✏13✏
-Hejka!!- krzyczę wchodząc do środka.
Ściągnęłam buty, i wtedy zauważyłam jeszcze jedną dodatkową parę obówia. Zmarszczyłam brwi. To są męskie buty. Mamy gościa?
Nie usłyszałam odpowiedzi od kobiety. Poprawiłam plecak na ramieniu, a potem poszłam do salonu. Może tam jest kobieta, z tym kimś.
Stanęłam w progu, zaużyłam jak rodzicielka stała przy oknie, przy tym patrząc na krajobraz za nim. Wyglądała na przejętą. Na kanapie siedział do mnie plecami mężczyzna, był obrócony w kierunku kobiety. Chyba mnie usłyszał ponieważ odwrócił swoją głowę w moim kierunku.
Zamarłam.
Ojciec.
Wstał z kanapy przodem do mnie, z wielkim uśmiechem jak gdyby nic. Skąd on tutaj się znalazł? Po co?
-Cześć córciu - rozłożył ręce z wielkim bananem na twarzy.
Chyba jest nienormalny. Myśli że ja się rzucę mu w ramiona, po tym wszystkim? Nie doczekanie.
-Czego chcesz?- pytam poważnie patrząc w jego oczy.
Mimo to, zauważyłam za nim jak mama się odwraca w naszą stronę. Patrzyła na nas w ciszy.
-Chcę spędzić z tobą trochę czasu- mówi pewien, przy tym opuszczając ręce w dół.
-Mamo- zwróciłam się do kobiety- możesz iść na chwilę do siebie?- pytam grzecznie.
Podeszła do mnie. Popatrzyła mi w oczy.
-Napewno?- pyta z troską. Uśmiechnęłam się.
-Jasne - ta kiwa jedynie głową.
Kiedy zauważyłam że zamyka drzwi od swojego pokoju, wróciłam z gniewnym wzrokiem do mężczyzny.
-Jesteś chory - patrzę zła na niego.
Podniósł jedną brew do góry, i się lekko uśmiechnął. Cham. Nie wierzę. Nie chcę go naprawdę znać.
-Nie, nie jestem. Dziękuję za troskę. Jestem twoim ojcem mam prawo, i obowiązek..-przerwałam mu.
-Nie. Nie masz!!- krzyczę - NIE MASZ ŻADNEGO OBOWIĄZKU I PRAWA CO DO MOJEJ OSOBY!!- ostanie słowa powiedziałam dokładniej. Żeby zrozumiał.
Boże trzymaj mnie, bo zrobię mu krzywdę. Nie utrzymywał ze mną kontaktu. Nie pytał się po akcji z Derekiem jak ja się czuję. Nie pytał jak mi idzie w nowej szkole. W ogóle nic. Zero zainteresowania. Jakbym dla niego już nie istniała.
-Nie krzycz na mnie- mówi opanowany.
Byłam lekkim w szoku. Ponieważ po nim mam charakter.
-Nie uda ci się mnie zabrać stąd.- mówię pewnie, przy tym się uśmiechając.
-Uda mi się - słuchałam go. - jestem policjantem. I mam większe szanse niż twoja mama. A po drugie przez nią stała ci się krzywda.- był zbyt pewny siebie. Za pewny.
-Jeśli ci się uda zabrać mnie od mamy, to się zabiję- kończę patrząc prosto w jego oczy.
Zrobię to prędzej czy później. Niech wie o tym. Niech to przemyśli. Jeśli jest tak bezdusznym człowiekiem to go nie będzie to obchodziło. Widziałam w jego oczach strach, lecz szybko mu minął. Uniósł jeden koncik w górę.
-Mam do ciebie prawo. Nie masz prawa mnie szantażować.- patrzy na mnie z wyższością.
Chyba zapomniał że mam charakterek po nim. Podeszłam do niego i z otwartej ręki uderzyłam go. Przez siłę uderzenia jego głowa odwróciła się w bok.
-NIE MASZ PRAWA DO MNIE!!!!- odsunęłam się dwa kroki w tył, i podniosłam głowę do góry.
Spojrzał na mnie. A w jego oczach zauważyłam dziwny błysk.
-Wiem o twoim sekrecie- mówi szeptem pewny swoich słów.
Moje oczy się powiększyły.
Ale skąd? Jak? Nie możliwe. On na bank kłamie. Nie..on nigdy nie kłamał.
-Ciekawe jakim- prycham i idę do przed pokoju.
Słyszę jego kroki, idzie za mną. Będąc przy głównym wejściu, otwieram mu drzwi.
- Wynocha- mówię wściekła. Podszedł do mnie.
-Pamiętaj co powiedziałem- i wyszedł. Zostawiając mnie w zakłopotaniu.
Trzasnęłam drzwiami. Pobiegłam do swojego pokoju. Trzasnęłam drugimi drzwiami, i je zamknęłam na klucz.
Zaczęłam łapać powietrze, spojrzałam na ręce, które z emocji zaczęły się trząść.
Nie wiem co mam robić.
Czemu nagle mu się o mnie przypomniało. Skąd on wie?! Jak? Dlaczego?! Czy on powie na rozprawie!!? Nie. Nie może.
Czułam strach, który mieszał się z gniewem. Popatrzyłam na biurko. Muszę jakoś to wyładować. To jakby impuls.
Szybkim krokiem podeszłam, i wszytko co miałam na nim, wylądowało na podłodze.
Spojrzałam na rzeczy. Nie zadziałało.
Szybko otworzyłam drzwi do łazienki. Weszłam pod prysznic, po czym włączyłam wodę. Zaszlochałam. Jestem w takiej sytuacji bez wyjścia. Nienawidzę takiego uczucia. Usiadłam i skuliłam nogi.
-Nienawidzę cię - powiedziałam szeptem.
***
Zapaliłam znicz, stałam patrząc na grób. Poprawiła prarasolkę którą miałam na ramieniu.
-Remigiusz- szepczę z nadzieją że mnie słyszy.- mój ojciec- spojrzałam na teren do okoła nas żeby być pewna że nikogo nie ma.- on wie o naszym sekrecie- kończę. Jedna łza spłynęła mi po policzku. Brakuje mi go.
Położyłam na grób znicz. Jeszcze raz spojrzałam na jego imię, które widniało na grobie.
Jeszcze trochę, i będę przy nim.
To tylko kwestia czasu. Prędzej czy później to zrobię. Dla niego.
Zrobiłam znak krzyża, i zaczęłam wracać powoli do domu.
Ściągnęłam buty, założyłam kapcie na swoje stopy. Poszłam do swojego pokoju.
Poczułam wibracje w kieszeni. Zignorowałam to. Położyłam urządzenie na łóżko, otworzyłam okno na oścież. Usiadłam na parapecie, tak że moje nogi wisiały od strony pola. Było ciemno, nawet chłodno. Ale to mi nie przeszkadzało. Swój wzrok skierowałam na swoje stopy, przy tym myśląc. Byłam tak naprawdę przybita tymi wszystkimi wydarzeniami, zbyt dużo ostatnio się zadziało przez krótki czas. Zamknąłem powieki, wsłuchując się w ciszę. Słuchałam jak tylko szum drzew, który został rozpędzony przez wiatr.
Tą chwilę ciszy, przeszkodził mi dźwięk telefonu. Westchnęłam zirytowanya. Kto to może pisać, o tak później godzinie?
W spowrotem weszłam do pokoju, po czym podeszłam do łóżka.
Na wyświetlaczu wyskoczyło mi, że Harry chce wysłać mi jakąś wiadomość na Messengerze.
Odblokowałam telefon, weszłam w zakładkę " oczekujące".
Kliknąłam na jego jego dymek czatu.
Harry: mam dla ciebie bardzo ważną wiadomość. Spotkamy się jutro w parku, o dwudziestej drugiej.
Jaką wiadomość? Czemu tak późno.
Ja: Jeśli mi nic nie zrobisz, i nie kłamiesz to przyjdę.
Harry: Spokojnie. Wiem że mnie nie lubisz. Ale możesz mi zaufać. Nic ci nie zrobię. Bądź przy fontannie.
Ja: Dobrze
I zablokowałam telefon. Co on może chcieć?
Jak są błędy to przepraszam
⭐ Cenię
💭Kocham
~Wi~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro