Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10


Dzień mijał nam naprawdę przyjemnie – Rasco pokazał mi parę gatunków roślin, popływaliśmy w jeziorze, gdzie mój brat schwytał nam parę ryb... I oczywiście urządziliśmy sobie powietrzny wyścig. Rasco był pod wrażeniem tego, jaką prędkość osiągałem. Naprawdę niewiele brakowało, żebym go wyprzedził i skończył wyścig pierwszy. Razem wylądowaliśmy w okolicy Króliczej Łąki. Zdyszany usiadłem na niewielkim pagórku z widokiem na rozległą łąkę, skąpaną w promieniach zachodzącego słońca. Rasco siedział obok i patrzył w zamyśleniu przed siebie.

– O czym myślisz? – zapytałem zaciekawiony, kładąc się na grzbiecie.

Rasco wziął głęboki wdech, wracając myślami jakby z innego świata.

- Pamiętam, jak sam spędzałem tu z przyjaciółmi większość czasu. Jako szczeniaki nie znaliśmy żadnych podziałów, byliśmy równi. Oni są z watahy Sangre i... Kiedy rozpoczęliśmy szkolenie, wszystko się zmieniło. Zaczęliśmy niezdrową rywalizację, zamiast współpracy i rzestaliśmy sobie ufać.

– Już się nie lubicie?

– Wiesz... – zawahał się – Trudno to wyjaśnić. Myślę, ze gdyby któreś z nas potrzebowało pomocy, pomoglibyśmy sobie nawzajem. Ale to już nie jest i nie będzie ta sama, szczenięca przyjaźń.

Przeciągnąłem się.

– Moi przyjaciele będą na zawsze.

Rasco ciepło się zaśmiał.

– Tego ci życzę, mały. W tych czasach przyjaciele są bardzo ważni.

Uniosłem głowę, czując przyjemny, słodkawy zapach. Zauważyłem, że Rasco rozgląda się.

– Qiqi... – powiedział rozmarzony, a ja popatrzyłem na niego, zdziwiony.

– Kto...? – próbowałem spytać, ale mój brat już popędził podekscytowany na łąkę.

Po chwili dostrzegłem... wilczycę. Białą, z fioletowymi przebarwieniami. Od razu rzuciło mi się w oczy, że nie ma skrzydeł. Rasco czule przywitał się z nią. Obydwoje machali ogonami, stykając się pyskami. Zaciekawiony wstałem i podbiegłem do niech.

– Hej! – powiedziałem do wilczycy.

– A to jest właśnie Tsume – przedstawił mnie Rasco.

– Cześć, mały – spojrzała na mnie. Miała miły głos – Rasco sporo mi o tobie mówił.

– Dziwne, że o tobie nic nie wspomniał – spojrzałem podejrzliwie na Rasco, przekręcając głowę w bok.

– Nikomu nie mówił – dodała – Związki wilków z różnych watah są różnie przyjmowane, Szczególnie, jeśli jedno z nich ma za rodziców przywódców.

– No właśnie – Rasco westchnął i zmienił temat – A co ty tu w ogóle robisz?

– Wyszłam pooglądać zachód. I widzę, ze mam szczęście, bo trafiłam na świetne towarzystwo. Pójdziemy obejrzeć z górki? – spytała.

– Jasne, będzie lepszy widok – zgodził się Rasco – Chodź, Tsume.

Cała nasza trójka już po chwili znalazła się na najwyższym z pagórków na Króliczej Polanie. Qiqi przytuliła się do Rasco. Niebo przybrało już lekko pomarańczową barwę.

– Chciałabym tak spędzać każdy wieczór – powiedziała.

– Wiem – odparł – Ja też.

Nie chciałem im przeszkadzać, więc po prostu słuchałem, udając, że nie ma mnie obok.

– Może w końcu czas coś zrobić, żebyśmy mogli być razem tak naprawdę?

– Qiqi... – Rasco zmieszał się – Rozmawialiśmy już o tym. Moi rodzice...

– Nie przeżyją życia za ciebie, Rasco.

– Wiem, ale...

– Po prostu z nimi porozmawiaj – przerwała mu – Proszę.

Na moment zapanowała cisza.

– Dobrze – powiedział – Postaram się.

– Obiecaj – Qiqi nie odpuszczała, patrząc mu zadziornie w oczy.

Rasco zaśmiał się.

– Niech będzie, obiecuję.

Qiqi znowu się do niego przytuliła, a Rasco objął ją skrzydłem.

– Chciałabym, żeby czasy były inne – zaczęła – Żeby Oni nie istnieli, a wilki stanowiły jedną watahę. Wyobrażasz sobie, jak pięknie by było, gdybyśmy kiedyś, w przyszłości oglądali nasze szczeniaki na tej samej Łące, na której sami się bawiliśmy, pewni, że nie zaznają podziałów, bólu i wojny...?

Rozmarzony Rasco przytaknął, ale zaraz posmutniał.

– Musielibyśmy naprawić wszystko, co od setek lat niszczyli nasi przodkowie, żeby na nowo połączyć watahy.

– Jak kiedyś zostaniesz przywódcą Sybir, to kto wie...

Rasco tylko się uśmiechnął.

Zanim słońce całkowicie zaszło, odprowadziliśmy ją do granicy Sangre.

W drodze powrotnej spytałem:

– Jak się poznaliście?

– Jeszcze na Króliczej Polanie, jak byliśmy w twoim wieku. Tylko z nią nasze relacje nie zmieniły się, mimo rozpoczęcia treningu, a bardziej pogłębiły.

– Fajna jest – przyznałem.

– To najlepsza wilczyca, jaką poznałem. Nie jest skupiona na sobie, dba o tych, którzy są jej bliscy... Wojowniczka z niej średnia, ale do obrony ma mnie. Nikomu nie pozwolę jej skrzywdzić.

– A co powiesz rodzicom? – spytałem.

Rasco zmieszał się.

– Jeszcze nie wiem, ale... Jutro z nimi pogadam. A poza tym, jutrzejszy dzień też możemy spędzić tak, jak dzisiaj.

– Super! – od razu się ucieszyłem.

Gdy doszliśmy do jaskini, było już ciemno. Rodzice już spali, więc przekradliśmy się obok, żeby ich nie obudzić.

*** *** ***

Następnej nocy, po kolejnym dniu spędzonym z bratem, ze snu wyrwały mnie odgłosy chaosu spoza jaskini. Dziesiątki biegających w tę i z powrotem wilków. Ktoś wszedł do naszej jaskini.

– Zbierajcie się – od razu poznałem głos Darka, skierowany do rodziców – Zmasowany atak przy granicy. Przyda się każdy przeszkolony wilk, Rasco.

– Jasne – Rasco był jeszcze zaspany, ale zerwał się na równe łapy.

– Tsume, pod żadnym pozorem nie wychodź z jaskini – powiedział Dark, zanim odezwał się mój ojciec – Zostań tu i ukryj się.

Wystraszyłem się na poważnie. Nie zdążyłem nawet powiedzieć Rasco, żeby na siebie uważał. Zostałem w jaskini sam. Nie minęło wiele czasu, a zewsząd dało się słyszeć odgłosy walki. Skuliłem się w kącie jaskini, czekając i nasłuchując. Cały się przy tym trząsłem.

Przez pewien moment dało się nawet wyczuć drżenie ziemi od ataków żywiołów.

Miałem tylko nadzieję, ze dające się słyszeć piski bólu i skowyt nie należały do nikogo mi bliskiego.

Odgłosy walki powoli cichły, dochodząc z coraz dalszej odległości, aż w końcu walka przeniosła się na teren Sangre. Cieszyłem się, że ci, którzy zaatakowali, nie są blisko, jednak z drugiej strony wrogie stworzenia nadal mogły kryć się w pobliżu. Przywierając do ścian, ostrożnie wyjrzałem z jaskini. Na niebie widziałem rozbłyski ognistych ataków. Sierść na grzbiecie zjeżyła mi się, kiedy usłyszałem szelest niedaleko – nic więcej się jednak nie wydarzyło. Wkrótce ucichły nawet odgłosy bitwy. Nikt nie wracał do jaskini, a ja bałem się wyjść. Odważyłem się to zrobić dopiero po wschodzie słońca. Obok właśnie przebiegał Itachi, w kierunku jaskini Javy i Nessie. Sierść miał brudną od krwi, utykał też na przednią łapę.

– Itachi...– zawołałem, by spytał, czy widział moich rodziców albo Rasco.

– Nie teraz, Tsume.

Próbowałem spytać jeszcze parę wilków, ale nikt nie miał czasu lub nie zwracał na mnie uwagi. Wszyscy kierowali się właśnie do jaskini Javy i Nessie. W końcu sam pobiegłem właśnie tam. Do uzdrowicielek.

Na miejscu zastałem tylko Nessie i pełno poranionych wilków. Wśród nich krążyli moi rodzice. Od razu do nich podbiegłem.

– Tsume, jesteś cały? – spytała mama, jak tylko mnie zobaczyła.

Nie odpowiedziałem. Zamiast tego, spytałem:

– Nic wam nie jest?

– Powierzchowne rany, nie martw się. Pomagamy Nessie. Java została w Sangre, pomaga tym, którzy nie byliby w stanie tu dojść.

– Gdzie Rasco?

– Nie wiemy – westchnęła – Zaginął gdzieś w tym całym zamieszaniu. Wiemy tyle, że w Sangre zginęła wilczyca oraz, że Dark jest bardzo ciężko ranny.

– Tsume – wtrącił ojciec – Nie przeszkadzaj. Lepiej się na coś przydaj. Leć znaleźć brata, ostatnio walczył na terenie Sangre. I dowiedz się, jak mają się tam wilki.

Musiałem znaleźć Rasco. Odwróciłem się i wzbiłem w powietrze, uważnie się rozglądając. Na terenie Sangre wylądowałem, gdy zobaczyłem Toresa i Tesejnę.

– Jesteście cali? – spytałem od razu.

– Tak, schowaliśmy się w naszych jaskiniach – odparł Tores.

– To tak, jak ja. Wiecie, co z Darkiem?

– Podobno walczył z samym Egonem.

– Z kim? – zdziwiłem się. Nic nie rozumiałem z tego, co się ostatnio działo.

– Przywódca Oni. Każdy, kto go widział mówi, że to żądny krwi potwór. Dark mocno dostał, szczerze to nie wiemy nawet, czy żyje... Podobno zapadł w sen regeneracyjny, a czy się z niego obudzi... Nie wiadomo. Java z nim jest.

– Podobno jakaś wilczyca zginęła – przypomniało mi się.

Tesejna skinęła głową, zasmucona.

– Nie wiemy, kto. Wiemy tylko, że to któraś z tych, co niedawno ukończyli szkolenie.

Nigdzie wśród wilków nie było Rasco.

– Nie widzieliście gdzieś mojego brata?

Pokręcili przecząco głowami.

– Muszę go znaleźć – powiedziałem, już mocno zdenerwowany i znowu wzbiłem się w powietrze.

– Powodzenia! – krzyknęli na pożegnanie.

Rozglądałem się i nic. Same obce wilki i ślady po bitwie – połamane drzewa, spalona ziemia...

Przeleciałem cały teren Sangre. Rasco ani śladu.

"Przecież musi gdzieś być".

Wreszcie dojrzałem go na zachodniej granicy, siedzącego w cieniu drzew. Już z daleka widziałem, że coś jest nie tak. Wylądowałem za nim. Rasco ani drgnął – siedział zgarbiony, wpatrzony w ziemię.

– Rasco? – powoli podszedłem do niego, pełen niepokoju. Mój brat wbił nieobecne spojrzenie w jakiś odległy punkt przed nami.

– Co się dzieje? – spytałem widząc, że oczy ma pełne łez.

Po chwili zdającej się trwać wieczność, odparł:

– Qiqi... Nie żyje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro