosem. Jego jasne oczy wydawały się jeszcze jaśniejsze przez jaskrawe światło ekranu. Wyglądał prawie jak posąg. Żadnej skazy na twarzy, zmarszczki, nie drgnął mu nawet żaden mięsień. Yoongi nie potrafił powiedzieć, o czym mógł teraz myśleć. Równie dobrze mogły być to przyszłoroczne wakacje. Zazdrościł młodszemu chłopakowi takiej twarzy. Przydawałaby mu się w dowodzeniu. Nikt nie potrafiłby przejrzeć jego planów albo tego, że ich nie ma.

- Zrób listę potrzebnego sprzętu, ty też Jin - rozkazał Yoongi. Odepchnął się od ściany, którą podpierał i wygładził nerwowym ruchem brzeg swojego nowego, cywilnego munduru. Gdy opuszki jego palców nie natrafiły na grubą, złotą taśmę na rękawach oznaczającą stopień wojskowy, aż spojrzał na nie zaskoczony.

- Ty chyba sobie żartujesz - Jin aż wstał ze swojego miejsca. - Chcesz tam lecieć?

- A jak ci się wydaje?

- Yoongi, dopiero cię zszywałem. Jesteś ze stacji, twój organizm nie ma tak szybkiego okresu regeneracji jak u...- urwał, bo Yoongi mu przerwał.

- Jak u normalnych ludzi? - spytał z jadem w głosie młodszy chłopak. Jin złapał głośno powietrze. - Lecę, koniec dyskusji.

- Kapitanie, z całym szacunkiem - tym razem była pora Namjoona wstanie. - Doktor ma rację - Wtedy do kantyny wszedł Hoseok.

- Przepraszam, ja... - zaczął mówić niepewnie, niechcący wpakowując się w sam środek kłótni.

- Kiedy skończymy omawiać sprawy - zaczął Yoongi, starając się zachować pozory tego, że panuje nad sytuacją. - To możemy porozmawiać o twoich planach - zakończył sztywno, a Hoseok aż zatrzymał się w połowie kroku do ławy.

- Ale...

- Hoseok, serio - Yoongi powiedział trochę głośniej niż zamierzał, ale dawka leków, które dał mu Jin nie była chyba wystarczająca. Coś znowu go rwało w pod bokiem i nie potrafił panować nad swoim głosem. Poza tym sam widok chłopaka, który wydawał się zupełnie nie przejmować całą sytuacją, wcale mu nie pomagał. Miał ochotę krzyczeć i to jak najgłośniej potrafił - Wracaj do siebie, po spotkaniu przyjdę i porozmawiamy - dodał już trochę ciszej, ale nie na tyle, żeby Taehyung nie spojrzał na niego ze przerażeniem w oczach.

- Ale...

- Szeregowy - wycedził Yoongi. Nie, nie da rady nie krzyczeć. - Podjął pan decyzję i nie wątpię, że dowództwo się ucieszy z tej lojalności. Jak pan widzi, jesteśmy w trakcie spotkania i...

- Yoongi! - Hoseok tym razem nie wytrzymał. - Zostaję na Horizon, o co ci chodzi?

- W sensie, że co? - tym razem wtrącił się Taehyung. - Zostajesz i dalej jesteś członkiem Akademii, czy zostajesz i wiesz... - słowo dezercja nie przeszło mu przez usta.

- I wiesz...- powiedział Hoseok już trochę bardziej zrezygnowanym głosem. W kantynie zapadła cisza. Yoongi nie wiedział, co powiedzieć. Był już przygotowany na to, że Hoseok odchodzi. Tym razem już definitywnie i nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Wiedział, że musiał wyglądać teraz bardzo głupio. Zwłaszcza, że gapił się na Hoseoka, który zajął miejsce przy stole i nie zamierzał tego ukrywać.

- To...jaki jest plan? - spytał chłopak cicho.

- Yoongi nie leci na Ulyssesa, żeby udawać bohatera. Taki jest plan - odparł poważnym tonem Jin. - Musimy znaleźć jakiegoś innego kandydata.

- Jin... - zaczął Yoongi, ale Jimin nie dał mu skończyć.

- Ja polecę - oświadczył Jimin, kiedy już zanosiło się na kolejną kłótnię pomiędzy kapitanem i doktorem. - Najszybciej uda mi się zebrać wszystkie potrzebne części - dodał, kiedy dyskusja nagle się urwała i wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni.

- No chyba żartujesz, jeśli myślisz, że cię puszczę - powiedział Taehyung z takim spokojem, że Yoongi poczuł się niepewnie. Od samego początku nie potrafił rozgryźć tego chłopaka i mimo tego, że przez większość czasu wydawał mu się dość miły, a na misjach nie zaliczał spektakularnych porażek jak Namjoon, to było w nim coś nieprzewidywalnego, czego Yoongi się obawiał.

- Nawet... nawet nie zamierzałem cię o to pytać - odpowiedział Jimin równie spokojnie, mierząc brata chłodnym spojrzeniem.

- Ale... ty przecież nie możesz!

- Dlaczego nie mogę? Jestem inżynierem, najszybciej poradzę sobie z tym zadaniem. Dobrze o tym wiesz - westchnął młodszy chłopak, poprawiając włosy.

- Ja też jestem! I znam statek, byłem tam już dwa razy - krzyknął w końcu Taehyung, tracąc swój dotychczasowy spokój i wreszcie zaczął wyglądać jak normalny człowiek. Yoongi zaczął się zastanawiać, czy to jest odpowiedni moment na interwencję. Zasadniczo zgadzał się z Jiminem, ale z drugiej strony chłopak jeszcze nigdy nie był na misji poza Horizon, a Ulysses był dość specyficznym miejscem.

- I sam powiedziałeś, że już nigdy nie chcesz tam wracać - twarz Jimina nie wyrażała żadnych emocji, za to Taehyung skrzywił się i ukradkiem zerknął na Yoongiego. Faktycznie, nie chciał już więcej wracać na tamten statek, ale tym bardziej nie chciał, żeby robił to Jimin. - Poza tym, mogę lecieć z kimś, kto zna statek. W Selene jest miejsce na więcej niż jedną osobę.

- Ja, ja mogę lecieć - Namjoon od razu wyprostował się na krześle.

- Nie - tym razem to Yoongi zaprotestował i to tak kategorycznie, że sam był zaskoczony. - Jin potrzebuje wsparcia - dodał szybko, widząc niezadowoloną minę swojego pierwszego oficera. Byłego pierwszego oficera, poprawił się w myślach. Yoongi nie miałby nic przeciwko wysyłaniu ich razem, ale Namjoon przy Jiminie przestawał zachowywać się racjonalnie chociaż był spokojniejszy, ale biorąc pod uwagę to, że zawsze ładował się w największe tarapaty, to mogło się dla nich obu skończyć tragicznie. A on nie mógł sobie pozwolić na stracenie kogokolwiek z załogi. Nawet Namjoona.

- No to ja z tobą polecę - Taehyung wypuścił wolno powietrze.

- Ty masz co robić na statku - Jimin odparł prawie natychmiast, ignorując wściekłe spojrzenie brata. Yoongi położył ręce na chłodnym blacie stołu. Pozycja do mediacji, musi być otwarty i stanowczy i przekonać Jina, że to on sam powinien lecieć na Ulyssesa po raz trzeci.

- Jiminnie... - zaczął jeszcze raz Taehyung spokojnie, jakby chciał użyć jakiegoś argumentu, który nie był przeznaczony dla nich wszystkich.

- JK ze mną poleci - oznajmił w końcu chłopak. Wyglądało to jakby nie była to spontaniczna decyzja, a coś, co planował od jakiegoś czasu.

- Popierdoliło cię do reszty, Jiminnie?! - Taehyung krzyknął tak głośno, że Yoongi cudem powstrzymał się od podskoczenia w miejscu. - Przecież on wszystkich próbował zabić!

- Mnie nigdy nie próbował.

- No to świetnie, że w końcu dasz mu taką możliwość!! Będzie chciał się zemścić za to, że do niego strzelałeś!

- To po prostu zły pomysł - mruknął Namjoon, krzyżując ręce na piersiach.

- Nie masz lepszego, poza tym ma sens - odparł Jimin, a później kontynuował, zwracając się do Yoongiego.- JK zna statek jak nikt inny, poza tym sami mówiliście, że chce tam wrócić. Na pewno zrozumie, że zabijając mnie, zamknie sobie drogę powrotną na Horizon - wyjaśnił chłopak, a Yoongi nie mógł oprzeć się wrażeniu, że od dłuższego czasu miał przygotowany ten plan.

- Jiminnie, co ty odpierdalasz w ogóle? - jęknął Taehyung, kopiąc młodszego chłopaka pod stołem.

- Jin? -powiedział Yoongi. Jin podniósł tylko głowę i przez chwilę przyglądał mu się w milczeniu.

- O co konkretnie mnie pytasz? - odezwał się w końcu, powoli mieszając swoją herbatę łyżeczką. Yoongi do końca nie rozumiał, czemu zawsze to robił, skoro w herbacie z replikatora nie było nawet cukru. Po prostu była słodka.

- Co o tym myślisz - westchnął, próbując zrzucić na kogoś chociaż trochę odpowiedzialności. - Jako lekarz. Czy on jest... no wiesz...

- Nie wiem - Jin aż pochylił się nad stołem, mrugając nerwowo, jakby kompletnie nie wiedział, o co Yoongiemu chodzi.

- Czy jest no... gotowy i normalny?

- Fizycznie jest zupełnie zdrowy, ale jego mutacja jest... rzadko się spotyka krzyżówkę Epsilianina z Keplerem, do tego mogą dojść mutacje związane z jego miejscem urodzenia - Taehyung przełknął głośno ślinę, przypominając sobie dziwny błysku w oku chłopaka. - Zakładając, że to podobne zmiany jak te, występujące u urodzonych na stacjach, nie ma powodów, żeby doszukiwać się czegoś niezwykłego.

- A jeśli nie? - zapytał Taehyung, z przerażeniem obserwując, jak wszyscy coraz bardziej przekonują się do samobójczej misji Jimina. - A jeśli to jakiś mutant i cię zabije?

- Nadal zależy mu, żeby lecieć na Ulyssesa i z niego wrócić - powtórzył spokojnie Jimin. - On się urodził na tym statku, nikt nie zna go lepiej i o ile nie jest głupi, to zrozumie, że współpraca z nami, to jego jedyna szansa.

- On z całą pewnością nie jest głupi. Jedyne, czego nie jesteśmy w stanie przewidzieć to to, jak się zachowa. Po tak krótkim czasie trudno stwierdzić, czy nie cierpi na jakąś emocjonalną traumę - powiedział Jin rzeczowym tonem, układając swoje kwiatki pod lampą. - Ale sam chciał tak wrócić, więc może powinniśmy mu na to pozwolić. 

***

To było głupie. Totalnie głupie i ryzykowne, ale nie było innego wyjścia, myślał Jimin, pokonując kolejne stopnie w dół. Ulysses umierał, zapadał się w sobie i to, co zastaną może nie przypominać nawet w najmniejszym stopniu tego, co widział wcześniej Yoongi z Namjoonem i Taehyungiem. Jednak ktoś musiał tam lecieć, a on najbardziej nadawał się do tego zadania.

Szanse na to, że wróci były. Tylko tyle mógł powiedzieć Yoongiemu, kiedy spotkał się z nim w jego pokoju sam na sam. Nie chciał mówić o procentach, nie chciał rozmawiać o tym, czy te szanse przechylały się bardziej w stronę tego, czy wróci żywy, czy nie. Nie chciał nawet o tym myśleć. Miał misję i to było najważniejsze.

Zdradzone spojrzenie Taehyunga powracało do niego za każdym razem, kiedy o rękaw jego skafandra termicznego zahaczała bransoletka, którą dostał od chłopaka na urodziny. Zdjął ją więc i włożył do przedniej kieszeni, stając przed przebieralnią. Misja, musi skupić się na tym. Nie na Taehyungu, nie na poczuciu winy, które uderzyło go raptem, gdy tylko chłopak przeniósł na niego swoje spojrzenie, kiedy zgłosił się na ochotnika. Nie na Hoseoku, który złapał go tak mocno za ramię, że wciąż czuł jego dłoń w tym miejscu.

Zamknął oczy i przyłożył rękę do czytnika obok wejścia do przebieralni. Taehyung był tu, kiedy Jimin poszedł na ostatnią odprawę u Yoongiego. Brakowało kilku kamizelek i kasków. Widać było, że chłopak nie wiedział, jaki rozmiar powinien wziąć dla JK i brał, co popadnie. Rzeczy Jimina wciąż były na swoim miejscu. Chłopak długo stał przed nimi, starając się zrobić ten pierwszy ruch. Jego własne imię na szafce przyciągało wzrok, ale tylko on z nim współpracował. Nogi wciąż twardo stały w miejscu.

- Pomogę ci - Jimin prawie podskoczył, słysząc za sobą głos Namjoona, gdy ten stanął w drzwiach do przebieralni. W pierwszym odruchu chciał zaprotestować. Poradzi sobie, wiedział o tym. Robił to już wcześniej na treningach wiele razy, a kamizelka wcale nie była dla niego ciężka, chociaż może wyglądała na taką. Jednak jakoś nie zdobył się odmowę. Kiwnął tylko lekko głową, odprowadzając Namjoona wzrokiem do swojej własnej szafki.

- Pamiętaj, nie możesz dawać JK'owi żadnej broni - zaczął mówić starszy chłopak, odpinając ze ściany buty na twardej podeszwie. - Walizkę z narzędziami też trzymaj przy sobie - mówił dalej. Jimin wiedział o tym, znał procedury, ale nie przerywał Namjoonowi. Podszedł tylko bliżej, obserwując, jak rozkłada wszystkie części uzbrojenia na stole pośrodku sali i przygotowuje je dla niego.

Buty, naramienniki, wierzchni skafander, kamizelka, kask, dodatkowy mikrofon, latarka, plecak. Wszystko leżało przed nim oświetlone jaskrawym światłem lampy i dopiero teraz dotarło do Jimina, co tak naprawdę się dzieje. Leci na Ulyssesa. Sam, bez wsparcia, z dzieciakiem, którego prawie zabił. Jego szanse na przeżycie gwałtownie spadały.

- Broń - bardziej powiedział, niż spytał. Namjoon sięgnął za pas i wyjął zza niego miniaturowy pistolet, którego Jimin wcześniej tam nie widział.

- To na wszelki wypadek. Możesz przytroczyć do cholewy buta, ok? Jest ustawiony za ogłuszanie, więc nawet jeśliby stało się coś... coś...

- Jakby JK mnie napadł i mi ją zabrał, tak? - Jimin wziął broń od chłopaka i położył ją na stole.

- No tak - przyznał Namjoon ze zrezygnowaniem. - Nic ci się nie stanie. To tak na wszelki wypadek - dodał i podszedł bliżej. Jimin sięgnął po naramienniki, które leżały na stole.

Namjoon obserwował go cały czas, kiedy je zakładał. Co chwila wyciągał ręce w jego kierunku, żeby mu pomóc, ale w końcu cofał się zrezygnowany. Skrzyżował je mocno na piersiach. Widać było, że się denerwuje, jednak powstrzymywał się przed komentowaniem decyzji Jimina, za co chłopak był mu wdzięczny.

Chciał powiedzieć Namjoonowi coś pocieszającego, ale nie potrafił znaleźć żadnych słów. Nic mu nie przychodziło do głowy. Jeśli jego misja zawiedzie, chipy dalej będą aktywne i kiedy Federacja zjawi się tu za kilka godzin, zginą. Każdy o tym wiedział, ale z drugiej strony zawsze mieli Taehyunga. Chłopak pracował najlepiej pod presją czasu i Jimin był pewien wiary w jego możliwości. Wymyśli coś, na pewno coś skonstruuje z części znalezionych na Horizon i wszystko będzie dobrze. Nawet jeśli Jimin zawiedzie, Taehyung nie zrobi tego. Coś zbuduje, uratuje Namjoona, kapitana i Hoseoka. Nie będzie miał wyjścia. Jego myśli zaczęły krążyć znów wokół własnego brata, a potem jego umysł ponownie podsunął mu obraz jego zszokowanej twarzy. Jimin zacisnął mocno zęby i skupił się na powolnym wkładaniu kamizelki, na pakowaniu rzeczy do plecaka, które z pewnym namaszczeniem podawał mu Namjoon i na śliskiej fakturze skafandra termicznego, który włożył jeszcze w swoim pokoju. Musiał przestać myśleć o Taehyungu.

Niebieski, a właściwie to błękitny jak włosy Namjoona, materiał przypominający skórę węża, lśnił lekko i Jimin cały czas łapał się na tym, że przerywa na chwilę, żeby pogapić się na swoje rękawy. Myślenie o Namjoonie też nie było najlepsze. Zaklął cicho w myślach i zaczął wyliczać cicho, co jeszcze musi założyć.

Jeszcze jedna warstwa, buty, kask i będzie gotowy. Z każdym krokiem robiło mu się coraz ciężej na żołądku. Kiedy zapiął cienki jak jedwab, czarny wierzchni skafander i upewnił się, że wszystko jest na swoim miejscu, odetchnął ciężko. Dziś było mu wyjątkowo trudno oczyścić swój umysł i skupić się porządnie. Musi to zrobić i to szybko. Nie może być tak rozkojarzony na Ulyssesie.

- Wylot za dziesięć minut - powiedział Namjoon, stając naprzeciw niego. Jimin kiwnął lekko głową na znak, że rozumie.

- Taehyung... - zaczął mówić cicho. - Jak się nie uda to... to... wiesz - zaczął się jąkać. Czuł, że musi coś powiedzieć. Coś ważnego i na pewno nie to, co właśnie zaczął, ale jego usta były szybsze. - On sobie da radę - dodał i z zaskoczeniem odkrył, że trzęsie mu się głos. Może jednak nie był tak przygotowany, jak myślał. Dlaczego w ogóle się zgłosił na ochotnika? - On nie jest głupi, wiesz? Będzie wiedział, jak zneutralizować tego chipa w inny sposób...- mówił dalej, a Namjoon dał krok do przodu i położył mu rękę na ramieniu.

Jimin zamknął gwałtownie usta i spojrzał w górę. Idealne dołeczki pojawiły się znowu, a potem ręka Namjoona, zsunęła się w dół aż na jego klatkę piersiową. Jeden szybki ruch nadgarstka i skafander został zasunięty aż pod samą brodę Jimina. Chłopak nabrał gwałtownie powietrza. Raptem wszystkie myśli uleciały z jego głowy.

- Po prostu uważaj tam, dobra? - powiedział Namjoon i wcale nie brzmiało to jak pytanie. Wciąż się uśmiechał, co Jimin uznawał raczej za dziwne, ale nie narzekał. Pokiwał energicznie głową. - I uważaj na JK'a - kolejne przytaknięcie.

Namjoon znów skrzyżował ręce. Wyglądał, jakby bał się, że zaraz zrobią coś bez jego zgody. Jimin właśnie tak się czuł, sam się bał własnych rąk, zwłaszcza kiedy ze zdumieniem odkrył, że sam jedną z nich przytrzymywał starszego chłopaka. Wiedział, że to jego dłoń. Widział ją i nawet ścisnął na chwilę palce, próbując odzyskać w niej jakąś władzę, ale ta tylko mocniej złapała drugiego chłopaka za łokieć i Jimin, chcąc nie chcąc musiał podejść bliżej. Nie mógł spojrzeć w górę. Po prostu nie mógł. Wiedział, że Namjoon się dalej uśmiecha. Teraz pewnie nawet szerzej, potrafił to sobie doskonale wyobrazić i wszystko aż bolało go w środku z jakiegoś powodu. Stał tak jeszcze przez chwilę, patrząc się na czubki własnych butów i odliczając cicho sekundy w głowie. Musi iść do transportera, musi wracać.

- Pozwolenie na opuszczenie pokładu, sir - powiedział cicho. Chłopak naprzeciw niego spiął się momentalnie. Przez chwilę widział, jak czubki jego butów przesuwają się wolno po podłodze, a potem na wzór jego własnych ustawiają się w prostej linii. Jimin wyprostował się, opuścił rękę i spojrzał przed siebie. Namjoon nie uśmiechał się. Wyglądał, jakby nigdy tego nie robił.

- Zezwalam - odparł i zasalutował mu, wbijając spojrzenie gdzieś w okolicy czubka jiminowej głowy. Tak było łatwiej, o wiele łatwiej. Jimin odetchnął z ulgą, obrócił się sztywno i poszedł do transportera.

***

Różowawy kolor Selene odznaczał się boleśnie na tle ciemnej, pokrytej śniedzią ściany hangaru. JK dotknął jej delikatnie, witając się z domem. Wierzył, że Ulysses może jeszcze poczuć jego obecność, zupełnie jak kiedyś.

- To bardzo ładny statek - usłyszał za sobą głos Jimina. Odwrócił się w jego stronę, ale chłopak wytrzymał jego spojrzenie, mówił zupełnie szczerze. Prawda była taka, że gdyby ktoś powiedział coś złego o Ulyssesie, JK nigdy by mu tego nie zapomniał.

- To mój statek - oznajmił, a Jimin dostrzegł w jego wzroku błysk dumy. To miał być również jego dom, przynajmniej na kilka lat. - Gdzie chcesz iść?

- Ambulatorium, maszynownia i... - Jimin zawahał się. Obaj wiedzieli, gdzie jeszcze muszą się udać, by misję można było uznać za zakończoną sukcesem. Pięć punktów specjalnych, jak określano miejsca, w których mieściły się komputery mające tylko jedną funkcję; uruchomienie systemu samo-niszczącego statek. Jimin nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek w życiu będzie ich używać. Nawet w Akademii ich wykładowcy uznawali to za typowo teoretyczną wiedzę, którą trzeba przekazać, chociaż nigdy im się nie przyda.

- Wiem - chłopak pochylił głowę i poszedł przodem, a Jimin nie potrafił do końca wyczuć jego emocji i nastroju. To było dziwne, przeważnie nie miał z tym problemów.

- Chciałeś jeszcze... coś znaleźć - zmienił temat, idąc za nim szybko. JK robił jednak tak duże kroki, że Jimin musiał prawie biec.

Korytarz, na który wyszli, tonął w mętnym świetle. Dokładnie tak to sobie wyobrażał, gdy Taehyung opisywał mu Ulyssesa. Przeżarte rdzą legary chrobotały groźnie, kiedy ostrożnie stawiali na nich stopy. Z sufity pospadała część płyt, obnażając wiszące, sparciałe kable i przestrzeń nad nimi. Z oddali dobiegł ich głuchy trzaski, dudnienie, które wprawiło w lekkie drżenie cały statek. Jimin instynktownie przytrzymał się ściany. Czuł pod palcami nierównomierne wibracje.

- Musimy się spieszyć - usłyszał przed sobą i tylko skinął lekko, poprawiając na ramieniu plecak.- Nie mamy dużo czasu - dodał JK.

Kiedy skręcili w korytarz prowadzący do ambulatorium, trzask łamanej blachy był znacznie bardziej wyraźny. Jimin wyciągnął z plecaka swój tablet, chociaż znał listę rzeczy, którą miał przywieźć na Horizon, praktycznie na pamięć. Pomieszczenie również było zniszczone, ale nadal wyglądało lepiej niż korytarz. I znacznie lepiej niż to przedstawił Taehyung.

Młodszy chłopak przyglądał mu się badawczo, kiedy wybierał kolejne przydatne części, ale nie powiedział nic. Jimin czuł, jakby robił coś bardzo nietaktownego.

- Nie boisz się mnie - zauważył w końcu JK, siadając na jednym z łóżek, które jakimś cudem nie załamało się pod jego ciężarem.

- Nie boję - odparł spokojnie Jimin, koncentrując się na swoim zadaniu.

- Kim Taehyung się mnie boi - powiedział z satysfakcją. Jimin uśmiechnął się pod nosem. Prawda była taka, że faktycznie Taehyung uważał tego dzieciaka za najgorsze zło i najchętniej przetransportowałby go w przestrzeń kosmiczną bez skafandra.

- Czemu myślisz, że się ciebie boi?

- Wiem to - JK wzruszył ramionami, tracąc nagle zainteresowanie tematem i zupełnie ignorując obecność drugiego chłopaka. Jimin nie narzekał, w końcu mógł się skupić na gromadzeniu potrzebnych części z listy, których całą masę przygotował mu Jin. W związku z tym, że bał się cokolwiek włączać, żeby przypadkiem nie zniszczyć sprzętu, postanowił spakować więcej, niż to było konieczne. Najchętniej ściągnąłby na Horizon przynajmniej połowę statku, bo przecież wszystko mogłoby im się przydać. Na wszelki wypadek.

- Kim Taehyung - odezwał się znowu po dłuższej chwili młodszy chłopak. - Był najlepszy na roku.

- Był - przytaknął Jimin nieuważnie, próbując wymyślić najlepszy sposób na to, jak wyjąć z replikatora medycznego rdzeń i część z wbudowanym systemem. Nigdy wcześniej tego nie robił. Nie miał nawet pewności, czy w ogóle robi to, co powinien i czy część, którą wyjmuje to jest właśnie to, o co mu chodziło.

- To był wyjątkowo słaby rocznik? - starszy chłopak aż przerwał i wyprostował się na moment.

- Czemu tak myślisz? - zapytał po chwili, starając się nadążyć za dziwnym rozumowaniem JK'a. Czuł się przy tym trochę urażony, bo to był również jego rocznik i wcale nie uważał, żeby ich poziom był niski.

- Kim Taehyung nie jest zbyt mądry, a skoro był najlepszy, to znaczy, że reszta też była jeszcze mniej mądra - Jimin westchnął, wracając do przerwanej pracy. - Nie musisz odpowiadać, to i tak są fakty i nic z tym nie zrobisz.

- Taehyunnie jest mądry - Jimin ostrożnie spakował wszystko do swojego plecaka, jeszcze raz upewniając się, czy na pewno o niczym nie zapomniał. Odetchnął z ulgą, w maszynowni przynajmniej będzie czuł się bardziej jak u siebie, JK wskazał ruchem głowy na wyjście i bez słowa opuścił pomieszczenie.

Na korytarzu, który lekko schodził w dół, coraz bardziej wyczuwalny był rozkład. Jimin zmarszczył nos. Po tym, jak przypadkowo ściągnęli trupa na Horizon, miał pewne wyobrażenie zapachu, jaki mógł panować na Ulyssesie, ale rzeczywistość okazała się gorsza.

Ostry zapach gnijącego mięsa piekł w oczy i wdzierał się w każdy zakamarek jego ubrania, Jimin miał wrażenie, że już nigdy się go nie pozbędzie. Bał się wziąć głębszy oddech, żeby nie zwymiotować. I pewnie tak by się stało, gdy JK nie złapał go w pewnej chwili za rękaw i nie wciągnął do jakiegoś pomieszczenia przypominającego laboratorium.

- Co...- zaczął, kiedy poczuł, że dzieje się coś dziwnego. Najpierw pomyślał, że to od zapachu zgnilizny zrobiło mu się słabo i dlatego czuje, jakby jego wnętrzności zaczęły lewitować, ale po chwili odkrył, że on sam też odrywa się od ziemi.

Sztuczna grawitacja przestała istnieć. Próbował złapać się czegoś, ale samo omijanie krążących wokół sprzętów było wystarczająco trudnym wyzwaniem. Jimin nie lubił braku grawitacji, nie uważał, żeby lewitowanie w przestrzeni miało w sobie coś zabawnego.

Rozejrzał się, szukając wzrokiem młodszego chłopaka. JK spokojnie zajął miejsce pod masywnym stołem, który unosił się mniej więcej po środku laboratorium. Jimin zrozumiał plan chłopaka, kiedy przyciąganie z powrotem zaczęło funkcjonować i z jękiem wylądował na twardej, laminowanej podłodze, a na niego posypało się wiele mniejszych lub większych przedmiotów, boleśnie obijając całe jego ciało. Ukrył głowę w ramionach.

- Byłeś... - zaczął JK, siedząc teraz pod masywnym stołem, który uchronił go przed bliskim spotkaniem z innymi przedmiotami. - Byłeś na tym samym roku, co Kim Taehyung - bardziej powiedział, niż zapytał. Jimin tylko jęknął głucho, nawet nie próbując się bronić.

Zebrał się w sobie i wyszedł na korytarz, mając jednak nadzieję, że młodszy chłopak idzie zaraz za nim i nie spotka ich już nic nieplanowanego. Jednak nie miał tego dnia szczęścia. Ten statek stanowczo go nie lubił.

Nagle światło zgasło i Jimin miał wrażenie, że on sam przestał istnieć.

- JK? - zapytał cicho, bojąc się zniszczyć ten chwilowy spokój. Nie chciał, żeby Ulysses wiedział, że tu jest. Otaczała go całkowita cisza i ciemność. Ciężka, wypełniająca każdy fragment fizycznej przestrzeni przytłaczała i nie pozwalała oddychać. Czuł, że mógłby jej dotknąć i że z całą pewnością kryje się w niej coś przerażającego. Setki gnijących ciał i obca świadomość, która obserwuje go cały czas.

Zaczął nerwowo próbować włączyć swoją latarkę, chociaż wiedział, że popsuło ją mocne uderzenie o ziemię, kiedy włączyła się grawitacja. Próbował się uspokoić, włączyć w swojej głowie mapę statku i odnaleźć drogę powrotną do hangaru albo do pomieszczenia z kapsułami ratunkowymi, bo to, że nadal będzie tam światło, było najbardziej prawdopodobne. Jednak sparaliżowane strachem mięśnie w ogóle go nie słuchały, nie potrafił skoncentrować się na znalezieniu drogi ewakuacyjnej.

Wziął głęboki wdech. Oparł się o ścianę, ostrożnie sprawdzając nogą, czy nie leży pod nią jakiś trup. Musiał przestać się bać. Dokończyć misję, to było teraz najważniejsze. To była tylko ciemność, która nie mogła mu zrobić nic złego. Prawie udało mu się przekonać samego siebie, że nie dzieje się nic złego, kiedy poczuł, jak na jego nadgarstku ktoś mocno zaciska palce. W ostatniej chwili powstrzymał się przed krzyknięciem.

- Chodź za mną - powiedział spokojnie JK, a Jimin jednocześnie poczuł lęk i ulgę.

- Gdzie twoja latarka? - zapytał szeptem. Chłopak parsknął cicho.

- Kim Taehyung mi nie dał - powiedział z pretensją. Jimin mimo ciemności miał wrażenie, że widzi jego naburmuszoną minę. Chłopak pociągnął go niecierpliwie za rękę i zaczął szybko iść w dół korytarza. Jimin szedł za nim, potykając się co chwilę o nierówną podłogę, kawałki sufitu i inne rzeczy, o których wolał nawet nie myśleć. Znowu zaczął coś mówić, ale statek wydał z siebie przeciągły jęk, zagłuszając wszystko inne.

- Może... przeczekamy w hangarze? - zapytał Jimin z nadzieją, że uda im się przeczekać to wszystko, chociaż z drugiej strony zdawał sobie sprawę z tego, że nie będzie lepiej. I nie mają zbyt wiele czasu.

- Nie - zaprzeczył JK stanowczo, zatrzymując się gwałtownie. Przed nimi upadł właśnie spory kawałek sufitu. Bez względu na to, jak dobrze chłopak znał statek, tego nie mógł wiedzieć w całkowitej ciemności. - Ulysses to robi - wyjaśnił, ściskając mocniej rękę drugiego chłopaka.

- Dlaczego? Mówiłeś przecież, że cię zna. To twój statek - Jimin zamrugał kilka razy, żeby się upewnić, że jego oczy nadal są otwarte.

- On się boi umierania.


a/n: ostatni rozdział będzie w przyszłym tygodniu \(o.o)/

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro