2410.03.01
a/n: ok, żeby była jasność; ten rozdział jest po tym, jak przylecieli na Aningan, ale przed tym jak Yoongi i Hoseok zaczęli ze sobą sypiać. i to ostatni rozdział, który nie jest chronologiczny
Pokój Jina był pusty, podobnie jak Jimina i Taehyunga. JK wiedział to na pewno, bo po tym jak bezskutecznie dobijał się do nich przez dziesięć minut, sprawdził je jeszcze dokładnie, otwierając podrobionym kluczem. Kopię dorobił sobie już pierwszej nocy zaraz po tym, jak wszyscy udali się do siebie.
Nie było to trudne zadanie. Wystarczył dostęp do sieci wewnętrznej Aningan, jego własny klucz i kilka godzin prób i błędów. JK musiał przyznać, że włamanie się na serwery hotelu nie było dziecinnie proste, ale spodziewał się po stacji lepszych zabezpieczeń. Nikt nie próbował go z nich wyrzucić i przez moment JK pomyślał nawet, że ktoś nawet robi to specjalnie, tylko po to, żeby zaatakować w najmniej spodziewanym momencie. Nic takiego jednak się nie stało. Klucze bez większych problemów zakodowały się na jego karcie i po przebudzeniu mógł już bez problemu chodzić po całym hotelu, zaglądając we wszystkie jego zakamarki.
Teraz były jednak bezużyteczne. Jina nie było w jego pokoju, i mimo że JK zaglądał do niego już trzy razy, to mężczyzna wciąż uparcie siedział na jakimś bezsensownym spotkaniu i nie wyglądało na to, że wróci z niego szybko. JK po raz kolejny wyszedł na korytarz, ściskając w ramionach Jonesie, której nie wydawało się to przeszkadzać.
Chłopak westchnął sfrustrowany, zerkając w stronę pokoju Jimina i Taehyunga. Nie wrócili jeszcze, słyszałby, gdyby ktoś z nich wchodził do siebie. Kocica musiała czytać mu w myślach, bo miauknęła, jakby zgadzając się z jego tokiem myślenia. I wtedy JK doznał olśnienia.
Yoongi! Odwrócił się gwałtownie, spoglądając w górę korytarza; tam gdzie znajdował się pokój ich kapitana. Wejście do niego nie było trudne. Jeden szybki ruch nadgarstka i drzwi stały już otworem, a w nich JK z miauczącym co jakiś czas kotem.
Wnętrze sypialni Yoongiego było ciemne, żaluzje zasunięte szczelnie i chłopak pomyślał przez chwilę, że gdyby był normalnym Ziemianinem, to pewnie by mu to przeszkadzało. Pewnie bałby się nawet, zupełnie jak załoga Ulysessa, gdy próbowali znaleźć go w zakamarkach statku, gdy znikał im na wiele tygodni, chowając się gdzieś we wnętrzu statku.
Brak światła zawsze wzbudzał w ludziach podświadomy, prymitywny lęk. Dla niego jednak mrok był domem i to w nim czuł się najbezpieczniej. Chłopak schylił się, puszczając Jonesie przodem. Nie musiał nawet czekać, żeby jego oczy zmieniły się. Jego normalnie ciemno-brązowa tęczówki zaszły srebrem, które zajmowało teraz również jego źrenicę. Po wielu latach prób i nauki działo się to prawie automatycznie. JK mrugnął na próbę, testując obraz przed sobą.
Pomieszczenie nie tonęło już w czerni, wybuchnęło kolorami, które jednak nie wyglądały tak samo jak w ciągu dnia. Czerwone kolory mieszały się z zielonymi. Temperatura wszystkiego i jej echo ciągnęło się za przedmiotami i ludźmi jak duchy. Czasem kolory wybuchały tak mocnym światłem, że JK miał wrażenie, że zaraz na zawsze straci wzrok. Gdy był mały, doktor Woozi zapewniał go często, że to tylko złudzenie i że nic mu nie będzie. Chłopak miał jednak wątpliwości. Zwłaszcza, gdy Ulysses i jego własny rdzeń, przegrzewał się i sen, po całym dniu stresu, nie przynosił ulgi. Cienie i światła nawiedzały go nawet wtedy, gdy miał zamknięte powieki i nie mógł zasnąć. Ulysses w ciemnościach żarzył się dla niego jak supernowa albo jak pulsar w najdalszych częściach gwiazdozbioru Hadesu.
Gdy spojrzał w stronę drzwi balkonowych, dostrzegł ślady na podłodze zostawione przez Jonesie. Żółtawo-zielone odciski łapek biegły w stronę tarasu; te przy oknie były cieplejsze. Prawie czerwone i to właśnie one przykuły jego wzrok. JK przystanął na chwilę, wpatrując się w kota i jego ślady, zapominając na chwilę, po co tu właściwie przyszedł. I wtedy, gdzieś na granicy pola widzenia, dostrzegł ledwo widoczną zielonkawą plamę. A potem kolejną i kolejną. Prowadziły w jego stronę, a właściwie w stronę ściany, która znajdowała się za jego plecami. Zimna lufa lasera dotknęła jego potylicy ułamek sekundy później. Wcale nie był tym zdziwiony.
- Co ty tu robisz? - usłyszał przy swoim uchu głos Yoongiego. Laser przesunął się teraz na tył jego głowy. JK nawet nie drgnął. - Skąd miałeś klucz, JK? - pytał dalej. Słychać było w jego głosie, że jest gotowy na kłótnię. Tembr jego głosu był niższy, spokojniejszy. Taki, jakim zawsze operował, starając się załagodzić jakiś konflikt. Młodszy chłopak odwrócił się wolno w jego stronę.
- Zrobiłem kopię - odparł zgodnie z prawdą i z przerażeniem stwierdził, że jego własny głos nie jest tak spokojny. Raczej rozchwiany i gdy na próbę odchrząknął i powtórzył to, co powiedział przed chwilą, odkrył, że jest jeszcze gorzej.
Światło w pokoju zapaliło się od razu. Yoongi nie celował już w niego laserem. Ten schowany był bezpiecznie w kaburze przy jego pasku.
- Mam dostęp do sieci Aningan - kontynuował chłopak, nie podnosząc wzroku z podłogi. Yoongi złapał go za brodę i uniósł ją do góry. JK zamrugał nerwowo. Po srebrnej błonie na jego oczach nie było już śladu, ale dalej nie mógł zapanować nad swoimi strunami głosowymi. Głos wciąż miał słaby i drżący. Nawet nie brzmiał, jak jego własny.
- Co się stało? - spytał Yoongi.
JK pokręcił głową. W sumie nie wiedział, co miał mu powiedzieć. Że wystraszył się ludzi? To nie było prawdą. Tak do końca prawdą. Może po części było. JK nie potrafił się zdecydować. Przerażało go to lekko, bo nigdy nie miał z tym problemu. Z nazywaniem rzeczy po imieniu, emocji. Swoich i innych. A teraz jego własny mózg i usta, zawodziły go. Nie potrafił jednak przekazać Yoongiemu nawet części tego, co działo się w jego własnej głowie. Poruszał ustami, starając się wydusić z siebie jakiś dźwięk, westchnięcie, cokolwiek, ale nie działo się nic. JK był niemy. Jego szept ginął w próżni.
Wyrwał się Yoongiemu i tupiąc głośno, podszedł do jego łóżka. Nie zastanawiał się nawet, po prostu rzucił się na pościel i położył w nogach, przyciskając czerwoną twarz do pachnącego mocno kwiatami materiału. Schował w nim nos. Wstyd i gniew obmyły go jak fala prawie od razu; czuł je bardzo wyraźnie. Fala za falą zalewały jego policzki i uszy. Znał to uczucie aż za dobrze i o dziwo w jakiś sposób ta świadomość uspokoiła go trochę. Jego buzującą w żyłach krew, jego puls i ściskającą gardło frustrację.
Nawet nie zauważył, kiedy Yoongi podszedł do niego i zajął miejsce u wezgłowia łóżka. Musiał podejść bardzo cicho. JK wiedział, że chłopak miał do tego talent. Kiedy chciał, ich zwykle powolny kapitan potrafił być zaskakująco szybki i zwinny, ale tym razem Yoongi nawet się nie starał. Dopiero po dłuższym momencie młodszy chłopak to zrozumiał. Yoongi robił dużo hałasu. Głośno i mocno usiadł na materacu, odchrząknął nawet, zbliżając się w jego stronę, zmieniając pozycję. Ręka chłopaka, która znalazła miejsce między pasmami włosów JK'a, nie była zaskoczeniem. Może przez chwilę. Przez ten, zatrzymujący na chwilę bicie serca, ułamek sekundy, ale tylko wtedy. JK zamknął oczy, ale nie uciekał już.
- Tu jest dużo ludzi - powiedział wreszcie. Jego ton był oskarżycielski i lekki zarazem. Yoongi nie odpowiedział nic, ale młodszy miał wrażenie, że uśmiecha się sam do siebie. Zaczął tłumaczyć więc dalej. - Jin mi mówił, że jest ich więcej normalnie, ale większość uczniów ma teraz przerwę na Aningan i ci, co zostali to ci, co muszą coś poprawiać albo mają dodatkowe zajęcia na stacji...i...i...
- Nie lubisz ich - powiedział Yoongi. Miało to brzmieć jak stwierdzenie, ale jego głos uniósł się lekko, stawiając solidny znak zapytania. JK ważył długo swoją odpowiedź.
- Nie - powiedział wreszcie. - Nie wiem - dodał i jeszcze mocniej zakopał się w kołdrze. Wiedział, że to głupie, ale nie potrafił inaczej. Nie chciał patrzeć starszemu chłopakowi w oczy, kiedy o tym rozmawiali. - Ale ten koleś jest dziwny...
- Jaki koleś? - Yoongi pytał dalej.
Jego głos był poważny i skupiony i tak bardzo przypominał mu teraz w tym Jina, że aż przekręcił twarz w jego stronę, żeby zbadać jego reakcję. Mężczyzna wydawał się zaniepokojony. Zabrał nawet rękę z głowy JK'a i zacisnął ją mocno, kładąc na materacu obok.
- Ten z balkonu, Kang Daniel - wymamrotał w odpowiedzi młodszy. Yoongi nie wydawał się zdziwiony. - Spytał się, czy chcę z nimi zagrać na automatach. Cały czas się pyta, ale...
- Ale co?
- No nic właśnie. Za każdym razem wracam od razu do siebie - odparł. - Niby chcę zostać, ale nie mogę - Jonesie wskoczyła na łóżko obok niego. JK zgarnął ją szybkim ruchem ręki i położył ją obok siebie. Przez chwilę głaskał ją po łbie, nie odzywając się. - Brzuch mnie boli jak... jak ich widzę - zająknął się.
Przez ułamek sekundy mało nie powiedział tego zdania w liczbie pojedynczej, ale w porę się poprawił. Było jednak za późno. Widział to po Yoongim, który odprężył się widocznie i nawet pozwolił sobie na lekkie zgarbienie pleców.
- A próbowałeś zostać na chwilę z nimi? Pogadać? - spytał. JK pokręcił głową. - To może spróbuj następnym razem i zobacz co się stanie - chłopak chciał w pierwszy odruchu zaprotestować, bo ten pomysł wydawał mu się idiotyczny i w ogóle niemożliwy do zrealizowania. Jednak Yoongi wydawał się szczery w tym, co mówił. Nie brzmiał, jak Kim Taehyung, który często się z niego nabijał, ani Jimin, który zawsze przywoływał go do porządku i do lekcji, do których przeprowadzania zmuszał go Jin. Brzmiał wiarygodnie i rozsądnie, co niepokoiło trochę JK'a. - Czasem...- Yoongi nabrał powietrza. - Trzeba trochę powalczyć z bólem. Przygotować się na niego, poznać go. Po pewnym czasie przechodzi i naprawdę nie jest tak źle.
- A jak będzie źle? - Nie chciał o to pytać. Naprawdę nie. Czuł nadejście kolejnej fali zażenowania. Widział siebie z perspektywy Yoongiego. W dziwnej pozycji, zakopanego w pościeli, z kotem pod ręką i wcale nie podobał mu się ten widok. Nikt z Ulyssesa nie byłby z niego dumny w tym momencie. Wyglądał na przegranego, na słabego. Bardzo chciał uciec, jak najdalej potrafił, ale potrzebował tej odpowiedzi. - Co wtedy? - kolejne pytanie. Desperackie. Słyszał to w swoim tonie, ale im więcej czasu mijało, tym mniej mu to przeszkadzało.
- A jak będzie źle to...- Yoongi na chwilę zawiesił głos. - Wtedy zawsze możesz wrócić do siebie. Przecież masz jeszcze nas.
***
- Jego chip jest w zupełnie innym miejscu - mruknął Jin, wpatrując się w hologram przed sobą, który poruszył się wraz z zamaszystym ruchem jego dłoni.
Czerwona kropka schowana gdzieś pomiędzy zwojami mózgu Yoongiego powiększyła się i zajmowała teraz prawie całą powierzchnię biurka przed nim. Była umiejscowiona w takim miejscu, że nawet symulacja miała problem z tym, żeby pokazać ją w odpowiednim położeniu. Za dużo było tam połączeń, za dużo sygnałów z mózgu, by dostrzec jej klarowny i czysty obraz. Wszystko ginęło w białym świetle impulsów elektrycznych, które tworzyły dookoła niej swoistą barierę.
Mózg Yoongiego wydawał się płonąć i Jin im dłużej przypatrywał się obrazowi przed sobą, tym bardziej podziwiał młodszego chłopaka. Powinien być nieobliczalny i agresywny albo zupełnie odłączony od wszystkiego jak jakieś warzywo. Opcji było tak naprawdę wiele, ale żadna z nich nie sprawdziła się w przypadku Yoongiego nawet w ułamku. Siedzący na łóżku, w drugiej sali mężczyzna nie miał prawa pić herbaty bez drążących rąk, a właśnie to robił. W ogóle nawet nie powinien móc trzymać kubka.
Jin widział go przez jednostronne lustro. Rozmawiał cicho z Namjoonem i Hoseokiem, którzy zajmowali kozetki obok niego. Tego też nie powinien robić. Cała część jego mózgu odpowiedzialna za mowę wyglądała, jakby płonęła, chociaż nawet nie dotykała chipa, ale usta Yoongiego poruszały się. Uśmiechał się nawet.
- Dahyun, co o tym sądzisz? - spytał Jin, odwracając się na chwilę. Niska, długowłosa blondynka stojąca za jego plecami zmrużyła oczy i podeszła bliżej. Gdy machnęła ręką obraz znów wrócił do poprzednich ustawień.
- Przecież wiesz, co o tym sądzę - odparła. Jin widział, jak jej drobna, wąska dłoń sięga po wskaźnik i zaciska się na nim mocno. Widać sama nie spodziewała się takiego wyniku. - Trzeba to wyjąć jak najszybciej - powiedziała i przysunęła sobie drugie krzesło. - Nie ma sensu dłużej czekać z operacjami.
- Mamy dodatkowych lekarzy na stacji - powiedziała Hani. Stała obok drzwi wejściowych do gabinetu lekarskiego, z założonymi rękoma i czytała coś na swoim czytniku. - Wrócili wczoraj wieczorem z pasa Oriona...
- Przygotowania do operacji jeszcze się nie zakończyły, Hani. To nie takie łatwe, nie możemy tego zrobić dziś. Teraz, zaraz, bo mamy akurat dodatkowych ludzi do pracy... - wtrąciła się Dahyun. - Stan Yoongiego jest...- zawiesiła na chwilę głos. - Bardziej niż niepokojący, ale nie możemy tego zrobić. Załoga Horizon dopiero do nas przyleciała i musimy się upewnić, że nic im nie grozi, a jeśli grozi to da się zminimalizować to ryzyko - spojrzała gniewnie na dziewczynę, która wciąż nie odrywała wzroku od ekranu.
- Sama powiedziałaś, że trzeba to zrobić szybko - odparła Hani wzruszając ramionami. - Poza tym są tu już trzy dni...
- Od kiedy jesteś lekarzem, co? - spytała Dahyun, wchodząc jej w słowo. Nie podniosła głosu. Ani trochę, ale Jin i tak się skrzywił.
- Dobra...- powiedział szybko, przerywając wiszącą w powietrzu kłótnię. - Jeśli chodzi o Namjoona i Hoseoka sprawa jest prosta, tak? Obaj mają chipy tam, gdzie każdy kolonista i robiliśmy to już miliony razy. Możemy je usunąć dosłownie w pięć minut, ale Yoongi jest z Atlanty. Nikt nigdy nie przeprowadzał tego typu operacji na kimkolwiek ze stacji. Jego chip jest w totalnie innym miejscu, między szyszynką a międzymózgowiem. Wiemy, jak to robić albo, czy mamy jakiś pomysł jak to zrobić?
- Nie - odpowiedź Dahyun była krótka. Jin lubił ją za szczerość, zawsze w niej to cenił, ale teraz naprawdę, ale to naprawdę liczył na kłamstwo z jej strony. - Co gorsza. To co on tam ma, nawet nie wygląda jak chip. Tu leży problem. Jest większy niż normalne. Mechaniczny, tak i owszem. Możemy wykryć w nim nanotechnologię, ale jest obrośnięty gęsto tkanką, dlatego nawet jeśli używałeś na nim skanerów w Akademii to wydawało się, że jest w dobrym miejscu.
- Kamufluje się - powiedział na głos Jin.
- Dokładnie - przytaknęła Dahyun. - I nie bez powodu. To cholernie niebezpieczne miejsce do jakichkolwiek ingerencji. W ogóle dziwne miejsce na umiejscowienie chipa. Naprawdę nie wiem, co się stanie jak go ruszymy... - przyznała i wstała z krzesła.
Symulacja na biurku znów powiększyła fragment z chipem. Jin naprawdę nie chciał na niego patrzeć. Starał się tego nie robić, ale jego wzrok sam biegł w jego stronę. Tych lśniących, skrzących się bielą impulsów elektrycznych. Nienaturalnie powiększonej szyszynki, która wydawała się pulsować przez grę świateł obok niej. Na moment zapomniał, jak normalnie oddychać.
- Chcesz, żebym z nim porozmawiała? - spytała Dahyun. - Wiem, że jesteście...
- Zrobię to sam - odparł szybko chłopak. - Ty pogadaj z Hoseokiem i Namjoonem.
- Będziesz brać udział w operacjach? - Hani podeszła do jego krzesła i wyłączyła hologram, od którego chłopak nie mógł oderwać wzroku. Gdy niebieskawe światło zgasło, Jin skrzywił się lekko.
- Ufam wam - odparł po dłuższej chwili. Przez moment pukał obcasem buta w posadzkę. Widać było, że zastanawia się nad czymś. Wreszcie westchnął głośno, wstając z krzesła - Lepiej będzie, jeśli mnie tam nie będzie - powiedział, zapinając guziki z lewej strony kitla lekarskiego. Widać było, że podjął jakąś decyzję. Wydawał się gotowy i zdecydowany, co Hani przyjęła ze zdziwieniem. Jeszcze przed chwilą widziała w jego twarzy zaskoczenie, nawet panikę, ale te emocje gdzieś się ulotniły.
Jin znów uśmiechał się szeroko i pogodnie, jakby cała sytuacja przed chwilą nie miała miejsca i właśnie planował iść z kimś na kolację, a nie przygotować kogoś na złe nowiny. Dziewczyna chciała nawet spytać, czy potrzebuje jakiejś pomocy, ale gdy Jin spojrzał na nią ponownie, wiedziała już, że wszystko ma pod kontrolą.
Uśmiechnęła się do niego tylko i odprowadziła jego i Dahyun wzrokiem. Nadal mogła ich obserwować przez szybę. Oboje rozmawiali najpierw z całą trójką. Dahyun gestykulowała, robiąc przy tym dziwne miny, ale mimo wszystko widać było, że wie o czym mówi. Była w swoim żywiole.
Stojący po jej lewej stronie Jin dodawał coś od czasu do czasu i potakiwał w ważniejszych momentach. Hoseok, który siedział najbliżej niego, nawet nie zwracał na niego uwagi. To od razu rzucało się w oczy.
Hani podeszła nawet bliżej szyby, żeby lepiej zobaczyć jego twarz. Powiedzenie, że Hoseok nie przepadał za Jinem było kłamstwem. Widać to było zwłaszcza kiedy Jin przeprosił pozostałą trójkę i zabrał Yoongiego na drugą leżankę. Jego oczy wręcz przeszywały starszego chłopaka na wylot. Były jak laser. Śmiertelne i niebezpieczne i Hani aż wzdrygnęła się mimo woli, patrząc na niego. Teraz mogła mieć tylko nadzieję, że Jin wie, co robi.
***
Jin zachowywał się jak zwykle. Profesjonalnie, rzetelnie, do bólu wręcz normalnie jak na jego lekarski tryb. Tłumaczył mu wszystko powoli, spokojnie i bez paniki, ale Yoongi i tak nie mógł oprzeć się wrażeniu, że coś było nie tak. Znał go na tyle; widział to w jego oczach, w subtelnych ruchach palców chłopaka, które wyrównywały co jakiś czas brzeg lekarskiego kitla. To mogło być coś nieistotnego. Zwykłe spostrzeżenia, które normalnie pewnie by zignorował. Zachowanie Jina mogło nie kryć w sobie żadnej tajemnicy, a jego ruchy były zupełnie przypadkowe, jednak w paranoicznym, spowitym mgłą środków przeciwbólowych stanie, dla Yoongiego te subtelności sięgały rangi dużego problemu.
Jin nad sobą nie panował, chociaż zawsze udawało mu się to idealnie. Na początku rozmowy wychodziło mu nawet, ale potem coś zaczęło w nim pękać. Denerwował się, a to oznaczało, że Yoongi też powinien to robić.
Tak naprawdę nic niepokojącego nie padło z ust starszego chłopaka. Data jego operacji, Hoseoka i Namjoona, była ta sama. Za trzy dni, zacznie się równo o dwunastej. Leki mieli dostawać te same, mieli być w tym samym szpitalu, mieli tego samego ordynatora, bo Jin nie chciał się w to angażować osobiście, co było zrozumiałe. Znał ich za dobrze i on sam na jego miejscu też by się na to nie zdecydował.
Jin recytował wszystko z pamięci spokojnym tonem, jednak coś było nie tak. Yoongi czuł to. Spytał go o to nawet, ale chłopak pokręcił tylko głową. Dopiero, gdy zadał to pytanie ponownie i spytał o ewentualne komplikacje, Jin powiedział:
- Komplikacje zawsze mogą się pojawić.
- To znaczy?
- Różne, ale to nic, czym musisz się przejmować - odparł szybko starszy chłopak. - I nie próbuj znów czytać moich notatek, ani żadnych encyklopedii medycznych. Znam cię Yoongs - dodał równie błyskawicznie i Yoongi ze zdziwieniem odkrył, że źle ocenił sytuację.
Jin nie okazywał strachu, czy zaniepokojenia. Jin był... smutny. Ta świadomość uderzyła go jak meteoryt o poszycie statku. Trafiła prosto w jego żołądek, który zacisnął się tak boleśnie, że chyba cała krew, którą miał w ciele uderzyła mu do głowy. Złapał się aż brzegu łóżka, żeby nie spaść.
Jin wstał z krzesła i obdarzył go tym samym, pogodnym uśmiechem, który zawsze mu posyłał, gdy Yoongi stawiał mu rano kawę przy łóżku i w jakiś sposób to w żaden sposób nie pomagało młodszemu chłopakowi. Było jeszcze gorzej. Boleśniej, mocniej, strasznej, bo Jin był smutny, a to było jeszcze bardziej przerażające niż cokolwiek innego.
- Widzimy się na kolacji i odprawie?
- Idziesz już? - spytał szybko Yoongi. Sam był zdziwiony swojemu opanowaniu.
- Tak, umówiłem się z Hani - wyjaśnił i wsadził ręce do kieszeni. To wydawało się kończyć ich rozmowę. Jin był gotowy do odejścia.
- Ok - odparł tylko młodszy chłopak. Tylko na tyle było go stać w tym momencie. - Widzimy się wieczorem - powtórzył.
Ostatnio tak kończyły się właśnie ich rozmowy. Jin ciągle gdzieś uciekał i całe dnie Yoongi spędzał głównie z Hoseokiem, Taehyungiem i czasem Namjoonem, jeśli akurat Taehyunga nie było w pobliżu.
Jimin wciąż wracał na Horizon, jakby stacja w ogóle nie istniała, za co Yoongi po cichu nawet był wdzięczny. Nie lubił zostawiać jej samej. I nawet nie chodziło o to, że nie do końca ufał załodze Aningan, bo wciąż była dla niego wielką enigmą i bał się, że specjalnie albo przypadkiem uszkodzą jego statek.
Chodziło raczej o coś innego. Coś, czego wstydził się trochę i nie przyznałby się do tego nikomu, nawet bractwu Atlanty, chociaż te praktyki byłyby jak najbardziej zrozumiałe na jego rodzimej stacji i nikt nawet nie mrugnąłby okiem, gdyby powiedział swoje obawy na głos. Horizon była jego domem, żywym domem i nie chciał jej urazić. Po prostu. Nie chciał, by czuła się porzucona i niekochana. Może dla innych ludzkich ras statki i wszystkie stworzone przez nich samych rzeczy były przedmiotami martwymi, ale nie dla mieszkańców Atlanty. Przekazywane z pokolenia na pokolenie wierzenia, że wszystko ma duszę, werżnęły się wręcz w umysł Yoongiego i mimo że bardzo chciał to i tak nie potrafił się ich pozbyć.
Naukowa część jego osobowości krzywiła się na samo słowo "dusza", ale ta druga; ta, która zawsze przypominała mu o tym, kim naprawdę jest w drabinie społecznej emigrantów z Ziemi, wolała na wszelki wypadek respektować wierzenia przodków. Dlatego Yoongi z radością, oddawał Jiminowi dowodzenie. Wiedział, że Horizon jest w dobrych rękach i że ani na chwilę nie poczuje się odrzucona.
Gdy Jin wyszedł, Hoseok podszedł do niego i usiadł na krześle zajmowanym przed chwilą przez lekarza.
- Podekscytowany? - spytał. Uśmiechał się do Yoongiego szeroko. Starszy chłopak przez krótką chwilę nie wiedział, o czym mówi. Czym miał być podekscytowany? Tym, że umrze i to prawdopodobnie podczas operacji i nie zostało mu wiele czasu? Może i z zewnątrz wydawało się, że Yoongi przejawia trochę samobójcze i masochistyczne skłonności, ale nie było to prawdą. Nie chciał umierać, nigdy. Przez moment ważył swoją odpowiedź.
- Nie mogę się doczekać, żeby się tego pozbyć - odparł i pokazał na opaskę na szyi. Neutralna odpowiedź, dobra. Przekierowująca konwersację w inne rejony. Chłopak był z siebie dumny. - Wreszcie się wyśpię - dodał, licząc na to, że Hoseok pociągnie ten temat.
- Co chciał od ciebie Jin? - spytał zamiast tego. Może i to pytanie było normalne i powinno stanowić naturalne przedłużenie rozmowy, ale Yoongi nie spodziewał się go. Zwłaszcza po tym, co zobaczył w trakcie obserwacji Jina. Odpowiedź byłaby długa i skomplikowana. Stresująca, ale być może nie powinna taka być, bo być może Yoongi wymyślił sobie problem, którego nie było. Nie potrafił się zdecydować, co powinien odpowiedzieć. - Wziął cię na bok i w ogóle...
- A, to - odparł szybko Yoongi. Naprawdę chciał powiedzieć Hoseokowi prawdę, ale... no właśnie ale. Czy naprawdę chciał w to brnąć? - Nic - odparł, przeciągając końcówkę tego słowa. - Po prostu nie będzie moim lekarzem, a normalnie nim jest. Będzie obserwował operację, ale nie będzie w niej uczestniczył - dodał. Była to prawda. To była pierwsza rzecz, którą powiedział mu Jin. Resztę obserwacji Yoongi postanowił zachować dla siebie. Hoseok wydawał się zadowolony, więc posłał w jego kierunku uśmiech. Dopiero wtedy zorientował się, że nie ma z nimi Namjoona. Dahyun też nie było w sali. Tylko stażyści, którzy kręcili się przy hologramie jakiegoś złamania nogi, nad którym pracowali w rogu pomieszczenia.
- Namjoon poszedł po Jimina - powiedział Hoseok, jakby czytając w jego myślach.
- Przyjdą tu?
- Nie, dopiero pewnie wieczorem na kolację i odprawię - w głosie Hoseoka dało się wyczuć nutę goryczy.
Yoongi wiedział, że odkąd Jimin i Namjoon zaczęli ze sobą chodzić, Hoseok niestety poszedł na boczny tor. Co prawda nigdy się na to nie skarżył i nawet nie zająknął słowem, że ma to Jiminowi za złe, ale dało się to wyczuć.
- Za to Taehyung do mnie napisał na komunikatorze. Idzie do nas właśnie i chce coś zjeść, a potem iść na zwiedzanie stacji. Chcesz do nas dołączyć? - Yoongi wzruszył ramionami.
- Czemu nie - odparł. - W planach miałem tylko analizowanie danych z Ulyssesa, ale to może poczekać. Nie śpieszy mi się - Hoseok uśmiechnął się do niego szeroko i Yoongi nawet przez chwilę uwierzył, że wszystko będzie w porządku.
Że to, co dzieje się w jego głowie, nie zabije go. Że operacja się powiedzie i wszystko będzie jak dawniej. I wtedy wszedł do sali Taehyung. Tak samo zadowolony, tak samo roześmiany jak Hoseok i Yoongi miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje.
To już koniec. Dla niego, dla nich jako grupy, załogi i jakby nie patrzeć rodziny. Sam poczuł ten smutek, który widział w Jinie i nie wiedział, co ze sobą zrobić. Patrzył na Taehyunga, który stał obok Hoseoka i gestykulował zamaszyście i momentalnie stanął mu przed oczami obraz zakochanego w sobie dzieciaka, którego poznał pierwszego dnia misji Horizon. Kontrast pomiędzy tamtym butnym i gburowatym Taehyungiem, a tym teraźniejszym, nie mniej zakochanym w sobie niż na początku misji, ale na pewno bardziej wyluzowanym Taehyungiem był astronomiczny i porażający. A potem przeniósł wzrok na Hoseoka. Tego samego chłopaka, któremu tyle zawdzięczał i jeszcze z którym niedawno prawie nie rozmawiał, a teraz znów widział go żartującego swobodnie i beztrosko, tak jak kiedyś. Wtedy, kiedy jeszcze byli parą. Starał się zdusić to uczucie melancholii, ale nie potrafił tego zrobić. Zanim pozostała dwójka zdążyła zapytać go, dlaczego ma taką dziwną minę, sam zaczął rozmowę.
- A JK? - od czasu tej dziwnej konwersacji w jego własnym pokoju właściwie nie widział tego dzieciaka z wyjątkiem codziennych, wieczornych spotkań całej załogi. Poza nimi JK, nie pojawiał się w zasięgu ich pola widzenia. Musiał wziąć sobie radę Yoongiego do serca i zaczął rozmawiać wreszcie z kimś spoza załogi statku.
- Ze studenciakami - odparł Taehyung z uśmiechem. Yoongi podniósł się z leżanki i narzucił szybko na ramiona marynarkę. - Wiedzieliście, że Kang Daniel ma koty. Dwa koty - podkreślił.
- Czyli... już nie zobaczymy JK'a. Nigdy - zażartował Hoseok, prowadząc ich na zewnątrz.
- A ty wiesz to... skąd? - spytał cicho Yoongi. Nie to, że nie chciał naprawdę wiedzieć, co się dzieje z JK'em i gdzie przebywa. Po tamtej rozmowie często o nim myślał. Co się z nim stanie, czy w ogóle coś się stanie i nawet nie chodziło o jakieś interakcje chłopaka z innymi ludźmi, raczej o to, co postanowi zrobić ze swoją przyszłością. Zostać tu, na Aningan, jak proponowała mu Hani i Jin, czy lecieć z nimi dalej, czyli w póki co bliżej nieznanym kierunku.
Chociaż teraz to i tak było bez znaczenia. Dla Yoongiego wszystko się niedługo skończy i nie powinno go to obchodzić. To nie będzie już jego problem. Ani JK, ani Horizon, ani to gdzie polecą i gdzie zdobędą benitoity do swojego statku. Ani Hoseok, Jin, ani Namjoon z Jiminem, Taehyung. Ani nawet Jonesie.
Widział oczami wyobraźni wbijający się w podstawę jego czaszki laser, a potem nie działo się nic. Kompletnie nic. Wreszcie ogarniała go cisza i spokój, których nie zaznał od miesięcy. Nie było bólu, nie było bezsenności.
Włożył ręce do kieszeni spodni, starając się zachować niedbałą, nonszalancką pozę. Starał się ignorować uporczywe i ciemne myśli, które nachodziły go co chwilę, ale nie mógł się od nich odpędzić. Chciał chociaż pozą dać sobie samemu rozkaz, że teraz jest czas na relaks, nie na ten sztorm, który dział się właśnie w jego głowie.
- Widziałem się z nim na śniadaniu i stąd wiem, że Kang Daniel... - Taehyung podkreślił mocno nazwisko młodszego chłopaka. - Ma dwa koty. Rooneya i Petera - dodał i wyszczerzył się jeszcze bardziej. - JK opowiadał mi o tym dobre piętnaście minut i nawet jak mu przerwałem, nie zaczął na mnie wrzeszczeć i ciągnąć za włosy jak jakiś psychopata.
- Może go podmienili na tej stacji i to nie jest JK? - zasugerował Hoseok. Drugi chłopak odpowiedział mu uśmiechem, Yoongi też próbował, ale nie potrafił. Aż zacisnął mocniej szczękę sfrustrowany.
Restauracja, a właściwie bardziej to kawiarnia, do której zaprowadził ich Taehyung, miała trzy piętra. Znajdowała się w środku jednej z Keplerskich sekwoi, od których roiło się na stacji. Cienie, które rzucał na posadzkę i ściany, zewnętrzny, ażurowy i wyglądający jak metalowa siatka, pień, wyglądały niesamowicie. Yoongi musiał przyznać, że było to całkiem przyjemne miejsce. Prawie idylliczne, chociaż sam nienawidził się za użycie tego słowa. Powinno go odprężyć, musi. Postanowił tak, siadając przy stole zaraz obok Taehyuga.
Nie odzywał się przez większość lunchu, ale pozostała dwójka wydawała się tego nie zauważać. Prawdopodobnie zdążyła się przyzwyczaić do jego ostatnio cichego usposobienia, ale Yoongi nie miał im tego za złe. Był wdzięczny.
Zamknął oczy na chwilę. Czuł, że powinien coś zrobić. Coś. Jeszcze nie wiedział co, ale nie mógł tego wszystkiego tak po prostu zostawić. Swojej załogi, ich przyszłości, był w końcu ich kapitanem i w niego wierzyli. Powinien zrobić jakiś plan, i kolejny i jeszcze jeden awaryjny, ale odkąd zaufał Jinowi i oddał się w jego ręce, przestał robić cokolwiek. A może...
- Nie powinieneś tego robić - powiedział głośno Taehyung i wtedy Yoongi ocknął się. Znów nie uważał i przegapił część konwersacji. Przeklął się za to w duchu.
Siedzący przed nim Hoseok pił kawę tak szybko, jakby od tego zależało jego życie. Yoongi zorientował się, że gdzieś w międzyczasie musiał przyjść ich deser, ale wcale tego nie kojarzył. Spojrzał na Taehyunga. Wiedział, że część konwersacji, którą usłyszał nie była skierowana w jego stronę, ale to co powiedział młodszy chłopak pasowało do tego, o czym właśnie myślał. Może faktycznie nie powinien tego robić. Żadnych planów, nie powinien myśleć. To nie był taki najgorszy pomysł, w końcu za trzy dni i tak już go tu nie będzie.
***
Jimin prawie zapomniał o słowach Taehyunga. Tak naprawdę to w ogóle o nich nie myślał, kiedy byli na Horizon, kiedy przedzierali się przez kolejne kwadranty, próbując dotrzeć do celu, jednocześnie ukryć się przed wszechobecnymi statkami Federacji.
Wtedy te przykre słowa dla niego nie istniały, bo Jimin zawsze potrafił wymazać z głowy niemiłe wspomnienia. Nawet w czasie okrętowania statku na Aningan, wtedy też wierzył, że jest dla Namjoona czymś więcej niż "jedyną, dostępną opcją". Zdecydowanie łączyło ich coś więcej. Niekoniecznie wielkie i nieskończone uczucie, ale na pewno więcej niż seks bez zobowiązań. Jednak z czasem ta wiara zaczęła powoli się kruszyć. Pojawiły się wątpliwości. Chociaż Jimin nadal starał się nie przejmować tym zbyt mocno, to słowa brata wracały do niego częściej, niż by tego chciał. Za każdym razem, kiedy widział Namjoona z załogą Aningan i chociaż wynikało to bardziej z demografii stacji, a nie z teorii spiskowej, to przeważnie były kobiety. I to bardzo ładne kobiety.
Jimin nie był zazdrosny. Naprawdę nie był, tylko nie potrafił przestać się do nich porównywać. Nie potrafił przestać myśleć o tym, że wizualnie nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Nie był ani przystojny, ani nawet ładny. Potrafił, oczywiście, ukryć pewne niedoskonałości swojej budowy, sprawić, że nieregularność rysów nie rzucała się w oczy, ale wśród mieszkańców Aningan czuł się wyjątkowo nieatrakcyjny. Nawet gdyby udało mu się o tym zapomnieć, to gładkie półprzezroczyste tafle szkła i metalu działały jak lustra i Jimin chcąc nie chcąc był skazany na patrzenie na swoje odbicie, które obok wysokich i zgrabnych postaci wyglądało nijako.
A Namjoon był przystojny. I nawet jeśli czasem zachowywał się, jakby był ostatnim kretynem to nadal był przystojnym kretynem. Jimin nawet w najbardziej optymistycznych momentach nie mógł tego o sobie powiedzieć. Nigdy go to specjalnie nie martwiło, bo też nigdy nie myślał o tym, żeby kogoś przy sobie zatrzymać. Do tej pory wszyscy jego partnerzy byli mniej lub bardziej przejściowi i zwyczajnie mu na tym nie zależało. A teraz było inaczej. I był o to na siebie trochę zły.
Chłopak właśnie wracał do pokoju hotelowego, po całym dniu pracy w ładowni Horizon. Nie zdążył nawet dojechać na górny pokład stacji, gdy z windy z naprzeciwka wysiadł Namjoon. Młodszy chłopak zatrzymał się w połowie kroku. Widać było, że Namjoon był w dobrym humorze. Ostatnio cały czas taki był, wszyscy tacy byli tak naprawdę. Poprawił się w myślach.
- Jiminie chodź, musimy o czymś porozmawiać - powiedział cicho Namjoon, gdy podszedł blisko niego. Jego usta znalazły się zdecydowanie zbyt blisko ucha Jimina, żeby ten mógł się skupić na znaczeniu słów, które przed chwilą padły. Skinął tylko głową i dał się prowadzić z powrotem w kierunku hal rozładunkowych i doków, gdzie stał ich własny statek. Namjoon szedł szybko, jakby nie mogąc się doczekać rozmowy, którą mają przeprowadzić. Sadził wielkie kroki i aż podskakiwał, jak dziecko, które nie może się doczekać prezentu.
Przez głowę Jimina przeszło tysiąc pomysłów na to, czego może dotyczyć rozmowa, jednak jeden z nich zadomowił się na dłużej. Namjoon z nim zerwie. Kiedy ktoś mówi 'musimy porozmawiać', to nigdy dobrze się nie kończy. To zawsze prowadzi do jakiejś katastrofy i Jimin przyznał w duchu, że zupełnie na to zasłużył. O ile istnieje jakiś kosmiczny ład i porządek, sprawiedliwość dziejowa i nauczki od losu, to on absolutnie zasłużył na to, żeby Namjoon go porzucił. Zbierał sobie złą karmę nie odpisując do poznanych kolesi, ignorując ich próby kontaktu i wychodząc z ich pokojów bez pożegnania, kiedy jeszcze spali. Zasłużył sobie i miał tego pełną świadomość, która jednak nie pozwalała do końca pogodzić się z porażką.
- Siadaj - Namjoon zatrzymał się w pewnym momencie w hali rozładunkowej, zaraz niedaleko doków.
Mieli stąd bardzo dobry widok na wszystkie stojące tam statki i na wyładowywany z nich towar. Chłopak znalazł ławkę i usiadł na niej. Poklepał miejsce obok siebie z takim entuzjazmem, że Jiminowi aż wydało się to podłe.
- Rozmawiałem z Moe na temat ich badań nad exoplanetami, prowadzą bardzo rozbudowane badania... - opowiadał dalej rozentuzjazmowany, a Jimin tylko starał się sobie przypomnieć, która z tych wszystkich wysokich i zgrabnych lasek, które poznali niedawno, ma na imię Moe i w końcu doszedł do wniosku, że w życiu jej nie widział.
Większość swojego czasu spędzał na doprowadzeniu Selene do stanu wyjściowego i na podrasowywaniu trochę Horizon. Miał z tego dużą frajdę i w pewnym momencie wymyślili nawet z Bobbim, mechanikiem, który został oddelegowany im do pomocy, że można by doczepić do Horizon broń plazmową albo miotacze laserowe. Jimin nie był przekonany jednak, czy Yoongi ucieszyłby się z takich innowacji, ale sam uważał je za zajebiste rozwiązanie.
- Jiminie? - Namjoon delikatnie złapał go za podbródek i przekręcił jego głowę w swoją stronę. - Słuchasz mnie? - zapytał w końcu. Jimin kompletnie go nie słuchał, przestał gdzieś na początku drugiego zdania, ale głupio mu było się do tego przyznać.
- Jasne, tak... zawsze cię słucham - powiedział na wszelki wypadek, na co Namjoon uśmiechnął się szeroko. Widział, jak dołeczki w jego policzkach pojawiają się i nawet poczuł się lepiej, ale tylko przez sekundę. Namjoon z nim zerwie. Zerwie z nim. Powtarzał w myślach. - Tylko się zamyśliłem - przyznał w końcu niepewnym głosem. Z żalem obserwował, jak dołeczki znikają. Namjoon przybrał poważniejszą minę. To się zaraz wydarzy, podpowiedział mu spanikowany mózg.
- Aningan ma program badawczy na exoplanetach, prowadzą bardzo rozbudowane badania na nich - powtórzył starszy chłopak w skupieniu, sprawdzając, czy Jimin na pewno go słucha. - Przygotowują krótkie, kilkuletnie misje badawcze na niezasiedlonych planetach. Następna misja zaczyna się za jakiś czas, na Ursae Majoris i pomyślałem, że... kiedy to wszystko się skończy, moglibyśmy się zapisać. Ty i ja. Ja mam odpowiednie kwalifikacje do prowadzenia badań, jestem w końcu exobiologiem, a ty... na takich misjach zawsze potrzebują dobrych inżynierów - Namjoon uśmiechnął się szeroko. - Co o tym myślisz, Jiminnie?
Jimin przez chwilę starał się zebrać myśli, bo zdobywanie jakiś odległych planet z Namjoonem było ostatnim tematem, którego się spodziewał. Chociaż może powinien, starszy chłopak wspominał, że życie na statku nie jest dla niego i kilka razy proponował, że mogliby się wynieść na jakąś miłą planetę. I Jimin oczywiście zgadzał się z nim za każdym razem, tak dla świętego spokoju, bo przecież nie wierzył w to, że nadarzy się okazja osiedlenia na jakiejś miłej planecie. Zwłaszcza, że w ogóle nie uznawał planet za miłe.
Mieli być outsiderami, mieli być uciekinierami, którzy zawsze są w drodze i taka okazja nigdy nie miała się wydarzyć, więc potakiwanie starszemu chłopakowi było białym kłamstwem, które miało chronić jego uczucia i uszczęśliwić Namjoona.
Jimin przełknął głośno ślinę i odwrócił wzrok. Nie mógł dłużej patrzeć na starszego chłopaka, który planował ich wspólne życie. Problemów z tym było wiele, jednak tym największym było to, że Jimin nie był gotowy. Poza tym musiałby rozstać się z Horizon, a Jimin wiedział, że na to nigdy nie będzie gotowy. I właśnie to, a nie jakaś ładna laska z Aningan może stać się początkiem ich końca. Jego i Namjoona.
- To... - zaczął, starając się panować nad swoim głosem. - Joonie, ja nie mogę zostawić Horizon - powiedział w końcu. To był jego statek, nawet jeśli formalnie należał do Yoongiego... albo raczej nawet jeśli formalnie to Yoongi go ukradł. - Ja po prostu... zawsze to chciałem robić. To co robię. Być na statku, pracować na nim. Zrozumiem, jeśli.... zdecydujesz inaczej, ale ja wracam na Horizon - wyjaśnił, nerwowo bawiąc się rękawem bluzy. - Przepraszam Namjoon - dodał już zupełnie cicho, obserwując profil drugiego chłopaka, który patrzył z nieodgadnioną miną w dal, na przystań.
- Ten statek jest dla ciebie aż tak ważny? - zapytał w końcu Namjoon, nie spuszczając wzroku z zaokrętowanych w oddali statków.
- Tak - przyznał Jimin i nawet nie żałował swojej decyzji. Horizon to był jego dom, do którego zawsze planował wrócić.
- Nie mogę uwierzyć, że wolisz żyć w tej puszce, zamiast na jakiejś wygodnej planecie ze mną - westchnął starszy chłopak, a Jimin już otwierał usta, żeby mu wygarnąć. Już był do tego bardziej niż gotowy, ale Namjoon odezwał się znowu - Chyba będę się musiał przyzwyczaić do kosmosu - westchnął i kiedy Jimin w końcu odważył się na niego spojrzeć, Namjoon puścił mu oczko.
- Przepraszam - powiedział cicho, tak na wszelki wypadek.
- Nie masz za co przepraszać, Jiminnie - odparł starszy chłopak spokojnym i ciepłym głosem.
- Joonie, musze ci coś powiedzieć - zaczął Jimin znowu, bo w końcu uwierzył, że to może być ten moment. Ten właściwy, żeby zdobyć się na pełną szczerość, a kolejna okazja szybko się nie powtórzy. - Ja... - zaczął, jednak Namjoon szybko przyciągnął go do siebie i mocno objął, całując w głowę.
- Też cię kocham Jiminie - powiedział, odsuwając się od niego trochę i uśmiechając szeroko, a Jimin nieśmiało odwzajemnił ten uśmiech, nawet jeśli zamierzał powiedzieć coś zupełnie innego.
a/n: Wiem, że długie sorry, ale muszę ich wyciągnąć z tej stacji w końcu XD i wiem, że cieżko emocjonalnie, ale tak trzeba było
Pytanie pierwsze: czy powinnam wypisać na końcu następnego rozdziału, z jakich zespołów są osoby spoza Horizon?
Pytanie drugie: Czy Jonsy powinna mieć małe kotki, z którymś z kotów Daniela?
Pytanie trzecie: Czy Yoongi zwariuje, jeśli jeszcze tego nie zrobił.
Fun fact 1: To nie jest jeszcze połowa ff
Fun fact 2: jeśli ktoś lubi spojlery, to może sprawdzić sobie szyszynkę (nie tylko na wiki). to spoko organ w sumie C:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro