Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

- Skąd masz te blizny? - spytałem siadając na schodach o 3.00 w nocy.
- Ja...
- Nie będę się śmiał po prostu powiedz mi.- mruknalem.
- Jestem Omegą... nawet w domu mnie traktują tak jak w szkole. Te siniaki... ramy zadane tępym narzędzien... m-ma-lin-inki... to wszystko Alex i Scott... nie musisz mi wieżyć... nie zdziwiłbym ci się gdybyś mi nie uwierzył... - powiedział.
- Czy oni coś ci zrobili...? - spytałem, a to tylko się potwiedziło.
- Oni m-mnie... oni mnie... zgw.... - tutaj chłopak nie wytrzymał.
Zalał się łzami i przytrzymał się lewą ręką za prawy bok, odwrócił głowę i zaczął powoli łkać.
- Ze mną ci nic nie grozi... - powiedziałem i go przyciągnąłem do siebie. - dzisiaj śpisz ze mną... ok? Nie zrobię ci krzywdy... możesz być tego pewien - powiedziałem i wziąłem go na ręce.
Oplótł mnie w pasie nogami i przytulił. Schował twarz w mojej szyi ale nic z tym nie zrobił.
Delikatnie wszwdłem z nim przez próg do pokoju i położyłem go na swoim łóżku. Przykryłam go delikatnie kołdrą, a sam poszedłem spać pod kocem.
- Dobranoc.. - usłyszałem jego głos przed odpłynięciem.

Poczułem wiercenie się na moim łóżku. Kiedy uchyliłem powiekę ujrzałem zielono-okiego. Przyglądał się mi z rumieńcem na twarzy.
- Wreszcie... muszę do łazienki...
- To czemu nie pójdziesz? - powiedziałem i uśmiechnąłem się.
- Trzymasz mnie w uścisku. - powiedział i spłonie swoje nogi. - zaraz mnie chyba rozsadzi... - powiedział przegryzając dolną wargę.
- Już cię puszczam - powiedziałem i go rzeczywiście puściłem.
Chłopak pobiegł do łazienki, nawet nie zamknął za soba drzwi.
Wstałem i zamknąłem za nim drzwi aby mógł w prywatności oddać swoje potrzeby.
Uśmiechnąłem się na sam słuch, kiedy jechał jak mu dobrze.
- Jestem ciekaw czy jeszcze głośniej tak jęczysz w nocy... - żart był chyba nie na miejscu...
Chłopak wyszedł ze łzami w oczach z łazienki kierując się do salonu.
- Ej przepraszam... to nie miało tak być...
- A jak?! W du*ie mam te wasze przeprosiny. Są gó*no warte! - wrzasnął na mnie i oddał mi z liścia.- j-ja... - powiedział i zakrył twarz dłońmi.
- Nie jestem zły... - odpowiedziałem i go przyciągnąłem do siebie.
Reszte dnia spędziliśmy na leżeniu w łóżku.
Mikey nie chciał się z tamtąd ruszać nigdzie indziej, po prostu go wszystko bolało, ale nie chciał tego mówić.

- Mikey...? - podniosłem lekko głowę i rozejrzałem się po pokoju. Usłyszałem jakieś krzyki z dołu. Zerwałem się i pobiegłem co sił w nogach.
Zbiegłem po schodach i skierowałem się do salonu. Na kanapie leżal Mikey, odwrócony plecami do materiału, a nad nim nieznany mi sprawca.
Kiedy podeszłem bliżej przestraszyłem się.
- Scott! - krzyknąłem i odciągnąłem go od chłopaka. - co ty odwalasz? - powiedziałem rzucając nim o ścianę.
- Luke..? - powiedział Mikey i spojrzał na mnie. - nie rób mu krzywdy... - dodał i jeszcze bardziej zaczął łkać.
- Coś ty mu zrobił?! - wrzasnąłem.
- Myślałem że spałeś! - krzyknął i go puściłem.
- Wypier...! - wrzasnąłem i go wyrzuciłem z domu.
Kiedy wróciłem do salonu Mikey siedział skulony w rogu kanapy. Podszedłem powoli, aby go nie przestraszyć.
- Co on ci zrobił..? - spytałem.
- N-nic... - mruknał i przyciągnął kolana do klatki piersiowej.
- Powiedz... zaufaj mi proszę - powiedziałem z żalem w głosie.
- On... O-on z-nów-w... - powiedział i pobiegł do łazienki.
Troszkę długo go nie było więc stwierdziłem że pójdę sprawdzić co się z nim dzieje.

Kiedy wszedłem do łazienki, zastałem okropny widok...


[POPRAWIONE]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro