Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

A/n: witaj przybyszu! Bardzo proszę o nie porównywanie tego ff do The Silent Sea. Seria Horizon powstała dużo, dużo wczesniej

Winda nie wydawała z siebie żadnego dźwięku, kiedy mknęła w górę, pokonując kolejne pokłady stacji. Kiedyś wydawało się to Yoongiemu dziwne i niepokojące, ale podobno człowiek szybko przyzwyczaja się do luksusów.

Międzyplanetarna baza, będąca głównym ośrodkiem akademickim, Federacji Ziemi na pewno takim była. Położona prawie w centrum nowej strefy handlowej, wybijała się na gwiezdnej mapie nie tylko dzięki rozmachowi i rozmiarowi, ale i ambicjom, które reprezentowała. Dążyć dalej, poza to co poznane. Na Yoongiemu nie robiła już jednak wrażenia.

Pierwszy zachwyt nowym domem minął mu dawno temu. Stacja kosmiczna Atlanta, z której pochodził, wydawała się wobec tego przepychu ubogim i bardzo chorowitym kuzynem. W sumie w tym momencie ten opis bardzo pasował również i do niego. Jego niestarannie utlenione blond włosy, zlepione w spocone strąki, kleiły mu się do czoła. Wiedział, że nie wygląda najlepiej. Powinien wyspać się, zjeść coś. A najlepiej wziąć jeden z magicznych zastrzyków swojego współlokatora, jednak kiedy przyszedł rozkaz od dowództwa, rozświetlając tablicę informacyjną w ich pokoju na czerwono, wiedział już, że nie będą mieli na to czasu.

Jin, jego współlokator od prawie siedmiu lat, sam nie wyglądał najlepiej, co było dość daleko idącym stwierdzeniem. Mimo, że noc wcześniej wypili tyle samo, starszy chłopak wciąż wyglądał nienagannie, chociaż Yoongi nie bez satysfakcji, zauważył pod jego oczami delikatnie cienie. Wiedział, że prawdopodobnie ich tam jednak nie ma i tylko jego umysł płata mu figle, ale chciał w to wierzyć. Nawet bardzo. Jin był nieodrodnym synem planety Kepler i jakiekolwiek fizyczne skazy były dla jego mieszkańców nieznane. Wysocy, idealnie zbudowani, z prawie platynowymi lśniącymi włosami, wyróżniali się wśród innych pomiotów genetycznych pierwszych ziemskich osadników. Za każdym razem kiedy starszy chłopak uśmiechał się, Yoongi łapał się na tym, że na moment zabierało mu mowę, a potem zaczynał rozmyślać o swoich przodkach. To, że zdecydowali się na zostanie na stacji orbitalnej wciąż nie mieściło mu się w głowie. Musieli przecież słyszeć o tym, co nowe planety robią z ziemskim DNA i jak przystosowują je do własnych potrzeb. Mógłby teraz wyglądać jak Jin. Chłopak o wiecznie lekko opalonej cerze, pełnych ustach, za którym latało pół akademii, a drugie pół udawało, że nie chciałoby tego robić. Zamiast tego był o głowę niższy od niego, wręcz chorobliwie blady, co było jego jedyną super mocą, którą zyskał dzięki życiu w mniejszym przyciąganiu. Żadnych ekscytujących dodatkowych umiejętności. A może to właśnie ich odstraszało? Bali się skończyć jak ci nieszczęśnicy z Heliosa, skazani na rozmnażanie w akwariach rozrodowych albo jak pierwsi osadnicy Eden Sześć, których szybko dopadło szaleństwo i wśród jednej nocy zgotowali sami sobie piekło, zabijając przeszło dwa tysiące osób.

Yoongi rozmyślał o tym, ubierając się, w pachnący lekko poprzednim wieczorem, czarny mundur. Zwłaszcza, że Jin znów postanowił wyjść przed szereg i nie szedł na oficjalne spotkanie w swoim zwyczajowym, lekarskim stroju, ale w koszuli, która była na tyle rozpięta, że widać było jego klatkę piersiową. Chłopak widząc to poczuł ukłucie zazdrości i zawodu zarazem.

Gdy stali w windzie, a przypadku Jina, siedzieli, Yoongi przyłożył rozpalone czoło do chłodnej, metalowej powierzchni ściany. Jeszcze chwila i będą w hangarze. Będzie mógł usiąść i jeszcze raz zastanowić się nad swoimi wyborami życiowymi. Wciąż nie wiedział, dlaczego poszli na tą imprezę. Przecież doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że następnego dnia mogą zostać wezwani awaryjnie do wymiany załogi jakiegoś statku badawczego. Po cichu winił za to Jina.

- Oj, przestań już dramatyzować - odezwał się ze swojego miejsca starszy chłopak, jakby czytając mu w myślach. Siedział na ławce z tyłu, bawiąc się zapięciem od pasów. - Kac nie zabija.

- Powiedz mi to, jak rozjebie naszą nową furę o jakąś asteroidę - mruknął Yoongi, trąc zmęczone oczy. Wiedział, że są czerwone. Czuł to. Piasek pod powiekami, szczypanie zaraz obok źrenic. Ostatni raz czuł się tak po egzaminach kończących letni semestr, co w sumie nie było tak dawno temu. Jeszcze niedawno stał na głównym pokładzie stacji, ze swoim rokiem, trzęsąc się z nerwów na zakończeniu roku akademickiego, a dziś dostał własną misję do dowodzenia i chociaż nie będzie to pewnie jakaś szczególnie ważna misja to i tak byłby z niej dumny, gdyby nie myślał o chęci rozjebania sobie głowy o metalową ścianę windy. - Poza tym to twoja wina.

- ...bo cię związałem i zmusiłem w nocy do picia? - Jin zmarszczył brwi. - Wybacz, ale zupełnie sobie tego nie przypominam, a mam wrażenie, że pamiętam znacznie więcej niż ty - chłopak wygładził koszulę, która była tak biała, że Yoongi aż zmrużył oczy.

- Mogłeś mnie powstrzymać - mruknął, ignorując nieprzyjemny skurcz w żołądku i miał nadzieję, że to tylko niepokój, bo może w nocy zrobił coś absolutnie żenującego.

- Nie jestem twoją niańką - młodszy chłopak westchnął. Wiele razy próbował wyjaśnić Jinowi, na czym polega tworzenie prawdziwie silnych więzów męskiej przyjaźni, ale widocznie różnice kulturowe były zbyt duże i Jin zawsze koniec końców robił go w chuja. - Poza tym świetnie się bawiłeś, ja się świetnie bawiłem... - wzruszył ramionami, odwracając głowę w stronę szyby. - To się nie zdarzy przez najbliższe pół roku - Yoongi tylko pokręcił głową, zasadniczo się z nim zgadzał. Zwłaszcza że ostatni rok był naprawdę trudny i do końca nie był pewien, w jaki sposób udało mu się zakończyć przypisaną misję i to w dodatku z tak dobrymi wynikami. Potrzebował tego. Potrzebował również kilku tygodni porządnego odpoczynku, ale widocznie dowództwo było zupełnie innego zdania.

Kiedy winda wreszcie stanęła na poziomie centrum dowodzenia, Jin wolno wstał ze swojego miejsca i złapał Yoongiego pod ramię. Może trochę za mocno, bo młodszy chłopak syknął cicho, ale nie robiło to na nim wrażenia.

- Chcesz magiczny napój wujka Jina teraz, czy po spotkaniu z szefem? - spytał z uśmiechem. Pokazał Yoongiemu trzymany w pięści niewielki aplikator z zielonkawą substancją w środku.

- Ja pierdolę, Jin. Cały czas miałeś to ze sobą?

- No nie do końca. Zwinąłem, jak wychodziliśmy z pokoju z mojej torby lekarskiej - Yoongi stłumił przekleństwo, a potem kolejne, gdy chłodna lufa aplikatora dotknęła jego szyi i Jin bez ostrzeżenia nacisnął spust. Od razu poczuł się lżej. Piasek w oczach przestał mu tak przeszkadzać i wreszcie mógł zacząć normalnie przełykać.

- Zabije cię kiedyś - mruknął cicho Yoongi, kiedy drzwi windy otworzyły się.

- Możesz próbować - odparł Jin, wciąż uśmiechając się szeroko. Nie uszli nawet kilku kroków, gdy zatrzymał ich wysoki, chudy chłopak, który zasalutował im zamaszyście, prawie uderzając się ręką w czoło.

- Podoficer Lee Seokmin - przedstawił się szybko. Yoongi machnął ręką na znak, żeby spoczął. - Mam rozkazy dla pana, panie poruczniku - powiedział i wcisnął do ręki starszego chłopaka tablet, który od razu się otworzył. Yoongi w pierwszym odruchu chciał się skrzywić, bo światło było bardzo jasne, ale leki Jina działały. Przesunął więc leniwym ruchem palca po powierzchni tabletu w prawo.

- Dajecie nam statek klasy Albatross? - spytał zdziwiony. Była to o wiele mniejsza jednostka, niż ta, na której zazwyczaj latał. Spojrzał na chłopaka wciąż zaskoczony. - Mieliśmy... wymienić załogę Ulysessa - zaczął. Jin przysunął się bliżej i zajrzał mu przez ramię.

- Dalej to robimy, ale zmienili nam statek. Albatross, klasa 2. Maksymalna liczba załogi dziesięć osób - zaczął czytać cicho. - Maleńkie te twoje nowe cacko.

- Część załogi, panie Poruczniku. Tylko część załogi wymieniacie - odparł Seokmin. Wciąż patrzył się martwo w punkt gdzieś nad ramieniem Yoongiego. - Medyk, pan proszę pana, mechanik, exobiolog i dwóch pilotów. Złożyli zapotrzebowanie na wymienienie tylko sześciu osób, reszta zostaje na Ulysessie.

- Rozumiem - Yoongi mruknął pod nosem. Uderzył mocno Jina w rękę, bo starszy chłopak dalej bawił się tabletem i przesuwał kolejne teczki osobowe na ekranie. - Dostaniesz własną kopię do przeczytania - powiedział do niego. Jin westchnął dramatycznie pod nosem.

- Ale to nie to samo, wolę twoje rzeczy. Przecież wiesz - odparł. Spojrzał na Seokmina, który wciąż nie zwracał na niego uwagi. - To na co czekamy? - spytał.

- Ach, no tak. Przepraszam podporuczniku Kim - młodszy chłopak zmieszał się. Odwrócił się mechanicznie do tyłu i zaczął prowadzić ich w dół korytarza. - Horizon już czeka. Wszystko jest przygotowane do startu - powiedział, wciskając guzik od hangaru, w którym trzymali mniejsze statki. Gdy drzwi otworzyły się z sykiem, wyrównując różnice ciśnienia między pomieszczeniami, Yoongi automatycznie skrzywił się. Nie lubił tego dźwięku i tego uczucia. Od razu zatykały mu się uszy i zawsze czuł się po tym chory przez kilka godzin. Wiedział doskonale, że nic mu nie jest, ale życie na starej stacji kosmicznej, nabawiło go kilku paranoi i nerwic, które prawdopodobnie zostaną z nim do końca życia. Syk powietrza nigdy nie był dobrym sygnałem, podobnie jak dudnienie i metaliczne klekotanie gdzieś na opuszczonych korytarzach. Dopiero kiedy Jin gwizdnął pod nosem, oderwał wzrok od przezroczystej posadzki, pod którą widział chłodziwo, które pompowano tu do centralnego reaktora stacji.

- Horizon, tak? - spytał starszy chłopak, zatrzymując się. Statek właśnie podnoszono do góry. Yoongi uniósł głowę.

Stalowy gigant bez problemu wślizgnął się do korytarza antygrawitacyjnego i zawisł w powietrzu, jakby nie ważył prawie trzystu osiemdziesięciu tysięcy ton. Wyglądał teraz, jak prawdziwy albatros z hologramów, które Yoongi pamiętał z dzieciństwa. Nie wydawał się już tak ciężki. Zwinny i delikatny. Idealny do dalekich podróży i unikania pól meteorytów, które coraz częściej pojawiały się w tej strefie kosmosu. Jego biały kadłub błyszczał wręcz boleśnie, kiedy skierowano na niego reflektory. Jin aż klasnął zadowolony w ręce.

- Nówka sztuka - oznajmił. - Chociaż wygląda trochę jak dźwig - Yoongi już otworzył usta, żeby zaprotestować, ale nie było sensu się kłócić, bo Jin nie miał większego pojęcia o estetyce statków kosmicznych.

- Jest idealna - szepnął sam do siebie.

***

Na stacji Hyperion, podobnie jak na Ziemi, jesień powoli przechodziła w zimę. Mimo, że była dopiero dziewiętnasta, sztuczne słońce wyświetlane na kopule modułu mieszkalnego, wygaszało się, a wraz z nim błękit sztucznego nieba. Stacja powoli pogrążała się w mroku.

Hoseok nie musiał nawet sprawdzać godziny na swoim tablecie, żeby wiedzieć, że są już spóźnieni. Kolorowe panele ścieżek biegnące do wind podświetliły się, a zaraz po nich fontanny na centralnym placu stacji.

- Zajebiście - powiedział bardziej do siebie niż do chłopaka, który szedł za nim i przystawał co chwila, by poprawić swoją długą, różową grzywkę, która wciąż uparcie wchodziła mu do oczu. Hoseok zatrzymał się gwałtownie, gdy kroki za nim znów przycichły. - Jimin! - krzyknął, odwracając się. Chłopak uśmiechnął się do niego słabo, nerwowo ściskając w dłoni tablet.

- Sorry, już... już idę - odparł szybko, podbiegając do niego. Hoseok uderzył otwartą dłonią w guzik windy. - Przepraszam - dodał jeszcze cichszym głosem. Spojrzał szybko za siebie, patrząc na nadchodzącego w ich kierunku spacerowym tempem wysokiego chłopaka, który mimo morderczego spojrzenia Hoseoka nie zamierzał się śpieszyć.

- Nie zaczną jeszcze przez co najmniej piętnaście minut - powiedział spokojnie, gdy wreszcie dotarł do windy i zajął w niej miejsce.

- Taehyung...

- Wiesz, jak dowództwo działa. Zawsze każą na siebie czekać - wzruszył ramionami. Starszy chłopak nic nie odpowiedział. Uderzył tym razem w ekran zawieszony na ścianie.

- Aula - powiedział do komputera i usiadł obok Jimina, który oglądał właśnie transmisję na żywo ze środka.

- Widać coś? - spytał.

- Nic - odparł chłopak.

- Jeśli skończę na jakimś wahadłowcu międzyplanetarnym... - Hoseok otworzył swój tablet. Przejechał po nim palcem. Przez chwilę wpatrywał się w ekran, ale nie pojawiła się na nim żadna nowa informacja. Zniecierpliwiony głośno wypuścił powietrze i przeczesał włosy.

- Przecież podadzą to dopiero za jakiś czas, po chuj ciągle sprawdzasz? - spytał Taehyung. - Co ci to daje?

- Łatwo ci mówić, bo wiesz, że trafisz na misję badawczą - mruknął, raz za razem odświeżając stronę akademii. Kiedy winda zatrzymała się, wstał ze swojego miejsca, nawet nie odrywając wzroku od ekranu. - A ja mogę skończyć na jakimś kosmicznym pekaesie - dodał dramatycznym tonem. Sala była już pełna kadetów. Starsze roczniki zajęły miejsca z przodu, więc szybko przeszli na tył i zajęli swoje miejsca.

- Może przynajmniej spotkasz kogoś miłego - zaczął Jimin. Przyczepił swój czytnik do krzesła przed sobą i włączył na nim jakąś grę strategiczną, której nazwy Hoseok cały czas zapominał. - ...albo niemiłego, jak wolisz - poprawił się szybko, widząc minę Hoseoka, który wpatrywał się w pasek ładowania na ekranie tabletu z miną mordercy. Jimin od razu odwrócił wzrok. Przez chwilę obserwował kręcących się po sali studentów. Nie bardzo go interesowało, gdzie będzie przydzielony. Najchętniej zostałby jeszcze w akademii, najlepiej przez najbliższe dziesięć lat, żeby naprawdę mieć czas na przemyślenie swojej przyszłości, ale wiedział, że to nie możliwe. Dziś przydzielą ich do ich pierwszej w życiu misji, która uziemi ich na jakimś statku na najbliższe trzy lata. - No co? - spytał w końcu Hoseoka, który patrzył teraz na niego. Chłopak miał minę, jakby Jimin właśnie oznajmił mu, że zbliża się koniec świata. Co zasadniczo było prawdą, bo już jakiś czas temu zaczęły pojawiać się informacje o możliwym przeorbitowaniu kilku planet ich układu. W tym Ziemi i chociaż Jimin nigdy nie był szczególnie przywiązany do swojej rodzinnej planety, to wiedział, że Taehyung bardzo to przeżywa. Ostatnio był jeszcze bardziej nieznośny niż zwykle.

- Nie, nic... tak tylko sobie pomyślałem, co mogłoby mnie spotkać gorszego niż wahadłowiec - Hoseok spojrzał w bok, przechylając się trochę do przodu, żeby lepiej móc widzieć siedzącego w rzędzie przed nim Jimina. Młodszy chłopak spojrzał na niego skonsternowany. - A co jeśli zostanę przypisany z no wiesz... wiesz z kim.

- Nie wiem - odparł po chwili młodszy chłopak.

- No przecież wiesz... serio, to byłoby gorsze niż każdy wahadłowiec - Hoseok odświeżył po raz kolejny tablet. - No wiesz przecież, matko, Jimin!

- Pojęcia nie mam - powiedział zgodnie z prawdą Jimin, na co chłopak tylko westchnął ciężko.

- Można to jakoś sprawdzić? Czy starsze roczniki zostały już swój przydział? - zapytał tylko, poprawiając marynarkę od munduru.

- Pewnie, że tak - odparł wolno Taehyung. Bawił się bransoletką na przegubie dłoni, patrząc się przed siebie. Nawet nie odwrócił się w stronę Hoseoka. - Trzeba się tylko włamać do głównego systemu, niszcząc zabezpieczenia, znaleźć odpowiednie dane, znaleźć klucz do kodu i je odkodować - wyjaśnił bez większego entuzjazmu, a po chwili dodał. - I mógłbyś przestać na mnie chuchać wreszcie? Nawet nie wiesz, jakie to irytujące.

- Nie chucham przecież - Hoseok pochylił się nad nim jeszcze bardziej. - Więc... mógłbyś to dla mnie zrobić? - zapytał niepewnie. Chociaż uczyli się razem przez ostatnie kilka lat, znał Taehyunga tylko dlatego, że zawsze chodził krok w krok za Jiminem. Hoseok chyba nigdy nie widział ich osobno. Bracia byli nierozłączni. Mieli razem pokój w akademiku, na wszystkie wykłady chodzili razem, podobnie jak imprezy, za którymi Taehyung nie przepadał i zazwyczaj zaszywał się gdzieś w ciemnym kącie, po prostu obserwując rozwój wypadków. Hoseokowi zawsze wydawało się to trochę dziwne. W ogóle Taehyung wydawał mu się dziwny. Niezbyt gadatliwy i opanowany, był totalnym przeciwieństwem młodszego brata, którego chyba wszyscy znali na stacji. Jimin był lubiany, miał sporo znajomych i zawsze się gdzieś udzielał. Taehyung, jak cień podążał za nim, ale nigdy nie podchodził bliżej. Fizycznie też nie byli do siebie zbyt podobni. Hoseok czasem miał aż ochotę zapytać, który z nich jest tym adoptowany, ale nigdy nie przeszło mu to przez gardło. Nawet teraz, siedząc za nimi, od razu rzucała mu się w oczy ich spora różnica wzrostu. Jimin wydawał się wręcz nastolatkiem w porównaniu do starszego chłopaka. Jego ramiona nie były tak szerokie jak u Taehyunga, jego palce i całe ręce tak naprawdę wyglądały jak u lalki, w porównaniu do zwinnych i długich palców starszego chłopaka. Tylko oczy mieli takie same. To zauważało się od razu. Jasno-brązowe, prawie beżowe, jednak i tu Hoseok widział jakąś różnicę. W porównaniu z młodszym bratem, oczy Taehyunga zawsze przyszpilały go i miał wrażenie, a czasem wręcz pewność, że chłopak za nim nie przepada.

- Oczywiście, że tak - Taehyung przeciągnął dłużej ostatnie słowo. - Zajmie mi to tylko jakieś tysiąc lat, więc możesz usiąść normalnie, przestać na nią chuchać i poczekaj, aż ogłoszą te przydziały?! - ryknął na koniec i odwrócił się gwałtownie, skupiając na sobie uwagę siedzących najbliżej osób. Hoseok zyskał pewność, że wcale nie przesadzał, on go faktycznie nie lubił. I że to na pewno Jimin jest adoptowany. Nie potrafił sobie wyobrazić ludzi, którzy chcieliby adoptować Taehyunga. Już otworzył usta, żeby powiedzieć, coś co rozładuje atmosferę, ale jego wzrok przykuła znajoma sylwetka stojąca przy wejściu na aulę.

- Tylko się teraz nie odwracaj - syknął do Jimina, który kiedy to tylko usłyszał, odwrócił się w stronę drzwi, a w ślad za nim zrobił to Taehyung. - No przecież ci mówiłem!

- No ale... chciałem sprawdzić dlaczego - wyjaśnił chłopak, już nawet nie ukrywając, że gapi się na nowoprzybyłych.

- Mogłeś to zrobić dyskretniej! No zobacz, jak on fatalnie wygląda... - westchnął, kręcąc głową. - Myślisz, że nadal przeżywa, że go rzuciłem? - Jimin przyjrzał się dokładniej Yoongiemu. Wyglądał dokładnie tak samo, jak go zapamiętał. Jedyną różnicą był kolor włosów i dodatkowy pasek na belce, oznaczający wyższy stopień wojskowy. Kiwnął tylko głową, mając nadzieję, że dla Hoseoka ten gest będzie znaczył dokładnie to, co Hoseok chciałby zobaczyć. - To naprawdę przykre, że nie potrafi się z tym pogodzić, minęło już tyle czasu... a on nadal... - Hoseok odsunął się trochę, kiedy Taehyung podsunął mu pod nos swój tablet. - Ty chyba sobie żartujesz... - zaczął, czytając skład swojej drużyny.

- Ej! Będziemy razem na Ulyssesie! - w tym samym momencie krzyknął uradowany Jimin.

a/n: tak, to jest ten fik, o którym pisałam pod koniec Let me be... i którym się jaram i który pokazuje wszystkie moje geekowe fascynacje :> 

enjoy <3 

planuję zrobić z tego serię, więc mam nadzieję, że idea się spodoba :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro