✏ 3 ✏
Opuściłam swój pokój. Zabrałam się za gotowanie jakiegoś szybkiego obiadu. Po niecałych piętnastu minutach usiadłam przy stole przed talerzem z gotowym posiłkiem.
Minęło kilka minut, zanim skończyłam jeść. Zaraz po schowaniu naczyń do zmywarki ubrałam się w sportowy stanik i spodnie dresowe. Włosy spięłam w wysokiego kitka. Pomyślałam sobie, że pogoda jest ładna, więc czemu by jej nie wykorzystać? A że ostatnio trochę przybrałam na wadze, no to zacznę biegać. Przy okazaji wyrobię sobie sylwetkę na lato.
Chwyciłam saszetkę, schowałam do niej telefon z podpiętymi słuchawkami. Zeszłam na dół, ubrałam buty i wyszłam z domu. Klucze schowałam, a w zamian wyjęłam telefon i włożyłam do uszu słuchawki, puszczając moją ulubioną playlistę. Na powrót schowałam urządzenie do saszetki i ruszyłam truchtem po chodniku. Mam niedaleko do parku, więc tam chwilę pobiegam, a później wrócę.
Plan idealny.
Biegnąc wzdłuż chodnika, mijałam wielu ludzi. Widziałam, jak spieszyli się na autobus, inni podążali gdzie indziej, jednak tak samo żwawo jak tamci. Kilka z nich patrzyło na mnie jak na debilkę, chociaż nie miałam pojęcia czemu. Przecież to normalna rzecz. Wielu ludzi biega. Bardzo dziwne.
Znów pogrążyłam się w myślach, które dręczyły mnie od jakiegoś czasu. Czy naprawdę go widziałam? Przecież to nie mógł być sen, bo byłam u tej pizdy na terapii. Pogoda tamtego dnia była ładna i ciepła, podobnie jak dzisiejsza, więc czułam to ciepło na swoim ciele. Ale czy naprawdę moja psychika mnie nie okłamuje?
Minął rok. W zasadzie mógł wrócić, ale nie musiał. Nie miał po co. Ani do kogo.
Ale jednak chcę, żeby to była prawda. Nie potrafię odnaleźć części siebie, którą utraciłam wraz z wyjazdem Remka. Ten kawałek mnie odszedł razem z nim. Czuję ogromną pustkę. Tak cholerną pustkę.
Po chwili biegu przede mną ukazało się wejście do parku, więc trochę zwolniłam tempo, łapiąc głęboki oddech. Moją uwagę przykuła duża liczba ludzi, a nawet dzieci. Czyli nie tylko ja wykorzystuję piękną pogodę. Stanęłam na chwilę w miejscu, czekając, aż skończy się reklama i mój słuch ukoi kolejna z moich ulubionych piosenek. Moje tętno powoli się normowało, a kiedy moich uszu dobiegły pierwsze akordy gitary, ruszyłam biegiem jedną z uliczek parku. Nawet nie wiem, skąd nagle w moją stronę nadleciała piłka, nie zauważyłam jej. Albo raczej zauważyłam, ale za późno. Dostałam w głowę. Upadłam. Po upewnieniu się, że nic sobie nie złamałam, wyciągnęłam słuchawki z uszu. Wzrokiem skanowałam otoczenie, szukając właściciela piłki. Długo nie musiałam szukać, bo już po chwili podbiegł do mnie chłopczyk, na oko miał koło dziewięciu lat.
– Przepraszam – powiedział ze skruchą. – Nie chciałem – dodał, nie obdarzając mnie spojrzeniem, za to wbijając je w czubki swoich butów.
Ja w tym czasie wstałam i otrzepałam się z kurzu. W naszą stronę zmierzała kobieta trochę starsza ode mnie. Zapewne jego matka. Wróciłam wzrokiem na małego piłkarza.
– Hej, nie smuć się – zaczęłam z najprzyjaźniejszym uśmiechem na twarzy, na jaki było mnie stać. Spojrzał na mnie.
– Przepraszam Panią bardzo – powiedziała kobieta, podchodząc do nas.
– To nic. – Wróciłam wzrokiem na chłopca. – Nie pierwszy raz dostałam piłką. – Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, po czym schyliłam się po własność chłopca. Wzięłam ją do ręki, podniosłam z ziemi i podałam małemu.
– Niezły strzał. Trenuj dalej, a w przyszłości na pewno dołączysz do naszej reprezentacji narodowej.
Chłopiec lekko się uśmiechnął. Słodki widok.
– Tylko na przyszłość – zaczęłam – kop tam, gdzie nie ma ludzi – dodałam, śmiejąc się. Wyciągnęłam do niego rękę. – Umowa?
– Umowa – odwzajemnił gest z szerokim uśmiechem.
Przecież nie będę na niego krzyczeć. W każdej zabawie zdążają się lekkie wpadki. A po drugie to tylko dziecko.
– To ja już lecę. – Włożyłam słuchawki do uszu i powoli zaczęłam biec. Jeszcze przed wyjściem z parku pomachałam chłopcu na pożegnanie i ruszyłam truchtem w stronę domu.
***
Gdy dobiegłam pod same drzwi, wyciągnęłam klucze i wsadziłam je do zamka. Chciałam je przekręcić, ale okazało się, że nie jest to możliwe. Czyli mama wróciła wcześniej niż zwykle. Weszłam do środka, zamknęłam za sobą drzwi i zdjęłam buty.
– Hej mamo! – krzyknęłam.
Kobieta odpowiedziała tym samym. Głos doszedł mnie z salonu, więc tam ruszyłam. W oczy rzucił mi się widok rodzicielki leżącej na kanapie i oglądającej telewizję. Podeszłam do niej bliżej.
– Jak się czujesz? – spytałam. Mama popatrzyła na mnie z uśmiechem.
– Bardzo dobrze. – Ulżyło mi. – Biegałaś? – spytała, wracając wzrokiem do telewizora.
– Tak. W garnku na gazówce zostało jeszcze trochę obiadu, który zrobiłam wcześniej – poinformowałam ją. – A ja idę wziąć prysznic.
Poszłam do pokoju, wyciągnęłam telefon, odłączyłam słuchawki i położyłam go na łóżku. Nerkę wrzuciłam do szafki. Wyjęłam jakieś luźne ciuchy, po czym skierowałam się do łazienki.
Po trzydziestu minutach opuściłam pomieszczenie, czując świeżość. W drodze do pokoju czesałam jeszcze mokre włosy. Podeszłam do okna. Zamknęłam je, bo najwidoczniej zapomniałam o tym zanim wyszłam. Odłożyłam szczotkę na miejsce i zeszłam z powrotem na dół. Poszłam znowu do salonu, do mamy, żeby trochę z nią posiedzieć.
Stanęłam w progu, zauważając, że kobieta śpi.
Westchnęłam, ale po chwili się uśmiechnęłam. Starając się nie hałasować, wzięłam koc, który leżał na sofie i przykryłam ją. Wyłączyłam telewizor i wyszłam, pozwalając jej odpocząć w spokoju. W progu spojrzałam na nią jeszcze raz.
– Dobranoc – powiedziałam szeptem.
Jak są błędy to przepraszam
⭐ Cenię
💭Kocham
~Wi~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro