Rozdział 12
Następne dni musiałem spędzać na Króliczej Łące. Java na pewno wiedziała, że Rasco jest z Darkiem, więc kłamstwo nie wchodziło chwilowo w grę. Plus tego był taki, że Java zawsze miała coś do jedzenia - nawet jeśli nie było to mięso, dawała nam rośliny, po których przez parę godzin nie odczuwało się głodu. Tak było także dzisiaj. Java zawołała zgromadzone na łące szczeniaki w pobliże zakątka z kilkoma drzewami, porośniętego krzewami. Na miejscu na każdego czekała porcja króliczego mięsa i roślin. Wszyscy zajęli swoje miejsca i zaczęli jeść. Mięsa nie było zbyt wiele, ale mnie cieszył każdy kęs. To od królika zacząłem, zresztą tak, jak większość szczeniaków dookoła. Później powoli zacząłem zjadać liście i inne z roślin przygotowanych przez Javę. W pewnym momencie trafiłem na parę wyjątkowo gorzkich liści. Skrzywiłem się, ale dojadłem do końca. Gdy skończyłem, wzdrygnąłem się – to było naprawdę paskudne.
– Też miałeś takie gorzkie? – spytał siedzące obok Kiba, widząc moją reakcję – Miałem może pięć tych liści i myślałem, że nie dam rady.
– Tylko pięć? – prychnąłem – U mnie było dobre dwa razy więcej.
– No cóż – westchnął – Ważne, że już nie jesteśmy głodni.
– Idziemy gdzieś? – spytała Tesejna.
Kiba coś jej odpowiedział, a ja rozglądałem się po szczeniakach. Zauważyłem, że dwójka również się krzywiła. Gdy mój wzrok padł na Albyego, ten szybko odwrócił głowę i zaczął coś cicho mówić do swoich znajomych.
– Chodź, Tsume – z zamyślenia wyrwał mnie głos Kiby – Przejdziemy się, Tores podobno znalazł fajne miejsce.
Zignorowałem bulgotanie w brzuchu i ruszyłem za przyjaciółmi. Raz jeszcze obejrzałem się na Albyego, ale właśnie gdzieś szedł ze swoją ekipą. Pokręciłem głową i dogoniłem resztę.
– Mówię wam. Świetnie tam jest! Trawa jest tam naprawdę wysoka i gęsta! – Tores był podekscytowany.
– W berka też dałoby się pograć? – spytała Tesejna.
– Można spróbować. Co wy na to? – Tores spojrzał na mnie i Kibę.
– Jasne – odparłem.
– Mhm – mruknął Kiba.
Spojrzałem na niego, zdziwiony brakiem entuzjazmu.
– Wszystko dobrze? – spytałem, czując kłucie w żołądku.
Kiba zatrzymał się, więc ja, Tesejna i Tores zrobiliśmy to samo. Kiba popatrzył na nich.
– Wasze jedzenie też było takie gorzkie? – zapytał, a oni spojrzeli na siebie.
– Nie – odparli jednocześnie.
– Miałam nawet wrażenie, że było wyjątkowo smaczne, słodkie – dodała Tesejna.
– Ja i Tsume mieliśmy parę gorzkich liści – zerknął na mnie.
– Javie pewnie nie starczyło smacznych roślin dla wszystkich – powiedział Tores – Chodźcie.
Zanim doszliśmy na miejsce, Kiba nagle odbiegł na bok i zwymiotował, na co nasza trójka skrzywiła się.
– Ohyda – stwierdziła Tesejna, kiedy Kiba do nas wrócił.
– Coś mi nie podeszły te rośliny – uśmiechnął się zakłopotany – Ale... Już mi lepiej, możemy iść.
Ruszyliśmy dalej. W pewnej chwili zatrzymałem się, czując nieprzyjemne kłucie w brzuchu.
– Tsume, dobrze się czujesz? – Kiba przyjrzał mi się, na co skinąłem głową i znów zacząłem iść.
Brzuch bolał mnie przy każdym kroku. Nieprzyjemne serie ukłuć odebrały mi całą chęć do zabawy. Wreszcie prawie doszliśmy na miejsce – staliśmy u podnóża niewielkiego pagórka. Za nim miało być miejsce, o którym mówił Tores. Moi przyjaciele podążyli za Toresem, który zaczął wbiegać na szczyt. Ja zostałem na dole. Kiba w połowie pagórka zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.
– Idziesz? – spytał w chwili, gdy przeszyła mnie fala kłująco-piekącego bólu. Skuliłem się, nie będąc w stanie wydusić choćby słowa. Wtedy wszyscy zbiegli na dół.
– Co się dzieje? – Kiba był przy mnie pierwszy.
– Strasznie... boli mnie brzuch – odparłem, zaciskając zęby.
– Musimy iść do Javy – zadecydował.
Tores i Tesejna zgodzili się i ruszyliśmy w drogę powrotną. Cały mój brzuch palił żywym ogniem, a do tego co chwilę przeszywał mnie kłujący, obezwładniający ból. Kiedy byliśmy już blisko, Tores pobiegł przodem po Javę. Ja nie mogłem już wytrzymać z bólu – położyłem się przy kolejnym ataku bólu. Java zjawiła się bardzo szybko.
– Co się dzieje? – zapytała przejęta, patrząc na mnie.
– Nie wiem – jęknąłem – Strasznie boli mnie brzuch... Kłuje i... piecze.
Zacisnąłem zęby.
– Jedliście coś poza tym, co wam dałam? – rozejrzała się podejrzliwie po naszej czwórce. Wszyscy zaprzeczyliśmy.
– Też źle się czułem – powiedział Kiba – Ale zwymiotowałem i... już się czuję dobrze.
– Dziwne... – stwierdziła Java – Jeszcze dwójka szczeniaków miała podobne objawy.
– Może to po tych gorzkich liściach? – zasugerował Kiba.
– Gorzkich? – Java zdziwiła się – Nie dałam nikomu nic gorzkiego...
– Ja i Tsume mieliśmy kilka gorzkich liści.
– Jak wyglądały?
– Hmm... – zastanowił się Kiba.
– Były postrzępione... – jęknąłem – i do tego... jakieś rdzawe wypustki.
– Ile tego zjadłeś? – Java była przejęta.
Nie byłem w stanie odpowiedzieć, bo znowu zwijałem się z bólu.
– Ja miałem może pięć liści – powiedział Kiba – Tsume mówił, że co najmniej dwa razy tyle.
– Niedobrze – powiedziała – Zwołajcie wszystkich pod drzewa, ja muszę zająć się Tsume. Czekajcie na kogoś i pod żadnym pozorem niczego nie jedzcie!
Moi przyjaciele pożegnali się ze mną i pobiegli.
Java chwyciła mnie i zaniosła w pobliże, w miejsce, gdzie trzymała trochę ziół na nagłe wypadki. Po chwili coś mi podała.
– Zjedz to, szybko – poleciła.
Zrobiłem tak, chociaż jedzenie czegokolwiek było teraz ostatnim, na co miałem ochotę. Nagle zrobiło mi się niedobrze i zacząłem wymiotować.
– Co... co mi jest? – spytałem słabo.
– Nie martw się – uspokajała mnie – Zioła, które ci dałam miały sprowokować wymioty. Chociaż... trochę tego mało, jak na to, co zjadłeś. Za dużo czasu minęło, muszę cię zabrać do naszej jaskini. I to jak najszybciej.
Chwyciła mnie ostrożnie za skórę na karku i wzbiła się w powietrze. Gdy wylądowaliśmy przed jej jaskinią, z bólu łzy płynęły mi strumieniem.
– Czemu to tak boli...
– Spokojnie, mały, zajmiemy się tobą – powiedziała Java, kiedy już postawiła mnie na ziemi.
– Co się dzieje? – podbiegła do nas Nessie.
– Zatrucie, prawdopodobnie brodawnicą. Nie jest dobrze, podobno zjadł sporo liści, a... niewiele zwymiotował.
Nessie, równie przejęta co Java, przeniosła mnie w głąb ich jaskini. Java w tym czasie pobiegła po kolejne zioła. Broniłem się przed zjedzeniem tego. Czułem się coraz gorzej, miałem duszności, a w dodatku dziwnie mrowiły mnie łapy.
– Nessie, zapomniałabym – Java zdenerwowała się – Pobiegnij szybko po kogoś, żeby przyszedł na Króliczą Polanę. Ja zostanę z Tsume.
Nessie skinęła głową i pobiegła.
– Tsume, proszę. Zjedz to. Naprawdę poczujesz się po tym lepiej – zachęcała Java, widząc, że nie mam zamiaru jeść leżących obok roślin. W końcu zmusiłem się do tego. Skrzywiłem się od kwaśnego smaku, ale musiałem przyznać, że poczułem się lepiej, chociaż rośliny działały bardzo krótko, może kilkanaście minut. Na ten czas pieczenie w brzuchu ustąpiło, ale duszności nasiliły się, oddychałem szybko, walcząc o każdy oddech. W dodatku prawie nie czułem łap.
– I jak tam? – spytała zdyszana Nessie, gdy wróciła.
– Nie za dobrze. Zioła pomagają na krótko, do tego Tsume ledwo oddycha. I... niestety pojawił się częściowy paraliż. Muszę pozbyć się toksyn z jego organizmu w inny sposób.
Nessie najwyraźniej wiedziała, o co chodzi.
– To niebezpieczne – stwierdziła ostrożnie – Wiesz, że nawet dorosłe wilki ledwo to znoszą przez ogromne odwodnienie...
– A mamy inne wyjście? – Java spytała bezradnie – Damy radę, tylko mi pomóż.
*** *** ***
Kolejne godziny były najgorszymi w całym moim dotychczasowym życiu. Nessie na zmianę podawała mi różne rośliny na wzmocnienie, przeciwbólowe i pilnowała, żebym zbytnio się nie odwodnił. Java w tym czasie utworzyła wokół mnie tę dziwną, świecącą wodną kulę. Była przyjemnie ciepła... Jak przez mgłę pamiętałem, że utrzymywała ją przez całą noc, co chwila usuwając coraz więcej toksyn. To bolało. Nawet bardzo. Miałem ochotę zasnąć i obudzić się, gdy będzie po wszystkim, ale Java i Nessie nie pozwalały mi na to. W międzyczasie przyszli moi rodzice. Java kazała im wracać do naszej jaskini lub czekać na zewnątrz. Powiedziała, że nie mają czasu na dodatkowe uspokajanie ich i tłumaczenie, co takiego się wydarzyło.
Dopiero nad ranem zaczęło mi się polepszać, chociaż byłem wykończony.
– Dobrze, chyba wystarczy – powiedziała w końcu Java z ulgą i pozbyła się wodnej otoczki – Teraz porozmawiam z Hasanem i Okami, a wy się prześpijcie. To była okropna noc.
Java ziewnęła i wyszła na zewnątrz. Nessie natomiast położyła się przy mnie.
– Dałeś radę, mały – powiedziała – Teraz będzie tylko lepiej.
W odpowiedzi głęboko westchnąłem, wtuliłem się w nią i zamknąłem oczy, czekając na sen.
*** *** ***
Obudziłem się po południu ze snu, którego już po chwili nie pamiętałem. Zaspany rozejrzałem się. Java leżała obok i odsypiała noc. Nessie zaś krążyła po jaskini i kombinowała coś z roślinami.
– Cześć, Tsume – powiedziała, gdy zauważyła, że nie śpię – Wyspany?
Po chwili zastanowienia skinąłem głową i usiadłem.
– Gdzie moi rodzice?
– Czekali pod naszą jaskinią całą noc. Poszli nad ranem, gdy Java im powiedziała, że już jest lepiej – Przesunęła łapą kupkę ziół i uśmiechnęła się, spoglądając na mnie – A tak poza tym, wołałeś przez sen brata.
Spojrzałem na nią, zaciekawiony. Wtedy przypomniał mi się urywek snu.
Byliśmy w nocy sami na szczycie ogromnej góry, a dookoła świeciły miliony gwiazd. Odbijały się one w rzece w dole, tworząc świetlistą, wijącą się wstążkę.
– Kiedyś każdy z nas będzie biegał wśród gwiazd – powiedział Rasco z uśmiechem, obejmując mnie skrzydłem.
Więcej nie pamiętałem. Otrząsnąłem się z zamyślenia.
– Zatrzymamy cię do wieczora, żeby upewnić się, że już na pewno jest dobrze – wyjaśniła Nessie – Wtedy Java odprowadzi cię do rodziców.
– Głodny jestem – powiedziałem.
Nessie przyjaźnie się zaśmiała.
– Musisz poczekać do jutra, Tsume. Po takiej przygodzie dzień głodówki to niezbędne minimum.
– Może przeżyję – westchnąłem.
– Na pewno. O, Java się obudziła.
Zerknąłem na nią. Wilczyca przeciągnęła się i otrzepała, jakby próbowała strząsnąć z siebie resztki snu.
– Przesadziłam z tym spaniem – stwierdziła – Jest już naprawdę późno, a muszę dzisiaj sprawdzić, co u reszty szczeniaków, które też zatruły się brodawnicą. Nadal nie wiem, jak to się mogło stać...
– Może któryś ze szczeniaków chciał zrobić głupi żart – powiedziała Nessie.
– Może. Chociaz nie wydaje mi się. Skąd szczeniak znałby trujące rośliny?
– Może właśnie dlatego wyszło, jak wyszło? Ktoś chciał podrzucić gorzką roślinę, nie wiedząc, że jest trująca?
– Nie wiem, jakoś mi to nie pasuje – westchnęła Java – Zresztą, nieważne. Więcej do tego nie dopuszczę, a teraz najważniejsze, że Tsume jest już zdrowy.
„I głodny" – dodałem w myślach.
– Zostaniesz z nim, Nessie? – Nessie od razu przytaknęła – Ja pójdę do tych szczeniaków, a w drodze powrotnej sprawdzę, czy w okolicy nie rośnie brodawnica. Jeśli tak, od razu ją zniszczę, żeby nikomu nie wpadł już równie głupi pomysł. A wieczorem odprowadzę Tsume.
Java wyszła z jaskini, a ja po chwili zacząłem się nudzić. Nessie zauważyła to. Bez słowa utworzyła wodna bańkę, która przeleciała mi obok nosa. Kłapnąłem zębami, a ona prysnęła. Spojrzałem na Nessie zaczepnie, gotowy do dalszej zabawy. I tak właśnie spędziliśmy resztę dnia – Nessie tworzyła bańki, które ja rozbijałem. W końcu powiedziała, żebym odpoczął, bo ledwo zipię. Nie zdążyłem jednak wygodnie się ułożyć, a wróciła Java.
– I jak tam? – spytała Nessie.
– Wszystko w porządku – odparła.
– Na pewno? – Nessie przyjrzała jej się – Mam wrażenie, że coś cię gryzie.
– Później pogadamy – powiedziała wymijająco. Java wyraźnie unikała kontaktu wzrokowego z Nessie. Nawet ja to zauważyłem – Chodź, Tsume. Pora wracać do rodziców.
Niechętnie wstałem, pożegnałem się z Nessie i ruszyłem za Javą. Byłem zmęczony zabawą, więc spokojnie szedłem obok niej. Zresztą zrobiło się już ciemno, więc i tak nie miałbym ochoty zbytnio się oddalać.
W jaskini czekali na nas moi rodzice.
– Witaj, Java – przywitali ją.
Mama podeszła do mnie i przytuliła, mówiąc:
– Dobrze, że jesteś cały i zdrowy.
– I głodny – dodałem.
– Dajcie mu rano coś do jedzenia – powiedziała Java – Noc niech jeszcze przegłoduje.
Ojciec skinął głową i spytał:
– Czyli już wszystko z nim w porządku?
– Jak widzisz – potwierdziła – Chociaż było ciężko. W zasadzie mam do was jeszcze jedną sprawę...
Teraz Java była wyraźnie smutna i wahała się przed wypowiedzeniem kolejnych słów. Moi rodzice patrzyli na nią, wyczekująco. W końcu powiedziała:
– Myślę, że Nessie jest gotowa, by wrócić do watahy Sangre.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro