✏19✏
Tak jak obiecałam mamie, zrobiłam co miałam zrobić. Wzięłam kubek z ciepłą kawą, po czym weszłam do swojego pokoju. Za trzy dni będę miała jeden z ważniejszych sprawdzianów z fizyki. Muszę się naprawdę do niego przyszykować, nauczyciel mówił że będzie brał ją pod uwagę jak będzie wystawiał oceny półroczne.
Z szafki wyciągnęłam książkę, zeszyty i mój notes. Usiadłam przy biurku, odłożyłam je na na chwilę na nim, wzięłam duży łyk.
Odłożyłam naczynie, po czym zaczęłam się uczyć.
Najlepsze jest to że tego rozdziału, w ogóle nie rozumiem, więc jak dostanę dopuszczający to będę bardzo szczęśliwa.
***
Weszłam do kotłowni żeby podłożyć do pieca. Kiedy to zrobiłam wyszłam na podwórko. Piec mamy pod domem, w takiej piwnicy. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz, i zauważyłam jak podjeżdża mama na posesję. Zrobiłam kilka kroków, stanęłam przed schodami. Poczekam tą chwilkę na nią. Zgasiła silnik.
-Chodź pomożesz z zakupami - mówi szybko, a później otwiera bagażnik.
Podeszłam do niej i wzięłam trzy ciężkie siatki, a kobieta wzięła papier.
Otworzyłam drzwi, weszłam do domu. Pokierowałam się do kuchni, położyłam zakupy na podłodze.
-Coś ty kupiła?- powiedziałam lekko zdyszana.- ciężkie - swój wzrok skierowałam w stronę mamy.
-Mięso, wody, coś do chleba no i twoją ulubioną wodę allesową. - kończy.
-Dobra ja wracam do nauki- omijam kobietę, i szybko przekroczyłam schody.
One kiedyś mnie też wymęczą. Zdyszana usiadłam na krześle, złapałam za kubek, wzięłam łyk już zimnej kawy. Lekko się skrzywiłam, nienawidzę takiej pić. To powinno być w ogóle zakazane. Odłożyłam go na wcześniejsze miejce, przewróciłam kartkę w zeszycie, i znowu byłam w krainie nauki.
-Obiad!- słyszę krzyk matki. Zamknęłam moje książki, i zaczęłam się wyciągać. Trochę się zasiedziałam. Prawie cztery godziny spędziłam nad tym, i nic się nie nauczyłam. Spojrzałam na zegarek, wskazywał prawie osiemnastą. Obiad o tej porze?
Zgasiłam lampkę, po czym szybko wyszłam z pokoju. Schodząc słyszałam jak w salonie leci jakaś piosenka, nie zwracając na nią większej uwagi swoje kroki skierowałam do kuchni.
Zastałam tam, jak mama nakłada sobie spagetti na talerz.
-Ja bym już powiedziała że to kolacja- dołączam do kobiety.
-Późno wróciłam- zaczyna jeść.
-Smacznego- wzięłam trochę makaronu na widelec.
-Nawzajem. A jak tam nauka? Nauczyłaś się czegoś?- podniosłam wzrok na nią.
-Nie. Ten temat to czarna magia jak dla mnie.- mówię szczerze kręcąc głową na boki.
Nic więcej się już nie odzywaliśmy. Jadłyśmy w ciszy, ale nie takiej krępującej. Tylko zwyczajnej.
Nawet dobry sos zrobiła. Nie powiem, kobieta zawsze dobrze gotowała.
Może coś sama ugotuję dla chłopaków. Tak. To jest dobry pomysł. Wzięłam łyk soku.
-Jutro nie musisz iść do szkoły - nagle odezwała się. Odłożyłam szklankę.
-Nie. Pójdę- powiedziałam pewnie.
-Ale naprawdę..- przerwałam jej.
-Pójdę.- i wracam do jedzenia.
-No dobrze kochanie.
Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Ale się najadłam. Jutro chyba nawet śniadania nie będę jadła.
Wzięłam do ręki książkę, trochę poleżę, później się ogarnę i pójdę spać. To plan idealny, nawet się wyspie.
Otworzyłam na stronie na której ostatnio skończyłam.
Nagle telefon dał o sobie znać. Dokładniej messenger. Nawet słowa nie zdążyłam przeczytać.
Wzięłam do ręki urządzenie, odblokowałam go a potem weszłam na nasz dymek.
Harry: Wpadaj do nas
Ja: Napewno?
Harry: Tak. Mamy alkohol, zabawimy się.
Ja: Będę za piętnaście minut
Nie chodzi mi o picie, ale chciałam się spotkać z brunetem. Położyłam rzeczy, i szybko podeszłam do szafy.
Patrzyłam na stertę ciuchów. Nie wiem co mam się w ubrać.
Chyba ubiorę czarne leginsy, do tego granatową podkoszulkę która sięga mi do połowy pupy, i bluzę. Chyba będzie git. Wzięłam rzeczy, szybko się przebrałam po czym podeszłam do toaletki. Poprawiłam kreski, rzęsy, nałożyłam na usta delikatną pomadkę. Uczesałam się w wysokiego kitka. Do kieszeni bluzy schowałam telefon,i chusteczki. Wzięłam dwie gumy miętowe do ust. Zgasiłam światło, a potem wyszłam.
-Momo!- krzyczę schodząc po schodach.
-U siebie- więc tam się pokierowałam.
Stanęłam w progu.- co się tak wyszykowałaś?- pyta patrząc na mnie w lekkim szoku.
-Marek zaprosił mnie ponieważ ma dzisiaj imieniny. Więc pójdę na chwilę. Cała paczka ma być. Mogę wziąść wino?- pytam.
-Nie upij się, nie wracaj późno, i życz mu ode mnie życzenia.
-Jesteś najlepsza!- krzyczę radośnie.
Biegnę do zaplecza które znajduje się obok kuchni i biorę jedno z najlepszych win jakie mamy.
Ubieram buty, klucze biorę ze sobą i szybko wyszłam z domu.
Jak weszłam na chodnik skręciłam w stronę domu Harrego. Odblokowałam telefon, weszłam na nasz dymek.
Ja: Już idę.
Długo nie musiałam czekać na odpowiedź, ponieważ dostałam ją odrazu.
Harry: Cieszy nas to. Przed wejściem na moją posesję upewnij się że nikogo nie ma.
Ja: Dobrze.
Zablokowałam go, i z skupieniem szłam.
Po sześciu minutach byłam już na miejscu. Tak jak chłopak kazał, rozglądałam się do okoła w poszukiwaniu jakich kolwiek ludzi, w tym obrębie. Kiedy upewniłam się że jest czysto, podeszłam na posesję domu.
Pod drzwiami poprawiłam się, i zadzwoniłam dzwonkiem.
Po kilku sekundach, drzwi zaczęły się otwierać. A w progu ujrzałam gospodarza.
-Dawaj- mówi szybko i wpuszcza mnie.
Szybko wykonałam jego polecenie, po czym odwróciłam się przodem do niego. Rozglądał się, a później zamknął drzwi na zamek.
-Witam w moim domu- mówi z uśmiechem przy tym ukazując swoje dołeczki.
-Proszę. Mały prezent ode mnie dla was - przybliżyłam rękę do niego z winem.
-Dziękuję. Chodź - ruszyłam za nim.
W salonie było cieplutko, ponieważ w kominku się paliło. Zielono oki położył butelkę na stole.
-Witaj kruszynko- usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się w stronę głosu. Remigiusz stał z wielkim uśmiechem.
-Hej- podchodzę do niego i złożyliśmy mały pocałunek.
-No to co. Czas na bibę!!- krzyczy radośnie Harry.
Spoglądam na niego. Zaczęłam go naprawdę lubieć. Chłopak objął mnie w pasie, i razem usiedliśmy przy stole. Gospodarz polał nam po lampce wina.
-No to zdrowie moich gości- podnosi kielich.
Robimy to samo, a potem każdy z nas bierze łyk.
Kiedy odkładałam naczynie na stół poczułam jak brunet kładzie swoją rękę na moim udzie. Odruchowo położyłam swoją na jego i zaczęłam kciukiem miziać skórę dłoni.
-Dziękuję że mnie tu zaprosiliście.- mówię z wielkim uśmiechem.
-Nie ma za co.- mówi loczek.
Chyba nie przestanę go tak nazywać.
-Zostajesz na noc?- odwróciłam głowę w bok.
-Chciałabym, ale nie mogę.
-Dlaczego? Harry pozwoli- mówi pewien.
-Ja mam jutro szkołę, i obiecałam mamie.
-To nie fer- robi naburbuszoną minę jak małe dziecko.
- Życie kochany - poklepałam go po dłoni, którą cały czas trzymał na mojej nodze.
-To może wypijemy za moje zdrowie- zwróciłam swoją uwagę na przyjaciela bruneta.
-Twoje zdrowie mordo - szybko odpowiedział brązowo oki.
Podnieśliśmy znowu kieliszki i tym razem wzięłam większy łyk niż wcześniej.
-Chłopaki.- zaczynam- za dwa dni mam pierwszą rozprawę. Mój ojciec wie kim jest maska. I jeśli nie będę po jego stronie wyda cię - spoglądam na niego - co mam robić?- kończę.
Oni spojrzeli na siebie z kamienną twarzą.
- Przejebane- odzywa się zielono oki.
- Nawet nie wiem co robić. Nie mam planu- odpowiada mu Remigiusz.
-Ale chyba ja mam- patrzę z zaciekawieniem na loczka.
Wypija do końca całą zawartość która mu została w kielichu. Ociera usta i spogląda na mnie.
- W takich sprawach są dwie rozprawy. Na jednej możesz na jego korzyść, żeby myślał że ma ciebie, i że idzie po jego myśli.- słucham uważnie - jak tak będzie miał to wiesz będziesz musiała chociaż raz go odwiedzić w domu. Kiedy wejdziesz do niego, to mogę wkroczyć ja i przeszukać jego dom. W poszukiwaniu jakich kolwiek dowodów. Zobaczymy czy będzie blechować- wziął butelkę i nalał sobie do naczynia kolejną porcję wina. Przy tym kończąc.
-Jeśli nie znajdziesz?- odzywa się brunet.
-To nic nie znaczy. Może trzymać gdzieś indziej. Musimy go zmusić żeby wszelkie dowody usunął.
-Wątpię żeby tak zróbił. Raz był w dupie u jakiegoś gościa i tak nie usunął. To nie wyjdzie. - mówię zrezygnowana.
-Aaa jeśli maska zacznie go zastraszać?- podnosi brew.
-Nie widzę sensu- mówię szybko.- przecież on nie może się wychylać. - przypominam mu.
- Jakim sposobem mam go niby straszyć?- pyta z zaciekawieniem.
- Że zabijesz mu rodzinę.
-No nie wiem czy to wyjdzie.- mówię szybko.
-Już nie miałem wracać jako maska- spojrzałam na niego.
-Tylko na chwilę.- po tych słowach poczułam jak jego ręka lekko ściska moje udo. Stresuje się?
-Dobra. Ale musimy bardziej to przemyśleć.
Z miejsca wstał Harry. Podniósł kolejny raz naczynie.
-NO TO ZDROWIE NASZEJ LEGENDY- bierze duży łyk.
A my razem z nim.
Mam nadzieję że się uda. To jest bardzo delikatna sprawa.
Jak są błędy to przepraszam
⭐ Cenię
💭Kocham
~Wi~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro