✏9✏
Po "rozmowie" z mamą, leżałam na swoim łóżku. Cały weekend tak naprawdę przeleżałam.
Dzisiaj jest poniedziałek. Czyli oznacza to że mam wizytę u psychologa. Fajnie. Jej. Naprawdę się cieszę.
Jeszcze dziś, i za tydzień, a potem koniec.
Cieszę się z tego, ponieważ nie lubię tej baby. W sumie zajemnością. Gdybym mogła zabijać spojrzeniem, to właśnie by była trupem.
Leniwie wstałam z łóżka, podeszłam do szafy,i wzięłam ciuchy. Z rzeczami ruszyłam do łazienki.
W pomieszczeniu przebrałam się, zrobiłam poranną rutynę. Zgasiłam światło wchodząc w spowrotem do pokoju, usiadłam przy lustrze gdzie trzymam swoje rzeczy do makijażu.
Po kilku se patrzenia na siebie w odbiciu, postanowiłam że zrobię sobie wysokiego kitka. Kiedy to już miałam z głowy wyciągnęłam z szuflady lainer , w miarę szybko udało mi się zrobić dwie równe kreski, później na powieki nałożyłam cienia,nawilżyłam usta. Złapałam za torebkę, i wyszłam z pokoju.
Magda udawaj że wszytko jest dobrze.
Pomyślałam.
-Hej- powiedziałam wychodząc do pomieszczenia.
-Hej córcia - powiedziała radośnie.
Spojrzałam na nią. Dzisiaj jest wesoła. Mimo to że widać że nie jest wyspana. Ale jest lepiej.
Tańczyła do piosenki, która leciała z radia. Całkiem inna kobieta.
Uśmiechnęłam się do niej.
- Zaraz śniadanie - mówi odwracając się plecami do mnie kołysząc się na boki.
Po chwili mama podała mi talerz z jajecznicą, z dwoma kromkami posmarowanymi masłem.
-Co taka smutna?- pyta.
-Co? Nie.- zaprzeczyłam.
-Przecież kochana widzę- mówi siadając na przeciwko mnie.
-Kiedyś ci powiem- powiedziałam te same słowa co ona do mnie.
Ale po chwili dotarło to do mnie co powiedziałam. Kobieta nic nie mówiąc wyszła z kuchni.
- kurwa- syknełam zła na siebie.
Czemu ja to powiedziałam? Nie chciałam jej urazić.
Ruszyłam odrazu za nią. Była w przed pokoju, ubierała buty. Kiedy skończyła spojrzała na mnie.
-Przepraszam - powiedziałam patrząc w jej oczy.
Podeszłam do niej, i ją przytuliłam. Odrazu mnie szczelnie objęła. Nie chciałam jej zranić.
***
-Dzień dobry - powiedziała ta ździra.
Usiadłam na swoim miejscu. A torebkę powiesiłam na krzesełku.
-Dobry- witam się.
Spojrzałam na jej biurko. I odziwo dzisiaj nie ma dużo papierów. Dziwne. Zawsze miała tak nawalone, a dzisiaj. Poprawiałam się na siedzeniu, i wygodnie oparłam się.
-Masz kontakt z ojcem?- zapytała w prosto.
-Nie- odpowiadam bez uczuć.
-A masz mu to za złe?
-Nie- jasne że mam.
Nie utrzymuje w ogóle ze mną kontaktu. Za to go nie nienawidzę. I nie chcę go znać. Był kiedyś dla mnie bardzo ważny, ale dzisiaj już nie jest.
-Twoja reakcja mówi co innego- powiedziała pewnie.
Ty szmato!
-Tak czy nie?- dodała przy tym robiąc sztuczny uśmieszek.
Co za szlauf. Boże trzymaj mnie, bo będę miała jej krew na swoich rękach.
- Czy Pani może zamknąć ten pierdolony ryj, i dać mi święty spokój?- powiedziałam zirytowana jej zachowaniem.
Kobieta z szokiem spojrzała na mnie. No sorry nie wytrzymałam.
Naprawdę mi szkoda chłopa, który wziął ją za żonę. Mam nadzieję że szybko weźmie z nią rozwód.
-Nie takim tonem, nie takimi słowami. Pytam o normalne rzeczy.- powiedziała oburzona.
Zaśmiałam się kpiąco.
- Normalne rzeczy?- szmata- Kobieto. Od początku mnie nie trawisz, nawet się z tym nie kryszej. W sumie z zajemnością - unoszę ciut głowę żeby wiedziała że ze mną nie wygra. Żeby wiedziała że teraz jestem pewna siebie.
Patrzyła na mnie uważnie. Analizowała.
- Młoda..- jakim prawem mi ona przerywa?!
-Czemu mi przerywasz?- podniosłam brew. A ona oniemiała. - Powiem tak. Jak ciebie mąż nie przeleciał to kurwa nie moja wina. I nie wyżywaj się na innych. Bo to źle się dla ciebie skończy. - słuchała mnie z szokiem.- w sumie ja mu się nie dziwię. Życzę mu szybkiego rozwodu. A w ogóle dziwię się że poślubił kogoś TAKIEGO jak ty.- kończę i wstaje z miejsca.
-Siadaj- rozkazała.
Podeszłam do drzwi. I nie patrząc na nią.
-Do zobaczenia- i wychodzę.
Ale miałam ochotę jej przypierdolić.
Z hukiem zamknęłam za sobą drzwi. Wypuściłam powietrze z ust. Uderzyła mnie w czuły punkt, a mianowicie temat o ojcu. Nic tak nie boli jak opuszczenie rodzica, czy śmierć ukochanej osoby.
Zaczęłam iść w stronę wyjścia z tego wariatkowa. Też mi kurna wielka Pani psycholog. Niestety dzisiaj wracam piechotą, ponieważ mama pojechała już do pracy. Ale to chyba dobrze. Będę miała czas żeby ochłonąć.
***
Weszłam do swojego azylu. Mojego pięknego pokoju. Torebkę rzuciłam na łóżko, schyliłam się pod szafką, i z pod niej wyciągłam mój pamiętnik.
Usiadłam na podłodze, i otworzyłam go.
Drogi pamiętniku.
Wiem dawno mnie tutaj nie było.
Ale przez to że dowiedziałam się o śmierci Remigiusza. Przecież on nie mógł zostać zabity, czy umrzeć. Nie on. W głowie mam pytanie dlaczego on, a nie ja. Czuję dużą pustkę. Tak to miałam jakąś nadzieję, że wróci. A teraz. A teraz nic. Tęsknię za nim bardzo.
Łza spadła mi kartkę, notesu. Zamknęłam go,i zaczęłam płakać.
-Boże. Nigdy o nic nie prosiłam. Ale błagam. Niech on żyje - zaszlochałam.
Przecież go ostatnio widziałam!!!
Wzięłam wdech i wydech. Schowałam swoją rzecz pod szafkę i się położyłam na łóżku.
Otarłam łzy, i zamknęłam oczy.
Ale po chwili telefon wydał z siebie dźwięk. Wzięłam go do ręki.
Marek: Hej. Chcesz lekcje?
Czy ja chcę? Czy mam na to siły?
Ja: Nie trzeba :).
Odłożyłam telefon, i zamknęłam oczy.
Jak są błędy to przepraszam
⭐ Cenię
💭Kocham
~Wi~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro