Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✏19✏

Tak jak obiecałam mamie, zrobiłam co miałam zrobić. Wzięłam kubek z ciepłą kawą, po czym weszłam do swojego pokoju. Za trzy dni będę miała jeden z ważniejszych sprawdzianów z fizyki. Muszę się naprawdę do niego przyszykować, nauczyciel mówił że będzie brał ją pod uwagę jak będzie wystawiał oceny półroczne.

Z szafki wyciągnęłam książkę, zeszyty i mój notes. Usiadłam przy biurku, odłożyłam je na na chwilę na nim, wzięłam duży łyk.
Odłożyłam naczynie, po czym zaczęłam się uczyć.
Najlepsze jest to że tego rozdziału, w ogóle nie rozumiem, więc jak dostanę dopuszczający to będę bardzo szczęśliwa.


***




Weszłam do kotłowni żeby podłożyć do pieca. Kiedy to zrobiłam wyszłam na podwórko. Piec mamy pod domem, w takiej piwnicy. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz, i zauważyłam jak podjeżdża mama na posesję. Zrobiłam kilka kroków,  stanęłam przed schodami. Poczekam tą chwilkę na nią. Zgasiła silnik.

-Chodź pomożesz z zakupami - mówi szybko, a później otwiera bagażnik.

Podeszłam do niej i wzięłam trzy ciężkie siatki, a kobieta wzięła papier.
Otworzyłam drzwi, weszłam do domu. Pokierowałam się do kuchni, położyłam zakupy na podłodze.

-Coś ty kupiła?- powiedziałam lekko zdyszana.- ciężkie - swój wzrok skierowałam w stronę mamy.

-Mięso, wody, coś do chleba no i twoją ulubioną wodę allesową. - kończy.

-Dobra ja wracam do nauki- omijam kobietę, i szybko przekroczyłam schody.

One kiedyś mnie też wymęczą. Zdyszana usiadłam na krześle, złapałam za kubek, wzięłam łyk już zimnej kawy. Lekko się skrzywiłam, nienawidzę takiej pić. To powinno być w ogóle zakazane. Odłożyłam go na wcześniejsze miejce, przewróciłam kartkę w zeszycie, i znowu byłam w krainie nauki.

-Obiad!- słyszę krzyk matki. Zamknęłam moje książki, i zaczęłam się wyciągać. Trochę się zasiedziałam. Prawie cztery godziny spędziłam nad tym, i nic się nie nauczyłam. Spojrzałam na zegarek, wskazywał prawie osiemnastą. Obiad o tej porze?
Zgasiłam lampkę, po czym szybko wyszłam z pokoju. Schodząc słyszałam jak w salonie leci jakaś piosenka, nie zwracając na nią większej uwagi swoje kroki skierowałam do kuchni.
Zastałam tam, jak mama nakłada sobie spagetti na talerz.

-Ja bym już powiedziała że to kolacja- dołączam do kobiety.

-Późno wróciłam- zaczyna jeść.

-Smacznego- wzięłam trochę makaronu na widelec.

-Nawzajem. A jak tam nauka? Nauczyłaś się czegoś?- podniosłam wzrok na nią.

-Nie. Ten temat to czarna magia jak dla mnie.- mówię szczerze kręcąc głową na boki.

Nic więcej się już nie odzywaliśmy. Jadłyśmy w ciszy, ale nie takiej krępującej. Tylko zwyczajnej.
Nawet dobry sos zrobiła. Nie powiem, kobieta zawsze dobrze gotowała.
Może coś sama ugotuję dla chłopaków. Tak. To jest dobry pomysł. Wzięłam łyk soku.

-Jutro nie musisz iść do szkoły - nagle odezwała się. Odłożyłam szklankę.

-Nie. Pójdę- powiedziałam pewnie.

-Ale naprawdę..- przerwałam jej.

-Pójdę.- i wracam do jedzenia.

-No dobrze kochanie.

Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Ale się najadłam. Jutro chyba nawet śniadania nie będę jadła.
Wzięłam do ręki książkę, trochę poleżę, później się ogarnę i pójdę spać. To plan idealny, nawet się wyspie.
Otworzyłam na stronie na której ostatnio skończyłam.
Nagle telefon dał o sobie znać. Dokładniej messenger. Nawet słowa nie zdążyłam przeczytać.
Wzięłam do ręki urządzenie, odblokowałam go a potem weszłam na nasz dymek.

Harry: Wpadaj do nas

Ja: Napewno?

Harry: Tak. Mamy alkohol, zabawimy się.

Ja: Będę za piętnaście minut

Nie chodzi mi o picie, ale chciałam się spotkać z brunetem. Położyłam rzeczy, i szybko podeszłam do szafy.
Patrzyłam na stertę ciuchów. Nie wiem co mam się w  ubrać.
Chyba ubiorę czarne leginsy, do tego granatową podkoszulkę która sięga mi do połowy pupy, i bluzę. Chyba będzie git. Wzięłam rzeczy, szybko się przebrałam po czym podeszłam do toaletki. Poprawiłam kreski, rzęsy, nałożyłam na usta delikatną pomadkę. Uczesałam się w wysokiego kitka. Do kieszeni bluzy schowałam telefon,i chusteczki. Wzięłam dwie gumy miętowe do ust. Zgasiłam światło, a potem wyszłam.

-Momo!- krzyczę schodząc po schodach.

-U siebie- więc tam się pokierowałam.
Stanęłam w progu.- co się tak wyszykowałaś?- pyta patrząc na mnie w lekkim szoku.

-Marek zaprosił mnie ponieważ ma dzisiaj imieniny. Więc pójdę na chwilę. Cała paczka ma być.  Mogę wziąść wino?- pytam.

-Nie upij się, nie wracaj późno, i życz mu ode mnie życzenia.

-Jesteś najlepsza!- krzyczę radośnie.

Biegnę do zaplecza które znajduje się obok kuchni i biorę jedno z najlepszych win jakie mamy.
Ubieram buty, klucze biorę ze sobą i szybko wyszłam z domu.
Jak weszłam na chodnik skręciłam w stronę domu Harrego. Odblokowałam telefon, weszłam na nasz dymek.

Ja: Już idę.

Długo nie musiałam czekać na odpowiedź, ponieważ dostałam ją odrazu.

Harry: Cieszy nas to. Przed wejściem na moją posesję upewnij się że nikogo nie ma.

Ja: Dobrze.

Zablokowałam go, i z skupieniem szłam.
Po sześciu minutach byłam już na miejscu. Tak jak chłopak kazał, rozglądałam się do okoła w poszukiwaniu jakich kolwiek ludzi, w tym obrębie. Kiedy upewniłam się że jest czysto, podeszłam na posesję domu.
Pod drzwiami poprawiłam się, i zadzwoniłam dzwonkiem.
Po kilku sekundach, drzwi zaczęły się otwierać. A w progu ujrzałam gospodarza.

-Dawaj- mówi szybko i wpuszcza mnie.
Szybko wykonałam jego polecenie, po czym odwróciłam się przodem do niego. Rozglądał się, a później zamknął drzwi na zamek.

-Witam w moim domu- mówi z uśmiechem przy tym ukazując swoje dołeczki.

-Proszę. Mały prezent ode mnie dla was - przybliżyłam rękę do niego z winem.

-Dziękuję. Chodź - ruszyłam za nim.

W salonie było cieplutko, ponieważ w kominku się paliło. Zielono oki położył butelkę na stole.

-Witaj kruszynko- usłyszałam za sobą.

Odwróciłam się w stronę głosu. Remigiusz stał z wielkim uśmiechem.

-Hej- podchodzę do niego i złożyliśmy mały pocałunek.

-No to co. Czas na bibę!!- krzyczy radośnie Harry.

Spoglądam na niego. Zaczęłam go naprawdę lubieć. Chłopak objął mnie w pasie, i razem usiedliśmy przy stole. Gospodarz polał nam po lampce wina.

-No to zdrowie moich gości- podnosi kielich.

Robimy to samo, a potem każdy z nas bierze łyk.
Kiedy odkładałam naczynie na stół poczułam jak brunet kładzie swoją rękę na moim udzie. Odruchowo położyłam swoją na jego i zaczęłam kciukiem miziać skórę dłoni.

-Dziękuję że mnie tu zaprosiliście.- mówię z wielkim uśmiechem.

-Nie ma za co.- mówi loczek.

Chyba nie przestanę go tak nazywać.

-Zostajesz na noc?- odwróciłam głowę w bok.

-Chciałabym, ale nie mogę.

-Dlaczego? Harry pozwoli- mówi pewien.

-Ja mam jutro szkołę, i obiecałam mamie.

-To nie fer- robi naburbuszoną minę jak małe dziecko.

- Życie kochany - poklepałam go po dłoni, którą cały czas trzymał na mojej nodze.

-To może wypijemy za moje zdrowie- zwróciłam swoją uwagę na przyjaciela bruneta.

-Twoje zdrowie mordo - szybko odpowiedział brązowo oki.

Podnieśliśmy znowu kieliszki i tym razem wzięłam większy łyk niż wcześniej.

-Chłopaki.- zaczynam- za dwa dni mam pierwszą rozprawę. Mój ojciec wie kim jest maska. I jeśli nie będę po jego stronie wyda cię - spoglądam na niego - co mam robić?- kończę.

Oni spojrzeli na siebie z kamienną twarzą.

- Przejebane- odzywa się zielono oki.

- Nawet nie wiem co robić. Nie mam planu- odpowiada mu Remigiusz.

-Ale chyba ja mam- patrzę z zaciekawieniem na loczka.

Wypija do końca  całą zawartość która mu została w kielichu. Ociera usta i spogląda na mnie.

- W takich sprawach są dwie rozprawy. Na jednej możesz na jego korzyść, żeby myślał że ma ciebie, i że idzie po jego myśli.- słucham uważnie - jak tak będzie miał to wiesz będziesz musiała chociaż raz go odwiedzić w domu. Kiedy wejdziesz do niego, to mogę wkroczyć ja i przeszukać jego dom. W poszukiwaniu jakich kolwiek dowodów. Zobaczymy czy będzie blechować- wziął butelkę i nalał sobie do naczynia kolejną porcję wina. Przy tym kończąc.

-Jeśli nie znajdziesz?- odzywa się brunet.

-To nic nie znaczy. Może trzymać gdzieś indziej. Musimy go zmusić żeby wszelkie dowody usunął.

-Wątpię żeby tak zróbił. Raz był w dupie u jakiegoś gościa i tak nie usunął. To nie wyjdzie. - mówię zrezygnowana.

-Aaa jeśli maska zacznie go zastraszać?- podnosi brew.

-Nie widzę sensu- mówię szybko.- przecież on nie może się wychylać. - przypominam mu.

- Jakim sposobem mam go niby straszyć?- pyta z zaciekawieniem.

- Że zabijesz mu rodzinę.

-No nie wiem czy to wyjdzie.- mówię szybko.

-Już nie miałem wracać jako maska- spojrzałam na niego.

-Tylko na chwilę.- po tych słowach poczułam jak jego ręka lekko ściska moje udo. Stresuje się?

-Dobra. Ale musimy bardziej to przemyśleć.

Z miejsca wstał Harry. Podniósł kolejny raz naczynie.

-NO TO ZDROWIE NASZEJ LEGENDY- bierze duży łyk.

A my razem z nim.
Mam nadzieję że się uda. To jest bardzo delikatna sprawa.








Jak są błędy to przepraszam

⭐ Cenię
💭Kocham

~Wi~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro