Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✏9✏

Po "rozmowie" z mamą, leżałam na swoim łóżku. Cały weekend tak naprawdę przeleżałam.

Dzisiaj jest poniedziałek. Czyli oznacza to że mam wizytę u psychologa. Fajnie. Jej. Naprawdę się cieszę.
Jeszcze dziś, i za tydzień, a potem koniec.
Cieszę się z tego, ponieważ nie lubię tej baby. W sumie zajemnością. Gdybym mogła zabijać spojrzeniem, to właśnie by była trupem.

Leniwie wstałam z łóżka, podeszłam do szafy,i wzięłam ciuchy. Z rzeczami ruszyłam do łazienki. 
W pomieszczeniu przebrałam się, zrobiłam poranną rutynę. Zgasiłam światło wchodząc w spowrotem do pokoju, usiadłam przy lustrze gdzie trzymam swoje rzeczy do makijażu.
Po kilku se patrzenia na siebie w odbiciu, postanowiłam że zrobię sobie wysokiego kitka. Kiedy to już miałam z głowy wyciągnęłam z szuflady lainer , w miarę szybko  udało mi się zrobić dwie równe kreski,  później na powieki nałożyłam cienia,nawilżyłam usta. Złapałam za torebkę, i wyszłam z pokoju.

Magda udawaj że wszytko jest dobrze.
Pomyślałam.

-Hej- powiedziałam wychodząc do pomieszczenia.

-Hej córcia - powiedziała radośnie.

Spojrzałam na nią. Dzisiaj jest wesoła. Mimo to że widać że nie jest wyspana. Ale jest lepiej.
Tańczyła do piosenki, która leciała z radia. Całkiem inna kobieta.
Uśmiechnęłam się do niej.

- Zaraz śniadanie - mówi odwracając się plecami do mnie kołysząc się na boki.

Po chwili  mama podała mi talerz z jajecznicą, z dwoma kromkami  posmarowanymi masłem.

-Co taka smutna?- pyta.

-Co? Nie.- zaprzeczyłam.

-Przecież kochana widzę- mówi siadając na przeciwko mnie.

-Kiedyś ci powiem- powiedziałam te same słowa co ona do mnie.

Ale po chwili dotarło to do mnie co powiedziałam. Kobieta nic nie mówiąc wyszła z kuchni.

- kurwa- syknełam zła na siebie.

Czemu ja to powiedziałam? Nie chciałam jej urazić.
Ruszyłam odrazu za nią. Była w przed pokoju, ubierała buty. Kiedy skończyła spojrzała na mnie.

-Przepraszam - powiedziałam patrząc w jej oczy.

Podeszłam do niej, i ją przytuliłam. Odrazu mnie szczelnie objęła. Nie chciałam jej zranić.


***



-Dzień dobry - powiedziała ta ździra.

Usiadłam na swoim miejscu. A torebkę powiesiłam na krzesełku.

-Dobry- witam się.

Spojrzałam na jej biurko. I odziwo dzisiaj nie ma dużo papierów. Dziwne. Zawsze miała tak nawalone, a dzisiaj. Poprawiałam się na siedzeniu, i wygodnie oparłam się.

-Masz kontakt z ojcem?- zapytała w prosto.

-Nie- odpowiadam bez uczuć.

-A masz mu to za złe?

-Nie- jasne że mam.

Nie utrzymuje w ogóle ze mną kontaktu. Za to go nie nienawidzę. I nie chcę go znać. Był kiedyś dla mnie bardzo ważny, ale dzisiaj już nie jest.

-Twoja reakcja mówi co innego- powiedziała pewnie.

Ty szmato!

-Tak czy nie?-  dodała przy tym robiąc sztuczny uśmieszek.

Co za szlauf. Boże trzymaj mnie, bo będę miała jej krew na swoich rękach.

- Czy Pani może zamknąć ten pierdolony ryj, i dać mi święty spokój?- powiedziałam zirytowana jej zachowaniem.

Kobieta z szokiem spojrzała na mnie. No sorry nie wytrzymałam.
Naprawdę mi szkoda chłopa, który wziął ją za żonę. Mam nadzieję że szybko weźmie z nią rozwód.

-Nie takim tonem, nie takimi słowami. Pytam o normalne rzeczy.- powiedziała oburzona.

Zaśmiałam się kpiąco.

- Normalne rzeczy?- szmata- Kobieto. Od początku mnie nie trawisz, nawet się z tym nie kryszej. W sumie z zajemnością - unoszę ciut głowę żeby wiedziała że ze mną nie wygra. Żeby wiedziała że teraz jestem pewna siebie.

Patrzyła na mnie uważnie. Analizowała.

- Młoda..- jakim prawem mi ona przerywa?!

-Czemu mi przerywasz?- podniosłam brew. A ona oniemiała. - Powiem tak. Jak ciebie mąż nie przeleciał to kurwa nie moja wina. I nie wyżywaj się na innych. Bo to źle się dla ciebie skończy. - słuchała mnie z szokiem.- w sumie ja mu się nie dziwię. Życzę mu szybkiego rozwodu. A w ogóle dziwię się że poślubił kogoś TAKIEGO jak ty.- kończę i wstaje z miejsca.

-Siadaj- rozkazała.

Podeszłam do drzwi. I nie patrząc na nią.

-Do zobaczenia- i wychodzę.
Ale miałam ochotę jej przypierdolić.

Z hukiem zamknęłam za sobą drzwi. Wypuściłam powietrze z ust. Uderzyła mnie w czuły punkt, a mianowicie temat o ojcu. Nic tak nie boli jak opuszczenie rodzica, czy śmierć ukochanej osoby.
Zaczęłam iść w stronę wyjścia z tego wariatkowa. Też mi kurna wielka Pani psycholog. Niestety dzisiaj wracam piechotą, ponieważ mama pojechała już do pracy. Ale to chyba dobrze. Będę miała czas żeby ochłonąć.


***



Weszłam do swojego azylu. Mojego pięknego pokoju. Torebkę rzuciłam na łóżko, schyliłam się pod szafką, i z pod niej wyciągłam mój pamiętnik.
Usiadłam na podłodze, i otworzyłam go.

Drogi pamiętniku.

Wiem dawno mnie tutaj nie było.
Ale przez to że dowiedziałam się o śmierci Remigiusza. Przecież on nie mógł zostać zabity, czy umrzeć. Nie on. W głowie mam pytanie dlaczego on, a nie ja. Czuję dużą pustkę. Tak to miałam jakąś nadzieję, że wróci. A teraz. A teraz nic. Tęsknię za nim bardzo.

Łza spadła mi kartkę, notesu. Zamknęłam go,i zaczęłam płakać.

-Boże. Nigdy o nic nie prosiłam. Ale błagam. Niech on żyje - zaszlochałam.

Przecież go ostatnio widziałam!!!
Wzięłam wdech i wydech. Schowałam swoją rzecz pod szafkę i się położyłam na łóżku.
Otarłam łzy, i zamknęłam oczy.
Ale po chwili telefon wydał z siebie dźwięk. Wzięłam go do ręki.

Marek: Hej. Chcesz lekcje?

Czy ja chcę? Czy mam na to siły?

Ja: Nie trzeba :).

Odłożyłam telefon, i zamknęłam oczy.













Jak są błędy to przepraszam

⭐ Cenię
💭Kocham

~Wi~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro