Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✏ 3 ✏

Opuściłam swój pokój. Zabrałam się za gotowanie jakiegoś szybkiego obiadu. Po niecałych piętnastu minutach usiadłam przy stole przed talerzem z gotowym posiłkiem.

Minęło kilka minut, zanim skończyłam jeść. Zaraz po schowaniu naczyń do zmywarki ubrałam się w sportowy stanik i spodnie dresowe. Włosy spięłam w wysokiego kitka. Pomyślałam sobie, że pogoda jest ładna, więc czemu by jej nie wykorzystać? A że ostatnio trochę przybrałam na wadze, no to zacznę biegać. Przy okazaji wyrobię sobie sylwetkę na lato.

Chwyciłam saszetkę, schowałam do niej telefon z podpiętymi słuchawkami. Zeszłam na dół, ubrałam buty i wyszłam z domu. Klucze schowałam, a w zamian wyjęłam telefon i włożyłam do uszu słuchawki, puszczając moją ulubioną playlistę. Na powrót schowałam urządzenie do saszetki i ruszyłam truchtem po chodniku. Mam niedaleko do parku, więc tam chwilę pobiegam, a później wrócę.

Plan idealny.

Biegnąc wzdłuż chodnika, mijałam wielu ludzi. Widziałam, jak spieszyli się na autobus, inni podążali gdzie indziej, jednak tak samo żwawo jak tamci. Kilka z nich patrzyło na mnie jak na debilkę, chociaż nie miałam pojęcia czemu. Przecież to normalna rzecz. Wielu ludzi biega. Bardzo dziwne.

Znów pogrążyłam się w myślach, które dręczyły mnie od jakiegoś czasu. Czy naprawdę go widziałam? Przecież to nie mógł być sen, bo byłam u tej pizdy na terapii. Pogoda tamtego dnia była ładna i ciepła, podobnie jak dzisiejsza, więc czułam to ciepło na swoim ciele. Ale czy naprawdę moja psychika mnie nie okłamuje?

Minął rok. W zasadzie mógł wrócić, ale nie musiał. Nie miał po co. Ani do kogo.

Ale jednak chcę, żeby to była prawda. Nie potrafię odnaleźć części siebie, którą utraciłam wraz z wyjazdem Remka. Ten kawałek mnie odszedł razem z nim. Czuję ogromną pustkę. Tak cholerną pustkę.

Po chwili biegu przede mną ukazało się wejście do parku, więc trochę zwolniłam tempo, łapiąc głęboki oddech. Moją uwagę przykuła duża liczba ludzi, a nawet dzieci. Czyli nie tylko ja wykorzystuję piękną pogodę. Stanęłam na chwilę w miejscu, czekając, aż skończy się reklama i mój słuch ukoi kolejna z moich ulubionych piosenek. Moje tętno powoli się normowało, a kiedy moich uszu dobiegły pierwsze akordy gitary, ruszyłam biegiem jedną z uliczek parku. Nawet nie wiem, skąd nagle w moją stronę nadleciała piłka, nie zauważyłam jej. Albo raczej zauważyłam, ale za późno. Dostałam w głowę. Upadłam. Po upewnieniu się, że nic sobie nie złamałam, wyciągnęłam słuchawki z uszu. Wzrokiem skanowałam otoczenie, szukając właściciela piłki. Długo nie musiałam szukać, bo już po chwili podbiegł do mnie chłopczyk, na oko miał koło dziewięciu lat.

– Przepraszam – powiedział ze skruchą. – Nie chciałem – dodał, nie obdarzając mnie spojrzeniem, za to wbijając je w czubki swoich butów.

Ja w tym czasie wstałam i otrzepałam się z kurzu. W naszą stronę zmierzała kobieta trochę starsza ode mnie. Zapewne jego matka. Wróciłam wzrokiem na małego piłkarza.

– Hej, nie smuć się – zaczęłam z najprzyjaźniejszym uśmiechem na twarzy, na jaki było mnie stać.  Spojrzał na mnie.

– Przepraszam Panią bardzo – powiedziała kobieta, podchodząc do nas.

– To nic. – Wróciłam wzrokiem  na chłopca. – Nie pierwszy raz dostałam piłką. – Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, po czym schyliłam się po własność chłopca. Wzięłam ją do ręki, podniosłam z ziemi i podałam małemu.

– Niezły strzał. Trenuj dalej, a w przyszłości na pewno dołączysz do naszej reprezentacji narodowej.

Chłopiec lekko się uśmiechnął. Słodki widok.

– Tylko na przyszłość – zaczęłam – kop tam, gdzie nie ma ludzi – dodałam, śmiejąc się. Wyciągnęłam do niego rękę. – Umowa?

– Umowa – odwzajemnił gest z szerokim uśmiechem.

Przecież nie będę na niego krzyczeć. W każdej zabawie zdążają się lekkie wpadki. A po drugie to tylko dziecko.

– To ja już lecę. – Włożyłam słuchawki do uszu i powoli zaczęłam biec. Jeszcze przed wyjściem z parku pomachałam chłopcu na pożegnanie i ruszyłam truchtem w stronę domu.


***



Gdy dobiegłam pod same drzwi, wyciągnęłam klucze i wsadziłam je do zamka. Chciałam je przekręcić, ale okazało się, że nie jest to możliwe. Czyli mama wróciła wcześniej niż zwykle. Weszłam do środka, zamknęłam za sobą drzwi i zdjęłam buty.

– Hej mamo! – krzyknęłam.

Kobieta odpowiedziała tym samym. Głos doszedł mnie z salonu, więc tam ruszyłam. W oczy rzucił mi się widok rodzicielki leżącej na kanapie i oglądającej telewizję. Podeszłam do niej bliżej.

– Jak się czujesz? – spytałam. Mama popatrzyła na mnie z uśmiechem.

– Bardzo dobrze. – Ulżyło mi. – Biegałaś? – spytała, wracając wzrokiem do telewizora.

– Tak. W garnku na gazówce zostało jeszcze trochę obiadu, który zrobiłam wcześniej – poinformowałam ją. – A ja idę wziąć prysznic.

Poszłam do pokoju, wyciągnęłam telefon, odłączyłam słuchawki i położyłam go na łóżku.  Nerkę wrzuciłam do szafki. Wyjęłam jakieś luźne ciuchy, po czym skierowałam się do łazienki.

Po trzydziestu minutach opuściłam pomieszczenie, czując świeżość. W drodze do pokoju czesałam jeszcze mokre włosy. Podeszłam do okna. Zamknęłam je, bo najwidoczniej zapomniałam o tym zanim wyszłam. Odłożyłam szczotkę na miejsce i zeszłam z powrotem na dół. Poszłam znowu do salonu, do mamy, żeby trochę z nią posiedzieć.

Stanęłam w progu, zauważając, że kobieta śpi.
Westchnęłam, ale po chwili się uśmiechnęłam. Starając się nie hałasować, wzięłam koc, który leżał na sofie i przykryłam ją. Wyłączyłam telewizor i wyszłam, pozwalając jej odpocząć w spokoju. W progu spojrzałam na nią jeszcze raz.

– Dobranoc – powiedziałam szeptem.









Jak są błędy to przepraszam

⭐ Cenię
💭Kocham

~Wi~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro