Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✏12✏

Dzisiaj mija pełny tydzień od pogrzebu Remigiusza. Mimo to dalej czuję duży ból. Stał się moim sensem życia, a kiedy tak nagle odszedł załamałam się. Nienawidzę się tak czuć. Do dupy jest taki stan.

Już nie chodzę do psychologa. Ja się bardzo cieszę z tego powodu. Nienawidziłam tego szlaufa. Tak naprawdę moim zdaniem nie powinna być kimś kto pomaga ludziom. Ponieważ jeszcze bardziej dobija. Moim zdaniem ten babsztyl potrzebuje pomocy psychiatri.

I też już przestałam chodzić do domu starości.
Tak naprawdę lubiłam tam przebywać. Mogłabym nawet tam pracować, ale że szef placówki wie za co byłam "karana", to nie chce mnie mieć w swojej załodze. Trudno. Poradzę sobie bez tego miejsca.
Cała moja klasa już się przyzwyczaiła, pogodziła się po starcie kolegi. Nawet nauczycielka. Ale ja wciąż nie.

Kiedy byłam już ubrana, chwyciłam za telefon, plecak i zeszłam na dół. Moje kroki podążyły w stronę kuchni, tam gdzie spotkałam rodzicielkę.
Kobieta siedziała przy stole, pijąc kawę przy tym czytając gazetę. Lepsze to niż wódka.
Ostatnio nasza relacja się zmieniła. Była na poziomie takim średnim. Chyba tak można to nazwać. Ponieważ nie była ani dobra, ani zła. Właśnie taka pomiędzy.

-Cześć- odezwałam się. Mam podniosła wzrok z nad gazety.

Wzięłam wdech. Muszę jej wreszcie powiedzieć, że wiem o co chodzi.

-Cześć. Kanapki są na blacie- powiedziała i wróciła wzrokiem na papier.

Podeszłam w skazane miejsce, wzięłam pudełko z kanapkami, schowałam je do plecaka. Mam zamiar to ujawnić. Ale czy mi się uda? Czy będzie zła że grzebałam? Czy znowu będzie kłótnia? Mam nadzieję że nie.

-No to ja już idę - po tych słowach poszłam do przed pokoju.

Ubrałam buty i wyszłam. Idąc chodnikiem, podniosłam głowę do góry. Pogoda dzisiaj była idealna. Zero chmur, a nawet zaczynało robić się ciepło. Na ulicy już było trochę tłoczno, nawet śpiewów ptaków nie było słychać. Było słychać klaksony, wyzwiska. Na chodniku szły kobiety z dziećmi. Rozmawiały i śmiały się. Na ten widok trochę sama się uśmiechnęłam. Nie wiem dlaczego.

Kiedy było się dzieckiem, życie wydawało się lepsze. Łatwiejsze. Nie było tyle przykrości, kłopotów. A teraz.
Teraz życie dorosłych, a nawet życie nastolatków jest trudne i okrutne.
Problemy bez rozwiązań, praca, używki, nauka, presja. Czemu nie mogę się cofnąć do czasów gdy byłam gówniarzem, wtedy moim największym problemem było że mi piłka wpadła pod samochód, lub że muszę już wracać do domu.

Ocknęłam się z zamyślenia. Nawet nie pamiętam kiedy dotarłam do bram szkoły.
Szłam pewnym krokiem, ale w środku mnie nie czułam się tak. Wręcz przeciwnie.
Zauważyłam koło schodów ekipę, widziałam jak blondyn patrzył na mnie.

-Hej- odezwałam się będąc już przy nich.

Reszta znajomych zwróciło swoją uwagę na mnie.

-Hej- powiedzieli prawie w tym samym czasie. Uśmiechnęłam się, ponieważ komicznie to wyglądało.

Otworzyłam drzwi, po czym weszłam do środka budynku.




***



-Hejka- krzyknęłam.

-W salonie-!! Usłyszałam odpowiedź. Założyłam kapcie, i poszłam tam.

Stanęłam w progu.

-Poczekaj chwilę - mówię, i nie czekając na odpowiedź biegiem przekroczyłam schody.

Otworzyłam drzwi. Plecak wylądował na łóżku, podłączyłam telefon, a potem szybko wyszłam z pokoju.
Weszłam do salonu, gdzie zastałam tam swoją mamę. Siedziała na kanapie i oglądała telewizor. Ale gdy się skapneła że już jestem, spojrzała na mnie. Siedziała i patrzyła.
Nie wiem od czego tak naprawdę mam zacząć.

-Słucham- odezwała się.

Wzięłam wdech, podeszłam do fotela na którym usiadłam i spojrzałam na nią.

-Pamiętam jak siedziałaś w kuchni przy papierach- słuchała mnie uważnie.

Magda. No powiedz to wreszcie.

- Wiem o co chodzi. - wreszcie to powiedziałam.

Mama otworzyła szeroko oczy. Wyprostowała się momentalnie. To jest naprawdę niewygodny temat.

- Chodzi o ojca.- kończę.

-Dosyć!- mówi i wstaje, poczym zaczęła iść .

Dlaczego tak reaguje?

-Nie- powiedziałam stanowczo.

Kobieta stanęła w miejscu. Odwróciła się do mnie. Wstałam z fotela patrząc w oczy kobiety.

- On chce nas rozłączyć. Nie może -
mówię dalej. -Kiedy rozprawa?- spytałam.

Liczyłam na odpowiedź. Lecz jej nie dostałam. Poprostu wyszła. Nie lubię jak tak robi. Nie rozumiem jej zachowania. Przecież ja wiem. Więc czemu tak dalej się zachowuje. Przecież nie ma już nic do ukrycia. Westchnęłam, poszłam na górę.
Zamknęłam drzwi na klucz, po czym rzuciłam się na łóżko.

-I co mam robić?- powiedziałam sama do siebie zirytowana tą sytuacją.

Nikt nie może mi pomóc. Ponieważ nikt z moich znajomych nie wie że mój ojciec żyje. Gdyby ktoś wiedział..ale nie. Dlaczego moje życie jest takie pojebane?

Umyta podeszłam do szafki. Sięgnęłam po pamiętnik, usiadłam na łóżku. Ze stolika nocnego sięgnęłam po długopis i otworzyłam go.

Drogi pamiętniku.

Minimalnie się pogodziłam że Remigiusz nie żyje. Ale jeśli skończę sprawę z ojcem, to dołączę do niego. A propo ojca. Dowiedziałam się sama co on kombinuje. Chce mnie rozłączyć od mamy. Nie dam się. Będę walczyła o swoje. Nie chcę go znać. Nienawidzę go. A jeśli jakimś cudem mu się uda, to ucieknę. Tak ucieknę, najdalej od niego jak się da.









Jak są błędy to przepraszam

⭐ Cenię
💭Kocham

~Wi~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro