✏10✏
Weszłam na teren szkoły. Spojrzałam na bardzo duży korytarz. I moim oczom ukazała się grupka "liderów" tak ich nazywamy. Są najlepsi, silni, i bardzo dobrze się uczą. W tej grupie był kiedyś Remik. On rządził tą grupką chłopaków.
Był stanowczy, tajemniczy, ale i też miał dobre serce.
Wypuściłam powietrze z ust, i mrugnełam kilka razy, przy tym nie pozwalając łzą żeby wyszły.
Spojrzałam w innym kierunku, zobaczyłam swoją małą gromadę znajomych. Pewnym krokiem ruszyłam do nich.
-Hej powiedziałam kiedy byłam trzy kroki od nich.
Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na mnie. Z uśmiechami.
-Hej- powiedzieli wszyscy.
-Słyszałaś że jutro jest pogrzeb?- spytał się blondyn.
Kiwam jedynie głową, razem ruszyliśmy w stronę od sali do biologii.- Pójdziesz?- spytał.
-Chyba tak.
Nagle na korytarzu rozbrzmiał dzwonek. Kątem oka zobaczyłam jak liderzy ruszyli w przeciwną stronę. Ich mini wskazywały jakby rozpacz. Smutek.
Weszliśmy do klasy. Razem z przyjacielem usiadłam w ostatniej ławce, przy oknie.
Odcięłam się od ludzi, nie słuchałam o czym rozmawiali. Patrzyłam przez okno, w stronę naszego boiska. Widziałam jak kilka tam ludzi biegało, grało.
Poczułam szturchnięcie. Nie chętnie odwróciłam wzrok.
-Nauczycielka chyba chce coś powiedzieć. Popatrz- wzrokiem wskazał na miejsce.
Więc tak zrobiłam. Brunetka patrzyła na każdego z nas, pocierając ręce. Jest chyba zestresowana.
-Dzień dobry kochani.- przywitała się. Zrobiła mały uśmiech, ale szybko zniknął. - Część was może wiedzieć, może każdy już wie.
Nie wierzę że zaczyna ten temat. Ścisnęłam jeden rękaw ze stresu. Czułam gólę w gardle, jakbym miała zaraz się udusić.
- Niestety wasz kolega, a mój wychowanek. Przegrał walkę. Już nic się nie dało zrobić. Jutro jest jego pogrzeb. I zachęcam was żebyście poszli. Oczywiście was nie zmuszam.-zamknęłam oczy.
Łzy chciały wypłynąć z moich oczu. Czułam jak moje dłonie się trzęsą. Szybko schowałam je do kieszeni bluzy. Wzięłam wdech, i otworzyłam powieki.
Nie daj się.
-Dzisiaj nie ma żadnej lekcji. Więc po tej możecie odrazu pójść do swoich domów.- skończyła, a później usiadła za biurkiem.
Każdy poszedł do swoich kolegów. Każdy ze sobą rozmawiał. Oczywiście moja paczka też chciała żebym do nich dołączyła, ale nie mam sił.
Wróciłam wzrokiem na boisko szkolne, przy tym pozwalając moim łzą wydostać się swobodnie.
Wyszłam ze szkoły, zaczynając iść w stronę domu.
Marzę tylko o tym, żeby się położyć, i mieć święty spokój.
Czy jestem smutna? Tak. Wręcz mam doła. Mimo to że go krótko znałam, to pokochałam. Dalej do mnie nie dociera wieść, że on nie żyje.
Ale przecież go widziałam dwa razy, w ostatnim czasie. Czy moja tęsknota do tej osoby, robi ze mnie żarty?
Pamiętam kiedy się otworzył. I powiedział przez co musiał przejść, będąc gówniarzem. To dlaczego mi nie powiedział że jest śmiertelnie chory?
Wiem nie musiał. Może sam nie wiedział.
Nie wiem. I już się nie dowiem. A może wiedział. Może słowo " żegnaj" miało inne znaczenie. Może tak naprawdę wiedział co los mu przyszykował.
Idąc chodnikiem, patrzyłam na ludzi. Któzi się spieszyli, cieszących się,rodzice z dziećmi idącymi do szkoły.
Westchnęłam, i spojrzałam w dół na swoje stopy.
***
Otworzyłam drzwi, w przed pokoju zauważyłam buty mamy. Jest w domu. Ma wolne, a ja o niczym nie wiem?
Ściągnęłam bluzę, ubrałam kapcie.
-Mamo!- krzyknęłam.
-W salonie- dostałam odpowiedź.
Nie zwlekając poszłam tam. W pomieszczeniu spotkałam rodzicielkę i, z mniej niż połową butelką wina, która ledwo siedziała na kanapie.
-Co ty robisz?!- spytałam zła. Wzięłam jej kieliszek i butelkę.
-Pije- mówi to jakby było oczywiste.- oddaj proszę - spojrzała na mnie. Jutro albo jeszcze dziś będzie żałować że tyle wypiła. - chcesz trochę?- kiwnęłam głową na boki.
O co chodzi. Co ją tak niszczy? Może wykorzystam fakt że jest pijana. Możliwe że tego nie będzie pamiętać. Ale ja na tym skorzystam.
-Czemu pijesz?- usiadłam koło niej. Nagle jej nastawienie się zmieniło.
-Ojciec
-Co on?- byłam zdziwiona. Nie rozumiem dlaczego o nim mówi.
-Nic. Idę spać- wstała chwiejnym , trochę stabilnym krokiem i poszła do swojego pokoju. Muszę się sama dowiedzieć. Inaczej się nie da.
***
Wyszłam z łazienki. Zamknęłam okno w pokoju, wzięłam telefon do ręki. Na wyświetlaczu godzina wskazywała 23:34.
Mama na pewno już śpi. Wzięła tabletki na ból głowy, i dalej siedziała w swoim pokoju. Po cichaczu zeszłam po schodach, po czym poszłam do salonu. Włączyłam małą lampkę w pomieszczeniu.
Podeszłam do szafki tam gdzie mama trzyma różne papiery, dokumenty.
Będąc przy niej, otworzyłam drzwiczki, i zaczęłam szukać.
Rachunki, różne umowy, mój wyrok sądowy, dokumenty na dom. Nic ciekawego. Kilka kartek złączone w jedno spadło mi na podłogę. Schyliłam się po nie, wzięłam do ręki, patrząc na tytuł.
Bingo.
Usiadłam na kanapie, zaczęłam czytać.
Nowa rozprawa sądowa o pełną opiekę nad córką Magdę H.
Ojciec chce zawalczyć o pełne prawa o opiekę. [...]
Otworzyłam szerzej oczy. Nie. To nie możliwe. Byłam zarówno w szoku, i jak też zła. Zostawił mnie. Opuścił. I chcę walczyć o opiekę nade mną?!
Teraz chce mieć jakiekolwiek prawa?! Niech spierdala! Nie chcę go znać.
Nienawidzę go!
Odłożyłam papier na swoje miejsce i ruszyłam do pokoju.
Jak są błędy to przepraszam
⭐ Cenię
💭Kocham
~Wi~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro