✏8✏
Przewróciłam się kolejny raz na bok, spojrzałam na zegarek. Skazywał pierwszą w nocy.
Czułam się źle. Wiem że to niby plotka, ale w każdej plotce jest ziarenko prawdy.
Mimo to że gdzieś tam z tyłu głowy, mógł upozorować swoją śmierć. Przecież on musi się chować. Zostać w ukryciu.
Usiadłam na brzegu łóżka, głośnio wzdychając. Poczułam jak jedna łza spływa mi po policzku.
Wymknęłam się z domu, i ruszyłam biegiem w stronę tam gdzie go pierwszy raz zauważyłam. Czyli do uliczki. Po kilku minutach stanęłam w miejscu dysząc. Nie ma go. Poczułam ból. Weszłam do niej. Żadnego śladu. Nic. Zaszlochałam.
Może naprawdę był chory. Ale przecież była inna przyczyna jego wyprowadzki.
Patrzyłam na puste miejsce, gdzie kiedyś stał. Czułam większy ból, niż gdy wypowiedział " żegnaj". Czułam większą pustkę, z myślą że już go nigdy nie zobaczę. Opadłam na podłoże, nie mogłam oddychać z płaczu. Moja nadzieja zgasła.
-Nie!!- krzyknęłam ile miałam sił. Poczułam chwilową ulgę. Ale tylko na chwilę.
***
Wstałam z łóżka. Spojrzałam na zegar. Wskazywał na jedynastą. Co się dziwić jak zasnęłam około piątej. Otarłam oczy, wstałam z łóżka. Czułam jakby jakaś cząstka mnie umarła. Umarła razem z nim. Że już nigdy nie będzie takie same. Że część mnie odeszła. Czułam się z tym źle.
Weszłam do łazienki. Odkręciłam kran, i przemyłam twarz wodą. Dzisiaj jest sobota. To mama ma dzisiaj wolne, czyli mogę z nią porozmawiać. Ciekawe czy dalej będzie kłamać.
Nie lubię gdy ona tak robi.
Kiedy się trochę ogarnęłam, zeszłam na dół.
Poczułam zapach kawy, który wydobywał się z kuchni. Więc tam ruszyłam.
Będąc w progu, zauważyłam kobietę, która jadła kanapkę, i popijała kawę.
-O hej. Już nie śpisz?- spytała przy tym uśmiechając się.
-Hej. Nie. Jak się spało?- spytałam się, po czym podeszłam do blatu.
Z szafki wyciągłam kakao, i kubek. Potem sięgnęłam do lodówki po mleko.
Napełniłam naczynie, po czym pomieszałam łyżeczką. Kiedy kakao było gotowe, kubek przyłożyłam do swoich ust. Wzięłam dwa spore łyki. Po czym postawiłam go spowrotem na blat. A mleko schowałam go lodówki.
-Nawet- czyli też źle spała.
Zrobiłam na szybko sobie trzy kanapki. Wzięłam naczynia, i z posiłkiem usiadłam przy stole.
-Mamo co to za papiery?- spytałam odrazu.
Nie ma co. Wzięłam gryz, i podniosłam wzrok na nią. Kobieta wzięła łyk kawy. Zmarszczyła na chwilę brwi. Zapewne zaraz mnie okłamie.
-Rachunki- powiedziała.
Przewróciłam oczami. Wiem że tego ona lubi, jak tak robię. Ale już nie wytrzymuje.
-Wiem że kłamiesz. Widzę to po tobie. Nie sypiasz, palisz, pijesz. Nie rozumiesz tego że to cię niszczy - mówię ciut wkurzona. Ta spojrzała na stół. - Nie unikaj mnie mamo.- dodoalam ciszej.
-To rachunki - powtórzyła.
-Proszę cię - tak naprawdę błagałam ją.
-Rachunki- wstała z miejsca, i poszła chyba do siebie.
Jeśli nie chce mi sama powiedzieć, to ja sama się dowiem.
Jak są błędy to przepraszam
⭐ Cenię
💭Kocham
~Wi~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro