Rozdział 14
Siedziałem w lesie. Z daleko od innych. A czemu sam? Myślałem o ranku i o tym co działo się później...
Może pomiędzy Clare, a Xavier'em coś się urodziło..?
W tym momencie spadłem z kamienia na którym siedziałem. Spojrzałem na swoją lewą rękę... Przestraszyłem się bo w rękę miałem wbitą strzałę.
Zaczęło mnie boleć. Ból był nie do zniesienia. W końcu zjawił się ktoś... Jake.
- Dzięki za rękę.. - powiedziałem do Jake'a i poszedłem do domu. - Już jestem! - krzyknął ale nikt się nie odezwał.
Podbiegłem do pokoju Xaviera. Było słychać śmiechy. Nie pukają wszedłem do pokoju.
Stanąłem jak wryty. Clare się dzieła na Xavieru, w dodatku byli nadzy... Wydałem z siebie krótki jęk, i w oczach stanęły mi łzy. Clare się przestraszyła mnie widząc. Xavier się zaczął smiać ale gdy mnie zobaczył, od razu zrobił się czerwony.
- Miko! - powiedziała Clare biegnąc za mną w samym szlafroku.
- Nie... Zostaw mnie. Nie chce cie znać. Idź sobie do Xaviera, przecież to teraz ty z nim jesteś... A z nami koniec. - powiedziałem i ruszyłem w stronę salonu.
Clare najwyraźniej odpuściła i wróciła do pokoju. Śmiechy ustały, a ja lekko załamany się dziełem na kanapie.
Po upragnionych dwóch godzinach snu, o godzinie mniej-więcej drugiej, zadzwonił dzwonek do drzwi. Wzruszyłem ramionami i podszedłem do drzwi, w końcu je otworzyłem szerzej i dla moich oczu ukazał się Luke.
- Domyślam się że nie możesz spać. - powiedział i luknął do środka.
- Skąd to możesz wiedzieć..? - powiedziałem mało obojętny jego przyjściu tu.
- Wyczuwam cię na kilometr, a twoje emocje czuje wszędzie, pomimo tego że zniknęło oznakowanie dalej cię czuję... Mogę zostać na noc..? - zapytał, a ja wskazałem mu drogę do salonu. A wcześniej zamykając drzwi, na klucz i górny zamek.
- Chcesz coś do picia..? - zapytałem.
- Nie... Chce coś ale nie do picia...
- Do je...
- Chce cię przytulić... Poczuć twój zapach... - powiedział.
W oczach miałem łzy nie wiedziałem czy mogę mu zaufać po raz kolejny, ostatnim razem mnie wykorzystał. Przez kwadranse staliśmy naprzeciwko siebie, aż w końcu zrobiliśmy ten pierwszy krok i przytuliliśmy się.
- T-tęsk-kn-nie... - musiałem się rozkleić.
-Ćśii... Będzie dobrze, zobaczysz. - powiedział i przytulił mnie mocniej do siebie. - Możesz mi zaufać...
~ Misiu... - usłyszałem jego ciepły głos, i automatycznie smyranie po brzuszku.
- Mrrr... - zacząłem mruczeć.
- Akuku! - zaśmiał się kiedy się odwróciłem do niego przodem.
Strzeliłem "focha" patrząc w drugą stronę niż na jego oczy. W końcu się poddałem i przybliżyłem się do jego ust. Zdecydowałem się na jednorazowy szybki ruch. Po sekundzie byłem uziemiony...
[POPRAWIONY]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro